Reklama

Eugenia pochodzi z wioski w obwodzie chersońskim. Teraz mieszka w ośrodku dla osób przesiedlonych w obwodzie dniepropietrowskim. - Kiedy rosyjscy żołnierze przyszli na nasze podwórko, byliśmy w piwnicy. Kazali nam wyjść na zewnątrz, sprawdzili dokumenty i odesłali do piwnicy. Potem przenieśli się do naszego domu i tam zamieszkali - wspomina. 

- Nie mamy teraz domu, został zniszczony. Ale nadal chcemy wrócić i odbudować naszą wioskę. Dziękujemy temu miastu za udzielenie nam schronienia. Ale dom jest domem - dodaje.

Reklama

Tatiana została wysiedlona ze swojej wioski. Ona także mieszka w ośrodku w obwodzie dniepropietrowskim. - Moja wnuczka ma siedem lat. Mówi o budowaniu nowych rzeczy, aby mnie pocieszyć. Kiedy pytamy, jakie jest jej największe życzenie, odpowiada: - Chcę mieć własny dom - wyznaje kobieta.

Ałła musiała opuścić swoją wioskę tuż po rozpoczęciu wojny. - Znałam tak wielu ludzi, którzy zginęli, w tym mojego przyjaciela. Jej dom został zniszczony, ale mimo to nadal chce tam wrócić. - To nadal jest nasz dom - mówi.

To tylko kilka historii pacjentek z Ukrainy, którym pomagają terapeuci organizacji Lekarze bez Granic (fr. Médecins Sans Frontières, MSF). Diagnozują u nich PTSD, stres, depresję czy problemy ze snem.

Pomoc psychologiczna po wyzwoleniu

- Jak tylko Rosjanie wyjechali, nasza ekipa zaczęła swoją pracę - opowiada Brazylijka Isabel Kraml, która koordynuje działania specjalistów na obrzeżach Kijowa.

Kraml z organizacją Lekarze Bez Granic związana jest od dwóch i pół roku. Wcześniej pracowała w Gazie, Kongo, Burundi i Gwinei. W Ukrainie pełni rolę menedżerki ds. zdrowia psychicznego. Na początku sierpnia dołączyła do zespołu. Specjaliści wspierają mieszkańców i mieszkanki Buczy czy Hostomelu. Wielu z nich ma problemy ze zdrowiem psychicznym po tym, jak ich społeczności przez wiele tygodni znajdowały się pod kontrolą Rosji.

Z Isabel Kraml rozmawiam dzień po zmasowanych rosyjskich atakach na kilkanaście ukraińskich miast, które nastąpiły 10 października. Jak na ironię, tego dnia obchodzony jest Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego.

- Wczorajszy dzień był dla mnie straszny. To był pierwszy raz, odkąd tu jestem, gdy zaatakowano Kijów. Mieliśmy dużo podobnych alarmów bombowych, ale wcześniej nie doświadczyłam bezpośredniego ataku - mówi psycholożka.

- Wszyscy byli naprawdę zaskoczeni i zszokowani tyloma bombardowaniami, niektóre z nich były naprawdę blisko miejsca, w którym mieszkamy - dodaje.

Ze względu na ataki, ekipa musiała wstrzymać swoje działania. Każdego dnia pracują w terenie, dojeżdżają z Kijowa do północnych miejscowości. Rano spotykają się w biurze i ustalają plan działania na kolejne godziny. Pracują w dziewięciu różnych miastach, razem z lokalnymi ukraińskimi psychologami i psycholożkami. Zajmują się między innymi indywidualnym wsparciem psychologicznym dla dorosłych i dzieci. 

- Prowadzimy także wiele grup terapeutycznych. Mamy więc grupę dla kobiet, mamy grupę ludzi, których członkowie rodzin zaginęli od czasu okupacji, zabrali ich Rosjanie i nie wiemy, co się z nimi dzieje. Rozmawiamy o niepokojach, o tym wszystkim, z czym Ukrainki i Ukraińcy mierzą się od ponad siedmiu miesięcy - wymienia Isabel Kraml. W jednej z grup są także osoby, które były w rosyjskiej niewoli.

Rodzina nie chciała jej słuchać

Nie wszyscy są w stanie rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Albo nie są w stanie o tym słuchać. - Słyszałam od naszego zespołu historię pacjentki, która chciała porozmawiać z rodziną o wszystkich trudnych sytuacjach. Rodzina nie chciała tego słyszeć. Kobieta była naprawdę samotna z tymi wszystkimi uczuciami. Dlatego bardzo ważne jest, aby spędzić, choć chwilę z ludźmi, którzy rozumieją te sytuacje, aby spróbować to pokazać, podzielić się tym, co czujesz i być w tym razem - mówi Isabel Kraml.

- Ludziom trudno jest zaakceptować te wydarzenia. Stracili swoje rodziny i u wielu z nich widzimy symptomy psychosomatyczne, epizody depresyjne czy bezsenność. Często odmawiają pomocy psychologicznej, czasem nie możemy ponownie skontaktować się z pacjentami, bo przemieszczają się - opowiada Douaa Ben Romdhane, która z ramienia Lekarzy bez Granic pracuje jako menadżerka ds. zdrowia psychicznego w Dnieprze.

Kobieta pochodzi z Tunezji. Z organizacją współpracuje od dwóch lat. Jej pierwsza misja odbywała się w Afryce Środkowej. Na koncie ma opracowanie kilku lokalnych, regionalnych i międzynarodowych programów dotyczących zdrowia psychicznego, wsparcia psychospołecznego i pomocy humanitarnej.

- Najważniejszymi czynnościami psychologicznymi, które wykonujemy, jest próba zidentyfikowania przypadków, z którymi ludzie nie mogą sobie poradzić. Chodzi także o pomoc dzieciom, które mają problemy ze snem, nie radzą sobie z gniewem - mówi.

Koordynatorka zauważa w ukraińskim społeczeństwie duży problem związany ze stygmatyzacją opieki psychologicznej i leczenia zdrowia psychicznego. - Dużo osób nie akceptuje pójścia do psychologa. Próbujemy zorganizować dyskusję grupowe, rozmawiać o tym, jak ważne jest posiadanie wsparcia psychologicznego i skontaktowanie się z psychologami - podkreśla ekspertka.

O stygmatyzacji wspomina także Isabel Kraml.

- Ludzie wciąż są nieufni w stosunku do opieki psychologicznej. Myślą, że jest ona potrzebna tylko dla ciężkich przypadków, a nie dla mnie. Staramy się zdobyć zaufanie ludzi, a to wymaga czasu - mówi.

Mimo to, jak zauważa, przychodzi do nich coraz więcej osób. - Ludzie mówią, że czują się winni, gdy wykonują choć drobne przyjemności. Mówią, że od siedmiu miesięcy nie oglądali żadnego filmu lub nie słuchali muzyki, bo wtedy czują się naprawdę winni - opowiada psycholożka.

Terapeuci odpowiadają wtedy pacjentom i pacjentkom, że zdrowie psychiczne to podstawa.

- To nie jest luksus. Musisz o siebie dbać. Także po to, aby opiekować się innymi, gdy masz rodzinę czy pracujesz w społeczności. Jeśli nie będziesz czuć się dobrze, nie będziesz w stanie zapewnić im tej pomocy i wspierać innych - podkreśla.

- To, czego potrzebujemy, by radzić sobie ze stresem i odzyskać energię, nie jest luksusem. To nie egoizm - mówi Kraml.

Siła społeczności

Zadaniem grupy terapeutów Lekarzy bez Granic jest również pomoc całym społecznościom w wykorzystaniu dostępnych zasobów.

- Mieszkańcy spotykają się w świetlicy czy w bibliotece, piją herbatę, jedzą ciasteczka. Są razem, aby podzielić się emocjami. Jest tam jeden z naszych psychologów, który próbuje pośredniczyć w rozmowie i pomagać im. Zauważyliśmy, że podczas takich spotkań następuje wymiana wiedzy, ludzie chcą uczyć się od siebie, zaczynają sami organizować sobie zajęcia. Naprawdę wierzymy, że jest to droga również do wsparcia psychologicznego, aby pomóc społecznościom w odbudowie ich życia społecznego i siły społeczności - opowiada Isabel Kraml.

Wspomina także o solidarności. O tym, że wszyscy pomagają sobie, jak tylko mogą. - To naprawdę coś niezwykłego - przyznaje z uznaniem.

Z kolei grupa prowadzona przez Doueę Ben Romdhane oprócz pierwszej pomocy psychologicznej, konsultacji czy grup wsparcia, prowadzi także zajęcia rekreacyjne dla dzieci i rodzin, zajęcia artystyczne oraz sesje edukujące na temat zdrowia psychicznego.

Tymczasem terapeuci i terapeutki, wykonujących swoją pracę w warunkach ekstremalnych, przy dźwiękach pocisków i alarmów przeciw bombowych, także potrzebują wsparcia.

- Czasami czujemy się przestraszeni, ale mamy wzajemne wsparcie. Staramy się być bardziej odporni. Kiedy słyszymy wybuchy, idziemy do bunkra - mówi Douaa Ben Romdhane.

- Oczywiście nie możemy zapomnieć wszystkiego, co słyszeliśmy. Ale mam poczucie, że nasze działania to małe kroki, które są ważne w procesie uzdrowienia tych ludzi. To też jest naprawdę satysfakcjonujące. Ale oczywiście jest ciężko. To jest wyzwanie - dodaje Kraml.

Zbliżająca się zima wprowadza w mieszkankach i mieszkańcach Ukrainy coraz większy niepokój. Kraml dostrzega to od jakiegoś czasu. Na co dzień widzi dużo cierpienia, ale nie tylko. - Widzimy też wiele niesamowitych, odpornych i ludzi, którzy radzą sobie, jak tylko mogą i dzielą się z innymi tym wsparciem - mówi.