Reklama

Wojska Obrony Terytorialnej formalnie działają od ponad czterech lat. To piąty rodzaj Sił Zbrojnych, obok Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej i Wojsk Specjalnych. Pierwotnie miały wypełnić lukę dotyczącą kwestii obronnych i terytorialnych. W praktyce wychodzi różnie, bo WOT łatają dziury wszędzie tam, gdzie brakuje rąk do pracy.

- Dostajemy ostatnio mnóstwo pozytywnych komentarzy od zwykłych ludzi. Słów wsparcia, które mobilizują nas do ciężkiej służby. Pierwszy poważny sprawdzian? Uśmiecham się, bo za każdym razem nas o to pytają. To nowy kryzys, który jest sprawdzianem nie tylko dla nas, ale też wojska operacyjnego i Straży Granicznej, bo jeszcze czegoś takiego nie było w skali państwa - mówi płk Marek Pietrzak, rzecznik prasowy WOT.

Jak powstały Wojska Obrony Terytorialnej?

Reklama

Wojska Obrony Terytorialnej powstawały pod okiem byłego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Ich utworzenie było jego głównym zadaniem po objęciu władzy przez PiS w 2015 roku, a także spełnieniem programowych obietnic partii. Macierewicz miał pod górkę, bo poza garstką zwolenników, przeciwko jego działaniom były zarówno wojskowe elity, jak i ugrupowania opozycyjne. Ostatecznie WOT powstały 1 stycznia 2017 roku.

To jednak nie Macierewicz był pomysłodawcą ich utworzenia. Kiedy blisko 10 lat temu prof. płk Józef Marczak udzielił głośnego wywiadu "Rzeczpospolitej" pt. Odbudujmy Armię Krajową, temat powołania tego rodzaju wojsk częściej zagościł w mediach, a w środowiskach militarnych był już bardzo zaawansowany. To wtedy powstała kampania społeczna, w którą zaangażowane były różne organizacje proobronne. Jeszcze przed wyborami pomysł utworzenia takiego wojska znalazł się w programach wyborczych PiS i Kukiz’15, temat chciała też zagospodarować Platforma Obywatelska.

Gdy Macierewicz odszedł z rządu, zostały one nieco zapomniane. Brakowało pomysłu na ich zagospodarowanie, a przyszłość formacji stanęła pod znakiem zapytania.

Zupełnie niedawno z odsieczą przyszły doraźne akcje związane z klęskami żywiołowymi, a przede wszystkim pandemia. Wojska Obrony Terytorialnej wypełniły lukę obrony cywilnej, której nad Wisłą po prostu nie ma. Żołnierze WOT odwiedzali więc ludzi w domach, robili zakupy, pomagali, byli blisko człowieka. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się głosy, że jednak ta formacja jest do czegoś potrzebna. I paradoksalnie, kiedy w pandemii upadło wiele firm i przedsiębiorstw, WOT się wzmocniły. Co więcej, zdecydowanie zyskały też na liczebności i doświadczeniu. Kuluarowe pomysły dotyczące likwidacji tej formacji już nikomu do głowy nie przyszły.

Kto zgłasza się do służby?

Wojska Obrony Terytorialnej liczą obecnie blisko 31 tys. żołnierzy, z czego 27 tys. to ochotnicy. Docelowo wojsko ma liczyć 50 tys. żołnierzy, co zostało ujęte nawet w nowej ustawie o obronie ojczyzny. Dziś 60 proc. z nich ma stałe zatrudnienie, kilkanaście procent to studenci, 5 proc. prowadzi działalność gospodarczą, 2,5 proc. gospodarstwa rolne, a 16 proc. stanowią osoby bez stałego zatrudnienia. 19 proc. żołnierzy to kobiety, 32 proc. ma wykształcenie wyższe, 46 proc. wykształcenie średnie. Średnia wieku to 32 lata.

- To żołnierze, którzy na co dzień funkcjonują normalnie w społeczeństwie. 90 proc. z nich odbyło szkolenie podstawowe i weszło w system szkoleń rotacyjnych. Szkolą się minimum dwa dni w miesiącu. Naszym hasłem jest: "zawsze gotowi, zawsze blisko", bo jesteśmy blisko lokalnych społeczności. To dla nas olbrzymi plus, bo doskonale znamy teren i ludzi. Współpracujemy z lokalnymi władzami i jesteśmy gospodarzem na danym terenie. Naszą misją jest obrona i wpieranie lokalnych społeczności - mówi płk Pietrzak.

Jak przekonuje, w jednej kompanii liczącej 140 osób tylko kilku żołnierzy ma status zawodowy. - Nie znajdzie pan dwóch osób wykonujących ten sam zawód - zapewnia. Do WOT należą lekarze, dziennikarze, nauczyciele, językoznawcy, nauczyciele akademiccy, bezrobotni, mechanicy samochodowi, wulkanizatorzy, sklepikarze czy kioskarze. Słowem - można tam znaleźć przedstawiciela niemal każdego zawodu.

Jakie szkolenia przechodzą żołnierze WOT?

Procedura rekrutacyjna jest prosta, bo wystarczy wypełnić formularz zgłoszeniowy. Później wszystko idzie własnym rytmem.

- Potem są testy sprawnościowe, które przypominają nieco fikcję, bo przechodzi je niemal każdy. Najważniejszy etap to szkolenie podstawowe. Po nim spotykamy się już raz w miesiącu na takich szkoleniach przypominających - opowiada nam Michał, żołnierz WOT w latach 2019-2020.

Szkolenie podstawowe trwa 16 dni i rzeczywiście jest największym momentem weryfikacji. Nie każdy bowiem jest odpowiednio przygotowany.

- Trafiają do nas zarówno osoby młode, które są pełnoletnie, ale wciąż się uczą, jak i osoby nieco dojrzalsze. Niektórzy z nich mają za sobą przeszłość wojskową. Staramy się wykorzystywać ich potencjał. W wojsku tężyzna fizyczna jest ważna, ale oczywiście możemy nad nią popracować - uśmiecha się ppor. Anna Jasińska-Pawlikowska, oficer prasowy 12. Wielkopolskiej Brygady WOT.

- W WOT służę jako żołnierz zawodowy. Moja ścieżka przebiegała trochę inaczej, bo zaczynałam służbę w innych jednostkach, a po kilku latach zdecydowałam się na WOT. Ważne dla mnie było to, że tutaj mogę skupić się na służbie lokalnej ojczyźnie - przekonuje. Przypadek Jasińskiej-Pawlikowskiej to rzadkość, bo nie dość, że w wojsku kobiety stanowią mniejszość, to jeszcze w WOT mniejszość stanowią żołnierze zawodowi.

- Jest nas mniej, bo WOT opierają się na żołnierzach służby terytorialnej. By oni mogli służyć potrzebni są żołnierze zawodowi, którzy codziennie spędzają czas w jednostkach i np. przygotowują kolejne szkolenia - wyjaśnia.

Po szkoleniu podstawowym żołnierze WOT przechodzą w tryb szkoleń comiesięcznych. Spędzają wówczas po dwa dni na poligonie. Co robią?

- Każdorazowo staramy się doskonalić umiejętności strzeleckie, ale też taktykę. Ważna dla nas jest topografia, bo żołnierz musi wiedzieć, jak poruszać się w terenie. Istotna jest też pierwsza pomoc medyczna na polu walki. Szkolenia są intensywne, ale to sprawia, że możemy nieustannie doskonalić umiejętności i dodawać kolejne elementy - przekonuje ppor. Jasińska-Pawlikowska.

- Akurat my szkoliliśmy się na poligonie w Nowej Dębie. Było ciężko, ale dobrze wspominam ten czas. Uczyliśmy się strzelać, mieliśmy proste zadania taktyczne, jak, np. zdobywanie budynku. Za weekend ćwiczeń dostaje się dietę lub żołd w wysokości ponad 500 zł - podkreśla Michał.

"Granica nie jest linią namalowaną na kartce"

O Wojskach Obrony Terytorialnej znów jest głośno, bo również ci żołnierze zostali wezwani do zabezpieczenia granicy polsko-białoruskiej. Przede wszystkim są uzupełnieniem dla Straży Granicznej i wojsk operacyjnych. To 1600 żołnierzy, którzy mają proste, ale ważne zadania, które dzieją się na drugiej lub trzeciej linii.

- Jesteśmy zaangażowani w patrole bezpośrednio na granicy - piesze, konne, na łodziach płaskodennych. Delegujemy znaczne wsparcie, jeśli chodzi o bezzałogowe środki rozpoznawcze. Kilkanaście naszych dronów lata 24 godziny na dobę. Delegujemy maszty oświetleniowe, agregaty prądotwórcze, elektrownie polowe - wylicza rzecznik prasowy WOT.

- Uruchomiliśmy też infolinię wsparcia pod numerem 800 100 115. Osoby, które czują się niebezpiecznie, mogą zadzwonić i poprosić o wskazówki. Mogą się też dowiedzieć, czy śmigłowiec przelatujący nad ich domem był polski czy białoruski. Nasze zadania są zakrojone naprawdę na szeroką skalę - przekonuje płk Pietrzak.

Ppor. Jasińska-Pawlikowska dodaje: - Dewizą WOT jest wspieranie i obrona lokalnej społeczności, reagowanie na sytuacje kryzysowe, ale również współpraca z wojskami operacyjnymi. Żołnierze wielokrotnie nieśli pomoc podczas powodzi, podtopień, walki z pandemią COVID-19 czy teraz, na granicy, wspierając Straż Graniczną i współdziałając z wojskami operacyjnymi i policją. Aktualnie wykorzystywane są m.in. umiejętności żołnierzy, którzy pilotują bezzałogowe statki powietrzne. Szkolimy się w wielu dziedzinach.

Jakie uprawnienia mają żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej? W zasadzie takie, jak zawodowi żołnierze wojsk operacyjnych. To był zresztą jeden z największych argumentów opozycji przed powstaniem tej formacji. Politycy przekonywali, że słabo wyszkoleni żołnierze nie mogą mieć dostępu do broni, bo może się to skończyć tragedią. Do tej pory nie było jednak żadnego incydentu, a żołnierze WOT rzeczywiście mogą korzystać z broni.

- Nasi żołnierze wykonujący działania na granicy lub przy granicy są oczywiście uzbrojeni, tak jak żołnierze wojsk operacyjnych. Nie mają natomiast uzbrojenia, jeśli są w zespołach oceny wsparcia. Na poczet wykonywania tych zadań mamy określone prawo użycia środków przymusu bezpośredniego - precyzuje płk Pietrzak.

Żołnierze WOT na granicy polsko-białoruskiej mają więc pierwszy operacyjny sprawdzian. Choć rzecznik WOT jest innego zdania, trudno było tak powiedzieć o pomocy przy powodziach, huraganach czy w trakcie pandemii. Są dziś na granicy i od tego, jak będą wykonywać swoje zadania, może zależeć ich przyszłość.

- Granica nie jest linią namalowaną na kartce. Przyrzekaliśmy, że będziemy jej bronić. Tak postrzegamy naszą służbę - kończy płk Pietrzak.