Reklama

- Uwielbiam nieporadne początki polskiej popkultury, dziwne i oldskulowe reklamy, pirackie wydania filmów sprzed ustawy o prawie autorskim, pokraczne projekty graficzne różnego rodzaju produktów - mówi Krystian Kujda, który od wykupywania kaset video z upadających wypożyczalni przeszedł do organizacji pokazów filmów klasy B.

Ale wróćmy jeszcze na chwilę do lat 90. Wszystkim obecnym dorosłym wychowanym w tamtych czasach wydaje się, że szczyt ich dzieciństwa wydarzył się 10 lat temu. Prawie każdy z nas myśli o 95 roku, jako tym, który trwał w najlepsze jeszcze przed chwilą. Do dziś dziwimy się, gdy nowy znajomy z pracy mówi, że urodził się w 97 roku albo na imprezie poznajemy osobę, która zupełnie ominęła ten czas i choć przyszła na świat po 2000 roku legalnie kupuje alkohol.

Reklama

Dlatego pozostaje nam jedynie sięganie do sentymentów i czerpanie z przeszłości tego co najlepsze... albo najgorsze. Bo przecież już dawno uznaliśmy, że część rzeczy, które z impetem wracają to kicz i tandeta.

Wystarczy spojrzeć na modę - wielkie, plastikowe pierścionki ociekające tysiącami intensywnych kolorów? Mieliśmy nigdy to tego nie wracać. T-shirty upchnięte w spodnie i to takie, z wysokim stanem i kolorowe ortaliony budziły nasz wstręt i cieszyliśmy się, że zostały pożegnane... raz na 30 lat, bo jak widać na ulicach nie na zawsze. Szczęśliwie.

W takim razie czym jest VHS Hell i dlaczego tak kojarzy się z odległymi dekadami? Jest wciąż rosnącą grupą ludzi, która docenia dorobek poprzedniej epoki (a raczej jednej z poprzednich). I choć wydaje nam się, że filmy klasy B to tandeta i kicz, udowadniają, że można się bardzo pomylić w ocenie.

Zapominamy więc na chwilę o netflixach i innych platformach i przypominamy sobie (albo dowiadujemy się, że tak się robiło) procedurę odpalania filmu z taśmy video - połykanie kasety przez toporną czarną maszynę, szum sprzętu, niepewność, czy na nośniku na pewno jest ten film, którego tytuł ręcznie wpisano na specjalną naklejkę z liniami. Albo upewnianie się, czy kaseta jest przewinięta, bo jak nie, to trzeba czekać kilka minut, zanim taśma wróci do początku.

Jak to się zaczęło?

VHS Hell to cykliczne pokazy filmów klasy B z epoki wypożyczalni kaset wideo. Jednocześnie to projekt z dużym zacięciem antropologicznym.

 - Od lat poszukuję materiałów wideo i różnego rodzaju innych pamiątek z okresu PRL-u i transformacji ustrojowej - mówi Krystian Kujda - Interesują mnie zatem nie tylko filmy fabularne, ale i nagrania typu found footage, stare reklamy i teleturnieje telewizyjne, a także bootlegowe figurki, gry planszowe, fotosy, naklejki, generalnie wszystko, co przesiąknięte jest klimatem polskiej popkultury przełomu lat 80./90.

Krystian studiował filmoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim i w ramach odskoczni od klasyki kina wraz z kolegami zaczęli organizować domówki z kinem klasy B z taśm VHS.

- To był czas, kiedy w całej Polsce padały wypożyczalnie wideo i kasety można było w nich kupić często za cenę wypożyczenia. Tak mnie wciągnęło ich kolekcjonowanie, że jeździłem po kraju, skupując setki taśm. Zbudowałem całkiem pokaźną kolekcję, którą zainteresował się Maurycy Gomulicki.

Maurycy Gomulicki jest polskim artystą grafikiem, twórcą filmowym, autorem wielu wpisujących się w przestrzeń miejską instalacji. Lubi i potrafi bawić się formą, światłem i czasem szokować...

- To on wymyślił nazwę VHS Hell, ale ta na początku odnosiła się do instalacji artystycznej, która powstała na potrzeby wystawy w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie w 2009 r. Maurycy wypełnił moimi taśmami jedną z baszt zamku, tworząc krwawe miejsce popkulturowego kultu. Kiedy wystawa po kilku tygodniach dobiegła końca i kolekcja do mnie wróciła, wiedziałem już, że warto zadbać o to, aby filmy te nie zginęły razem z wypożyczalniami i koniecznie trzeba pokazać je szerszej publiczności w takiej właśnie analogowej formie i z lektorską ścieżką dialogową. Za zgodą Maurycego nazwałem projekt VHS Hell, a domówki zamieniły się w seanse kinowe. Pierwszy raz filmy z VHS-ów pokazaliśmy na dużym ekranie w maju 2010 roku, czyli blisko trzynaście lat temu.

Imprezy to nie tylko pokaz filmu. To dyskusje przed i po ekscytacja spowodowana oczekiwaniem na to, co wydarzy się na scenie. A nie zawsze ma się do czynienia z efektem przewidywalnym, zwłaszczazwłaszcza że ważna część odbywa się w trybie "na żywo"

- Oprócz mnie niezwykle ważną rolę w projekcie pełnią Mateusz Gołębiowski i Piotr Czeszewski, którzy są dyżurnymi lektorami na naszych pokazach - podkreśla Krystian Kujda.  - Co istotne, nasi lektorzy nie dostają list dialogowych więc w trakcie seansów skazani są na improwizację. Poza nimi w projekcie ma swój udział Grzegorz Fortuna, o VHS-ach zdążył już nawet napisać doktorat. Nie sposób nie wspomnieć też Michała Szymończyka, który dokumentuje fotograficznie nasze pokazy od 10 lat.

- Jesteśmy na facebooku i Instagramie, nasz projekt można również wspierać na Patronite, a w realu będzie można nas spotkać już pod koniec marca, kiedy to wrócimy z pokazami do gdańskiego Klubu B90.

Nikt się nie spodziewał

Jak zwykle przy okazji pomysłów zrodzonych z pasji i konsekwentnie realizowanych, coś, co na początku było jedynie zabawą, urosło do sporego projektu, w którym che uczestniczyć coraz więcej ludzi. Z VHS Hell początkowo znajomi, potem znajomi znajomych i tak łańcuszek chętnych wspólnego oglądania "kiczowatych" filmów rósł. Czy Krystian spodziewał się takiego zainteresowania?

- W życiu. Początkowo planowaliśmy zorganizować tylko dwa pokazy. Odzew publiczności był na tyle zachęcający, że do tej pory zorganizowaliśmy ich ponad 180. Przez ostatnie 13 lat prezentowaliśmy filmy na wielu festiwalach w całej Polsce. Gdyby nie VHS Hell, nie powstałby też w Gdańsku Octopus Film Festival - obecnie największy festiwal kina gatunkowego w Polsce, któremu razem z Grześkiem Fortuną mam przyjemność szefować.

Bo kto sam w domu odpaliłby film o ożywionym w kanałach embrionie, który łaknie zemsty? Ale z odpowiednią oprawą, takie dzieło staje się sztuką, a sztuki tej Krystian Kujda skutecznie broni.

- Standardowy pokaz VHS Hell składa się z dwóch filmów - jeden z nich leci z taśmy, czyli zupełnie jak w latach 90., drugi natomiast prezentujemy z lektorem na żywo, który improwizuje dialogi. Do tego często prezentujemy kilka trailerów produkcji, które trafiały do wypożyczalni kaset lata temu, a także oldskulowych reklam telewizyjnych. Balansujemy w ten sposób na granicy nostalgii i swoistej dziwności. Ta mieszanka często zmienia proporcje i z czasem ewoluuje. Nieustająco staramy się zaskakiwać widzów.  

Można oglądać kino wysokiej klasy, ale takich festiwali jest pełno. Organizatorzy VHS Hell wybierają filmy klasy B. Co w nich fascynuje? Można traktować je jak sztukę, czy chodzi o pastisz i delikatną kpinę z tematu?

- Kino klasy B to bardzo szerokie pojęcie, często używane jako skrót myślowy, również przez nas. W moim odczuciu nie ma zabarwienia pejoratywnego. Filmy klasy B bywają zaskakujące, nieszablonowe i szalone. Prezentujemy produkcje twórców, którzy przeważnie tworzyli poza wielkimi studiami, a w swoją pracę wkładali całe swoje serce. Być może czasem brakowało im umiejętności i budżetu, ale ich filmy po latach nadal bawią publiczność, czego nie można powiedzieć o wielu produkcjach dumnie określanymi jako artystyczne. Oczywiście, w kinie klasy B również można znaleźć dużo nieoglądalnego chłamu, ale my staramy się wyłuskać najciekawsze perełki.

Czy wśród tylu tytułów, a każdy, kto odwiedził kiedyś, jedną z kultowych wypożyczalni wie, że półki uginały się pod liczbą prostokątnych pudełek, a to był jedynie marny ułamek tego, co w tamtych czasach nakręcono, można mieć swoje ulubione... taśmy?

- Chyba nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - tłumaczy się Kujda - nigdy nie byłem dobry w sporządzaniu list typu TOP10. Ale gdybym miał się trzymać jedynie repertuaru naszych pokazów, to na wyróżnienie na pewno zasługują: "Samurai Cop", "Deadly Prey", "Breeders", "American Hunter" i "The Suckling" (i tu postawię kropkę, choć mógłbym wymienić jeszcze kilka ulubionych obrazów).

"Tęsknota to podstępne zjawisko"

Jest funpage, są wspominki. VHS Hell to nie tylko filmy, ale i miłość do lat 80. i 90.. Teraz jest w modzie, ale Krystian sięgał po wspomnienia minionego już wcześniej. Co takiego pociąga w tym okresie?

- Rzeczywiście, na naszym facebookowym fanpejdżu coraz rzadziej wrzucam posty o kinie klasy B, a coraz więcej jest wspominkowych i nostalgicznych wycieczek do lat 80./90. Wychodzi mi to całkowicie naturalnie i nie zamierzam z tym walczyć. Oldskulowe reklamy, projekty graficzne, z przyjemnością wracam pamięcią także do gier na 8-bitowych komputerach czy programów telewizyjnych z lat 80. i 90. 

Najciekawsze jednak w latach 90. jest to, że minęły i zgodnie z tendencją człowieka zapamiętujemy tylko to, co było dobre i za tym tęsknimy. W tym wypadku dobre, bo zwykle związane z naszym dzieciństwem, a te, jak zwykło powtarzać każde pokolenie, zupełnie różni się od tego, co dajemy młodym dziś. Za naszych czasów... było nie do pomyślenia - i od razu przywołujemy w głowie coś, co docenialiśmy, a współczesna młodzież nie potrafi. A tak naprawdę chodzi tylko o sentyment i to, że miłe wspomnienia można odszukać w swojej głowie, zwłaszcza jeśli jakiś obrazek w internecie ułatwi otwarcie odpowiedniej szufladki.

- Tęsknię za tamtymi czasami, ale jednocześnie pamiętam, że nostalgia to podstępne zjawisko i bardzo łatwo ją przedawkować. Cieszę się, że pamiętam tamte czasy i emocje, które towarzyszyły wyprawom do wypożyczalni kaset czy odpalaniu nowej gry na Commodre, ale równie bardzo doceniam obecne czasy obfitości i szybkiego Internetu - podkreśla Krystian Kujda.