Nie tak dawno temu obchodziliśmy 160. rocznicę powstania styczniowego, którego uczestnicy w odrodzonej II Rzeczpospolitej byli traktowani ze szczególną czcią. Około 3,5 tys. z nich, którzy doczekali wolnej Polski, mianowano podporucznikami. Otrzymali też stałą pensję od państwa, a salutowali im generałowie.
Jednym z aktów wdzięczności było też przekazanie im domów na Osiedlu Łączności. Takiej nazwy nie ma co szukać na aktualnej mapie Warszawy i jej okolic. Dziś to miejsce nazywa się Boernerowo i nazwę tę mieszkańcy stolicy kojarzą z pętlą tramwaju "20" jeżdżącego tunelem pod placem Zamkowym, ale niekoniecznie wiedzą, jaka jest historia tego osiedla.
- A ona jest bardzo bohaterska i tragiczna, odwzorowująca losy Polaków w XX wieku - mówi "Tygodnikowi" Interii pani Lowisa Lermer. 83-latka na Boernerowie mieszka "od zawsze" i zależy jej, by pamięć o jego przeszłości nie zaginęła.
Boernerowo leży dziś w dzielnicy Bemowo, a ta z kolei na lewym brzegu Warszawy, po jego północno-zachodniej stronie. W granicach stolicy jest od lat 50., wcześniej była to osobna miejscowość, powstała w trzeciej dekadzie XX wieku.
Budowano ją z myślą o stworzeniu przedmieścia-ogrodu, gdzie ludzie mieliby kontakt z naturą, żyli bez miejskiego zgiełku, ale jednocześnie niekoniecznie daleko od zabudowań Warszawy. Koncepcja takich miasteczek-ogrodów w 20-leciu międzywojennym była bardzo popularna - nieopodal stolicy wzniesiono chociażby Zalesie Dolne (dziś wchodzące w skład Piaseczna) oraz Łomianki.
Pomysł na Boernerowo przewidywał, że zabudowę od głównych dróg oddzielą 40-metrowe pasy zieleni, zwane rezerwatami. Osiedleni tam otrzymali szkołę, kościół z parafią, obiekty sportowe, studnię oligoceńską ze stacją pomp i targowisko. Wszystko mieli na miejscu, co przypomina teraźniejszą koncepcję "miast 15-minutowych", gdzie wszystko jest pod ręką, więc auta często można zostawić w garażu, zamiast tkwić w nich w korkach.
Zakładano, że na Osiedlu Łączności zamieszkają - zgodnie z nazwą - łącznościowcy, a więc zatrudnieni na poczcie, w Polskim Radiu, przy obsłudze telefonów czy wykonujący inne zawody teletechniczne. Dlatego nad jego budową czuwał ówczesny minister poczt i telegrafów Ignacy Boerner. Na jego cześć w 1936 roku nazwę osady zmieniono na Boernerowo.
Kryzys budowlany trawiący gospodarkę dwudziestolecia międzywojennego sprawił, że do budowy domów użyto przede wszystkim drewna. Bratanica Ignacego Boernera - Wanda Boerner-Przewłocka - zaprojektowała pięć typów budowli: A, B, C, D oraz E.
Dom kategorii A był jednokondygnacyjny, wolno stojący na planie prostokąta - w skrócie najprostszy. Im wyżej w alfabecie, tym większy rozmach, bo mieszkańcy domów E mieli do dyspozycji parę pięter, werandę oraz balkon. Do naszych czasów przetrwały 62 takie budynki i są one zabytkami.
Wanda Boerner-Przewłocka przeżyła II wojnę światową, a po niej zamieszkała w Anglii. W 1952 roku zdobyła II nagrodę za dekorację Trasy Koronacyjnej królowej Elżbiety II.
Jak opisuje Lowisa Lermer, ostatecznie na Boernerowie znaleźli się przede wszystkim kombatanci walczący o wolność Polski w latach 1863-1920 (od powstania styczniowego do wojny z Rosją Radziecką) i wojskowi. - Poza nimi byli też przedstawiciele bardzo różnych zawodów: adwokaci, lekarze, dziennikarze, urzędnicy - wylicza "biografka" osiedla.
Peowiacy, czyli byli członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej (1914-1921) sami wybudowali ulice, później linię tramwajową (w trzy miesiące!), a ich sielskie życie na obrzeżach stolicy zakłócił wybuch II wojny światowej.
- Powstaniec warszawski Lucjan Wiśniewski ps. "Sęp" (zmarł w 2017 roku - red.) mówił, że w Boernerowie to wszyscy byli w konspiracji i niewiele się mylił - działał w niej niemal każdy. To się udało, bo społeczność była bardzo ze sobą zżyta, jak w "Trzech Muszkieterach": jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - podkreśla Lowisa Lermer.
Wspomina o sołtysie, inżynierze Władysławie Graffie, dzięki któremu nikt z boernerowiaków nie trafił na przymusowe roboty do Niemiec. Sfałszował wykazy meldunkowe, dzięki czemu "okazało się", że wszyscy pracują, a więc są potrzebni. W międzyczasie kandydaci do wywózki zdołali się ukryć.
Inż. Graff prosił też, by na tym osiedlu nie sprzedawać wódki okupacyjnym żołnierzom, co hitlerowskiej władzy się spodobało, przez co represje bywały mniej dotkliwe. W lutym 1944 roku doszło jednak do egzekucji za ukrywanie Żydów. Rozstrzelano wtedy Bronisława Przybysza oraz Pawła i Reginę Rozenmannów. Pierwszy z zamordowanych otrzymał tytuł "Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata".
Po tym, jak wojna się skończyła, Boernerowo spokoju nie zaznało. Zdaniem Lowisy Lermer w latach 1952-1953 komuniści popełnili tam zbrodnię wysiedlenia "według sprawdzonych wzorców zaczerpniętych od sowieckich bolszewików i nazistów niemieckich".
- Wysiedlono stamtąd właścicieli 284 nieruchomości i mających u nich dach nad głową uciekinierów ze stolicy, którzy opuścili ją podczas okupacji. Boernerowiacy stanowili realne zagrożenie dla komunistów, to przecież byli piłsudczycy, legioniści, byli katorżnicy, którzy przed wojną otrzymali domy w darze od Stowarzyszenia Bratnia Pomoc Byłym Uczestnikom Walk o Niepodległość. Mieli zdecydowane poglądy polityczne, byli bardzo patriotyczni - przypomina nasza rozmówczyni.
Ówcześnie rządzący widzieli wśród ludności Boernerowa "niewłaściwe rodowody". Odszkodowania, jakie im wypłacono, nie mogła zrekompensować przymusowej przeprowadzki z domów w miasteczku-ogrodzie do małych mieszkań, niekiedy z kuchnią dzieloną z innymi lokatorami. Uznano, że nie są właścicielami boernerowskich nieruchomości, podpierając się dekretem "o nabywaniu i przekazywaniu nieruchomości niezbędnych do realizacji narodowych celów gospodarczych".
"Nic bardziej mylnego, ponieważ mieszkańcy zostali najpierw wysiedleni, a dopiero potem, już po włączeniu Boernerowa do Warszawy (w 1952 roku - red.), ludowa władza próbowała uzasadnić bezprawie i znalazła jako pretekst w/w dekret" - czytamy w felietonie Lowisy Lermer opublikowanym na stronie Towarzystwa Boernerowo.
Autorka tekstu zauważa, że Rosjanie rozpraszali po ZSRR różne społeczności, aby je osłabić - i tak samo stało się z zamieszkałymi w Boernerowie, których rozlokowano w rozmaitych dzielnicach Warszawy. Jak dodaje, jeszcze wcześniej, w 1946 roku, Biuro Odbudowy Stolicy oraz resorty obrony i spraw wewnętrznych porozumiały się, by te drugie urzędy otrzymały tereny na zachód od centrum powstającego z ruin miasta.
- Po jednej stronie wybudowała się Wojskowa Akademia Techniczna, z drugiej strony, między Wawrzyszewem a Chomiczówką, powstało lotnisko wojskowe. Uznano, że Rosjanom - pierwszej kadrze WAT i pułku lotniczego - przydadzą się domy, więc zajęli domy, z których wysiedlono boernerowiaków - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem" Interii.
Po "odwilży" w Polsce pojawiła się iskierka nadziei, by prawowici właściciele wrócili do swoich domów na Boernerowie, ale ta skra była bardzo blada. Najpierw, jak opisaliśmy, bohaterom "w podzięce" odebrano domy, a gdy po 1956 roku pojawiła się "formalna możliwość" ich zwrotu, warunkiem było oddanie przydzielonego po wojnie mieszkania. Wartość tych lokali nie przystawała jednak do wartości willi na obrzeżach Warszawy.
- Moja koleżanka, spadkobierczyni, do tej pory nie może odzyskać swojej własności. Sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego, do którego kasację złożył Urząd Dzielnicy Bemowo. Wojewódzki Sąd Administracyjny orzekł, że dom już dawno powinien być zwrócony - zaznacza Lowisa Lermer, uściślając, że niektórym udało się wrócić na Boernerowo na przykład w latach 70.
Dziś na Boernerowie mieszka około 1200 osób. Z chronionym przez konserwatora zabytków układem ulic - Telefonicznej, gen. Kaliskiego, Akantu czy Telewizyjnej - to doskonałe miejsce na niedzielny spacer.
- Chcemy odtworzyć na Boernerowie takie społeczeństwo obywatelskie, jakie istniało przed wysiedleniami. To moje miejsce na ziemi. Mam marzenie, by inicjatywę przejęło młode pokolenie, a to co wiem, staram się mu przekazać. Dla Boernerowa można i trzeba zrobić wszystko, co tylko można - podsumowuje Lowisa Lermer.
Tramwaj "20" dojeżdża na Boernerowo jednotorową linią z mijankami, jedyną taką w Warszawie, a jego pętla skąpana jest w leśnej zieleni, przez którą przedzierają się wiekowe niekiedy szynowe pojazdy. W pobliżu można się przejść dydaktycznymi ścieżkami, a w Lesie Bemowskim, przy odrobinie szczęścia, spotkamy łosia, zająca, dzika albo i sarnę.
Zobaczyć można też nietypową kapliczkę zwyczajowo zwaną Matką Boską Telefoniczną, a nieopodal niej kamień upamiętniający masakrę mieszkańców z czasów powstania warszawskiego. Ponadto w jednym boernerowskich domów znajdował się prowizoryczny szpital, w którym uratowano życie Markowi Edelmanowi, dowódcy powstania w getcie warszawskim.
W artykule wykorzystano felietony Lewisy Lermer publikowane na stronie Towarzystwa Boernerowo (boernerowo.org) oraz informacje na witrynach Urzędu m.st. Warszawy.