Z "Lalką jest tak zawsze" Jeszcze nie powstały, a już budzą kontrowersje. Tym razem ekranizacje. Budzą kontrowersje także tym, że wszyscy postanowili nakręcić je naraz. Jeszcze niedawno wszystko wskazywało na to, że nowe "Lalki" powstaną trzy. Sytuacja jest dynamiczna, ale w momencie pisania tego tekstu wygląda na to, że lata 2026 i 2027 przyniosą jednak dwie nowe ekranizacje. Co najmniej jedna z nich ma szanse wzbudzić sporą krytykę, co dla "Lalki" nie jest niczym nowym.
Pierwsza planowana "Lalka" to filmowa superprodukcja GigantFilms w reżyserii Macieja Kawalskiego, z Marcinem Dorocińskim i Kamilą Urzędowską w rolach głównych. Druga - sześcioodcinkowy serial Netfliksa, w którym wystąpią Sandra Drzymalska i Tomasz Schuchardt. Miała być i trzecia wersja! Początkowo wsparcie dla wersji kinowej zadeklarowała Telewizja Polska, która planowała równolegle stworzyć serial. Jednak - jak ujawnił producent Radosław Drabik - TVP wycofała się z projektu, powołując się na konkurencję ze strony Netflixa. Choć umowa z nadawcą nie została podpisana, Drabik zapewnia, że film powstanie niezależnie od decyzji TVP, a zdjęcia ruszają wkrótce.
A to tylko wierzchołek góry lodowej awantur o "Lalkę". Netflix zapowiada trochę inną historię niż ta z książki. W wersji reżysera Pawła Maślony panna Łęcka ma być ponoć (wedle zapowiedzi twórców) silną kobietą, walczącą o swoje prawo do wyboru, niezależną i zdeterminowaną, niczym bohaterki z zupełnie innej powieści Prusa, bo z "Emancypantek". Chyba jednak niż do 19-wiecznych pozytywistek bliżej jej będzie do dzisiejszej aktywistki feministycznej.
Warto przypomnieć, że postać Łęckiej była interpretowana od początku bardzo różnie. Lalką, określano jak i dzisiaj pustą, ładną kobietę, więc dziś chyba szybciej pasowałaby do obrazu “dziewczyny z Dubaju". Ale w Łęckiej jest wyraźny rys ideologiczny i to dokładnie przeciwny do ówczesnych zachowań “postępowych". To arystokratka żyjąca w swoim arystokratycznym świecie, pomimo że zaliczył on już dawno finansową plajtę. Wzdycha do antycznych rzeźb, zaczytuje się w twórczości swojego kuzyna Krasińskiego pomstującego na upadek czasów i ruchy rewolucyjne. Łęcka to dziecko dawnej elity, w stopniu większym niż jej ojciec.
Zresztą do dziś trwają dociekania, kto mógł być pierwowzorem wielkiej miłości Wokulskiego. Podejrzewano o to między innymi pannę Konstancję Hulanicką, siostrę ucznia Prusa. Ale dowodów na romans między tą dwójką brak. Samo małżeństwo pisarza z panią Oktawią Głowacką z domu Trembińską uchodziło za poprawne, grzeczne i kompletnie beznamiętne. Oktawia była kuzynką Prusa (w tych czasach takie związki były częste) i na pewno aktywnie uczestniczyła w pracach redakcyjnych nad jego książkami. Żeromski opisał ją jako osobę “nudnego autoramentu, ciężko nad podziw kombinującą".
Siłą rzeczy, muszą się pojawiać intepretacje, że pisarz w powieści opisał to, co znalazł poza małżeństwem. Czy było to prawdą? I czy działo się tylko w powieści,czy też w życiu? Chyba już się nie dowiemy.
Z Wokulskim też nie będzie lekko. Do tej pory przede wszystkim postrzegano jego postać jako człowieka, który od romantyzmu, czyli skupienia się na heroicznej walce za ojczyznę ucieka najpierw w biznesy, a potem miłość do wyśnionego ideału. W końcu Łęcka Wokulskiego nie jest prawdziwą Łęcką, a jego imaginacją.
W serialu Wokulski ma być, wedle skąpych informacji przekazywanych przez jego twórców, człowiekiem szukającym zaspokojenia swojej pustki życiowej. Czyli bardziej przedstawicielem współczesnego pokolenia X, Y czy Z. Zoomerem przeboćcowanym telefonem komórkowym.
Czy twórcy serialu nie utopią "Lalki" w swoich zainteresowaniach, współczesnych modach premiowanych przez Netflix ujęciach tematu? Nie można oprzeć się wrażeniu, że na tej platformie dobrze widziane jest wywracanie dawnych scenariuszy i realiów historycznych pod dzisiejsze popularne schematy. Nie może obyć się więc i bez złośliwości. Na razie zaczęły pojawiać się komentarze, że Izabela Łęcka będzie aktywistką klimatyczną i będzie przyklejać się do mostów. Kwestia czasu kiedy powstaną na ten temat memy.
Ale kto wie. “Lalka" wciąga, a Prus ma wielką moc przekonywania i stawiania raczej pytań niż dawania gotowych odpowiedzi. Może więc przekona twórców serialu do tej otwartości interpretacyjnej wychodzącej poza modny współczesny schemat - młoda kobieta walcząca o swoje prawa, mężczyzna uwięziony w swojej męskości i społeczeństwo jako oprawca.
O "Lalkę" ludzie w Polsce kłócili się od kiedy "Kurier Codzienny" zaczął publikować powieść Aleksandra Głowackiego używającego pseudonimu Bolesław Prus, czyli od września 1987 roku. Niecałe dwa lata później, gdy opublikowano ostatni odcinek, wiadomo było, że to wielki sukces, a autor wiedział już, że nie będzie należał do tych pisarzy, którzy na sukces muszą czekać do śmierci albo nadejścia przyszłego pokolenia. Znał swoją miarę, ale tego, że po niemal półtora wieku Polska będzie żyła filmowymi adaptacjami akurat tej jego książki, chyba by nie przewidział.
Zresztą dokładnie w tym czasie kiedy pisał "Lalkę" na świecie kręcono pierwsze próbki filmowe. Na pierwszą ekranizację powieść musiała czekać prawie 70 lat, do 1968 roku, kiedy powstał film Wojciecha Hasa. Reżyser zabierał się za niego przez kilkanaście lat. Na tyle długo, że w międzyczasie tragicznie zginął jego wymarzony Wokulski - Zbigniew Cybulski. Kto wie być może rola prusowskiego bohatera stałaby się najważniejszą i dziś zamiast charakterystycznego zdjęcia z "Popiołu i Diamentu" z pistoletem maszynowym w ręce, najbardziej znanego buntownika polskiego kina kojarzylibyśmy ze stonowanym i eleganckim panem Stanisławem w meloniku i z laseczką? Cybulskiego zmiażdżył pociąg we Wrocławiu krótko przed rozpoczęciem przygotowań do filmu, a jego rolę przejął Mariusz Dmochowski, dziś kojarzony chyba najczęściej z rolą hetmana Jana Sobieskiego, przyszłego króla, w "Panu Wołodyjowskim".
Film Hasa nie wszystkich rzucił na kolana, a wielu miłośników powieści i krytyków wychodziło z kina rozczarowanych. Tyle lat czekali. "Lalka" była lekturą szkolną przed wojną i dziwne, że już wówczas nie było przymiarek do ekranizacji. W PRL temat zmonopolizował, obstawił Has, który brał się za to i brał. W końcu nakręcił film artystyczny, ambitny, ale zgubił całą przyziemną warstwę, dla której ludzie kochają romanse. Zastąpił ją psychologiczny portret Wokulskiego i przeintelektualizowany film oraz twórca narzekający na krytykę, która nie zawsze dorosła do jego dzieła.
Długi czas oczekiwania i artystyczno-intelektualne ambicje Hasa w pełni zrekompensował serial z 1977 roku. To była bomba, przełom. Do dziś dla wielu osób, włącznie z niżej podpisanym, to najlepszy polski serial. Wierny powieści, dynamiczny, ciekawy, z oszałamiającym odtworzeniem dawnej Warszawy. Grono zdolnych reżyserów kręcących kolejne odcinki przeniosło polskiego widza na jakiś czas do 19. wieku. To był też wielki powrót książki. Jak się okazało, by to sprawić, nie trzeba było wcale przy niej kombinować. Przecież - ostatecznie - romantyzmy, romantyzmami, ale czy po stu latach dylematy “Lalki" były takie nieaktualne? Młodość i doświadczenie. Rotacja elit. Miłość odbierająca rozum. Granica między altruizmem i pożądaniem. I ta piękna dawna Warszawa, i ta piękna młoda... Ano właśnie, jeśli chodzi o pannę Izabelę to nie wszyscy byli przekonani do pięknej Małgorzaty Braunek. Miała być zbyt dystyngowana i posągowa. Co ciekawe, za rolę w "Potopie", Braunek była krytykowana dokładnie z odwrotnych przyczyn, że za była zbyt ekspresyjna i emanująca seksem jak na pannę Oleńkę. Niełatwo Polakom dogodzić w roli naszych diw narodowych.
Z Wokulskim też pojawił się problem, bo przyćmił go, a w sumie może wszystkich i wszystko w tym serialu, Bronisław Pawlik jako stary subiekt Rzecki. Skądinąd to może być największe wyzwanie dla twórców obecnych interpretacji. Czy poradzą sobie z arcypolskim Rzeckim? Dla wielu ludzi stary subiekt to już zawsze będzie Pawlik. A Pawlik na zawsze został po tej roli subiektem. Przecież nawet u Barei w “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" to znowu ta sama postać: wieczny romantyk, erudyta, za nic mający materialne dobra tego świata, człowiek, który tyle wie, a oszukać go może każdy. Nasz narodowy naiwniak śniący o Napoleonie, który przegoni wrogów.
Tak więc, zaczekajmy do premier obydwu produkcji i pokłóćmy się porządnie o Rzeckiego! Wielka i wiecznie żywa powieść Prusa zdecydowanie na to zasługuje byśmy się jeszcze długo o nią i jej ekranizacje spierali.