Reklama

Karolina Olejak: Stereotyp "tępego koksa z siłowni" wciąż jest aktualny?

Jakub Chwiłkowski: - Dziś na siłownie chodzą wszyscy.

Reklama

To nowa subkultura?

- Na pewno siłownie bardzo zyskały na popularności. Prowadzimy siedzący tryb życia i to bardzo dostępna forma aktywności fizycznej. Zwłaszcza w dużych miastach.

W korporacjach każdy chodzi "na siłkę".

- Wielu z nas ma karty "benefitowe" w kieszeni. Media społecznościowe mocno kreują taki model "lajfstylu". Dużo pracujemy, a ta siłownia jest czymś, co robimy dla siebie.

Do ciebie po plany zgłaszają się częściej kobiety czy mężczyźni?

- 95 proc. osób, które do mnie piszą, to kobiety.

Z czego to wynika?

- Moim zdaniem kobiety nie boją się prosić o pomoc i są bardziej nastawione na rozwój. Jeśli chodzi o mężczyzn, to wciąż pokutuje stereotyp, że oni nie muszą o siebie dbać. Nie chodzą do lekarzy, dietetyków, specjalistów. Uważają, że sami rozwiążą swoje problemy. Nie mówię oczywiście o wszystkich. Jednak większość tak niestety podchodzi do sprawy.

I rozwiązują?

- Jeśli ktoś nie był nauczany dobrych nawyków, od zawsze źle się żywił i o siebie nie dbał, to bardzo trudno to zmienić. Organizm to skomplikowana maszyna. Mamy kwestie hormonów, budowy ciała i indywidualnych predyspozycji. Nie wystarczy się "zmęczyć", żeby osiągnąć oczekiwany efekt.

Wtedy zaczyna się problem

- Jeżeli do siłowni podchodzimy zdrowo to nie. Problem pojawia się, gdy ćwiczenia stają się obsesją.

Jak ona się budzi?

- Wszystko zależy od osoby i celu, który sobie wyznaczy. Jeżeli ktoś chce po prostu poprawić swoją kondycję, parametry zdrowotne czy lepiej czuć się ze swoim wyglądem, to wszystko jest ok. Pułapka polega na tym, że granica między takim podejściem a niezdrowym, obsesyjnym modelowaniem ciała jest bardzo cienka i łatwo ją przekroczyć.

Gdzie przebiega?

- Trudno podać jeden, właściwy dla wszystkich punkt odcięcia. Na pewno alarmujące są sytuacje, w których zaczynamy czuć wyrzuty sumienia czy złe samopoczucie, wynikające bezpośrednio z kwestii żywieniowych lub treningowych.

Z czym się wtedy źle czujemy?

- Z tym że np. trening nie został wykonany perfekcyjnie, tak jak chcieliśmy. Zjedliśmy nieco więcej kalorii, niż mieliśmy w zamiarze. To normalne, że czasem przez ograniczony czas czy ogromne zmęczenie zrezygnujemy z treningu. W tych sytuacjach powinniśmy na chwilę zwolnić i odpocząć. Osoby, z zaburzeniami odżywiania, mają z tym ogromny problem.

Pojawiają się wyrzuty?

- Nasza motywacja do działania bardzo spada. Czujemy, że cały trening jest niewiele wart, bo nie wykonaliśmy jednego, brakującego ćwiczenia. Takie zero-jedynkowe podejście jest bardzo niebezpieczne.

Klimat siłowni to podkręca?

- Ludzie, idąc w takie miejsce, wyobrażają sobie, że wszyscy będą ich obserwować, oceniać. To może wpędzać w kompleksy.

A ludzie patrzą?

- Przeważnie nie. Każdy jest zajęty sobą, swoimi ćwiczeniami.

To może my sami zaczynamy się porównywać?

- Nie mamy wpływu na to, kogo spotkamy na siłowni.  Może zdarzyć się, że będzie tam ktoś bardzo dobrze wyrzeźbiony. Jeśli dana osoba ma takie tendencje, to może wpędzać go to w poczucie bycia gorszym, słabszym. Jednak znacznie bardziej destrukcyjny wpływ na nasze poczucie wartości mają  media społecznościowe.

Dlaczego?

- Na siłowni spotkamy jednego, dwóch gości, którzy wyglądają lepiej niż my. Media społecznościowe zalewają nas obrazkami idealnych ciał. Zwłaszcza jeśli obserwujemy kategorie fitness. Im więcej takich treści oglądamy, tym bardziej jesteśmy nimi bombardowani. W końcu w głowie powstaje przeświadczenie, że wszyscy wyglądają świetnie, a z nami jest coś nie tak.

Trudno złapać dystans.

- Ludzie publikują najlepsze wersje swoich ciał. Wiele z nich zawodowo zajmuje się fitnessem. Trudno sobie wytłumaczyć, że my nie mamy tyle czasu i możliwości, żeby tak ćwiczyć.

Pojawia się pokusa, żeby się wspomagać?

- U mężczyzn? Na pewno nierzadko. Częściej niż u kobiet. Ostatecznie bardzo wiele zależy od uwarunkowań genetycznych. Zawsze można pracować na masie mięśniowej, ale są pewne ograniczenia. Wtedy może pojawić się frustracja, a wraz z nią taka pokusa.

Taki doping jest łatwo dostępny?

- Jest mnóstwo stron, gdzie można kupić doping i sterydy - typową farmakologię. To jest oferowane wprost. Przykładowo, gdy wejdziesz na Instagram, to łatwo trafić na substancje reklamowane zdjęciami kulturystów. Wszystko przedstawiane jest jako cudowne i bezpieczne środki. Nie mówi się o ciemnej stronie.

Jaka ona jest?

- To w wielu przypadkach ogromna ingerencja w gospodarkę hormonalną organizmu. Przy złym stosowaniu mogą pojawić się trwałe zmiany w mózgu i całym organizmie. Oczywiście dużo zależy od stosowanej substancji, bo nie należy wrzucać wszystkiego do jednego worka.

Stąd stereotyp tępych osiłków?

- Szczerze? Dokładnie nie wiem, bo nie jestem specjalistą w tym zakresie. Moja hipoteza jest taka, że wziął się od osób, które ze środkami przesadzały i używały ich nieumiejętnie. W latach 90. kiedy na rynku pojawiały się pierwsze takie preparaty, niewiele było o nich wiadomo. Dziś znacznie lepiej je znamy. Można dobrze poprowadzić taką "kurację", jeśli jest się pod kontrolą wielu lekarzy. Niestety wciąż są osoby, które robią sobie nimi krzywdę. Nie mówi się o tym, ale grupy kulturystów cechują się wysokim odsetkiem osób z depresją. To również może mieć związek ze zmianami hormonalnymi, które wywołują takie substancje.

Przygotowując się do tej rozmowy, przejrzałam trochę kont. Mam poczucie, że niektóre rady wykluczają się wzajemnie.

- To dość toksyczna sfera mediów społecznościowych. Istnieje wiele kont, gdzie można znaleźć dobre, potrzebne rady. Niestety są wymieszane z samozwańczymi ekspertami, którzy proponują różne eksperymenty. Promują niezdrowe postawy.

Na przykład?

- Perfekcyjne podejście do diety. Narzucanie sobie niezdrowych restrykcji w postacie wykluczania różnych produktów np. nabiału, glutenu, tłuszczy. Tymczasem nie ma badań, które potwierdzałyby, że osoby zdrowe przy takim podejściu szybciej "zrobią formę".

Jakie jeszcze?

- Podejście "100 proc. albo nic". Jesteś na diecie 7 dni w tygodniu, przez 24 godziny. No, ale zdarzy się, że zjesz coś spoza listy np. ciasto u babci. U osób, które mają złe przekonania na temat odżywiania pojawić się może poczucie winy i przekonanie, że cały tydzień jest zmarnowany.

Do czego to prowadzi?

- Do błędnego koła odchudzania.

Co to takiego?

- Osoba, która wyznaje takie podejście, jest jakiś czas na takiej diecie, zdarza się "wpadka" np. takie ciasto. To bardzo mocno wpływa na motywacje. Dana osoba się załamuje, znowu zaczyna jeść. Pojawiają się wyrzuty sumienia, więc wraca do restrykcyjnej diet, na których długo nie da się wytrzymać.

Ty też wpadłeś w to błędne koło?

- Na szczęście nie, ale przejawiałem różne zaburzone zachowania związane z żywieniem.

Od czego się zaczęło?

- W sumie wyszło niewinnie. Chciałem trochę polepszyć formę. Grałem w piłkę nożną i to miało pomóc mi kondycyjnie.

Co było później?

- Zacząłem testować różne diety. W tym te restrykcyjne.

Z ciekawości?

- Na początku byłem ciekawy. Trzymałem mocno dietę, ale uważam, że wtedy nie miałem jeszcze problemów. Sprawdzałem, testowałem, ale podchodziłem do tego na większym luzie.

Kiedy to się zmieniło?

- Działo się to stopniowo. Poszedłem do liceum, do większego miasta. Wtedy pojawiła się możliwość chodzenia na siłownię. Zacząłem wkręcać się w temat fitnessu. Bardzo dużo czytałem, liczyłem i testowałem różne rzeczy.

To jeszcze nie brzmi jak tragedia.

- To były pierwsze symptomy. Jestem perfekcjonistą, więc starałem się trzymać zdrowe założenia, które dostałem od trenera, ale realizować jak z linijką. Problem pojawił się wtedy, gdy nie miałem możliwości ich utrzymać. Miałem wyrzuty sumienia, gdy nie wykonałem zadań na 100 proc.

Na czym to polegało?

- Jeśli nie wykonałem odpowiednio planu, dręczyły mnie myśli, w których źle się oceniam. Byłem zawiedziony. Tak jakby wcześniejsze dokonania się nie liczyły. Dopiero po dobrze wykonanym treningu mogłem czuć, że wszystko idzie zgodnie z planem.

Do czego to doprowadziło?

- W najgorszym momencie bałem się pójść do kościoła, bo przyjęcie eucharystii to były dodatkowe kalorie, których nie mogłem precyzyjnie policzyć.

Jak się liczy kalorie eucharystii?

- Pół żartem, pół serio: można znaleźć w internecie różne informacje na ten temat. Później wyliczyć, ile waży taki kawałek opłatka i dodać to do swojej listy. Ja w tamtym momencie ważyłem wszystko. Wyliczałem kalorie nawet dla listka szpinaku czy plastra pomidora. Takie podejście mocno odradzam, bo to zgubna droga. Lepiej tego nie robić. Oczywiście nie ma nic złego, jeśli szacunkowo kontrolujemy liczbę przyjmowanych kalorii. Robimy to po prostu z głową i bez ładunku emocjonalnego. Ja jednak nie myślałem właściwie o niczym innym. Cały czas liczyłem albo planowałem, co zjem, tak żeby wszystko się spinało.

Z ćwiczeniami było podobnie?

- Tak. Wstawałem do łazienki kilkanaście razy w nocy (skutek uboczny mocnej redukcji). Kroki, które robiłem na trasie z łóżka do łazienki, wpisywałem do swojego zestawienia. Moje życie towarzyskie i rodzinne właściwie nie istniało. Nie miałem na to czasu, a bardziej nie chciałem mieć, bo zajmowałem się tylko tym, w jakim kierunku zmierza moja sylwetka. Mężczyźni też mają zaburzenia odżywiania, ale wstydzą się o tym mówić.

Tylko u kobiet raczej kojarzą się z restrykcyjnym ograniczeniem kalorii. Rekordzistki schodzą do kilkuset dziennie. Zagładzają swój organizm. Ty nie jadłeś mało.

- U mnie problem polegał na czymś innym. W pewnym momencie jadłem 3600 kalorii i bałem się zjeść np. 3605 kcal.

Ty skupiałeś się na wyrzeźbionym, a nie chudym ciele, ale mechanizm był ten sam.

- Kobiety częściej poddawane są ostracyzmowi ze względu na dodatkowe kilogramy. Przykładowo, słyszałem od swoich podopiecznych historie, że podczas ważenia w podstawówce nauczyciel pozwolił sobie na komentarze dotyczące wagi. Często te kompleksy są utrwalane również w rodzinie. To bardzo złożony temat.

U mężczyzn jest większe przyzwolenie na okrągły brzuszek.

- Patrząc na społeczeństwo - tak. U nas istotniejszy jest "kult siły". Jesteś dobrze zbudowany, to znaczy, że masz siłę fizyczną. Trochę generalizując oczywiście.

Może mężczyźni bardziej lubią sport?

- Może tak być, ale szczerze mówiąc na siłowni mało kto myśli w pierwszej kolejności o zdrowiu czy sporcie. Mamy osoby, które nie miały nic wspólnego ze sportem, ale chcą mieć sześciopak na brzuchu. Jeśli ktoś ma pobudki sportowe, to też się tam oczywiście odnajdzie, ale jest to mniejszość. Chociaż w ostatnich latach grupa takich osób się powiększa, co bardzo cieszy.

Jakie mogą być pierwsze sygnały alarmowe zaburzeń odżywiania?

- Gdy czujesz, że jedzenie zaczyna przejmować kontrolę nad twoim życiem. Myślisz o nim obsesyjnie. To jasny sygnał, że trzeba się zatrzymać i poprosić o pomoc. Tych sygnałów może być znacznie więcej. Grupa zaburzeń odżywiania to również bardzo szeroka grupa zaburzeń. Nie są sobie równe. Każde z nich może przebiegać inaczej i mieć nieco inne objawy.