Odwiedzam go w pracowni na warszawskim Starym Mieście. Niezwykle zdolny. Godzinami mówi o historii swojego zawodu. Instrumenty zaczął budować jeszcze w liceum artystycznym w Zakopanem.
W międzyczasie zdobył tytuł olimpijczyka z pięciu przedmiotów ścisłych. - Autyzm pomaga mi w muzyce i przedmiotach typu chemia, fizyka, matematyka - uśmiecha się 27-latek.
Miłość i talent do szeroko pojętej sztuki wśród bliskich Kuby obecne są od pokoleń.
- Pradziadek był multiinstrumentalistą i poetą - nazywał się Józef Czechlewski. Miałem kilku architektów w rodzinie - jestem spokrewniony z Jakubem Kubickim od Arkad Kubickiego. Rodzice są rzeźbiarzami. W dzieciństwie uczono mnie grać na skrzypka, ale byłem nieudolny, więc zmieniłem zainteresowania. Chciałem zostać biotechnologiem.
Podczas jednego z pobytów w Zakopanem (stąd pochodzi ojciec Kubickiego), zobaczył uczniów Zespołu Szkół Plastycznych im. Antoniego Kenara pracujących nad rzeźbą żubra wraz z profesorem.
- Dla "warszawki" zakopiański plastyk to kosmos. Dziewczyny w kolorowych, hinduskich strojach, chłopcy w skórzanych kurtkach z włosami do ramion. Szedłem wtedy z tatą. Zapytałem go, jakie są tam kierunki. Powiedział, że m.in. rzeźba, snycerka, malarstwo, grafika warsztatowa i lutnictwo. Tego dnia stwierdziłem, że będę budować instrumenty. Miałem 15 lat. Zacząłem szkicować, dostałem się i nie żałuję.
5 sierpnia miną trzy lata Kuby w trzeźwości. W tym czasie uczył się, pracował, obronił tytuł mistrzowski, założył rodzinę.
Jakim cudem to "szybkie", imprezowe życie nie przeszkadzało ci w osiąganiu sukcesów i rozwoju w niszowym, statecznym lutnictwie? - pytam.
- A kto powiedział, że tak było? Nie prowadziłem szybkiego życia. Piłem głównie w samotności, jak odludek. Dopiero trzeźwiejąc, zmieniłem się w towarzyskiego. Przez lata robiłem dobrą minę do złej gry. W pewnym momencie miałem dziecko bez matki, studia, na których sobie nie radziłem, codziennie rano klinowałem, a moja rodzina nie była przy tym zbyt przychylna, choć nigdy nie odmówiła pomocy przy córce. Jak na 21-latka to dużo. Damage control. Fiasko. Czułem się tak, jakby świat wokół mnie walił się, a ja próbowałbym trzymać każdą cegłę z osobna. Albo stał na płonącym moście, machając rękami na płomienie.
W tamtym czasie Kuba podjął próbę samobójczą. Trafił na SOR.
- Potem przystąpiłem do terapii, ale dalej piłem. Znalazłem się w szpitalu po raz drugi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie balansuję na krawędzi picia i niepicia, bo jestem w stanie na spiętej dupie wytrzymać tydzień, licząc każdą sekundę pomiędzy jednym nawaleniem się a drugim, tylko to realny problem i dalej nie ruszę. Krzywdzę siebie i córkę. Poszedłem więc na odwyk. Bałem się wytrzeźwieć, że przestanę być sobą. To była duża część tego, jak siebie wtedy postrzegałem. Że ludzie przestaną chcieć mieć ze mną kontakt, bo jestem dobrym, wygadanym i zabawnym kompanem tylko po paru głębszych.
Przez pierwszy rok Kuba nie miał kontaktu właściwie z nikim. Wszyscy z "poprzedniego" życia odpadli. Zostali tylko koledzy z byłego zespołu.
- Nagle okazało się, że nie mam znajomych, tylko ludzi, z którymi piłem. Trzeźwienie przeraża. Najtrudniejsze były pierwsze cztery tygodnie. Wszystko we mnie krzyczało, że nie chcę być na odwyku. Że mam ten mały, depresyjny kącik, w którym powoli zapijam się na śmierć i to mi odpowiada. Wtedy wiedziałem, że to niezdrowe. Że to ta zaburzona część mnie. Stwierdziłem, że będę siedział i słuchał terapeutów, bo oni wiedzą lepiej. Pisałem grzecznie prace - życiopiciorys, straty na zdrowiu, społeczne, rodzinne i podsumowanie - zacząłem być ze sobą i innymi szczery.
Kuba uczęszczał na terapię dzienną - osiem tygodni, osiem godzin, pięć razy w tygodniu.
- Potem jest terapia zdrowienia trwająca pół roku. Spotkania dwa razy w tygodniu. Nie kładzie się tam takiego nacisku na radzenie sobie z głodami, tylko na to, dlaczego w ogóle pijemy, jakie uczucia zapijamy i, dlaczego życie bez tego jest nie do wytrzymania. Następny krok to grupa zapobiegania nawrotom liczona jako terapia pogłębiona - rok, raz w tygodniu.
Rozmawiamy też o nawrotach - powracaniu do zachowań, sposobu myślenia znanych w czasie czynnego uzależnienia. Czy 27-latek wyłapuje "czerwone lampki" u siebie?
- Zawsze muszę zastanowić się, dlaczego. Myślę wtedy, jakie potrzeby mam niezaspokojone, a każdy potrzebuje być kochanym, zaopiekowanym, zadbanym, musi czuć bezpieczeństwo. Jeśli którakolwiek z nich kuleje, to co wtedy się dzieje? A głody łatwo rozpoznać. Na myśl o absyncie wciąż zalewają mnie poty.
Od grudnia 2019 roku Kuba jest jedynym prawnym opiekunem 6-letniej córki.
- Całkiem dobrze ogarniam ojcostwo. Mała chodzi do przedszkola, pomaga mi rodzina, mam pięcioro rodzeństwa. Ona jest bardzo ciekawska i otwarta na wiele rzeczy. W ojcostwie przytłacza mnie trochę brak czasu, do niedawna nie miałem chwili dla siebie. Teraz dogadałem się z bliskimi i mogę mieć wolne jeden lub dwa wieczory w tygodniu. Wtedy skupiam się na muzyce.
Jak mówi, świat bez czynnego uzależnienia nie okazał się taki zły.
- Pomimo że bywa ciężko, nie oddałbym najgorszego dnia dzisiaj za najlepszy kiedyś. Wtedy naprawdę chciałem umrzeć. Nie wierzę, by życie miało wrodzony sens, ale wierzę, że ten sens możemy mu nadać. To wymaga siły i chęci, szczególnie gdy np. mierzy się z depresją.
Niektórzy klienci Kuby znają jego historię.
- Bycie uzależnionym wiąże się z ogromną stygmatyzacją. Często słyszymy, że sami sobie jesteśmy winni, a to nieprawda. To tak, jakby powiedzieć, że wszyscy cukrzycy jedzą na śniadanie czekoladę i popijają colą. Jak jesteś uzależniony, masz w sobie pewien mechanizm rozwiazywania problemów - tani, dostępny od ręki. Alkohol. Bardzo często uzależnieni walczą z depresją i innymi zaburzeniami. Pamiętajmy, nałóg jest skutkiem, nie przyczyną.
Bartłomiej Frukacz, pedagog i terapeuta uzależnień, przyznaje, że jednym z etapów w terapii jest szukanie z pacjentem sposobu na stabilną codzienność.
- Wiem, że nigdy nie unikniemy trudności i problemów, ale wiem też, że jesteśmy w stanie sobie z nimi poradzić. Wolę szukać rozwiązań i powielać te dające dobry efekt, a te mniej efektywne niech dadzą nam chwilę na zastanowienie. Uważam, że zdecydowanie lepiej myśli i pracuje się w grupie.
Podkreśla, że istnieje wiele metod na udane życie i trzeźwienie.
- Wszystko zależy, jak bardzo poznamy samego siebie i zaczniemy funkcjonować w świecie, wiedząc, że nie zawsze mamy wpływ na jego zmianę. Możemy natomiast wybrać, jakimi ludźmi się otaczamy, gdzie przebywamy, jakie zajęcia podejmujemy i co robimy z równowagą dnia codziennego.