Reklama

Katarzyna Pruszkowska: - Panie Profesorze, skąd czerpiemy naszą wiedzę o Jezusie z Nazaretu?

Prof. Wojciech Gajewski: - Do stwierdzenia, że każdy Polak zna się podobno na medycynie i piłce nożnej można dodać, że jesteśmy także ekspertami w odniesieniu do Jezusa. Tymczasem, co wykazują badania, w rzeczywistości jesteśmy słabo wyedukowani biblijnie. Barth Ehrman, profesor religioznawstwa Uniwersytetu Karoliny Północnej, akcentujący swoje agnostyczne poglądy, powiedział kiedyś: "Wszystko, co wiemy o Jezusie, czerpiemy albo z wiarygodnych źródeł, albo z tego, co ktoś sobie wymyślił i o tym opowiada". Obowiązkiem historyka jest ustalenie granic między rzetelną wiedzą, a bezpodstawnymi teoriami, nie opartymi na źródłach.

Reklama

Jaka jest wartość Ewangelii kanonicznych w badaniach nad osobą Chrystusa?

- Możemy stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że Ewangelie kanoniczne są podstawowymi i wiarygodnymi źródłami w tym zakresie. Jeśli chcemy spotkać Jezusa historycznego, powinniśmy zacząć właśnie od czterech Ewangelii. W swoim zamiarze nie są one po prostu biografią Jezusa. Ewangelie przedstawiają Jego przesłanie są, w dosłownym tego słowa znaczeniu, dobrą, radosną nowiną (gr. euangelion to właśnie "dobra nowina" - przyp. red.). Nie powinniśmy ich traktować jako dzieł historycznych we współczesnym rozumienia tego słowa, są źródłami. Posiadają bowiem istotne novum. Są biografii typu antycznego o celu teologicznym, kerygmatycznym i inicjacyjnym, zawierającymi jednocześnie rozmaite, większe i mniejsze formy, i gatunki literackie. Powinniśmy o tym pamiętać, rozmawiając o historycznym  Jezusie.

Czego w takim razie możemy dowiedzieć się z Ewangelii kanonicznych o dzieciństwie i wczesnej młodości Jezusa?

- To okres z życia Jezusa, którym nieszczególnie interesowali się pisarze nowotestamentowi. Nader chętnie natomiast zajmowali się tym okresem autorzy apokryfów. I całkiem sporo pisali oni o dzieciństwie Jezusa. Ale wiadomości, które tam znajdujemy, są zdecydowanie późniejsze, mają często znamiona pobożnych legend. Możemy stamtąd czerpać wiedzę o tym, w co wierzyli ludzie kolejnych epok, niż co rzeczywiście miało miejsce w życiu Jezusa. W dwóch ewangeliach kanonicznych, Mateusza i Łukasza, mamy krótkie formy zwane "Ewangeliami dzieciństwa". Nie dowiadujemy się z nich wiele. Ewangelia Marka, najstarsza w tym zbiorze, w ogóle nie podejmuje tematu dzieciństwa Jezusa, podobnie Ewangelia Jana. Może to trochę dziwić współczesnego czytelnika Biblii.

Jak jest z innymi postaciami tej epoki? Czy mamy więcej danych o ich dzieciństwie?

- Na tym tle Nowy Testament nie wypada gorzej. Swetoniusz, antyczny autor biografii Juliusza Cezara "Żywoty Cezarów", zaczął swoją opowieść o tym największym z Rzymian od słów: "W szesnastym roku życia stracił ojca". Tyle. Niewiele więcej dowiadujemy się o wczesnych latach pierwszego cesarza, Oktawiana Augusta. Powód jest prosty - dziecko w starożytności nie stało w centrum uwagi społeczeństwa, wiązało się to ze specyficznym ujęciem dzieciństwa. Dziecko to jeszcze człowiek niekompletny, niedoskonały. Sprzyjała temu dodatkowo duża śmiertelnością niemowląt i dzieci. Z tego powodu uwagę koncentrowano na dorosłych, ich wybitnych zasługach i osiągnięciach. Pod tym względem Ewangelie są "dzieckiem epoki". 

Może w takim razie spróbujmy nakreślić wczesne lata życia Jezusa. Pochodził z Nazaretu. Czy coś wiemy o tym mieście i jego mieszkańcach?

- Jezus wychowywał się na głębokiej prowincji, w Galilei, w niewielkim miasteczku. Krytycy historycznej wiarygodności Ewangelii podkreślali swojego czasu, że Nazaret jest wymysłem chrześcijan. Takiego miasta po prostu nie było. Argumentowano tym, że żadne źródło, oczywiście  poza Nowym Testamentem, a konkretnie poza Ewangeliami, nie potwierdza istnienia Nazaretu w I wieku n.e. Brakuje o nim wzmianki w Starym Testamencie, np. wśród miast i wsi Galilei, przedstawionych w Księdze Jozuego, wymieniającej 12 miast i 6 wiosek tej krainy. Także Talmud, chociaż wspomina 63 galilejskie miasteczka, nic nie mówi o Nazarecie. Nie przywołał tej miejscowości również Józef Flawiusz ani wczesna literatura rabiniczna. Nawet św. Paweł w swoich listach nie wymienia Nazaretu. Z tego powodu poddano w wątpliwość samo istnienie miasta. Jednak teza o ahistoryczności Nazaretu nie wytrzymuje krytyki. W ramach badań archeologicznych, prowadzonych w latach 1955-1960 pod kierunkiem  Bellarmino Bagattiego, odkryto na terenie współczesnego Nazaretu rzymskie i bizantyjskie szklane naczynia, lampy gliniane i wazy, świadczące o istnieniu osadnictwa w II w. Potwierdziły to badania kolejnych ekip, pod przewodnictwem Stefana Pfanna (1997-2002) i Yardenny Alexandre (2009). Konkluzja jest następująca: Nazaret z I wieku był małą, rolniczą osadą, zamieszkałą przez parę tuzinów żydowskich rodzin. Na obszarze  2,5 ha stało 35-50 domów. Łączna liczebność mieszkańców Nazaretu w II w. to około 450-500 osób.

"Ewangelie dzieciństwa" wskazują, że miejscem narodzenia Jezusa było Betlejem.

- Rzeczywiście, dwie Ewangelie wspominają o podróży, którą odbyli Józef z ciężarną Maryją. Z Nazaretu, w Galilei, od Betlejem w Judei, jest w linii prostej ok. 150 km. W dzisiejszych czasach to nieduża odległość, ale w czasach Jezusa potrzeba było kilku dni, żeby przebyć ten dystans. Sprawa ze spisem podatkowym w tym okresie jest o tyle skomplikowana, że Judea wciąż była państwem samodzielnym, choć wasalnym. Rzym na tym terytorium nie organizował spisu powszechnego. W grę mogła wchodzić jakaś inna okoliczność. Na przełomie 3/2 r. przed Chr. miało miejsce skumulowanie cesarskich rocznic: 60-tych urodzin Augusta, 25-lecia jego rządów oraz 750 rocznica powstania Rzymu. Z tej okazji zostały przeprowadzone w poszczególnych krajach spisy, choć może raczej referenda, w których poddani Imperatora wyrażali uznanie władzy cesarza, jako Ojca Ojczyzny. W samym Rzymie i Italii wymiar tego aktu miał inne znaczenie niż w prowincjach. Tam oznaczał przede wszystkim akt lojalności poddanych wobec władzy rzymskiej i był związany z oficjalnym kultem władcy. Informacje na temat nadania tytułu Pater Patriae zachował dokument, spisane przez samego cesarza Augusta (Index rerum a se gestarum), a odnaleziony w postaci inskrypcji na ścianie świątyni Augusta i Romy w Ancyrze, znany jako Monumentum Ancyranum. Ostatecznie Senat i Lud Rzymski, 5 lutego roku 2 przed Chr., nadał Augustowi tytuł Ojca Ojczyzny (Pater Patriae).

Czy rzeczywiście Józef z Maryją musieli wędrować z odległego Nazaretu do Betlejem, żeby uczestniczyć w tym spisie?

- Uczeni podkreślają, że Józef nie musiał zabierać w podróż swojej brzemiennej małżonki. Fakt, że podróżował z kobietą w ostatniej fazie ciąży może wynikać nie tyle z obowiązku, bo go pewnie nie było, ile z próby uniknięcia skandalu. Warto więc zatrzymać się na chwilę i zastanowić, dlaczego jednak zabrał w podróż małżonkę. Ewangelie stwierdzają, że Maryja była w ciąży zanim doszło do ślubu z Józefem. Wyprawa do Betlejem stanowiła więc dogodny pretekst, by zniknąć z oczu mieszkańców Nazaretu, którzy przecież umieli liczyć i wiedzieli, kiedy powinno przyjść na świat dziecko. Najpierw Betlejem, potem podróż do Egiptu i dopiero po kilku latach Jezus wraca z rodzicami do Nazaretu. Zakładam, że mogli liczyć na to, że po takim czasie ewentualne zainteresowanie społeczności ich życiem zmaleje na tyle, że nikt nie będzie już robił im wyrzutów. Czy jednak na pewno udało się zapobiec skandalowi? Chyba jednak nie. Śladem może być zarzut, jaki stawiają Jezusowi adwersarze, którzy w odpowiedzi na to, że nie znają Ojca odpowiedzieli: My nie przyszliśmy na świat z nierządu (J 8:41). W tej odpowiedzi być może słychać echa galilejskiego skandalu.  W małych, lokalnych ośrodkach pewnych rzeczy nie da się ukryć, nawet, gdy się bardzo tego chce.

Ewangelie ewidentnie nie są zainteresowane losami Jezusa do czasu rozpoczęcia misji. Padają jedynie ogólne określenia, takie jak "Chłopiec zaś rósł i nabierał sił". Co oznaczają i czym zajmował się Jezus do czasu swojego wystąpienia?

- Wszystko wskazuje na to, że jego rodzina nie posiadała gospodarstwa rolnego. Ewangelie mimochodem wspominają o Jezusie jako cieśli i synu cieśli. W tamtych czasach jest to zjawisko najzupełniej normalne, że ojciec przekazywał zawód i warsztat synowi. Słowo "cieśla" nie jest jednak precyzyjne. Greckie tekton obejmuje znacznie więcej niż tylko obróbkę w drewnie i dotyczy pracy w każdym twardym materiale, w tym również w kamieniu. Mistrzowie tekton produkowali stoły, ławy, pługi i inne narzędzia, ale też stawiali domy, brukowali ulice. W niewielkim Nazarecie zapewne nie było dużego zapotrzebowanie na tego typu usługi. Tym  bardziej że rolnicy byli w miarę samowystarczalni, choć dobry rzemieślnik zawsze jest w cenie. Nie więcej niż sześć kilometrów od Nazaretu znajdowało się ludne miasto - Seforis. Zamieszkiwało je ok. 10-12 tys. mieszkańców. Zniszczone pod koniec poprzedniej ery, zostało odbudowane przez Heroda Antypasa, tetrarchę Galilei. Przez około 20 lat pełniło rolę stolicy tetrarchii, uchodząc za perłę Galilei. Założenie, że było to miejsce pracy Józefa i Jezusa oparte jest więc na solidnej podstawie.

Czy obecność w Seforis miała jakieś znaczenie dla późniejszej służby Jezusa?

- Jezus w niedalekiej przyszłości będzie obracał się wśród  tłumów, posługując się nie tylko językiem aramejskim - konkretnie zapewne jakimś dialektem galilejskim tego języka, ale też greckim. Seforis było doskonałą szkołą szerszego kontaktu z ludźmi. Pewnie nie tylko Józef i Jezus podejmowali tam zajęcia. Można sobie wyobrazić, że po skończonej pracy mężczyźni wracali wspólnie razem do domów. Tego rodzaju zażyłość jest naturalna w małych ośrodkach. 

Był zręcznym rzemieślnikiem, ale czytając przypowieści aż trudno uwierzyć, że nie miał nic wspólnego z rolnictwem

- Jezus był mistrzem przypowieści, doskonałym obserwatorem życia codziennego. Rzeczywiście sporo mówił o roli i ziarnie, pracy w sadach i winnicach. Nauka o wyjęciu najpierw drzazgi z własnego oka, zanim zajmę się drzazgą tkwiącą w oku bliźniego, przenosi nas do warsztatu ciesielskiego. Zapewne nie raz i nie dwa wyjmował drzazgę z własnego oka, może też z oka swojego ojca. Jezus posługiwał się bardzo plastycznymi obrazami, które czerpał z prostego życia zwykłych ludzi. Paweł Apostoł, używając przypowieści, odwoływał się do życia miejskiego, sportu, zawodów - bo to były ilustracje trafiające do ludzi z wielkich miast. Analizując przypowieści możemy dostrzec pewien obraz Jezusa: człowieka wrażliwego, ciekawego świata, bacznego obserwatora codzienności, wyczulonego na niesprawiedliwość i krzywdę.

Co możemy powiedzieć o wykształceniu Jezusa?

- Na pewno umiał czytać i pisać, bo o tych umiejętnościach wspominają Ewangelie. Podczas jednego z pobytów w Nazarecie czytał w synagodze tekst z proroka Izajasza (Łk 4:16), a kiedy został wezwany, by zająć stanowisko wobec kobiety przyłapanej na cudzołóstwie, milcząc zapisywał coś palcem na piasku (J 8:6.8). Może dziwić - jakim sposobem w głębokim antyku mieszkaniec ubogiej prowincji, pochodzący ze zwyczajnej rodziny, umiał czytać i pisać? Okazuje się najwyraźniej, że umiejętności te były w starożytności o wiele bardziej powszechne, niż się nam wydaje. Na dodatek mówimy o społeczności Żydów, dla których prowadzenie dyskusji opartych na Torze było jednym z najważniejszych elementów życia duchowego. A żeby móc brać w takich dysputach udział, trzeba dobrze znać zarówno Pięcioksiąg, jak i teksty proroków. Jezus często i swobodnie wplatał starotestamentowe treści do swoich wypowiedzi. Znał je, żył nimi, jego mentalność była z nich utkana.

A jak z formalnym wykształceniem teologicznym czy raczej rabinackim?

Aby dziś zostać rabinem, trzeba ukończyć kilkunastoletnie studia rabinackie, odbyć staż przy aktywnie działającym rabinie i zostać zaakceptowanym przez radę żydowskiej gminy, w której jest wakat na to stanowisko. Zasady te nie obowiązywały jednak w czasach Jezusa. Nie istnieje jasno sprecyzowana ścieżka kariery rabinackiej dla czasów Drugiej Świątyni. Działały jednak przynajmniej "dwie szkoły" rabinackie - Hillela i Szammaia. Nie mamy informacji o tym, by Jezus należał do którejś z nich, żeby był uczniem jakiegoś rabina, czyli zasiadał u stóp nauczyciela i wraz z nim uczył się interpretacji Tory. Z tego powodu za Jezusem nie stał żaden autorytet, co zresztą stanowiło zarzut o prawo do nauczania. Bez odpowiedzi pozostawało pytanie: skąd pochodzi jego mądrość, skoro nie wywodzi się z uznanego środowiska (Mk 6:2)? Możemy natomiast stwierdzić, że choć nie odebrał formalnego wykształcenia, myślał jak nauczyciel i przemawiał jak retor, może raczej - jak charyzmatyczny mówca.

Skoro Jezus nie odebrał formalnego wykształcenia religijnego, można przypuszczać, że choć częściowo wyniósł znajomość Pism z domu rodzinnego.

- Oczywiście. W Ewangelii Łukasza jest scena modlitwy Maryi, zwanej jako "Magnificat", zaczynającej się od słów: Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Gdy się w nią uważnie wczytamy, okazuje się, prawie w całości składa się z Psalmów i innych tekstów biblijnych. To pokazuje, że jego matka dobrze znała Pisma, a dom Jezusa był domem religijnym. Potwierdza to zresztą opis pielgrzymki całej rodziny do Jerozolimy na święto Paschy. Taka wyprawa stanowiła zawsze duży wysiłek i niosła ze sobą koszty. Decydowali się na nią ludzie pobożni, dla których świętowanie Pesach w Jerozolimie miał duże znaczenie religijne. Wygląda więc na to, że dom rodzinny był pierwszym środowiskiem, w którym Jezus poznawał zasady religii, Pisma i modlitwy.

W Ewangelii Łukasza są takie słowa: "Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu"; ilekroć je czytam, zastanawiam się, jaki był stosunek bliskich Jezusa do jego działalności i nauk, które głosił. Czy można coś wywnioskować na ten temat z innych fragmentów Ewangelii?

- Z tekstów wszystkich Ewangelii wynika, że rodzina Jezusa była całkiem zwyczajna, nie wyróżniała się spośród innych mieszkańców Nazaretu; podobnie zresztą jak sam Jezus. Kiedy po kilku wyprawach misyjnych wrócił do Nazaretu spotkał się z nieufnością (Mk 6:1-6). Wieść o wyjątkowych zdolnościach, zarówno oratorskich, jak i uzdrowicielskich, wyraźnie go poprzedzała. Wzbudzało to wśród jego dotychczasowych sąsiadów zdziwienie, a być może i coś więcej. Bo niby jak to? Pamiętano go jako zwyczajnego młodzieńca, który wychowywał się pośród nich, razem pracowali i wypoczywali. A teraz zachowuje się inaczej. Gdy czytał proroctwo z księgi Izajasza, zaczynające się od słów Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, a potem powiedział: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli, w synagodze zawrzało (Łk 4:18-22). Dlaczego Jezus, syn Józefa cieśli, przypisuje sobie coś takiego? Nazaret go odrzucił.

A najbliższa rodzina?

- Także rodzina nie była zachwycona przemianą, która się w nim dokonała. Ewangelia Marka podaje, że w pewnym momencie  najbliżsi chcieli go powstrzymać twierdząc, że postradał rozum (Mk 3:21). Jego stosunek do rodziny również może zaskakiwać. Kiedy matka z braćmi przyszli, by z nim pomówić, powiedział Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? i dalej: Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (Mk 3:32-35). W Ewangelii Jana czytamy o tym, że najbliżsi krewni Jezusa nie wierzyli w jego mesjańskie posłannictwo (J 7:3-5). Na podstawie tych zdziwień krewnych i innych mieszkańców Nazaretu, możemy założyć, że do trzydziestego roku życia uważano go za człowieka zupełnie zwyczajnego, sąsiada, niespecjalnie różniącego się od innych na tle tego małego, spokojnego miasteczka w centrum Galilei.

Przypuszczam, że słyszał pan to pytanie nie raz, ale w kontekście rodziny nie omieszkam zapytać o pańskie zdanie: Jezus był jedynakiem czy miał rodzeństwo?

- Rzeczywiście, to kwestia, która budzi emocje. Skłaniam się do tego, by uznać, że odpowiedź zależy tak naprawdę od interpretacji terminu "brat". A to często wiąże się ze środowiskiem, z którego wywodzi się badacz. Jedni uznają, że pisząc "bracia" autor ma na myśli kuzynów. Święty Hieronim uważał, że Maryja była drugą żoną Józefa, a ten miał dzieci z pierwszego małżeństwa - a więc braci i siostry Jezusa, tyle, że przyrodnie. Inna interpretacja sugeruje, że po śmierci Józefa Maryją i Jezusem zaopiekowali się jej krewni, którzy mieli swoje dzieci - nazywane "braćmi i siostrami". No i oczywiście mamy zwolenników teorii, która mówi, że Jezus był jednym z kilkorga dzieci Marii i Józefa, bo rodziny żydowskie zazwyczaj były duże, a dzieci postrzegano jako błogosławieństwo. Myślę, że nie mamy szans, by z cała pewnością stwierdzić, która teoria jest prawdziwa. Z drugiej strony każdy może, czytając Nowy Testament, wyrobić sobie własne zdanie.

Nie wiemy, kiedy dokładnie się urodził, nie wiemy, jak wyglądał, nie znamy szczegółów z jego wczesnej młodości. Jest wiele rzeczy, których nie wiemy i się już zapewne nie dowiemy. Być może tam, gdzie nauka rozkłada ręce, pozostaje wiara. Przejdźmy więc do okresu, który został opisany w Ewangeliach - do czasów publicznej działalności Jezusa. Kiedy się zaczęła?

- Pomocna jest pod tym względem Ewangelia Łukasza (3:1nn).  Podaje, że wystąpienie Jana Chrzciciela miało miejsce w piętnastym roku panowania Tyberiusza. Nowy cesarz wstąpił na tron 19 sierpnia 14 r. n.e. Oznacza to, że rok piętnasty obejmowałby — zgodnie z rzymskim systemem — okres od 19 sierpnia 28 r. do 18 sierpnia 29 r. Jeśli jednak Łukasz stosuje się do kalendarza syryjskiego, co jest bardzo prawdopodobne, krótki czas od 19 sierpnia do 30 września byłby liczony jako pierwszy rok rządów Tyberiusza, bowiem rok w kalendarzu syryjskim zaczyna się 1 października. W tym przypadku rokiem piętnastym rządów Tyberiusza byłby okres od 1 października 27 r. po Chr. do 30 września 28 r. po Chr. Możemy przyjąć, że początek działalności Jezusa, następujący wkrótce po rozpoczęciu misji Jana Chrzciciela, przypada na rok 27 lub 28 n.e. Potwierdza to wzmianka z Ewangelii Jana (2:20). Mowa jest tam o Świątyni w Jerozolimie, którą buduje się już od czterdziestu sześciu lat. Herod  rozpoczął budowę w roku 20-19 przed Chr., co potwierdza rok 27-28 n.e. jako początek działalności Jezusa. Znalazł się on wówczas w kręgu osób skupionych wokół proroka nazywanego Janem Chrzcicielem. Jan głosił konieczność nawrócenia, pokuty za grzechy, chrzcił w wodzie i, zgodnie z zapisem wszystkich czterech Ewangelii, ochrzcił także Jezusa. Ten moment możemy uznać za początek  jego misji. Końcem jego misji były wydarzenia paschalne, które miały miejsce na początku kwietnia roku 30.

Czy Jezus uważał się za Mesjasza, czy tylko inni go za takiego mieli?

W Ewangeliach widać, że Jezus kierował się przekonaniem, że jest Mesjaszem, który ma specjalną misję, zleconą mu do wykonania przez Boga. Najwyraźniej uczniowie, których powoli wokół siebie gromadził, również w to uwierzyli (Mt 16:16-20).

Jakie elementy były charakterystyczne w jego nauczaniu od samego początku?

- Od początku koncentrowało się ono na idei Królestwa Bożego. Stanowi to centralne poselstwo i przesłanie Ewangelii, oraz główny temat wielu przypowieści. Królowanie Boga, czyli absolutne panowanie Boga, odnowa świata poprzez unicestwienie mocy grzechu, jest nie tylko proklamowane przez Jezusa, ale zgodnie z jego nauką - przez niego dokonane. To nie tylko zapowiedź tego co ma nadejść, ale kerygmat o tym, co się dzieje tu i teraz.

Czy tylko to?

Druga charakterystyczna cecha nauczania to "antyfamiliarność" pewnych jego wypowiedzi. Dobrze to oddaje przykazanie wyrażone w Ewangelii Łukasza: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. W czasach, gdy rodzina stanowiła podstawę egzystencji i gwarancję tożsamości, ochrony i bezpieczeństwa jednostki, Jezus naucza, że najważniejsza jest więź z nim. Komuś, kto chciał, zostać jego uczniem, ale musiał najpierw pochować ojca, Jezus powiedział: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże (Łk 9:60). Tego rodzaju polecenie było czymś niespotykanym w tradycji judaizmu.

Widać chyba również pewną wyjątkowość w odniesieniu do relacji: Bóg - Mesjasz.

Rzeczywiście. Na tym tle pojawia się nie mniej zaskakująca nauka o Bogu jako Ojcu. Jezus w stosunku do Boga używał terminu "Abba" (Mk 14:36). Termin ten przynależał do sfery familiarnej, posługiwało się nim dziecko w domu wobec ojca, a raczej - tatusia. Zresztą posługiwanie się formułą "Abba" w odniesieniu do Boga, prowadziło do nieporozumienia - słuchacze odbierali to jako mowę o jego własnym ojcu (J 5:17-18). Nikt wcześniej bowiem nie mówił w ten sposób  o Bogu.

Jakie przełożenie ma fakt, że Bóg jest Abba?

W tym obrazie postać Bóg-Abba przyjmuje rysy życzliwego, miłosiernego Patrona, który bierze pod swoje skrzydła ubogich, karmi ich, udziela gościny w swoim domu, czyniąc ich członkami swojej rodziny. Działanie to ma zostać odwzorowane w relacjach międzyludzkich stając się wzorem dla wszystkich majętnych. Ci, którzy zaufali ojcowskiej opiece Boga, nie muszą się obawiać o swój los, a nawet troszczyć się o to, co będą jeść i w co się przyodzieją, bo Ojciec niebieski wie, czego potrzebują (Mt 6:31-32).

Ten Boży patronat jednak nie spada z nieba.

Tak, ma swoje źródło w przemienionym społeczeństwie, w którym panuje solidaryzm z ubogimi związany ze sprawiedliwą redystrybucją dóbr.  Słychać w tym przekazie zachętę, by średnie i zamożne klasy wzięły na siebie ciężar przemian, który za sprawą Herodowego programu urbanizacji i przekształceń - w związku z urynkowieniem gospodarki, został zrzucony praktycznie na środowiska chłopskie. To doprowadziło część z nich do ruiny. Ubóstwo w tym systemie społecznym wiązało się nie tyle z brakiem zasobów majątkowych, ile raczej z brakiem wsparcia rodziny. Potrzebna jest więc nowa społeczność, zdolna do autentycznego wsparcia potrzebujących. Nauczanie takie należy do dziedzictwa wypowiedzi prorockich ST, którego śladem w NT są postulaty głoszone przez Jana Chrzciciela o dzieleniu się dobrami z ubogimi (Łk 3:11).

To nowa nauka, ale czy aż tak wywrotowa, by Jezus musiał za nią umrzeć?

- Żeby zrozumieć, co ostatecznie doprowadziło do tego, że Jezus skonał na krzyżu, trzeba pojąć szerszy kontekst. Widać go wyraźnie, kiedy analizujemy wydarzenia, które rozegrały się w trakcie Wielkiego Tygodnia. Podczas gdy jego uczniowie i sympatycy witali go w Jerozolimie, członkowie rozmaitych stronnictw obradowali, jak się go pozbyć. A to dlatego, że udało mu się zrazić do siebie faryzeuszy, saduceuszy, zelotów, herodianów, kapłanów i uczonych w Piśmie. Stał w głębokiej opozycji wobec wszystkich liczących się obozów, praktycznie zraził do siebie wszystkich.

Czym?

- Nie identyfikował się z żadną z tych grup i otwarcie je krytykował, a z czasem stawał się coraz bardziej radykalny. Myślę, że wydarzeniem, które wstrząsnęło członkami większości stronnictw, było oczyszczenie Świątyni w Jerozolimie z handlarzy i przekupniów. Jezus chciał przywrócić jej pierwotny charakter, a więc sprawić, by była domem modlitwy, a nie targowiskiem, na którym handlowano zwierzętami na ofiarę i wymieniano monety, by móc za nie dokonywać opłat świątynnych. Jezus przegonił kupców i bankierów, poprzewracał stoły wymieniających pieniądze i ławy sprzedawców gołębi (Mt 21:12-13). Krótko mówiąc - uderzył w jądro interesów arcykapłanów i judzkiej arystokracji.

Był radykalny. To mogło się podobać zelotom.

Jeśli chodzi o zelotów, ci odwrócili się od Jezusa, kiedy rozumieli, że nie ma zamiaru przyłączyć się do ich walki z rzymskim okupantem. Postawiony przed dylematem: czy należy płacić podatek na rzecz Rzymu? - Jezus poprosił, by podano mu monetę, a potem zapytał: Czyj jest ten obraz i napis? Kiedy odpowiedzieli, dodał: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga.

A faryzeusze i saduceusze?

- Faryzeuszy, słynących z niezwykle skrupulatnego przestrzegania Prawa, również zraził do siebie, bo nie był skrupulantem. Kiedy zarzucali mu, że jego uczniowie zrywają w szabat kłosy zbóż, by się posilić, co według nich było zakazane, odpowiedział: Syn Człowieczy jest Panem także szabatu. Ewidentnie Jezus nie był legalistą, uzdrawiał w szabat, wyganiał złe duchy i ogłaszał odpuszczenie grzechów - to ostatnie uznawano zwyczajnie za bluźnierstwo. Był na tyle kontrowersyjny, że w końcu przedstawiciele różnych stronnictw porozumieli się i uznali, że stał się zbyt niebezpieczny. Także dlatego, że uderzał w interesy zainteresowanych. Poza tym cały czas rosła jego popularność, przyłączali się do niego nowi uczniowie i wędrowali z nim od miasta do miasta. Z punktu widzenia saduceuszy za Jezusem szły masy gotowe do wszczęcia zamieszek, niebezpieczne, zagrażające ustalonemu, a korzystnemu dla zamożnych, porządkowi.

Rzeczywiście, w Ewangeliach można przeczytać o uczniach zapatrzonych w swojego mistrza i nie odstępujących go na krok. Czasem się od nich oddala, by się pomodlić, pewnie też odpocząć.

- Z Ewangelii wiemy, że szły zanim tłumy, czyli prawdopodobnie kilkaset, być może nawet kilka tysięcy osób. Wydaje się, że wędrowali za nim ludzie, którzy najbardziej ucierpieli na przemianach gospodarczych. Ten okres w historii charakteryzuje się dużym rozwarstwieniem społecznym - gwałtownie wzrastały majątkach jednych a topniały drugich. Część tych drugich znalazła się wręcz poza marginesem, na skutek przemian i pojawienia się za sprawą Rzymian dużych latyfundiów na terenie Judei i Galilei. Wielu ubogich chłopów nie było w stanie się utrzymać w nowych warunkach, z dnia na dzień tracili wszystko - prace, ziemie, domy. Ewangelię malują Jezusa, który były wyczulony na biedę. Życzliwie i z szacunkiem przyglądał się wdowie, która wrzuciła ostatnie swoje dwa grosze do skarbony w Świątyni.

Jezus mówił do niechcianych i sam stał się niechciany.

- Tak, grupy, które były sobie wrogie, porozumiały się i ustaliły, że trzeba Jezusa po prostu wyeliminować. Myślę, że jego triumfalny wjazd do Jerozolimy i symboliczne namaszczenie w Betanii, mogły przyspieszyć rozwój wypadków. To, w połączeniu z wyrzuceniem handlarzy ze Świątyni, zostało odebrane jako szykowanie się do rozpoczęcia rewolucji. Za Jezusem nie stały jednak żadne siły polityczne, poza dość płynnym gronem zwolenników. Niepokojący dla przywódców był jego sposób wyrażania się o Bogu jako Abba i wyraźne, mesjańskie odniesienia. Po uwięzieniu zorganizowano nocne posiedzenie Sanhedrynu.

Często podkreśla się, że Sanhedryn nie zbierał się w nocy, ponieważ było to niezgodne z obowiązującym prawem.

- Czy to pierwszy lub ostatni raz, gdy przepisy i prawne regulacje idą w odstawkę, gdy w grę wchodzą żywotne interesy różnych ośrodków władzy? Na szybko zebranym posiedzeniu uznano Jezusa za bluźniercę, który ogłosił się Mesjaszem i Synem Boga - sugerując, że razem z nim zasiada w Niebie na tronie. To wystarczyło, by wydać wyrok śmierci. Sanhedryn nie miał jednak w tym względzie pełni uprawnień, o wyrokach śmierci decydował prefekt rzymski. W tym czasie był nim Poncjusz Piłat...

...który zachowywał się, jakby nie do końca rozumiał, czego Żydzi od niego dokładnie chcą.

- Otóż to. Wygląda na to, że nie miał zamiaru uczestniczyć w grze, w której rolę rozpisali mu arcykapłani i starsi. Uważał, że wydanie Jezusa na biczowanie załatwi sprawę, potem usiłował bezskutecznie ułaskawić go stawiając obok Barabasza. Arcykapłani zamierzali jednak rzecz doprowadzić do końca. Jezus z Nazaretu wydał się im zdecydowanie bardziej niebezpieczny niż zelota (?) Barabasz.

Sanhedryn skazał Jezusa na śmierć za bluźnierstwo, Rzymian jednak taka kategoria przestępstwa nie interesowała.

- Postawiono więc nowy zarzut: skoro Jezus uważa się za mesjasza to znaczy, że rościł sobie pretensje do tytułu królewskiego. A to już ciężkie oskarżenie, którego nie można zlekceważyć. O tym, kto jest królem, decydować mógł wyłącznie cesarz. Każdy, kto siebie w ten sposób sytuował, był buntownikiem i uzurpatorem. W ten sposób Piłat stracił pole manewru. Jeśli wypuściłby Jezusa, mógł narazić się na zarzut sprzyjania buntownikom, a to dla Piłata mogło skończyć się nie tylko utratą stanowiska, ale wręcz utratą  głowy. W końcu musiał się ugiąć. Dlaczego ukrzyżowanie? Gdyby kara została wymierzona przez Żydów, Jezus zostałby zapewne ukamienowany. Tymczasem rzymski zwyczaj przewidywał za bunt i uzurpację królewskiego tytułu tylko jedną karę - krzyż.

Czyli został skazany za przestępstwo polityczne?

Tak. Z tego też powodu na polecenie Piłata nad głową ukrzyżowanego Jezusa przybito tabliczkę z tytułem winy: Jezus Nazarejczyk, Król Żydów. Swoją drogą napis nie przypadł do gustu arcykapłanom, którzy wysłali nawet delegację do prefekta, domagając się zmiany napisu. Jednak Piłat odesłał ją z kwitkiem, mówiąc: Com napisał, napisałem. Wydawało się, że w ten sposób sprawa Jezusa została definitywnie zakończona.

Dr hab. Wojciech Gajewski, prof. Uniwersytetu Gdańskiego, kierownik Zakładu Studiów nad Religią, Instytut Antropologii, Wydział Historyczny UG. Specjalizuje się w historii starożytnej, społeczno-religijnych aspektach wczesnego Imperium Rzymskiego, relacjach chrześcijaństwa i judaizmu okresu tzw. drugiej Świątyni.