Reklama

Spoglądając na mapy sprzed kilku stuleci (np. Carta Marina z końca lat 30. XV wieku), można zauważyć, że niektóre ich fragmenty ozdobiono obrazkami dziwnych stworzeń. W miejscach, gdzie kartografom brakowało wiedzy, pojawiały się wyobrażenia morskich bestii - ryb o paszczach jak bramy piekieł, smoków o wijących się ciałach i syren o pięknym wyglądzie, które jednak zwiastowały zgubę. Morskie potwory na mapach pełniły funkcję ostrzeżenia - tam, gdzie kończyła się wiedza żeglarzy, zaczynała się fantazja, często podsycana strachem.

Dziś, dzięki nowoczesnym technologiom, potrafimy badać głębiny. Może wydawać się, że już nie ma w nich miejsca na potwory. A jednak, wciąż rodzą się opowieści o tym, czego nie umiemy zobaczyć ani wyjaśnić. Potwory morskie to opowieści o ludzkiej wyobraźni, ciekawości i o strachu przed nieznanym. Właśnie dlatego od setek lat stwory trwają w kulturze - od starożytnych mitów, przez biblijne opisy, aż po współczesne filmy, w których morze wciąż potrafi być przerażające.

Kusiły pieśnią, a potem prowadziły na śmierć

Reklama

Od stuleci żeglarze opowiadali o kobietach o rybich ogonach, które zasiadały na skałach i śpiewały tak pięknie, że nikt nie mógł się im oprzeć. Ich melodia miała w sobie coś hipnotyzującego - obiecywała miłość, spokój i szczęście, ale w rzeczywistości prowadziła prosto ku śmierci. W starożytnych greckich opowieściach syreny nie były wcale tak bajkowe, jak w animacjach Disneya. Zamiast kolorowych ogonów i uśmiechu miały ostre pazury i spojrzenie drapieżnika. Wabiły żeglarzy, a gdy ci podpływali zbyt blisko, ich statki rozbijały się o skały. Dla ludzi morza były symbolem pokusy, której nie można ulec - przestrogą, że najpiękniejsze rzeczy często skrywają największe zagrożenie. Z czasem w folklorze syreny zyskały nieco łagodniejsze oblicze - kobiet z rybim ogonem. W opowieściach irlandzkich lub szkockich, gdzie występowały jako selkie (kobiety z ogonem foki), bywały nawet dobre i pomagały ludziom. Choć niektórym kojarzą się z pozytywnymi baśniami lub animowanymi bajkami, to do dziś pierwotny lęk przed ich śpiewem pozostał w wyobraźni większości osób.

Jednym ruchem macki zatapiał statki

Jeśli ktoś uważa, że rekin to szczyt morskiej grozy, najwyraźniej nigdy nie słyszał o krakenie, który miał utrudniać przeprawy przez Cieśninę Gibraltarską. Stwór pojawiał się w podaniach jako gigantyczna ośmiornica lub kałamarnica, zdolna zatopić cały statek, oplatając go mackami. Według nordyckich sag kraken był tak ogromny, że jego ciało można było pomylić z wyspą. Marynarze schodzili na "ląd" i dopiero po chwili orientowali się, że grunt pod nogami drży i powoli zanurza się w wodzie. Kraken stał się więc symbolem tego, co nieodkryte i groźne. Warto pamiętać, że ocean skrywa gigantyczne stworzenia, które osiągają do kilkunastu metrów długości i wciąż nie są zbyt dobrze poznane. Obecnie badacze sugerują, że źródłem legend o krakenie mogły być spotkania marynarzy z kałamarnicą olbrzymią. Co ciekawe, współcześnie potwór stał się nawet ikoną popkultury.

Żeglarze mieli do wyboru tylko śmierć

W mitologii greckiej największe zagrożenie dla marynarzy nie zawsze stanowiły sztormy. W "Odysei" Homera żeglarze mieli wybór, którego nikt nie chciał dokonywać. Z jednej strony Scylla - pół kobieta, pół monstrum o sześciu głowach i trzech rzędach zębów w każdej. Porywała marynarzy wprost z pokładu. Z drugiej strony Charybda - potwór w postaci ogromnego wiru wodnego, zdolnego wciągnąć statek w czeluści. Obie czaiły się w wąskiej cieśninie, gdzie nie sposób było uniknąć nieprzyjemnego spotkania. Homer opisał, że Odyseusz, nie mogąc przejść obok potworów bez strat, wybrał Scyllę - wolał stracić część załogi niż cały okręt. Od tamtej pory powiedzenie "między Scyllą a Charybdą" oznacza sytuację bez wyjścia, wybór między dwiema złymi opcjami. Dziś wiadomo już, że w rejonie Sycylii (gdzie historycy lokalizują tę legendę) istnieją wiry wodne i silne prądy, które mogły stać się inspiracją dla tej opowieści.

Biblia ostrzegała przed Lewiatanem

W Starym Testamencie znajdziemy opis stworzenia, które do dziś wzbudza grozę - Lewiatana. W Księdze Hioba i w Psalmach pojawia się ogromny smok morski (połączenie smoka, węża i wodnego potwora), stworzony przez Boga, ale utożsamiany także z siłami chaosu. Lewiatan był ucieleśnieniem potęgi, której człowiek nie mógł się przeciwstawić. Opisany jako istota na ziemi niemająca równego. W średniowieczu stał się symbolem szatana i wszystkiego, co podważa porządek boski. Św. Tomasz z Akwinu widział w nim uosobienie zła i pychy. W XVII wieku Thomas Hobbes użył imienia Lewiatan jako metafory państwa absolutnego - siły tak potężniej, że może kontrolować wszystkich obywateli. Jednocześnie jego obraz fascynował i inspirował - obecnie również pojawia się w literaturze i kulturze jako archetyp potwora z głębin.

Szkocka tajemnica, której nikt nie rozwikłał

Nie każdy podwodny potwór mieszka w oceanie - czasem jego domem jest spokojne, górskie jezioro. Tak właśnie jest z Nessie - legendarnym mieszkańcem szkockiego Loch Ness. Pierwsze wzmianki o dziwnym stworze pochodzą z VI wieku, kiedy mnich św. Kolumba miał spotkać "wodnego smoka". Najgłośniejsze wydarzenie to jednak słynne zdjęcie z 1934 roku, pokazujące długą szyję potwora, wystającą z wody. Choć później ujawniono, że była to mistyfikacja, legenda tylko zyskała na sile. Opis Nessie przypominał plezjozaura - wymarłego dinozaura z długą szyją i płetwami, co rozpalało wyobraźnię paleontologów. Już od lat w okolicy jeziora organizuje się ekspedycje badawcze z sonarami i dronami. Każdy nietypowy ruch fal jest tam sensacją, a każda plama na zdjęciu analizowana. Wiele osób wciąż wierzy, że w głębinach jeziora czai się coś, czego nauka jeszcze nie odkryła.

Umi-bōzu - duch mórz, który budzi strach

Umi-bōzu, czyli "mnich morski", to jedno z najbardziej tajemniczych stworzeń japońskiego folkloru. Jego nazwa pochodzi od słowa bōzu, oznaczającego mnicha buddyjskiego. W wielu opisach duch mórz ma olbrzymią, gładką, ciemną głowę, przypominającą ogoloną czaszkę, właśnie jak u mnichów. Pojawia się on nagle na spokojnym morzu, wyrastając z fal jak czarny cień. Podobno zmienia rozmiary - od niewielkiej postaci unoszącej się nad falami, po gigantycznego kolosa, który potrafi przesłonić cały horyzont. Według podań jego obecność zwiastowała katastrofę - zatopienie łodzi, sztorm albo śmierć załogi. Rybacy wierzyli, że gdy Umi-bōzu wynurza się z głębin, domaga się ofiary, szczególnie wśród ludzi nieokazujących szacunku morzu. Odmowa kończyła się roztrzaskaniem statku. Aby uniknąć zatopienia, należało zachować całkowitą ciszę i nie patrzeć się w jego oczy. Opowieść o podwodnej nadprzyrodzonej istocie do dziś pojawia się w sztuce - na drzeworytach ukiyo-e, w mangach i anime.

Potwory morskie straszą na ekranie

Kultura masowa uwielbia morskie potwory, bo łączą w sobie grozę i widowiskowość. Wystarczy wspomnieć o "Piratach z Karaibów" (reż. Gore Verbinski), gdzie kraken oplata mackami statek Jacka Sparrowa, wciągając go do głębin. W "Starciu Tytanów" (reż. Louis Leterrier) w hollywoodzkim stylu odtworzono mit o potworze morskim jako wrogu bohaterów. Także syreny pojawiają się zarówno w bajkach Disneya ("Mała Syrenka", reż. John Musker, Ron Clements), jak i w mroczniejszych odsłonach filmowych, gdzie zamiast pięknych dziewcząt przypominają drapieżne stworzenia z ostrymi zębami. Nawet Nessie z Loch Ness ma swoje ekranowe wcielenia - od familijnych filmów, gdzie jest sympatycznym stworzeniem, po dokumenty, które próbują tropić prawdę o jego istnieniu.

Potwory morskie wracają też w literaturze współczesnej i grach komputerowych. W powieściach fantasy i horrorach często symbolizują chaos, którego człowiek nie potrafi opanować. W grach takich jak "Assassin’s Creed" czy "Wiedźmin" spotykamy ich cyfrowe odpowiedniki, które znów wywołują dreszcz. To dowód, że niezależnie od epoki i medium, morskie potwory pozostają jednym z najtrwalszych symboli ludzkich lęków.

Nauka kontra legenda - każdego potwora da się wyjaśnić

Współczesna nauka często tłumaczy mity o potworach poprzez obserwacje rzeczywistych zwierząt i zjawisk naturalnych. Wielkie kałamarnice, sięgające nawet kilkunastu metrów długości, mogły dać początek opowieściom o krakenie. Ich gigantyczne macki i nagłe pojawienie się przy statkach budziły strach marynarzy. Podobnie wielkie fale, wiry, mgły i złudzenia optyczne na wodzie mogły mylić zmysły żeglarzy. Syreny powstały najpewniej z obserwacji manatów lub fok, których sylwetki z oddali przypominały nieco kobiece postaci. W przypadku potwora z Loch Ness naukowcy zwrócili uwagę na efekt fal i cieplejszych wód w jeziorze, które mogły tworzyć złudzenia optyczne lub doprowadzić zwierzęta do migracji z głębszych warstw ku powierzchni. Według niektórych Nessie to po prostu pływające pnie drzew czy większa grupa ryb, która wynurzyła się ponad taflę wody. Co ciekawe, badacze z Nowej Zelandii - na podstawie pobranych próbek - wskazali, że akwen zamieszkują głównie węgorze. Na podstawie zebranego materiału stwierdzili również, że mogą one posiadać ponadprzeciętne rozmiary. Opisy Nessie świetnie pasowałyby do tej tezy.

Z kolei psychologowie tłumaczą wiele z mitycznych stworzeń lękiem przed nieznanym morzem, narastającym niepokojem podczas długich podróży i skłonnością do koloryzowania opowieści przez marynarzy. Obecni naukowcy wykorzystują sonar, drony, dokumentację fotograficzną i badania DNA zwierząt, aby weryfikować wszystkie doniesienia o "potworach". Dziś często okazuje się, że to, co wydawało się gigantycznym stworem, było np. wielorybem, rekinem lub dużą ławicą ryb. Dzięki współczesnej technologii i naukowym wyjaśnieniom możemy zrozumieć, że większość podwodnych monstrów to swoiste lustro ludzkiej wyobraźni, lęków i fascynacji.

Morze nigdy nie było tylko wodą i falami, skrywało sekrety trudne do wyjaśnienia. Dla ludzi było miejscem tajemnicy, granicą znanego świata i przestrzenią do fantazjowania. Potwory morskie nie muszą być prawdziwe, żeby działały na wyobraźnię i przypominały, jak bezbronny jest człowiek wobec potęgi natury. Być może, właśnie dlatego, nawet w epoce sonaru, wciąż szukamy ich śladów - w filmach, książkach, a czasem nawet w głębinach oceanów.