Reklama

Korekcja racic u bydła to rutynowy zabieg profilaktyczny, a w razie konieczności również leczniczy. Jego głównym celem jest zachowanie naturalnego kształtu racic oraz równomiernego ich obciążenia. Specjalista przycina róg racicowy do odpowiedniej długości i grubości. Wszystko, by poprawić komfort życia krowy (to w 99,9 proc. "pacjentki"; jeśli chodzi o byki, to tylko ułamek procenta - osobniki rozpłodowe) i jej motorykę.

Mateusz Urycki - dziś właściciel firmy Hoofjob - ma 25 lat. Wykształcenie "na papierze"? Technik weterynarii. A nabyte? Korektor racic bydła od 2018 roku.

Reklama

- Chciałem zaimponować ówczesnej szefowej i dostrzegłem potrzebę korekcji w Wielkopolsce, w moim regionie. Bardzo mnie ona zaciekawiła, stała moją pasją. Postanowiłem więc odejść z pracy i założyć działalność.

Kilkadziesiąt osób w Polsce

To zawód niszowy.

- Wskażę 30-40 osób w Polsce. Może jest nas więcej, ale to małe firmy robiące mniej sztuk, nie z tak zaawansowanymi maszynami, zapewne na Podlasiu i wschodzie. Korektorów z najnowocześniejszym sprzętem do poskramiania bydła działa u nas może 15-20. Gdy ktoś pyta na imprezie, czym się zajmuję i wyjaśniam, pytają czy wszystko w porządku. Większość nie słyszała o takiej profesji.

Jak wyjaśnia, w Polsce brakuje materiałów na temat korekcji racic. Góra trzy pozycje mające co najmniej dwie dekady. A technologia wciąż idzie do przodu.

- Wzorujemy się na zachodzie, głównie na USA, Kanadzie, Hiszpanii. Ci ostatni mają jedne z najlepszych poskromów hydraulicznych do bydła. Dużo kwestii muszę sprawdzać w internecie, gdyż to naprawdę spora nisza. Trzeba się zaangażować, poświęcić czas na zdobywanie wiedzy, unowocześnianie urządzeń.

Do pracy potrzebuje poskromu hydraulicznego, bramek do zaganiania bydła, poczekalni, szlifierki, noży, bandaży, opatrunków, leków i bloków do podklejania racic. Całość pakuje na przyczepę i co rano jedzie do klientów.

- Wygląda to trochę jak mały cyrk (śmiech). Roboty nie brakuje. Klientów umawiam dwa-trzy miesiące do przodu. Całe stado co pół roku. Dzień pracy? Jedziemy z moim pracownikiem na oborę, rozstawiamy się i szykujemy, robimy kojec. Krowy przy korekcji muszą mieć dostęp do wody, paszy. Sama czynność jest dla nich bezbolesna, ale stresująca.

Dziennie obsługuje 50-60 krów. Choć, jeśli trzeba, "obrobi" nawet sto sztuk. - Po skończeniu pakujemy się, myjemy i dezynfekujemy sprzęt, by nie przenosić zarazków z gospodarstwa na gospodarstwo i wracamy do domu.

W zdrowym stadzie Mateusz robi korekcję 10-12 sztukom na godzinę. - Idzie w miarę szubko, pozwala mi na to maszyna.

Wrzody, ropnie, zapalenia

Największym na świecie i w Polsce problemem u krów? Choroba Mortellaro, czyli zapalenie skóry palca.

- Można porównać to trochę do naszej grzybicy. Odpowiadają za nie bakterie będące w gospodarstwie, w ściółce. Atakują wrażliwy dla krowy punkt. Tam zawsze jest wilgotno i ciepło. 70 procent kulawych krów cierpi właśnie z tego powodu. Wrzody i ropnie też występują, ale rzadziej.

Jak mężczyzna radzi sobie z takimi przypadłościami?

- Chorobę Mortellaro leczy się, oczyszczając ranę. Krowa dobrze reaguje, wyczyścimy, zdezynfekujemy, założymy opatrunek z antybiotykiem i ona sobie poradzi. Za kilka tygodni nie ma śladu. Ropnie i wrzody musimy wycinać, zrobić obróbkę mechaniczną racicy, trzeba uwolnić ciśnienie w podeszwie. Tak jak u nas wycina się wrastające paznokcie, tak tu trzeba zbędną warstwę racicy, otworzyć ranę i wyprofilować racicę tak, by oczyszczała się z odchodów po zdjęciu opatrunku. Krowy potrafią wytrzymać wiele, a my - pomagając im - dajemy dużą ulgę i poprawiamy komfort ich życia.

Bloki, o których wspominał wcześniej, przykleja na podeszwę racicy. Porównuje je do podkowy u konia. - W naszej branży działa to typowo leczniczo, unosi chory palec.

Miliony na TikToku

Zawodową codziennością 25-latek dzieli się w social mediach. Wycinanie ropni i wrzodów, opatrunki - takie nagrania cieszą się dużą popularnością na jego TikToku. Niektóre mają milionowe wyświetlenia.

- Mam plany stworzyć naprawdę znaną markę osobistą, taką małą Coca-Colę w mojej branży (śmiech). Inni publikują filmiki ze śniadania, to dlaczego ja mam nie pokazać czegoś jeszcze mało znanego i - przy okazji - przybliżyć kulisy hodowli bydła? Ludzie są naprawdę ciekawi, dostaję dużo pytań.

Zdarza się też hejt.

- Ludzie porównują pracę z bydłem do ludzkiej medycyny. Myślą, że wszystko da się zrobić delikatnie. Gdy krowa się szarpie albo muczy, uważają, że na pewno ją boli. A korekcja u zdrowej sztuki nie boli - podkreślam to zawsze. Przy bydle czy koniach musisz być zdecydowanym. Nigdy nie sprawiam specjalnie krzywdy, ale trzeba brać pod uwagę dysproporcję sił.

Najlepszą chwilą w pracy jest dla Mateusza moment, gdy dana krowa wyzdrowieje.

- Gdy rolnik wyśle mi zdjęcie wyleczonej sztuki, rozpiera mnie duma. To bardzo motywuje do dalszego rozwoju, dodaje pewności siebie. Szczególnie, jeśli lekarz podawał antybiotyk i inne leki, a ja zrobiłem "tylko" korekcję i ostatecznie przyczyniłem się do poprawy jej komfortu.

Najtrudniej mu z kolei zakomunikować, że dana sztuka nadaje się już wyłącznie na sprzedaż na mięso, bo życie sprawia jej ból, a właścicielowi nie przynosi zysku. - Zależy mi, by każda wyszła z kulawizny, ale - niestety - nie zawsze to możliwe.

"Polski rolnik dba o krowy"

Co stan racic potrafi powiedzieć o polskiej wsi?

- Możemy wyczytać z nich naprawdę dużo. Zbyt długie i grube, zawierające ciała obce mogą wskazać na nieodpowiednie podłoże, po którym spaceruje stado. Na to wskazują też przebarwienia, ubytki i wrzody. Po słabej i odpadającej strukturze rogu dostrzeżemy problemy z żywieniem i niedobory. Jeśli jest mocna i stabilna, wiemy, że składniki mineralne są w odpowiednich proporcjach. Po zapaleniach skóry palca można wywnioskować z kolei, że higiena obory "utyka".

Czy polscy rolnicy dbają o bydło?

- Standardami nie odbiegamy od zachodnich gospodarstw jak Niemcy, Holandia, Wielka Brytania. Młodzi ludzie wchodzący w świat hodowli bydła są naprawdę świadomymi rolnikami i wszystko jest na wysokim poziomie. Każda krowa to dla nich zysk. Ocena? Bardzo dobrze, choć mogłoby być jeszcze lepiej. Dużo zależy od hodowcy, ale też lekarza weterynarii, technika, żywieniowców i obsługi hodowli. Musimy uświadamiać i edukować. W sześciostopniowej skali wystawiłbym czwóreczkę. Z nadzieją, że za pięć lat będzie piątka z plusem.

25-latek podkreśla też, że w codziennej pracy nie spotyka gospodarstw, w których ktoś nie robi regularnej korekty lub dana sztuka kuleje, a "nikt się nią nie przejmuje".

- Często dostaję pytania, co zrobić, by poprawić ich jakość życia. Polska wieś naprawdę się zmienia. Wielu rolników prowadzi gospodarstwa na europejskim, światowym poziomie. Im naprawdę zależy na zdrowiu zwierząt, bo to dla nich lepszy zysk. W każdym środowisku zdarzają się patologie, nieważne czy to rolnicy czy lekarze. Nieliczni będą się znęcać nad zwierzętami. Gospodarstwo jest wizytówką, środowisko się przenika, zna. Każdy dba o swoje, ścigają się na jakość - puentuje.