Reklama

Niezapomniana Jenny Fields - matka tytułowego bohatera "Świata według Garpa" George’a Roya Hilla , szalona Alex Forrest opętaną namiętnością do cudzego męża w "Fatalnym zauroczeniu" Adriana Lyne’a, przebiegła markiza De Merteuil  w "Niebezpieczne związkach" Stephena Frearsa, i wreszcie okrutna Cruella de Mon, spragniona futra z dalmatyńczyków. Ponadto kobieta żyjąca i pracująca w męskim przebraniu, w bodaj najwybitniejszej swojej roli w filmie "Albert Nobbs".

To tylko najbardziej znane, ikoniczne bohaterki, w jakie wcieliła się Glenn Close - jedna z największych aktorek współczesnego kina. I najbardziej niedoceniona.

Reklama

Osiem nominacji do Oscara na przestrzeni 40 lat, i żadnej złotej statuetki! "Wieczna nominowana" - piszą złośliwi krytycy, odkąd w 2019 roku, zdawałoby się stuprocentowy Oscar za rolę w filmie "Żona" Björna Runge’a, wymknął się jej z rąk. Po Złotym Globie, nagrodzie Gildii Aktorów i Critics Choice, zwykle wskazujących zdobywcę Oscara, statuetka trafiła do rąk Olivii Colman za rolę w "Faworycie". Dodajmy - zasłużenie, choć prognozy wskazywały na Glenn.

Jakby tego było mało, im więcej miała na koncie wybitnych ról, tym częściej była mylona z...Meryl Streep, do której faktycznie jest nieco podobna. Meryl nie mylono z Glenn, lecz to jej przypisywano najlepsze z zagranych przez niedocenianą aktorkę ról. Tymczasem o ile ich kaliber talentu jest porównywalny, są także w podobnym wieku, to w przeciwieństwie do Glenn, o dwa lata młodsza 75-letnia Meryl  ma na koncie trzy złote statuetki.

Jest jednak szansa, że Close nareszcie "wpasowała się" w upodobania akademików. Po dekadzie przymiarek ruszają bowiem zdjęcia do remake’u arcydzieła Billy’ego Wildera sprzed - bagatela - 74 lat "Bulwar zachodzącego słońca". Mistrzowsko zrealizowany dramat o życiu zapomnianej, hollywoodzkiej gwiazdy niemego kina, Normy Desmond, żyjącej w groteskowej rezydencji na Sunset Boulevard i wciąż oglądającej stare filmy z sobą w roli głównej,  doczekał się 3 Oscarów.

Norma wciąż łudzi się, że fani za nią szaleją, dlatego planuje powrót na ekrany w stworzonym przez siebie scenariuszu "Salome". Los sprawia, że trafia do niej scenarzysta-bankrut, a ona angażuje go do jego redakcji. Szybko zakochuje się w młodszym o połowę od siebie mężczyźnie, a on zostaje jej utrzymankiem. Ten związek potęguje jej nadzieję na powrót do świateł jupiterów.

W filmie z 1950 roku w roli dawnej gwiaz­dy wystąpiła wielka Gloria Swanson, tworząc rolę życia. Ale film Wildera to nie tylko portret zapomnianej aktorki. To także historia miłosna, która sprawia, że zdziwaczała gwiazda, z teatralnymi manierami i urojeniami, staje się bliska widzom. Film czerpie z życia zapomnianych legend do tego stopnia, że wiele dawnych gwiazd obecnych na premierze w 1950 roku, odnalazło w nim własne przeżycia.

Prócz przekonującego scenariusza z akcją osadzoną we współczesnych realiach, remake potrzebuje charyzmatycznej aktorki, która nie boi się porównań z legendą i świeci własnym blaskiem. Wybór Glenn Close wydaje się strzałem w dziesiątkę.

Sekta i misja w Kongo

Choć twierdzi, że nagrody nigdy nie były dla niej ważne, w dzień oscarowych nominacji Glenn zakłada zawsze rodowy pierścionek babci. Przyniósł jej szczęście, gdy ubiegała się o swoją pierwszą rolę, więc może działa?

- Babcia ze strony matki, do której należał, była piękną, mądrą kobietą i marzyła o aktorstwie. Druga miała piękny głos i mogła zrobić karierę piosenkarki. Żadna nie robiła tego, co kochała, bo było to wtedy niemożliwe. Moja mama cudownie pisała, ale marzenia poświęciła wspieraniu ojca. Gdy mowa o osobistym spełnieniu, odbierając nagrodę, robię to więc w imieniu trzech pokoleń kobiet w mojej rodzinie" - mówiła, odbierając Złoty Glob za rolę w "Żonie" w 2019 roku.

Glenn Close urodziła się w 1947 roku w Greenwich w stanie Connecticut jako córka wybitnego chirurga. William Close wywodził się ze słynnej dynastii Taliaferros z Wirginii. Jej dziadek Edward Bennett Close był dyrektorem Stowarzyszenia Szpitali Amerykańskich i milionerem - dzięki małżeństwu z Marjorie Merriweather Post, dziedziczką fortuny General Food, która przeznaczyła ją na dzieła sztuki.

Glenn w dzieciństwie mieszkała z rodzicami w Greenwich w domu dziadków. Babcia, niedoszła aktorka, zaszczepiła wnuczce miłość do sztuki. Czas spędzony z nią w Connecticut, kojarzy się Glenn z nieskrępowaną zabawą i odgrywaniem wymyślanych postaci. - To jeden z powodów, dla których aktorstwo zawsze wydawało mi się tak naturalne - wspomina Close.

O dzieciństwie i dorastaniu mówi, że było "skomplikowane". Gdy miała 7 lat, rodzice dołączyli do Moral Re-Armament (MRA), ruchu założonego przez amerykańskiego fundamentalistę ewangelicznego, w którym pozostawali przez 15 lat. Ruch miał chrześcijańskie korzenie, ale stanowił pomieszanie wielu religii. Wychwalał cztery absoluty: uczciwość, czystość, bezinteresowność i miłość, w rzeczywistości będąc opresyjnym wobec członków. Glenn i jej rodzeństwo nie mogli brać lekcji tańca ani śpiewu, nad czym rozpaczali. MRA nie akceptował współczesnej kultury. Glenn określiła MRA jako "sektę, która kontrolowała każdy aspekt życia członków", a czas w niej spędzony nazwała walką o przetrwanie. Dopiero gdy osiągnęła pełnoletniość, udało jej się stamtąd wyrwać.

"Wybaczyłam rodzicom, bo mieli swoje powody, aby robić to, co zrobili. To miało paskudny wpływ na ich dzieci, ale wszyscy staramy się jakoś przeżyć, prawda?" - tłumaczy. Jasną stroną MRA było to, że uczyła otwierania się na życie w społeczności i zaangażowania w politykę. W 1960 roku ojciec Glenn udał się z misją do belgijskiego Konga. Tubylcy świętowali odzyskanie niepodległości, ale piekło miało się dopiero rozpętać. Będąc jedynym chirurgiem w okolicy podczas rewolucji, William Close spotkał młodego kongijskiego żołnierza o imieniu Mobutu, który 6 lat później po zamachu stanu, jako Mobutu Sese Seko, zmienił się w dyktatora. Zgromadził też ogromny majątek. Wcześniej mianował Close’a osobistym lekarzem i dyrektorem ds. bezpieczeństwa.

Ojciec Glenn po jakimś czasie uciekł stamtąd, ale wrócił, bo ogrom cierpienia, jaki zobaczył, nie pozwalał mu o wszystkim zapomnieć. Mobutu obiecał pomoc w stworzeniu przenośnego szpitala. Ściągnął więc do Afryki rodzinę. Glenn krążyła między Afryką i Szwajcarią, gdzie posłano ją do prestiżowej szkoły. Close senior odegrał kluczową rolę w powstrzymaniu wybuchu epidemii wirusa Ebola w Kongu, w 1976 roku, doprowadzając najpierw do zidentyfikowania choroby, a potem zajmując się leczeniem najcięższych przypadków. "Traktował ludzi z szacunkiem i zrozumieniem ich kultury. Był charyzmatycznym facetem" - wspominają współpracownicy. W 1977 roku, zdruzgotany korupcją jakiej dopuszczał się Mobutu, wyjechał mimo jego próśb z Konga. Osiadł w amerykańskim Wyoming, gdzie został wiejskim lekarzem, o czym zawsze marzył.

Glen po powrocie do kraju w połowie lat 60. dołączyła do organizacji "Up With People", działającej na rzecz przełamywania barier kulturowych poprzez wolontariat i występy. Po ukończeniu Rosemary Hall (elitarnej szkoły, której absolwentem był prezydent John F. Kennedy) zaczęła studiować aktorstwo i antropologię na College of William and Mary. Była już po rozwodzie z pierwszym mężem, gitarzystą Cabotem Wade'm, którego poślubiła w wieku lat 20.

Filmowy debiut i pierwsza nominacja do Oscara

Szybko trafiła na Broadway, gdzie zadebiutowała w produkcji "Love for Love". Obdarzona nie tylko talentem aktorskim, ale i świetnym głosem, występowała w musicalach, za które odebrała trzy Nagrody Tony - tę najcenniejszą właśnie jako Norma Desmond za "Bulwar zachodzącego słońca" w reżyserii Andrew Lloyda Webbera. To niesamowite, że 40 lat później pojawi się w filmowej wersji tego utworu, w tej samej roli! W 1980 roku właśnie na Broadwayu zobaczył ją reżyser George Roy Hill (twórca kultowego "Żądła") i zaprosił wraz z Robinem Williamsem na plan filmu "Świat według Garpa".

W ten sposób w wieku dla aktorki już dojrzałym, mając 35 lat, zadebiutowała w kinie w adaptacji bestsellerowej powieści Johna Irvinga, która stała się dla niej furtką do kariery. Zagrała matkę Williamsa, choć była od niego starsza tylko o cztery lata.

Opowieść o życiu pisarza S.T. Garpa, będąca autoparodią literackiej drogi autora, utrzymana w duchu Hrabala, była wielkim aktorskim popisem Close w roli Jenny Fields - pielęgniarki, która "ujeżdża" swojego pacjenta sierżanta Garpa z nieustającą erekcją. Tak spełnia swoje marzenie - zostaje matką bez konieczności poślubiania mężczyzny. Życie Garpa - przyszłego pisarza - śledzimy od najmłodszych lat. Pisarką zostaje też Jenny, która po publikacji powieści "Seksualnie podejrzana", staje się ikoną feminizmu. Perypetie bohaterów, ujęte w karykaturalnym skrócie lęki i zagrożenia ówczesnego społeczeństwa, to olśniewająca i wzruszająca historia. Gwiazdą filmu miał być Williams, ale to Glenn dostała swoją pierwszą nominację do Oscara.

A zaraz potem kolejną - za rolę w "Wielkim chłodzie" Lawrence’a Kasdana - historii przyjaciół z college'u, którzy spotkają się po latach, po śmierci jednego z nich i konfrontują plany z czasów studenckich z tym, co osiągnęli. Po drugiej nominacji natychmiast pojawiła się trzecia - tym razem za dramat "Urodzony sportowiec" Barry’ego Levinsona, gdzie partnerowała Robertowi Redfordowi.

W 1985 roku wystąpiła w prawniczym thrillerze "Zębate ostrze" u boku Jeffa Bridgesa, choć producent był temu przeciwny. Uważał, że jest "zbyt brzydka". (Z tego samego powodu wielki Carlo Ponti wygnał z castingu do "King Konga" młodą Meryl Streep). Reżyser Richard Marquand stanął jednak za Glenn. Film zyskał dobre recenzje i zarobił 40 milionów dolarów, co w połowie lat 80. było kasowym sukcesem.

Fatalne zauroczenie i bunny boiler

Przyjaciele twierdzą, że choć uchodzi za twardzielkę, w rzeczywistości Glenn jest ciepłą, empatyczną osobą, a pod maską srogości skrywa lęk. Introwertyczna, zamknięta w sobie, udziela wywiadu tylko wtedy, gdy produkcja filmu go na niej wymusza.

"Najważniejszą rzeczą, jaką mam w domu, jest nóż z 'Fatalnego zauroczenia'. Zawiesiłam go w mojej kuchni. To mój sposób na powiedzenie wszystkim: 'Nie żartujcie ze mną'" - tłumaczyła ze śmiechem dziennikarzom, którzy przyjechali nakręcić z nią wywiad, po którejś z oscarowych nominacji.

"Fatalne zauroczenie" (1987) i rolę Alex Forrest, która przeżywa romans z ojcem i mężem rodziny, a gdy on z nią zrywa, próbuje zniszczyć mu życie, nazywa jednym z najważniejszych filmów w swoim dorobku. Także z osobistych powodów. Film był ogromnym sukcesem kasowym, a Glenn otrzymała za rolę czwartą wtedy nominację do Oscara. Był też fenomenem socjologicznym - spopularyzował określenie "bunny boiler". Oznacza niestabilną psychicznie kobietę, która odrzucona przez kochanka, mści się na nim i na jego bliskich.

Glenn ubolewa nad tym, że pod naciskiem producenta, Adrian Lyne zmienił zakończenie. Jej bohaterka w finale okazuje się być psychopatką i ostatecznie ginie. Pierwotnie miała ocaleć i trafić do zakładu psychiatrycznego, zaś grany przez Michaela Douglasa niewierny mąż, miał zostać porzucony przez żonę. Bolało ją, że osoba mające zaburzenia psychiczne pokazana została jako niebezpieczna dla otoczenia. Dla aktorki, która opiekuje się siostrą cierpiącą na chorobę afektywną dwubiegunową, ważne jest, by nie myślano tak o ludziach zmagających się z chorobami psychicznymi. Siostra Glenn jest przy tym osobą wrażliwą i uzdolnioną pisarką. Na depresję cierpiały też mama i babka aktorki, zaś ukochany wujek zmagał się ze schizofrenią.

Pod wpływem tych wydarzeń aktorka rozpoczęła walkę ze stygmatyzowaniem osób cierpiących na zaburzenia psychiczne. Czyni to w ramach organizacji Bring Change to Mind, której jest założycielką i przewodniczącą. Przeznacza spore sumy z filmowych gaży na jej rozwój, organizuje aukcje i zbiórki charytatywne. Uczestniczyła w pracach nad nową ustawą o zdrowiu psychicznym, która zapewniła ponad miliard dolarów dodatkowych funduszy na udoskonalenie systemu opieki psychiatrycznej w USA.

Rok później otrzymała nagrodę Health Hero "za wkład w inicjatywy dotyczące zdrowia psychicznego".

"Nie będę błagała o rolę"

O swoim zawodzie mówi z dumą. "Bycie aktorem jest jak bycie magiem - podkreśla i dodaje: "Sprawiasz, że ludzie wierzą w nieistniejące". Krytycy najbardziej chwalą ją za role czarnych charakterów, jak wspomniana markiza w "Niebezpiecznych związkach" czy Alex z "Fatalnego zauroczenia". No i Cruella De Mon, za którą przepada.

Po złotej dekadzie lat 80. i serii oscarowych nominacji lata 90. okazały się dla niej mniej łaskawe. "Gdy skończyłam 45 lat, usłyszałam w wytwórni: Potrzeba nam aktorek młodszych, ładniejszych i bardziej seksownych. Zrozumiałam. Postanowiłam, że nie będę błagać o role" - przyznała.

Cruellę ze "101 Dalmatyńczyków" zagrała tak przekonująco, że gdy przyszła w filmowym kostiumie na premierę, najmłodsi widzowie uciekali z krzykiem. Zdobyła za tę kreację nominację do Złotego Globu, a potem zagrała w jej kontynuacji. Nieco wcześniej jedyny raz pojawiła się na planie filmowym z Meryl Streep w "Domu dusz", przesiąkniętej metafizyką adaptacji powieści Isabel Allende. Obie grały role drugoplanowe, ale ekipa podkreślała, że wzajemny podziw i szacunek obu wielkich aktorek nadawał ton ich pracy.

Potem zabrakło dla niej ciekawych propozycji na dużym ekranie. Nie sposób ukryć faktu, że monopol na role dla mocno dojrzałych kobiet w Hollywood ma właśnie Meryl Streep. Ciekawostką jest fakt, że trzykrotnie rywalizowała z Meryl o złotą statuetkę. Najważniejszy był 2011 rok, gdy wcieliła w tytułowego "Alberta Nobbsa", w najtrudniejszą ze swoich kreacji, o czym ciut niżej. Miała pecha, bo także wtedy Meryl Streep zagrała brawurowo  w "Żelaznej damie" premier Margaret Thatcher i sprzątnęła Oscara sprzed nosa Glenn. Trudno wyrokować, czyja kreacja bardziej zasłużyła na honor, bo obie były mistrzowskie.

Kto jednak pamięta 1988 rok (pierwsze starcie Glenn nominowanej za "Fatalne zauroczenie" z Meryl Streep  nominowaną za "Chwasty"), nawet nie kojarzy już zwycięskiej roli Cher w filmie "Wpływ księżyca".  "Zauroczenie..." stało się za to filmem kultowym, a rola Glenn trafiła do pierwszej piątki "najlepszych kreacji czarnego charakteru w historii". Rok później Meryl i Glenn zmierzyły się ponownie - pierwsza nominowana za rolę w zapomnianym "Krzyku w ciemności", druga - za genialną, zasługującą na Oscara kreację markizy w »Niebezpiecznych związkach«. Obie pokonała Jodie Foster rolą w "Oskarżonych", znacznie mniej wyrafinowaną niż kreacja Close.

Ale czy ktoś powiedział, że Oscary zdobywają najlepsi?

Billy Wilder vs. Glenn Close

Glenn Close nigdy nie narzekała, gdy Meryl sprzątała jej najlepsze role sprzed nosa. Zajęła się produkcją filmową i zaczęła grać w serialach. W bardzo dobrych, takich jak choćby dramat prawniczy "Układy", gdzie była pozbawioną skrupułów właścicielką kancelarii prawniczej, znienawidzoną przez wrogów i klientów. Czy ktokolwiek inny mógł zagrać tę rolę? Odebrała za nią Złoty Glob - drugi w karierze.

Po tej roli "The New York Times" napisał: "Nie ma aktora martwego lub żywego równie przerażającego jak uśmiechnięta Glenn Close". W końcu zaczęła mieć dość postaci bezwzględnych kobiet. Zatęskniła za czymś innym. Postanowiła przenieść na ekran sztukę "The Singular Life of Albert Nobbs", w której grała w teatrze. Tak powstał "Albert Nobbs", w którym Glenn stworzyła jedną ze swoich najbardziej niesamowitych kreacji. Walczyła o ten film 15 lat. Jest też współautorką scenariusza i napisała słowa do piosenki przewodniej, którą wykonała Sinead O'Connor.

Akcja dzieje się w XIX-wiecznej Irlandii, a film opowiada o kobiecie, która w imię lepszego życia postanawia udawać mężczyznę, by utrzymać pracę kelnera w eleganckim hotelu w Dublinie. Sam film nie jest może dziełem przełomowym, ale już kreacja Close, stawiająca pytania i o kwestie feminizmu i o transseksualizm, a wreszcie wzruszającą naiwnością głównej bohaterki, zapada  w pamięć i robi piorunujące wrażenie. Billy Wilder zwykł mawiać, że każdy facet w wypchanym biustonoszu, na szpilkach i w dobranej peruce potrafi udawać kobietę, ale mało która kobieta jest w stanie przekonująco zagrać mężczyznę.

Nie mógł zobaczyć Glenn Close.

Trzeba mieć coś dla siebie

Glenn Glose przyznaje, że na jej ewolucję jako kobiety - wychowanej w patriarchalnej rodzinie, dzisiaj feministki - spory wpływ miały role, jakie dostawała. Począwszy od tej w "Świecie według Garpa".

Do ulubionych ról Close należy też wspomniana już w kostiumowym filmie Stephena Frearsa, będącym adaptacją głośnej powieści Pierre'a Choderlosa de Laclos "Niebezpieczne związki". Fabuła osnuta została wokół intrygi granej przez Close markizy Isabelle de Merteuil, która proponuje byłemu kochankowi, wicehrabiemu Valmont (Malkovich), że spędzi z nim noc, jeśli on dostarczy jej dowód zdrady pewnej bogobojnej mężatki. Z czasem sprawa się komplikuje, a jej bohaterka okazuje się być tak wyrafinowaną intrygantką, po trupach zmierzającą do celu, że wręcz przeraża  determinacją w czynieniu zła. Potrafi się przy tym odpowiednio usprawiedliwić, mówiąc: "Urodziłam się, by zwyciężyć waszą płeć i mścić się za moją".

Glenn przyznaje, że patrząc na historię kobiet w jej rodzinie, mogłaby ten cytat uczynić swoim credo w relacjach z mężczyznami, mimo że ma z nimi dobre układy.

Prawdopodobnie najtrudniej jednak było przełknąć przegraną, w przypadku oscarowej nominacji za film "Żona", gdy wydawała się do końca absolutną faworytką. Bądźmy jednak szczerzy - choć jej rola jest znakomita, sam obraz okazał się przewidywalny. "Żona" to portret kobiety, która stłamszona przez patriarchat, podporządkowuje mężczyźnie - uznanemu pisarzowi, całe swoje życie. Także to, co dla niej było najcenniejsze. Gdy w końcu dociera do niej, jak bezsensowne były jej wyrzeczenia, jest za późno. Mimo to w finale znajduje w sobie siłę, by sprzeciwić się mężowi, któremu zapewniła wygodne życie i karierę. Największy atut filmu stanowią właśnie kreacje aktorskie - znakomitej Glenn oraz Jonathana Pryce'a, który zagrał jej męża.

Podczas uroczystości wręczania Złotych Globów Glenn Close przyznała, że grając w "Żonie", miała przed oczami swoją inteligentną, literacko uzdolnioną mamę, która poświęciła, jak jej bohaterka, całe życie rodzinie i wspieraniu ojca. "Umierając, tuż przed śmiercią, powiedziała do mnie: ‘Zobacz Glenn, ja niczego w życiu nie osiągnęłam’. Powiedziałam jej wtedy, że stworzyła kochającą się, dużą rodzinę, ale wtedy usłyszałam: ‘Nie o to chodzi. Trzeba coś robić wyłącznie dla siebie’".

Glenn obiecała sobie wówczas, że ona pod koniec życia nie będzie miała powodu, by tak myśleć.

Córka i przyjaciółka

Ma za sobą trzy nieudane małżeństwa i zaznacza, że nie rozumie kobiet, które kurczowo trzymają się mężczyzn w obawie przed samotnością. Mówi, że żyjemy w epoce kryzysu męskości.  Drugie małżeństwo z Jamesem Marlasem - finansistą, trwało trzy lata i również okazało się pomyłką. Podczas pracy nad "Fatalnym zauroczeniem" związała się z producentem Johnem Starke, z którym ma córkę - Annę, również aktorkę. Niezwykle urodziwa 35-latka wystąpiła w "Żonie" po raz pierwszy na ekranie wspólnie z mamą, wcielając się w bohaterkę Glenn z młodości.

Po raz trzeci Close wyszła za mąż w 2006 roku za znanego biznesmena Davida Evansa Shawe'a. To małżeństwo trwało najdłużej, niemal dekadę, ale w końcu para rozstała się w roku 2015. Glenn podkreśla, że trwały związek z jednym mężczyzną i dziećmi zawsze był jej marzeniem, ale skoro nie wyszło, nie należy rozpaczać. Ma niewielką grupę przyjaciół, ale tą najbliższą jest jej ukochana córka. "Annie jest niezwykła. Już jako trzylatka powiedziała mi: ‘Mamo, chcę, żebyśmy zawsze były najbliższymi przyjaciółkami na świecie’. I tak właśnie się dzieje. Nigdy nie przechodziła okresu nastoletniego buntu, nie sprawiała kłopotów. Wychowywałam ją w poczuciu dużej swobody i zaufania, którego nigdy nie zawiodła. Jestem szczęściarą" - opowiada.

Elegia dla przyszłego prezydenta?

Ostatnią jak dotąd, ósmą nominację do Oscara zdobyła za rolę w "Elegii dla bidoków". W dość szczególnych okolicznościach. Takiej sytuacji w Hollywood nie było od 40 lat! Za rolę hałaśliwej i nieco przerażającej babci Mamaw otrzymała bowiem dwie nominacje - druga nazywana jest anty-Oskarem, precyzyjniej - Złotą Maliną. Dodajmy od razu, że niezasłużenie, bo choć film został zbudowany z krzywdzących stereotypów, kreacja Glenn Close jest świetna.

Dziś znów o filmie opartym na bestsellerowej i naprawdę niezłej, pełnej empatii dla bohaterów książce głośno. Jej autor - James David Vance, został bowiem kandydatem Donalda Trumpa na wiceprezydenta. (Pytanie jakim cudem empatyczny autor, w chwili pisania książki zażarty krytyk Trumpa, stał się jego apologetą, odłóżmy na inną okazję). Gdy mowa o tytułowych bidokach - po angielsku "hillbilly", to termin oznaczający białych, niewykształconych i niezamożnych mieszkańców Appalachów i Ozarks.

Książka to w uproszczeniu opowieść o tym, jak ambitny student Yale pochodzący z patologicznej rodziny, próbuje gonić za marzeniami i wciąż napotyka przeszkody, wynikające z jego pochodzenia. W teraźniejszość wprasza się przeszłość, od której całe życie ucieka. O tym przekonująco mówi książka, której film jest cieniem, tyle w nim banałów. Ron Howard uciekł się do uproszczeń i to się zemściło. Nie jest jednak tak zły, by zasłużyć na nominacje do Złotych Malin. W dodatku rola Close dźwiga go piętro wyżej. Nie trzeba dodawać, że żadna z dwóch nominacji nie trafiła do aktorki.

Od tego czasu Close zdążyła już zagrać w ciekawym serialu o agentce Mossadu "Teheran" i w niezwykle inspirującym filmie science-fiction "Łabędzi śpiew". Choć to role drugoplanowe, obie są warte uwagi. Tej klasy aktorka nie ma zresztą innych w dorobku.

Amerykańska filmoznawczyni Cari Beauchamp napisała: "Kiedy patrzysz na 10 najlepszych aktorek ostatnich 90 lat, odkąd pojawił się w filmie dźwięk, najpierw widzisz Bette Davis i Katharine Hepburn, a potem oczywiście Meryl Streep. I w końcu dociera do ciebie, że kogoś ci na liście brakuje. Powiem ci kogo - Glenn Close!".

Czas najwyższy, by tę prawdę uświadomiła sobie Amerykańska Akademia Filmowa. Chcę wierzyć, że stanie się tak za sprawą roli w remake’u "Bulwaru zachodzącego słońca".