Jakieś 30 tys. lat później robotnicy wydobywający wosk ziemny ze złóż w okolicach Staruni, małej wioski oddalonej o 30 km od Stanisławowa i 130 km od Lwowa, uwijali się przy czterech prymitywnych szybach wiertniczych. Uruchomiono je w 1907 r., ale wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że to nie wosk będzie najcenniejszym urobkiem, który na trwałe zapisze wieś na kartach historii. Już w pierwszym roku działania kopalni natrafiono na szczątki mamuta (Mammuthus primigenius) i nosorożca włochatego (Coelodonta antiquitatis).
"Robotnicy w pierwszej chwili mniemali, że trafili na ścierwo wołu z ogromnymi rogami" - czytamy w zbiorowym opracowaniu "Nosorożec włochaty wraz z współczesną florą i fauną", które ukazało się 1914 r. nakładem Muzeum im. Dzieduszyckich.
"Skóra zachowała się wybornie, była miękka i bardzo podatna. Utrzymała się nawet właściwa jej barwa śniada, przechodząca miejscami skutkiem działania wodorotlenku żelazowego w rdzawe zabarwienie. Lepiej zachowane części tej skóry poodkrawywali robotnicy, pokąd leżała jeszcze na hałdzie. Od strony brzusznej i innych okolic ciała zachowały się jeszcze pomniejsze strzępy, znajdywane później przy rozkopywaniu hałdy" - opisali naukowcy będący przy wydobyciu zwierzęcia.
A skoro to zwykły wół, robotnicy błyskawicznie rozkradli skóry z myślą o zelówkach. Wieść jednak rozniosła się i po kilku dniach dotarła do kierownictwa. Wtedy zdano sobie sprawę z niezwykłej wartości znaleziska. Natychmiast powołano komisję naukowców, m.in. z Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie i Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie. Ta zarządziła przerwanie wszelkich robót wydobywczych, postawiono też posterunek żandarmerii, by pilnować wykopaliska.
Intensywne poszukiwania doprowadziły 6 listopada 1907 r. do wydobycia z 17,5-metrowego szybu niekompletnego cielska nosorożca włochatego. Wraz z tym, co zdołano uratować przed przerobieniem na łatki do butów, zdekompletowany okaz trafił do lwowskiego muzeum (dzisiejsze Muzeum Przyrodnicze Ukraińskiej Akademii Nauk).
Prace wykopaliskowe na tym stanowisku przerwała I wojna światowa. Tuż po niej, w niepodległej już Polsce, wciąż brakowało środków na kontynuowanie wykopalisk. Dopiero w połowie 1929 r. pokaźny zastrzyk pieniędzy z Funduszu Kultury Narodowej umożliwił wznowienie prac.
23 października 1929 r. posterunkowy, powiadomiony przez brygadzistę z kopalni wosku, wykręcił numer starosty Bohorodczan, doktora Józefa Nowaka. Rozentuzjazmowany przekazał, że natrafiono na coś wyjątkowego. - Ojciec natychmiast kazał zabezpieczyć wykopalisko i powiadomił Polską Akademię Umiejętności w Krakowie. Specjalnym samolotem przybyli wówczas do Staruni profesorowie Jan Nowak i Kazimierz Kostanecki - wspominał przed laty wybitny aktor Jerzy Nowak, z którym miałem niegdyś niewątpliwą przyjemność rozmawiać o staruńskich odkryciach, przeglądając w jego mieszkaniu albumy z fotografiami z tamtego okresu. Charakterystyczny aktor - który ponad 630 razy wcielił się w postać Hirsza Singera w spektaklu "Ja jestem Żyd z Wesela" - był ostatnim żyjącym świadkiem wydarzeń (aktor zmarł w 2013 r., w wieku 89 lat). Sześcioletniego wówczas chłopca ojciec zabrał do kopalni. Nad szybem obserwował wydobywanie plejstoceńskiego zwierza.
- Gwałtowna, pewnie wiosenna burza wypełniła nagle koryto rzeki, która wylała. porywając wszystko po drodze. Nurt wciągnął też małe stado skubiących trawę nosorożców włochatych. Te niezbyt zwinne stworzenia nie potrafiły się wyrwać z żywiołu. Rozmyte, osuwające się zbocze przykryło je na wieki - tak o możliwym przebiegu zdarzeń opowiadał ojcu pana Jerzego jeden z krakowskich profesorów.
Szczęściem dla dzisiejszych naukowców kopalnia wosku położona była na lewym brzegu potoku Łukawiec Wielki, wpadającego do Bystrzycy Sołotwińskiej. Potok w czasie ulewy zamieniał się w rwącą pułapkę. Wpadły w nią nosorożce, które teraz wydobywano z głębin. Zwłoki zwierząt zachowały się w doskonałym stanie dzięki pokładom ozokerytu (wosku ziemnego) oraz soli kamiennej, które perfekcyjnie je zakonserwowały.
Ten, na którego natrafiono jesienią 1929 r. (nazywany drugim nosorożcem ze Staruni) okazał się najcenniejszy. Młoda, około trzyletnia samica, jest jedynym kompletnym okazem nosorożca włochatego na świecie. Zachowały się nie tylko szkielet, ale także części miękkie: wnętrzności, mięśnie, skóra, a nawet kilka kępek owłosienia.
Cielsko sprzed 30 tys. lat załadowano na kolejową lorę (wiek określono po badaniach metodą radiowęglową w 1971 i 1974 r. - dane z publikacji prof. Henryka Kubiaka we "Wszechświecie").
- Dwa razy się łamała. Taki był kolos - wspominał Jerzy Nowak. Pociągiem nosorożec dotarł 22 grudnia 1929 r. do Krakowa. Złożono go w pracowni Polskiej Akademii Umiejętności (obecnie Polska Akademia Nauk) przy ul. Sławkowskiej. Po trzech miesiącach gotowy był gipsowy odlew i model obleczony oryginalną skórą zwierzęcia.
W czasie wojny naziści szykowali się do wywiezienia ważącego niemal 900 kg eksponatu. Spuszczono go z sali na trzecim piętrze do piwnic, gdzie przeleżał pod workami z piaskiem. Okupanci zdążyli tylko, jako jedyni na świecie, zrobić odlew z eksponatu. Znajduje się on do dzisiaj w Muzeum Przyrodniczym "Haus der Natur" w Salzburgu. W innych muzeach, m.in. w Anglii, Japonii, Francji, Belgii, Niemczech są odlewy wykonane już z modelu gipsowego.
30 września1995 r., po spędzeniu 65 lat na trzecim piętrze kamienicy Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN, nosorożec włochaty, wyceniany na równi z innym krakowskim skarbem, jakim jest obraz Leonarda da Vinci "Dama z gronostajem" (zwyczajowo zwana "Damą z łasiczką"), wyruszył w swoją ostatnią - jak dotychczas - podróż. Trafił do siedziby Muzeum Przyrodniczego przy ul. św. Sebastiana, by stanąć dostojnie w specjalnej oszklonej gablocie, która z pomocą krzemionkowych stabilizatorów zapewnia odpowiednią temperaturę i wilgotność powietrza.
Przenosiny były wyjątkowo precyzyjnie zaplanowaną operacją. Preparator Polskiej Akademii Nauk Dimitrij Filimonov odciął nosorożcowi róg zrobiony z gipsu i kleju kostnego. Wszystko po to, by zwierz zmieścił się do specjalnej skrzyni. Przy okazji róg nieco poprawiono. Po badaniach okazało się bowiem, że choć miał prawidłową długość, to jednak powinien być odrobinę smuklejszy.
Skrzynia, w której nosorożec podróżował - a raczej podróżowała, bo to przecież samica - wykonali stolarze Muzeum Narodowego w Krakowie. Opasaną stalowymi linami, spuszczono z trzeciego piętra i na rolkach przetoczono na ulicę.
Trasy przejazdu pilnowali policjanci, ale na wszelki wypadek transport został ubezpieczony, gdyby doszło do nieprzewidzianych sytuacji, a w konsekwencji potrzebne były naprawy ewentualnych usterek powstałych przy transporcie. Samego zwierzęcia wycenić bowiem nie sposób, z prostego powodu. - Jest bezcenny, jedyny na świecie - mówił tuż przed operacją wieloletni opiekun eksponatu, prof. Henryk Kubiak z Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN.
Wprawdzie przed trzema laty w ułusie abyjskim (w Jakucji, wschodnia Syberia) mieszkańcy odnaleźli doskonale zachowane szczątki nosorożca pochodzącego z tego samego gatunku, to - choć miał on nienaruszoną większością narządów wewnętrznych, a nawet róg - reszta cielska była w znacznie gorszym stanie niż tego ze Staruni.
Nie można jednak wykluczyć, że w najbliższym czasie "ujawni" się egzemplarz doskonalszy. Odkrycia tego rodzaju stają się bowiem coraz częstsze, gdyż za sprawą globalnego ocieplenia topi się wieczna zmarzlina na rozległych obszarach skrajnie północnych i wschodnich regionów Rosji.
Od czasu odkryć staruńskich na ziemiach polskich nie natrafiono na nic cenniejszego. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie było innych znalezisk paleontologicznych. Były i to znaczące. Wymienić można choćby te najgłośniejsze, z Krasiejowa na Opolszczyźnie, gdzie w starej kopalni iłu natrafiono na warstwę skalną, a w niej wiele szkieletów wielkich płazów i gadów. W 2003 r. zespół prof. Jerzego Dzika z Instytutu Paleontologii PAN odkrył na tym stanowisku najstarszego roślinożernego dinozaura liczącego 230 milionów lat, z epoki późnego triasu.
Przed siedmioma laty, również w Krasiejowie, dokonano kolejnego odkrycia - natrafiono na skamieniałości niezwykłego latającego gada, pierwszego na świecie, przodka pterozaurów, wielkich gadów latających z kolejnych epok - jury i kredy. Gatunek nazwano Ozimek volans. Prace paleontologów w Krasiejowie wciąż są prowadzone i naukowcy liczą na kolejne sensacje.
Wśród najświeższych doniesień odnotować należy... cztery zęby sprzed około 148 mln lat. Badacze znaleźli je w kamieniołomie Owadów-Brzezinki w gminie Sławno (woj. łódzkie), a podzielili się informacjami o nim zaledwie kilkanaście dni temu. Zęby należały do plezjozaurów, których wielkość mogła osiągać 15 metrów. Największy ząb miał 5 cm długości.
- To wyjątkowo dobrze zachowane zęby. Ich charakterystyczny wygląd: wydłużony, stożkowaty kształt, zakrzywienie pod odpowiednim kątem oraz widoczne bruzdy na powierzchni pozwoliły nam założyć, że należą one do plezjozaurów, prawdopodobnie z rodziny Cryptoclididae zamieszkującej głównie dzisiejsze tereny północnej Europy, szczególnie Anglii - powiedział doktorant Łukasz Weryński z Instytutu Nauk Geologicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie w rozmowie z portalem Nauka w Polsce.
Plezjozaury żyły na Ziemi od 240 do 65 mln lat temu (między triasem a kredą). Stworzenia te zamieszkiwały niemal wszystkie morskie regiony ówczesnego świata - niektóre mogły częściowo żyć w środowiskach słodkowodnych. Co ciekawe, gady te mogły utrzymywać wysoką (nawet do 39 stopni Celsjusza) i stałą temperaturę.
Eksperci podkreślają, że to pierwsze skamieniałości tych dinozaurów odkryte na tym stanowisku. Wcześniej odnaleziono tam szereg unikatowych w skali świata szczątków morskich i lądowych dinozaurów. Właśnie tutaj paleontolodzy odkopali m.in. szczątki pierwszego znanego w Polsce pterozaura, a także pozostałości ostrogonów, ryb promieniopłetwych, krokodylomorfów, żółwi, czy owadów. Odnaleziono także nieznany wcześniej gatunek morskiego gada z grupy ichtiozaurów.
Kiedy w krakowskiej drukarni Anczyca tuż przed wybuchem I wojny światowej trwały gorączkowe przygotowania do druku opracowania "Nosorożec włochaty wraz z współczesną florą i fauną" naukowcy dostarczyli kolejnych odkryć, co zaznaczono na końcu dzieła: "W ostatniej chwili, już w ciągu druku tego rękopisu (...) W przesiąkniętych solą i ropą naftową iłach dyluwialnych, wydobytych ze szybu »mamutowego« w Staruni, znalazł M. Łomnicki obok mnóstwa szczątków flory i fauny pleistoceńskiego okresu, także i żabę, wybornie zakonserwowaną, która ze względu na swój stan zachowania jest jedynem znanem dotąd wykopaliskiem tego rodzaju. Okaz ten rozmiarami niewielki (91 mm długości), posiada dobrze zachowaną skórę i kości przy zupełnym zaniku tkanki mięsnej tak, że np. odnóża przedstawiają się jakby puste pochwy skórne, w których tkwią bądź całe, bądź też częściowo połamane kosteczki".
Możliwe więc, że kiedy powyższy tekst pojawi się na stronach Tygodnika Interii, podobnie, jak w 1914 r., gdzieś w Polsce ziemia odsłoni kolejną paleontologiczną sensację, którą trzeba będzie pilnie dopisać.