Reklama

- Jedność elit sił zbrojnych i przemysłu to nowe zjawisko w historii Ameryki. Jego efekty ekonomiczne, polityczne, a nawet moralne, odczuwamy w każdym mieście, samorządzie i urzędzie. Strzeżmy się rosnących wpływów, zamierzonych czy nie, kompleksu militarno-industrialnego. Mogą one zagrozić naszym swobodom i demokracji - mówił 60 lat temu, podczas swojego pożegnalnego przemówienia, prezydent Dwight D. Eisenhower.

W 1961 roku nie każdy zwrócił uwagę na ten fragment ponad 15-minutowego wykładu. Dziennik "The New York Times" pisał o tym na pierwszej stronie, ale już magazyn "Life" nawet się o tym nie zająknął, podczas opisywania zmiany warty w Białym Domu, skupiając się na garderobie przyszłej pierwszej damy, najmłodszej w historii, Jackie Kennedy. W wielu lokalnych gazetach pojawiły się na ten temat tylko wzmianki głęboko w tekście. "Gospodarka dalej silna" - zaczynał "Washington Reporter". "Prezydent apeluje o trzymanie w ryzach wydatków" - pisało natomiast "Toledo Blade".

Reklama

Pod koniec grudnia 1991 roku w kinach pojawił się film, który zaczynał się od słów Eisenhowera o groźnej współpracy przemysłu i wojska - "JFK" Oliviera Stone’a. Kolejne 30 lat później, jest to najbardziej znany - i często już jedyny - fragment przemówienia, który pozostał w świadomości Amerykanów.

Sformułowanie "kompleks militarno-industrialny" regularnie pojawia się w mediach, a transmitująca wydarzenia polityczne telewizja C-SPAN nawet w swoich archiwach tytułuje pożegnanie Eisenhowera "przemową o kompleksie militarno-industrialnym". "30 lat po premierze, wpływ »JFK« można wykryć wszędzie, od polityki Waszyngtonu po to, jak Hollywood buduje narrację. Jego treść pozwoliła nowemu pokoleniu na poznanie długiej amerykańskiej tradycji teorii spiskowych" - oceniał kilka dni temu dziennik "Washington Post", nazywając dzieło Stone’a "najniebezpieczniejszym amerykańskim filmem". Ten trzyipółgodzinny film twierdził, że prezydent nie został zabity, tak jak uznało oficjalne śledztwo, przez działającego indywidualnie Lee Harveya Oswalda - tylko w wyniku sięgającego najwyższych szczytów władzy spisku. "Chociaż amerykańska tożsamość od początku była budowana przez ciągły strach przed niecnym wrogiem, to dopiero w latach sześćdziesiątych (możemy powiedzieć, że zabójstwo Kennedy’ego było symbolicznym tego momentem) teorie spiskowe spowszechniały dla zwykłych Amerykanów" - pisał w swojej książce "Conspiracy Culture: from JFK to »X-Files«" ("Kultura spisku: od JFK do »Z Archiwum X«") Peter Knight, amerykanista z Uniwersytetu w Manchesterze.

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

Dzisiaj, jak wynika z badań, ponad 60 proc. Amerykanów nie wierzy w oficjalną wersję przyczyn śmierci Kennedy’ego. Sceptycy nie są zgodni czy zabiła go mafia, CIA, koledzy z rządu, Fidel Castro, koncerny paliwowe, Ku Klux Klan czy też Rosjanie. Większość badanych jest jednak święcie przekonana, że oficjalna wersja to bzdura.

Polski ślad w radzieckiej ambasadzie

"Polecam waszej uwadze serię anonimowych telefonów do biura attache marynarki wojennej w Canberze, przez osobę twierdzącą, że ma informacje o radzieckim spisku na życie śp. prezydenta Kennedy’ego" - tak zaczyna się telegram wysłany 29 listopada 1963 roku (a więc tydzień po zabójstwie prezydenta) przez stację CIA w stolicy Australii do Białego Domu, Departamentu Stanu, FBI i Secret Service.

"Rozmówca, który twierdzi, że jest polskim szoferem prowadzącym pojazd należący do radzieckiej ambasady w Canberze zadzwonił po raz pierwszy 15 listopada 1962 roku. Powtarzam, 1962 roku. Twierdził, że cztery lub pięć radzieckich okrętów podwodnych z od 400 do 500 radzieckich żołnierzy na pokładach jest w drodze na Kubę. Jednym z powodów tego ruchu ma być wzmocnienie pozycji gubernatora Missisipi. Dodał, że jest plan zapłacenia 100 tys. dolarów za zabicie prezydenta Kennedy’ego. Mają za nim stać »państwa zza Żelaznej Kurtyny« oraz »komuniści z Anglii, Hongkongu i pewnie innych krajów«"- pisali amerykańscy agenci stacjonujący w Australii o rozmowie, która odbyła się wiele miesięcy przez zamachem na JFK. "Dzień po zabójstwie i ponad rok po pierwszej rozmowie najprawdopodobniej ta sama osoba ponownie zadzwoniła do ambasady. Odnosiła się do rozmowy sprzed roku, w której miała mówić, że ZSRR wyłożył 100 tys. dolarów na zabójstwo prezydenta Kennedy’ego" - dodawał.

To źródło mówiło także o dodatkowych informacjach na temat zamachu. Na początku listopada miał on widzieć wysokiego Australijczyka w wieku od 35 do 40 lat z teczką o wymiarach 40 na 50 na 8,5 centymetrów, wobec którego używano pseudonimu "Wasyl Jeden". Dzień po zabójstwie Rosjanie w ambasadzie mieli natomiast wznosić toasty wódką i chwalić się, że "osiągnęli, co chcieli".

Telegram kończy się stwierdzeniem, że "polski szofer" zdaniem CIA w Australii jest "pomyleńcem", a zdaniem lokalnych służb żaden obywatel PRL nie jest zatrudniony w charakterze kierowcy w radzieckiej ambasadzie.

Pomyleniec czy nie, ten ujawniony zaledwie kilka dni temu telegram został uznany za jeden z najciekawszych z dokumentów odtajnionych przez administrację Joe Bidena. Premiera "JFK" trzy dekady temu wywołała domino zdarzeń, które zapoczątkowały publikację schowanych przez pół wieku dokumentów dotyczących zamachu. Mimo zapowiedzi i presji społecznej, musiało minąć ćwierć wieku, a na fotelu prezydenta musiał usiąść Donald Trump, aby dokumenty ujrzały światło dzienne. Badacze i zwolennicy teorii spiskowych byli zachwyceni depeszami o tym, że kubański wywiad chwalił umiejętności strzeleckie Lee Harveya Oswalda, a radzieccy agenci uważają, że za zabójstwem stoi wiceprezydent Lyndon Johnson (w ujawnionych wtedy dokumentach pojawia się też informacja o pierwszej rozmowie z "polskim szoferem"; nowe dokumenty uzupełniają je o drugą konwersację). Wraz z objęciem władzy przez Joe Bidena, proces ujawniania dokumentów o zamachu znacznie spowolnił. Chociaż miał się zakończyć w tym roku, to kilka dni temu ujawniono ich niewiele, a zainteresowani nimi ludzie byli raczej rozczarowani ich zawartością. Pozostałe mają być ujawnione w późniejszym terminie - jako wytłumaczenie podano przestoje związane z pandemią i potrzebę sprawdzenia dokumentów. Wiele osób przestało jednak wierzyć, że wszystkie z nich kiedykolwiek ujrzą światło dzienne.

Świat teorii spiskowych

Obecnie gdzie się nie odwrócisz, to w popkulturze i mediach, szczególnie amerykańskich, trudno uciec od wszechobecnych teorii spiskowych. W kinach wyświetlana jest właśnie czwarta część "Matrixa", jednej z najbardziej znanych serii mówiącej nam o tym, że rzeczywistość nie jest prawdą. Wielkie spiski pojawiają się w najpopularniejszych obecnie seriach filmów z superbohaterami Marvela (szczególnie w trzecim "Iron Manie" i drugim "Kapitanie Ameryce"). W ubiegłym roku po dziewięciu latach zakończyła się emisja "Homeland", a ten temat poruszały też inne niedawne, popularne seriale, chociażby "Czarne Lustro". Na najgorętszym w amerykańskich mediach serwisie ostatnich lat, Substacku, królują ludzie pokroju znanego ze współpracy z Edwardem Snowdenem przy ujawnianiu amerykańskich podsłuchów Glena Greenwalda. Na swoim newsletterze na tej stronie, który nie stroni od teorii spiskowych (z reguły atakujących amerykański establishment, głównie Hillary Clinton, ale ostatnio z okazji rocznicy wspominał też o "JFK" Stone’a) zarabia 2 mln dolarów rocznie. Wreszcie, do tematu wrócił sam Olivier Stone - zrobił to w filmie dokumentalnym "JFK: droga do prawdy", pokazywanym w USA w listopadzie w telewizji, a na całym świecie na pokazach kinowych (w Polsce miał premierę na American Film Festival we Wrocławiu).

Nie zawsze tak było. Żeby znaleźć popularne dzieła kultury masowej z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych skupione na spiskach trzeba dobrze poszukać. Mimo że życie dostarczało wielu inspiracji - środek zimnej wojny, eskalacja napięć z ZSRR - w telewizji królowały eskapistyczne westerny w stylu "Bonanzy", a w kinach epickie filmy wojenne, historyczne i musicale. Oczywiście da się znaleźć dzieła, w których mamy konspirację na najwyższych szczytach władzy - najsłynniejszy to chyba film i książka "Przeżyliśmy wojnę" o praniu mózgów u weteranów wojennych (lepiej znany z remake’u z Denzelem Washingtonem wydanego jako "Kandydat") - ale było ich dużo mniej niż obecnie. Dla I.F. Stone’a, najsłynniejszego dziennikarza śledczego ówczesnych czasów, nie było miejsca w popularnych mediach, musiał publikować własny newsletter, który rozsyłał zainteresowanym - i w odróżnieniu od Greenwalda, nie stał się dzięki tym milionerem, tylko ledwo wiązał koniec z końcem.

Republikański sugar daddy

Pisząc o rocznicy "JFK" Stone’a, "Washington Post" twierdził, że "teorie spiskowe to długa, amerykańska tradycja". Niektórzy naukowcy twierdzą, że obecna Partia Republikańska ma swoje korzenie w ruchach powstałych w XIX wieku z obawy przed przejęciem władzy nad światem przez masonów. Edward H. Miller, historyk z Northwestern University w swojej nowej książce "A Conspiracy Life" ("Życie w spisku") argumentuje, że to co kiedyś było "ekscentrycznym marginesem amerykańskiego konserwatyzmu" obecnie jest powszechne. Jego zdaniem kluczowa w rozwoju tego fenomenu była postać Roberta Welcha - dziecięcego geniusza, twórcy karmelowych lizaków "Sugar Daddy", który wykorzystywał swoje pieniądze do finansowania rodzących się, skrajnie prawicowych ruchów. Założona przez niego organizacja John Birch Society nazwę wzięła od młodego amerykańskiego misjonarza, zabitego pod koniec wojny przez chińskich komunistów. To właśnie ich wygrana - mimo zapewnień amerykańskich polityków i prasy, że wspierany przez USA reżim Czang Kaj-Szeka łatwo wygrywa z Mao, dała pierwszy wiatr w żagle temu ugrupowaniu. Początkowo napędzał ich strach przed komunizmem, potem spiski zaczęli też widzieć w wielkich korporacjach, globalizacji i niewystarczająco radykalnych amerykańskich mainstreamowych politykach.

Do ogólnej świadomości, choć na krótko, teorie spiskowe przebiły się w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych wraz z aferą Watergate, w której poplecznicy prezydenta Richarda Nixona podsłuchiwali swoich konkurentów. Wtedy też ta tematyka królowała w produktach popkultury - w filmach takich jak "Syndykat Zbrodni" albo "Rozmowa".

Nie trwało to jednak długo i na kolejny przełom trzeba było czekać do początku lat dziewięćdziesiątych. Dzięki "JFK" teorie spiskowe znalazły uznanie w mainstreamie - film zdobył dwa Oskary, wywołał wielką debatę publiczną i mimo trwania trzy i pół godziny był szóstym najpopularniejszym filmem w kinach w swoim sezonie. Dużo większy wpływ na popkulturę pod tym względem miał jednak serial, który zadebiutował rok później. "Z Archiwum X" wyciągnął najbardziej absurdalne teorie spiskowe - zaczynając od Obcych, na wielkich spiskach "państwa w państwie" kończąc - z ignorowanych przez większość gazetek dla szaleńców do jednego z najpopularniejszych seriali w kraju. "W ostatnich dekadach paranoja stała się elementem rozrywki i filozoficznej refleksji, częścią codziennej amerykańskiej kultury" - pisał po kilku latach emisji seriali Peter Knight w swojej książce, wyjaśniając: "Na przełomie tysiącleci wydaje się, że teorie spiskowe są w Ameryce wszędzie. Od JFK do »Z Archiwum X«, od zamachu w Oklahomie do lotu TWA 800, od plotek o CIA rozdającym crack w czarnych gettach po podejrzenie pochodzenia HIV/AIDS z rządowego laboratorium, język spisku stał się w ostatnich dekadach ważną częścią politycznego i kulturalnego krajobrazu. Nawet pierwsza dama w ogólnokrajowej telewizji użyła słowa »spisek«".

A to był dopiero początek. Jak zauważa w książce "Audience of One: Trump, Television, and the Fracturing of America" ("Jedyny widz: Trump, telewizja i podział Ameryki") dziennikarz James Poniewozik, taki sposób narracji i tematy spiskowe szybko zagościł też w amerykańskich mediach informcyjnych.

"Maestro paranoi w telewizji Fox był Glenn Beck, którego program zaczął emisję dzień przed inauguracją Obamy (...) W 1993 roku Fox zaczął emitować »Z Archiwum X«, długi serial z rozległą fabułą o obcych i ich ludzkich sługach starających się ujarzmić ludzkość (...) Wciągająca paranoja »Z Archiwum X« odbiła się echem, pewnie niezamierzenie, w prawicowych bojówkach, które w latach 90. wierzyły, że globalistyczny światowy rząd używa czarnych helikopterów do powietrznych patroli (...) Glenn Beck był codziennym »Z Archiwum X«, zaginionym ogniwem między polityką a ufologami". Beck zniknął z Fox News w 2011 roku (chociaż dalej obecny jest w bardziej niszowych prawicowych mediach), ale pustka nie trwała długo i szybko zastąpiono go kolejnymi prezenterami prowadzącymi podobne programy. Najnowszą inkarnacją tego typu dziennikarstwa jest Tucker Carlson (to on prowadził wywiad z prezydentem Andrzejem Dudą we wrześniu 2021 roku), który w swoich programach przekonuje m.in., że spiskiem był atak na Kapitol 6 stycznia. Jego program w tym roku był najchętniej oglądanym produktem w amerykańskich kablówkach przez 17 tygodni z rzędu.

Rozwój mediów społecznościowych, w których dużo łatwiej, szybciej i taniej jest dystrybuować niesprawdzone lub nieprawdziwe informacje, tylko pomógł w tym trendzie. To tam w serwisach typu 4Chan i 8Chan narodził się ruch QAnon, jedna z najgłośniejszych teorii spiskowych ostatnich lat. Skupia się ona na tajemniczym "Q", osobie (lub osobach) mających informacje o tym, że rządząca światem sekta kanibalistycznych pedofili satanistów chce obalić prezydenta Donalda Trumpa, przy okazji szerząc inne, równie absurdalne teorie spiskowe. Wśród osób szturmujących Kapitol było wiele osób w jakimś stopniu wierzących w teorie szerzone przez to środowisko. Z pewnością nie pomaga też pandemia - jak wynika z wielu badań, wydarzenia takie jak ona tylko zwiększają popularność teorii spiskowych wśród ludzi, co pewnie każdy z nas widzi, czytając wpisy babć, wujków, kolegów z pracy lub Edyty Górniak i Iwana Komarenko w mediach społecznościowych.

Za dużo

Nie wszystkim powszechność teorii spiskowych w mediach i polityce odpowiada. Adam Curtis, który w swoich filmach dokumentalnych skupia się na tej tematyce (np. w "Bitter Lake" udowadniał jak jedno spotkanie pomiędzy Arabią Saudyjską i USA stworzyło narrację o brutalnym islamizmie, która ukształtowała światową politykę w regionie Bliskiego Wschodu) stwierdza w swoim najnowszym, tegorocznym serialu "I can’t get you out of my head", że ich wszechobecność powoduje, że przestajemy je traktować poważnie i ignorujemy te, które są (lub były) prawdziwe i naprawdę groźne. Jako przykład podaje projekt MKUltra, w którym w latach 50. i 60. ubiegłego wieku CIA próbowało w ramach badań prać mózgi nieświadomych Amerykanów.

W podobnym duchu wypowiada się też Chris Carter, twórca »Z Archiwum X«. - Czuję, że spiski stają się coraz bardziej szalone, że poziom paranoi i wyobraźni się podniósł. W liczbie i rodzajach spisków widzę dużo więcej kreatywności - mówił w jednym z niedawnych wywiadów, dodając, że nie jest w stanie podać swojej ulubionej, najbardziej szalonej teorii spiskowej, bo "codziennie jakaś nowa mnie zaskakuje".

Nic jednak nie wskazuje, że sytuacja miałaby się zmienić. Nawet amerykański rząd musi grać w tę grę, co widać chociażby po ujawnieniu dokumentów o "polskim szoferze" albo niedawnej publikacji tajnych dokumentów dotyczących UFO (podobnie jak w przypadku JFK nie było w nich nic przełomowego). A o ich sile bardzo dobrze świadczy wydarzenie z 2 listopada. Wtedy w Dallas, w miejscu, w którym doszło do zamachu na Kennedy’ego, zebrały się setki wierzących w QAnon. Na miejsce - ich zdaniem - miał przybyć John Kennedy Jr., zmarły w wypadku lotniczym w 1999 roku syn zabitego prezydenta (jak niektórzy uważają, też w wyniku spisku - stąd słynna "klątwa rodu Kennedych") i ogłosić, że w kolejnych wyborach wystartuje z Donaldem Trumpem jako kandydat na jego wiceprezydenta.

Mimo deszczu, ludzie z transparentami "Trump-Kennedy 2024" tygodniami koczowali na skrzyżowaniu w Dallas. Jak do tej pory JFK Junior zawala jednak wszystkie kolejne terminy swojego zmartwychwstania.