"Pokiel Tatry stojom i Dunajec płynie, potel o górolak śpiywka nie zaginie"
W otoczeniu niezwykłej, pięknej, a zarazem surowej i wymagającej przyrody, mieszkają górale. Synowie gór. Silni, uparci, hardzi, honorowi, przed halnym nieprzewidywalni. Dawnej ich życie toczyło się na halach. Ciężka praca przy wypasie owiec hartowała ich charaktery. Dziś, jak twierdzą niektórzy, ich charaktery hartuje pogoń za pieniędzmi. Obrośli w stereotypy. Góral już nie tylko kojarzy się z barwnym strojem, ciupagą, zbójnickim tańcem, ale też ze skąpstwem, cwaniactwem, niewylewaniem za kołnierz, pazernością. Kim więc są współcześni górale? Kim stali się po zejściu z hal? W jakim kierunku zmierza ich niezwykła kultura i tradycja? Czy da się ją jeszcze ocalić, czy zostanie sprzedana na podrzędnym straganie obok kiczowatych błyskotek? Próbę odpowiedzi na te pytania podjęły w książce "Podhalanie. Wokół tożsamości" wydanej nakładem Tatrzańskiego Parku Narodowego, Agnieszka Gąsienica - Giewont i Stanisława Trebunia - Staszel. Autorki oddały głos kilku pokoleniom mieszkańców Podhala, którzy zbudowali obraz góralskiego świata. Tego współczesnego i tego, którego już nie ma.
Katarzyna Piątkowska: Kim są współcześni górale?
Stanisława Trebunia - Staszel: - To trudne pytanie. Dziś Podhale jest mocno zróżnicowane, polifoniczne, chłonie elementy z kultury globalnej i każdy góral nieco inaczej pojmuje swoją góralskość. Nawiązując do tytułu naszej książki, można powiedzieć, że górale, a właściwie Podhalanie to wszyscy, którzy czują się związani z regionem, jego przeszłością i kulturą, bez względu na to czy mają góralski rodowód, czy też osiedlili się na Podhalu niedawno. Kiedy 20 lat temu prowadziłam badania wśród podhalańskiej młodzieży na temat świadomości regionalnej, zadałam podobne pytanie. Najczęściej padały odpowiedzi: góralem jest ten, kto zachowuje podhalańską tradycję, mówi gwarą, nosi strój, kultywuje "downe zwyki", "gazduje". A więc nie tylko deklaracja, ale też praktykowanie, wprowadzenie góralskiego świata do codziennego życia - to komponenty, które według młodych ludzi określają prawdziwego górala.
"Pozytywną cechą jest zaradność i odwaga, a negatywną to, że każdy góral zna się na wszystkim najlepiej."
Dziś Podhale na czele z Zakopanem to mieszanka kiczu, tandety, samowoli budowlanej i góralszczyzny "na sprzedaż".
- Na przestrzeni ostatnich 30. lat Podhale uległo gwałtownym przeobrażeniom. Z obszaru, gdzie dominowała gospodarka rolno-pasterska z elementami turystyki, stało się typowo turystycznym regionem - niektórzy mówią "kombinatem turystycznym", supermarketem, gdzie sprzedaje się wszystko, co tylko możliwe. Rodzi się pytanie, jak w nowej sytuacji dynamicznych zmian gospodarczych i obyczajowych zachować ciągłość kulturową, charakterystyczne dla tego regionu praktyki kulturowe. Jak pogodzić rozwój przemysłu turystycznego z ochroną szeroko pojmowanego krajobrazu. Wielu podhalańskich działaczy twierdziło, że fundamentem tożsamości góralskiej było pasterstwo wysokogórskie, a jak wiemy gospodarka pasterska wraz z wywłaszczeniem górali z tatrzańskich polan w latach po II wojnie, uległa załamaniu. I chociaż w latach 80. XX wieku owce powróciły w Tatry w formie kulturowego wypasu, to nie sposób dziś odbudować szałaśnictwa w dawnej postaci. Niewątpliwie dziś Podhale mierzy się z problemami, jakie niesie masowa turystyka i komercjalizacja. Ale te zjawiska występują też poza Podhalem. W wielu regionach Polski wyprzedawana jest ziemia, na której wyrastają hotele, pensjonaty. Wyzbywanie się ziemi pod zabudowę turystycznej infrastruktury, nie tylko zmienia krajobraz, ale też rzutuje na wewnątrzgrupowe relacje, sprawia, że stopniowo zaczynają się rozmywać tradycyjne więzi, to co nazywamy poczuciem wspólnoty czy też tożsamością.
Śp. Ks. Tadeusz Juchas, kustosz Sanktuarium Maryjnego w Ludźmierzu, który m.in. zainicjował odbywające się do dziś święta bacowskie, już kilkanaście lat temu mówił o zagrożeniach związanych z utowarowieniem podhalańskiej tradycji, alarmując, że sami sprzedajemy siebie i unicestwiamy własną kulturę. Apelował o rozsądek, pytał, gdzie są granice komercjalizacji góralszczyzny. Moim zdaniem, wszystko odbyło się za szybko. W procesie gwałtownych przeobrażeń związanych z rozwojem przemysłu turystycznego zabrakło namysłu nad tym, jak gospodarujemy na naszej ziemi, jak zarządzamy lokalnymi zasobami. Poszliśmy na żywioł. Zdewastowaliśmy Podhale chaotyczną zabudową, potężnymi apartamentowcami, patodeweloperką, o której pisze w swej książce Aleksander Gurgul. W pogoni za zyskiem zapomnieliśmy o naszej ziemi, rzekach, powietrzu, środowisku.
"Skoda, tyz to skoda starodownyk casów, kie się pod holami dymiyło z sałasów".
Czy szansa jest w młodych? Czy odnajdują wartość w kulturze podhalańskiej, czy wskrzeszą "góralszczyznę"? Jeszcze nie tak dawno, ten kto mówił gwarą, to był wieśniak.
- Pokolenie moich rodziców wspomina, że w szkole tępiono gwarę. Co więcej, ich rówieśnicy z podhalańskich miast - z Zakopanego i Nowego Targu, z pogardą odnosili się do gwary i wszystkiego, co łączyło się ze wsią i góralską tradycją. Ja także sama tego doświadczyłam, gdy uczęszczałam do szkoły średniej w Zakopanem. Gwara była synonimem zacofania, przynależenia do gorszego świata. Byłeś wieśniakiem lub wsianką. I być może taki stosunek do gwary, przyczynił się do porzucania jej przez górali z Zakopanego. Nosili strój, muzykowali, należeli do zespołów, ale gwarą nie mówili. A przecież gwara jest czymś niezwykle ważnym w kontekście tożsamości grupowej, ale też osobistego rozwoju. W niej zapisany jest góralski świat, który kształtował się przez wieki. Jak mówił Józef Tischner, gwara wyrastała z codziennego doświadczenia ludzi, którzy na tej surowej, podhalańskiej ziemi żyli i gazdowali.
Dziś dość powszechna jest wśród mieszkańców Podhala postawa porzucania tradycji góralskiej i gwary. Pojawiają się argumenty, że mówienie po góralsku utrudnia dzieciom przyswajanie języka ogólnego, jest barierą w "robieniu kariery". Obawiam się, że jeżeli pokoleniowy przekaz gwary zaniknie w środowisku domowym, pozostanie ona jedynie artystycznym tworzywem w folklorze, tekstach gwarowych. A może taka jest kolej rzeczy? Mam nadzieję jednak, że tak się nie stanie, bo obserwuję wielu młodych ludzi, którzy działają w zespołach góralskich, sięgają do tradycji, która staje się ich sposobem na życie. Trzeba podkreślić, że kultura góralska w naszym regionie trwa dzięki zaangażowaniu i pracy osób związanych z ruchem regionalnym i folklorystycznym. To właśnie owi społecznicy pracują z młodzieżą i dziećmi, prowadzą zespoły, organizują spotkania, uczą i zarazem wychowują. Jest to ogromne poświęcenie i ciężka praca, która daje jednak też ogromną satysfakcję i radość. Od początku XX wieku na Podhalu działa oddolny ruch regionalny reprezentowany przez Związek Podhalan. Organizacja ta wzbudza obecnie wiele kontrowersji, zarzuca się jej niepotrzebne związki z polityką. Jednak to właśnie dzięki oddolnym inicjatywom podejmowanym przez członków Związku Podhalan góralszczyzna wciąż trwa.
To, co dziś łączy górali, to właśnie miejscowa tradycja folklorystyczna. Widać to doskonale podczas spotkań rodzinnych czy innych wydarzeń regionalnych i religijnych, gdzie zarówno starsi i młodsi wspólnie muzykują, śpiewają, rozmawiają - po prostu są ze sobą, podzielając wspólne wartości. Gospodarowanie i życie w Tatrach, na halach to już przeszłość i nie da się wskrzesić dawnego świata góralskiego w jego organicznej, dawnej postaci. Podhale nie jest przecież izolowaną krainą, jego mieszkańcy chcą podążać za zmieniającym się światem, przejmują wiele elementów z globalnej kultury, ale przy tym sięgają do miejscowej tradycji, która staje się ważnym elementem ich życia.
"Posmutniały góry i Wołosyn płace, no nom z hól wywiedli ostatniego bace".
Górale mają trudną historię. W 1955 roku powstał Tatrzański Park Narodowy i wtedy rozpoczął się proces wywłaszczania górali z praw do polan. Musieli opuścić hale, na których pracowali, żyli od setek lat, to była prawdziwa tragedia.
- W mojej rodzinie do tej pory mówi się o tym, o wypędzeniu górali z Tatr. Mój dziadek podczas transportu owiec w Bieszczady, zasłabł na ciężarówce, na której przewożono owce. Nie miał mu, kto pomóc. Miał zawał, nie udało się go uratować. Usunięcie pasterstwa z Tatr, wypędzenie górali z ich rodzinnego gniazda, było dla wielu górali traumatycznym doświadczeniem - końcem świata. Bacowie od pokoleń gospodarowali w Tatrach, na wiosnę niemal całymi rodzinami przenosili się na hale, tam toczyło się życie, rosła góralska kultura. To był ich świat i nagle wszystko się skończyło, musieli opuścić swoje ukochane Tatry. Te wydarzenia opisywane były przez samych górali, ale też badaczy kultury jako tożsamościowa zagłada. Obawiano się, że oderwanie ludzi od źródła, może przyczynić się do rozmycia podhalańskiej kultury, a co za tym idzie grupowej solidarności i tożsamości.
Podhale ma też swoją czarną kartę w dziejach historii, Goralenvolk. Jaki dziś jest stosunek do tamtych wydarzeń?
- To temat, który wciąż wywołuje wśród górali emocje i kontrowersje, a jedną z przyczyn jest po prostu brak wiedzy, i brak odwagi, by zmierzyć się z trudną, złożoną przeszłością. Jak wiemy, przed wojną przedstawiciele polskiej inteligencji zafascynowani Podhalem i jego mieszkańcami, wykreowali mit góralszczyzny. Pragnęli widzieć w góralach niezależnych, wolnych synów gór, pięknych pod względem duchowym jak i fizycznym. Ten wyidealizowany wizerunek góralszczyzny w sposób perfidny wykorzystali podczas II wojny nazistowscy funkcjonariusze. Powołując się na specyfikę kulturową Podhala stworzyli koncepcję Goralenvolku, usiłując przekonać górali, że stanowią odrębny od polskiego naród góralski, który w swych początkach wyrasta z germańskich korzeni. Niestety znaleźli się mieszkańcy Podhala, którzy przystąpili do niemieckiej akcji. Do tej pory góralom wypomina się zdradę narodową. Jednak mówiąc o zawiłych i trudnych historiach z okresu hitlerowskiej okupacji, trzeba pamiętać także o tych, którzy stawili czynny opór. To prawda, że znalazła się grupa górali, która podjęła współpracę z okupantem, ale zdecydowana większość podhalańskiego społeczeństwa sprzeciwiła się niemieckiej akcji wynaradawiającej. Góralskie kenkarty, czyli dokumenty tożsamościowe z literą "G", które interpretuje się - nie do końca słusznie - jako akt przystąpienia do Goralenvolku, przyjęło ok. 18 % mieszkańców Podhala. Na podhalańskich wsiach ten odsetek wyniósł 5 %. Trzeba też pamiętać, że już w 1941 roku sami górale założyli Konfederację Tatrzańską, która wymierzona była przeciwko miejscowym kolaborantom. Jej przywódca młody nauczyciel z Szaflar Augustyn Suski za swą działalność zapłacił najwyższą cenę. Zginął w obozie koncentracyjnym w Auschwitz-Birkenau. O dramatycznych losach podhalańskich kobiet, które podjęły walkę z najeźdźcą, opowiada np. wydana w 2021 roku książka Agaty Puścikowskiej pt. "Waleczne z gór". Warto sięgnąć do tej publikacji, bo znacząco wzbogaca wiedzę o wojennych losach Podhala. Uważam, że nie można przemilczać trudnych kart z naszej historii, już czas by górale odrobili zaległą lekcję historii, ale mówiąc o Goralenvolku trzeba ważyć słowa, by nie popadać w generalizujące opinie i krzywdzące sądy. Mamy tendencję do generalizowania i upraszczania wszystkiego, coś jest białe albo czarne. I to samo można powiedzieć na temat współczesnych wyobrażeń o Podhalu. Dziś o góralach nadal myśli się i mówi stereotypami. Z jednej strony w polskim społeczeństwie funkcjonuje wyidealizowany, zmityzowany obraz góralszczyzny, z drugiej z impetem eksponuje się w medialnym przekazie obraz pazernego, hardego górala, który ponad wszystko miłuje "dudki". A pomiędzy tymi skrajnymi wizjami, jest zwyczajna codzienność, toczy się normalne życie zwykłych ludzi, którzy mają podobne problemy, jak mieszkańcy innych regionów.
Jaki obraz górali wyłania się z książki "Podhalanie. Wokół tożsamości"?
- Trudno mówić o jednym obrazie, bo tak jak wspomniałam, Podhale jest dzisiaj mocno zróżnicowane. Ale skoro mowa o obrazie, to powiedziałabym, że jest to rozedrgany, zmieniający się wciąż obraz, w którym przeszłość splata się ze współczesnością, a to, co dawne, tradycyjne przybiera nowe wcielenia. Nie jest łatwo mówić o własnym regionie. Zdaję sobie sprawę, że moje osobiste zaangażowanie i fakt, że jestem góralką, wpływają na sposób, w jaki wypowiadam się i piszę o Podhalu, to znaczy piszemy, bo moja koleżanka, współautorka książki Agnieszka Gąsienica-Giewont również jest etnologiem i pochodzi z Podhala. W naszej książce chciałyśmy pokazać Podhale z nieco innej, mniej znanej dotąd strony, odsłaniając różne aspekty codziennego życia jego mieszkańców, ich zajęcia, obowiązki, problemy, ale też wyobrażenia na temat własnej kultury, grupy, regionu i jego przyszłości. Starałyśmy się także przywołać minione czasy, przypomnieć, jak wyglądało życie naszych rodziców i dziadków w latach 40., 50., 60. XX wieku. Życie na Podhalu nie było łatwe. W opowieściach naszych rozmówców silnie wybrzmiewały dwa wątki: biedy i ciężkiej pracy, już od najmłodszych lat. Wspomnienia starszych górali, o tym jak wyglądało ich dzieciństwo, praca i obowiązki, trudne warunki życia, są dla współczesnych młodych ludzi wręcz czymś niewyobrażalnym. Ale pośród opowieści o ciężkim życiu, były też wspomnienia o radosnych momentach, o wspólnych spotkaniach czy to na szałasie, czy w domach przy muzyce i śpiewie.
W wypowiedziach starszych osób moją uwagę zwróciła ich postawa wobec życia i śmierci, postawa pełna pokory, umiejętność pogodzenia się z ludzkim losem, refleksja nad przemijaniem. Może tej pokory, namysłu nam dzisiaj brakuje. Dla mnie największą wartością tej książki jest to, że o Podhalu opowiadają sami jego mieszkańcy - Podhalanie. To ich wypowiedzi w znaczącym stopniu budują podstawowy przekaz. Mam nadzieję, że dzięki tej publikacji, można będzie spojrzeć na Podhale i górali z nieco innej, mało znanej dotąd perspektywy.
"Trza tam być, bo jak się wydropies do góry, to jest tako radość i spełnienie. I jak idzies na Giewont, to musis wyjńć i dotknąć krzyża, bo jak nie dotknies, to się nie licy. Tak samo na Rysach, tyz musis dojść i stanońć na ostatnim kamieniu, wtej sie licy."
Czy górale chodzą po górach?
- Młode pokolenie już tak. Młodzi Podhalanie chętnie udają się na wycieczki w góry. Natomiast dla starszego pokolenia góry były przestrzenią ich życia, pracy i gospodarowania. Kiedy przychodziła niedziela lub święto, ludzie myśleli raczej o odpoczynku, a nie o górskich wyprawach i wędrówkach. Autorki książki "Na Giewont się patrzy" przytaczają wypowiedzieć jednego z mieszkańców Podhala, która doskonale oddaje stosunek starszego pokolenia do gór. Przekaz jest mniej więcej taki: Po co pódem w góry, kie mom przed ocami piekny widok. Na Giewont sie nie chodzi, na Giewont sie patrzy.
Jakie zadanie stoi przed młodymi góralami, jak mają szukać własnej tożsamości?
- Chciałabym, aby młodzi Podhalanie odnajdywali w góralskiej tradycji coś ważnego dla siebie, co wzbogaca ich przeżywanie świata. O ile trudno wyobrazić sobie życie w górach, na halach, w szałasie, to zachowanie lokalnej tradycji, jej wybranych treści i praktyk jest realne. Wspólne spotkania przy tańcu, śpiewie, muzyce łączą ludzi, ale też budują i pielęgnują relacje międzyludzkie, pozwalają doświadczyć tego, czym jest współbycie, współodczuwanie, współdziałanie. Takie chwile sprawiają, że życie nabiera rumieńców, nie jest takie monotonne, smutne. Chciałabym, aby młode pokolenie pielęgnowało więź z Podhalem, z jego kulturą, ale też środowiskiem, w którym żyją, z ziemią, przyrodą, żeby czuli się częścią tego świata i byli za niego odpowiedzialni.