Reklama

Mała miejscowość, jeden sklep monopolowy. Od ośmiu lat pracuje w nim Monika. Zatrudniła się, jak tylko skończyła naukę w technikum na profilu sprzedawca.

- Znalazłam ogłoszenie i okazało się, że w tym miejscu pracuje koleżanka mojej mamy. To chyba zaważyło. Zgłosiłam się, pracę dostałam i... tak już tu zostałam - opowiada Monika.

Reklama

Podkreśla, że początki były trudne. Głównie dlatego, że to była jej pierwsza praca, a ona nie znała towaru, czyli takiej ilości tak różnych alkoholi. - Plus był taki, że po szkole byłam zaznajomiona z kasą i terminalem, z tym problemu nie było - dodaje.

Pytana, czy miała obawy przed podjęciem pracy przy sprzedaży alkoholu, odpowiada: - Na pewno byłam nastawiona na to, że klienci tu są inni, niż w typowym sklepie spożywczym.

- Przychodzą często osoby podpite albo całkowicie pijane. Kłócą się, awanturują. Takie sytuacje niestety się zdarzają.

Klient awanturujący się

A kłótnie zależne są od... dnia miesiąca. - 10. to dzień wypłat. Jeśli wypada w weekend, to mamy klientów całą masę. Oni mają pieniądze, chcą je wydać i to jak najszybciej. Denerwują się, jak towar na półce nie ma zmienionej ceny na aktualną, bo na przykład nie zdążyłam tego zrobić. Albo jak jest kolejka, też się niecierpliwią i potrafią rozpocząć kłótnię - opowiada Monika.

Tak samo jest pod koniec miesiąca. Wtedy też część osób otrzymuje pensję. - Często w tym czasie organizowane są w okolicy imprezy. Ich uczestnicy przychodzą do nas dokupić alkohol, żeby mieć więcej, albo żeby było taniej. I też zawsze znajdą powód, żeby się awanturować, bo jest na przykład dużo osób, są podpici. I zaczyna się awantura - dodaje.

W pozostałe dni miesiąca trudnych klientów też nie brakuje. - Często klienci pojawiają się punkt 23, kiedy ja zamykam już sklep. Domagają się obsłużenia. A ja wcale takiego obowiązku wówczas nie mam. Ale takiemu człowiekowi, często już pijanemu, wytłumaczyć się tego nie da.

- Do niektórych wystarczy powiedzieć: proszę się uspokoić, jest zamknięte, alkoholu już nie sprzedam. I faktycznie wychodzą. Inni, czego by się im nie powiedziało, kłócić się nie przestaną. Wtedy jest moment na telefon do ochrony. Ta przyjeżdża w mniej więcej 15 minut - mówi Monika.

I opowiada jedną z sytuacji: - Raz, tuż przed zamknięciem, przyszedł jeden pan, a ja nie miałam jak mu wydać reszty. To były dosłowne cztery złote. Wszystkie inne sklepy w okolicy były zamknięte, nie mogłam pójść i rozmienić tej gotówki. Zaproponowałam, żeby zostawił tę resztę w sklepie, a jutro ją odbierze. I się zaczęło. Uderzał ręką o ladę, pobił szklaną butelkę z piwem, zalał mi cały blat. Zadzwoniłam do szefowej, bo byłam sama i ze stresu nie mogłam znaleźć numeru telefonu do ochrony. Ona wezwała ochroniarza, a on słysząc, że już jest w drodze, sam ze sklepu wyszedł. Po pieniądze nigdy nie wrócił.

Monika stwierdza, że najczęściej awantury wywołują osoby młode.

Stali klienci stawiają na promocje. I najtańsze marki

Jak w każdym sklepie, tak i tu, jest grupa stałych klientów. Monika mówi, że przychodzą co kilka dni, a niektórzy z nich nawet codziennie. - To są lokalni mieszkańcy, zazwyczaj w wieku od 40 do 60 lat, ale też starsi. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, ich też jest dużo. Myślę, że tak pół na pół - mówi Monika.

Kupują zazwyczaj ten sam rodzaj alkoholu, ale nie zawsze tej samej marki. - Cały czas narzekają na ceny. Pytają, co podrożało, a co jest w promocji. Kupują to, co jest przecenione. Ale mimo to na wybrane trunki wydają więcej, niż w ubiegłych latach. Bo jest po prostu drożej.

I dodaje: - Inflacja gdzieś uderzyła ich po kieszeni, ale zawsze na alkohol znajdą pieniądze. Kupują po prostu to co najtańsze, a nie to, co cały czas pili i lubili. Nie zwracają uwagi na to, że biorą marki z najniższej półki. To nie ma znaczenia, ważna jest cena.

- Ogólnie, wśród stałych klientów, podział jest taki: zazwyczaj mężczyźni kupują wódki i mocne piwo, a kobiety wino. Takie za kilkanaście złotych, ale i takie tanie, za które płacą tylko sześć złotych. Chociaż są też mężczyźni, którzy to tanie wino kupują - mówi kobieta. I dodaje, że kobiety częściej niż mężczyźni zmieniają rodzaj alkoholu, który kupują. Nie trzymają się jednego trunku.

Stali klienci kupują też małpki. To mniejsze butelki smakowej wódki o pojemności 100 lub 200 ml. Według Moniki jest to jeden z najbardziej chodliwych towarów. Kobieta wyjaśnia: - Tu też widać wpływ inflacji. Teraz niektórym ludziom szkoda jest wydawać na raz pieniądze na większe pojemności. Pół litra smakowej wódki kosztuje u nas 31 zł. Za małpkę zapłacą 16 zł. Taką kwotę zawsze gdzieś mają.

Jest jeszcze druga grupa osób, które kupują alkohol w tym miejscu. - Ten sklep znajduje się przy głównej ulicy, jest oświetlony. Jak ktoś przejeżdża obok, ma po drodze, to się u nas zatrzymuje - wyjaśnia Monika.

Nie wszyscy, ale część z nich to też stali bywalcy. - Wyglądają elegancko, są zadbani. Gdybym miała ich porównać do innych klientów, to powiedziałabym, że powodzi się im w życiu - ocenia sprzedawczyni.

Wniosek taki wyciągnęła też po tym, jak zobaczyła, po jaki towar sięgają. - Biorą alkohol droższy. Ten, który stoi wysoko na półkach, bo u lokalnych klientów nie schodzi. Kupują zazwyczaj wino i whisky - dodaje sprzedawczyni.

Świętowanie? Apetyt rośnie, ceny nie grają roli

Największy ruch w sklepie jest w weekendy. I na dzień przed świętami i sylwestrem. Wtedy już nikt na ceny nie patrzy.

- Jak pracowałam teraz dzień przed świętami, to klienci kupowali wódkę w kartonach, po 15-17 sztuk. Brali też po 5-10 skrzynek piwa. Od rana do wieczora cały czas byli ludzie - relacjonuje Monika.

I dodaje, że sklep był na to przygotowany. - Wiedzieliśmy po poprzednich latach, jak to będzie wyglądać - wskazuje.

Wtedy zdaniem Moniki inflacji nie widać. - Ja teraz, w tym roku, nie odczułam, żeby ludzie kupowali mniej niż w ubiegłych latach w okresie świąt. Naprawdę, od święta nie uważają na ceny, nie pytają o promocje. I wydaje mi się, że kupują też ten lepszy alkohol, na który na co dzień nie zwracają uwagi. W końcu są święta - śmieje się sprzedawczyni.

- Zdecydowanie apetyt na alkohol na święta rośnie - dodaje.

Ale, jak wszędzie, są wyjątki. - Część stałych klientów przychodzi i kupuje ten tani alkohol, który bierze codziennie. W końcu sklep będzie zamknięty. Robią więc zapasy tuż przed. Jeden klient, który codziennie kupuje tanie wino, przed świętami przyszedł i wziął całą zgrzewkę - mówi Monika.

Na sylwestra też zaopatrują się dzień przed lub tuż przed imprezą.

- Jest napływ klientów. Schodzi zazwyczaj alkohol wysokoprocentowy: czysta wódka i whisky, no i szampany, ich kupują całą masę. I znowu, nikt nie patrzy na to, ile co kosztuje - mówi Monika.

W tym roku Polacy pili mniej. Ale wydali rekordowo dużo na alkohol

Według statystyk Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, w 2021 roku statystyczny Polak spożył 9,7 litra czystego alkoholu. Więcej, niż w roku 2020, kiedy jedna osoba wypijała 9,62 litra etanolu.

PARPA danych za 2022 rok jeszcze nie opublikowała. Mamy jednak informacje pochodzące z badań, z których można wyciągnąć kilka wniosków. Z najświeższego raportu firmy badawczej NielsenIQ wynika, że od października 2021 r. do września 2022 r., wydano w Polsce na alkohol prawie 46 mld zł. To o 7 proc. więcej niż rok wcześniej. Za tę rekordową kwotę klienci kupili jednak o 33 mln litrów alkoholu mniej.

Głównym powodem rosnących cen alkoholu jest wyższa akcyza. Od stycznia 2022 r. obowiązuje znowelizowana ustawa o podatku akcyzowym oraz opracowana przez Ministerstwo Finansów Mapa Akcyzowa, czyli harmonogram wzrostu stawek podatku na kolejne lata. Zgodnie z nim, od 2022 r. akcyza wynosi 10 proc. więcej, ale od 2023 do 2027 r., corocznie wysokość akcyzy na alkohol ma się zwiększać o kolejne 5 proc. 

Kolejna podwyżka nadejdzie już w styczniu. - Szacujemy dwucyfrowy wzrost cen sprzedaży wódki w przyszłym roku - zapowiada Witold Włodarczyk, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, w rozmowie z Biznes Interia. I wyjaśnia, że celem podniesienia cen będzie pokrycie nie tylko kolejnej 5-proc. podwyżki akcyzy, ale i wzrostu kosztów wytwarzania napojów spirytusowych.

Warto też dodać, że według danych CBOS z 2019 roku, 8 proc. Polaków spożywa alkohol często. Co trzecia osoba unika okazji do picia alkoholu albo w ogóle go nie spożywa. Natomiast ponad połowa Polaków, bo aż 56 proc. deklaruje, że pije alkohol okazjonalnie.

*Imię bohaterki zostało zmienione