Reklama

Na poznańskim Łazarzu przy Łukaszewicza 33 od lutego zeszłego roku działa Kula Lump. Można tam kupić używane ubrania, stare książki, domowe ozdoby czy meble. Kula nie jest jednak zwykłym lumpeksem czy antykwariatem.

To też mała galeria sztuki, przestrzeń warsztatowa, a wreszcie, co wyszło w praniu - nieoficjalny lokalny klub seniora.

Reklama

- Otwarcie własnego miejsca było od dawna moim marzeniem, odkąd tylko zaczęłam chodzić po lumpach - opowiada Agnieszka, która razem z mężem Michałem prowadzi Kulę. - Mama zabrała mnie pierwszy raz do lumpeksu jakieś 20 lat temu. Kiedyś kupowanie w takich miejscach to był wstyd. Na szczęście teraz jest zupełnie inaczej.

Pomysł na Kulę kiełkował w niej od dawna. Długo nie była na to gotowa. Potem poznała Michała. - Jest historykiem sztuki i doktorem historii. Pracował w internetowym antykwariacie. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, że fajnie byłoby to połączyć. Chcieliśmy stworzyć miejsce dla wszystkich, sprzedawać w nim nie tylko ciuchy, ale i meble, jakieś bibeloty. Chcieliśmy, żeby było to też miejsce spotkań. No i takim się stało - opowiada.

W wynajętym przez nich lokalu kiedyś mieścił się sklep Społem. Później był tam sklep muzyczny i przez długi czas nic. Kula zapełniła lukę w lokalnym krajobrazie.

- Seniorzy przychodzili do nas już od pierwszych dni. Pierwsza była chyba pani Jadzia. Robiliśmy im kawę, herbatę - mówi Agnieszka. - Myślę, że każde miejsce mogłoby tak wyglądać. Niestety ludzie wyganiają osoby, które nie wpisują się w jakiś schemat. A my po prostu tego nie robiliśmy. Nie było dla nas problemem, żeby sąsiad czy sąsiadka posiedział z nami. Nie zawsze jest czas, żeby z nimi porozmawiać. Ale niektórzy czują się w Kuli tak dobrze, że sami robią sobie herbatę.

Kobieta przyznaje, że w części Łazarza, w której działają, nie dzieje się zbyt wiele. - Była potrzeba stworzenia jakiegoś miejsca spotkań, kawiarni. W bliskiej okolicy nie ma takich miejsc.

Rozmowy przy stoliku w Kuli

"Dziś bardzo ważna rocznica w historii Łazarza i Kuli" - tak zaczyna się jeden z wpisów w mediach społecznościowych Kuli. "Dokładnie rok temu o tej porze pierwszy raz zajrzał do nas pan Marian i zapytał o kawę. Już tego samego dnia okazało się, że woli jednak herbatę. Został z nami do dziś" - czytamy dalej.

- Pan Marian jest gwiazdą towarzystwa - opowiada Agnieszka. Mężczyzna, jak wiele innych osób zachodzi do Kuli często, po sąsiedzku. - Z relacji żony wiemy, że przebywanie u nas służy mu - przyznaje kobieta.

Osoby wpadające do Kuli udzielają się na nagraniach publikowanych w mediach społecznościowych. - Bardzo lubię tu przychodzić, bo jest wesoło i nikt się nie dopieprza - mówi pan Marian na jednym z klipów.

Innym stałym bywalcem Kuli jest pan Andrzej. Wpada też drugi pan Marian. Łazarscy sąsiedzi nazywani są influseniorami.

- Seniorzy mówią nam o tym, że mają potrzebę wyjścia z domu, chcą gdzieś przysiąść, zjeść ciastko, wypić kawę, tylko nie mają gdzie - mówi Agnieszka. - W kawiarniach jest za drogo. Wyjście na herbatę i ciasto to teraz koszt minimum 40 zł. To wykluczające, nawet dla osób młodszych. Mało kto może pozwolić sobie na takie wyjście kilka razy w tygodniu.

Niedaleko Kuli działa klub seniorów. Agnieszka myśli nad podjęciem współpracy. Jak zauważa, nie wszyscy seniorzy czują się dobrze w takich miejscach. Nie wszyscy są “do przodu", pełni energii, niektórzy są wycofani. - Nie każdemu pasuje forma zorganizowanych zajęć. Z czasem formułuje się tam nieco hermetyczne środowisko. A czasem wystarczy po prostu polać seniorom kawkę - mówi.

Przy stoliku w Kuli zasiadają różne osoby wykluczone społecznie - zarówno bardzo młode, jak i seniorzy. - Twierdzą, że w Kuli czują się swobodnie i znajdują z innymi wspólny język - podkreśla Agnieszka.

Ona - mózg operacji. On - prezes

Od samego początku Agnieszka i Michał zakładali, że w Kuli będzie odbywał się nie tylko handel, ale i rozmaite pogawędki. Do tej pory zorganizowali m.in. warsztaty z cerowania czy rozmowę o modzie i recyklingu. - Często po prostu spotykamy się wieczorami - opowiada Agnieszka.

- Organizujemy cykliczne spotkania kulturalne oraz warsztaty, co najbardziej sprawia nam radość. Niedługo ruszamy nawet z “Kulklubem Spacerowicza", w którym Michał jako przewodnik raz w miesiącu oprowadzał będzie chętnych po poznańskich dzielnicach. Sprzedawanie używanych rzeczy to chyba tylko przykrywka! - przyznaje.

Ona jest mózgiem operacji, Michał zaś nazywany jest prezesem. - Ma bardzo łagodną osobowość, lubią go i starsi, i młodsi. Lubi spędzać czas z ludźmi. Jako historyka zawsze fascynowała go historia mówiona. Oboje mamy chyba we krwi kontakt z drugim człowiekiem - opowiada Agnieszka.

Ona sama zmieniła niedawno pracę, zrezygnowała z etatu. - Pracowałam dużo i byłam bardzo przeciążona. Dużo podróżowałam, pracowałam w branży badań klinicznych. Na razie odpoczywam od mojej branży, a w zamian angażuję się w różne kreatywne inicjatywy, a nawet zaczęłam wspierać agencję kreatywną - mówi.

Im chce się wszystko

Seniorzy przychodzący do Kuli opowiadają Agnieszce i Michałowi o swoich bolączkach. - Ludzie pytają nas czasem, czy nie jesteśmy tym przeciążeni. Jest zupełnie odwrotnie. Podczas tych spotkań wchodzę w inny świat i odpoczywam. Nagle okazuje się, że problemy są małe i nieważne. Ważne, że jesteśmy zdrowi i mamy dach nad głową - przyznaje kobieta.

- Żyjemy szybciej niż kiedyś. Moim zdaniem osoby starsze nie uczestniczą w tym cyrku - dodaje.

Goście Kuli opowiadają o tym, że kiedyś codzienne spotykanie się z drugim człowiekiem było normą. - Dziś każdy bardzo dba o swoją przestrzeń. Czasami zastanawiam się nad tym, kiedy kończy się dbanie o własny dobrostan, a zaczyna egoizm i brak zainteresowania drugim człowiekiem - zastanawia się Agnieszka.

Jak mówi, seniorzy "dają im powera".  - Często jesteśmy zawstydzeni tym, że nam się czegoś nie chce. Bo im chce się wszystko.