Reklama

Wystarczyło kilka dźwięków wielkiego, scenicznego fortepianu, by tłum zaczął śpiewać tekst linijka po linijce. "Miłości mojego życia, nie zostawiaj mnie. Wzięłaś moją miłość, a teraz mnie opuszczasz. Miłości mojego życia, czyż tego nie widzisz?...". Utwór, który miał być hymnem miłości młodego rockmana i dziewczyny z londyńskiego butiku, stał się wreszcie przysięgą. Mary Austin nie zostawiła Freddiego, pozostając mu wierna nawet po jego śmierci.

Mary

Poznali się, gdy Mary miała 19 lat. Choć od razu zwróciła uwagę na jego charyzmę, uczucie przyszło dopiero po trzech latach. Przyjaciele wspominają ją jako "skromną, słodką i ujmującą" dziewczynę. Mary dorastała w ciszy jako córka głuchoniemych rodziców. Choć w ich domu na południu Londynu się nie przelewało, udało się jej dostać pracę w kultowym butiku Biba, gdzie ubierał się Mick Jagger, David Bowie, Cher. To dzięki temu miejscu poznała wreszcie Freddiego Mercury'ego.

Reklama

Na pierwszą randkę zaprosił ją w dniu swoich 24. urodzin, niezrażony wcześniejszymi odmowami. W końcu zamieszkali razem w wynajętym pokoju przy Victoria Road.

- Dojrzewaliśmy razem. Nigdy wcześniej ani nigdy potem nie czułam do nikogo innego czegoś podobnego... Bardzo kochałam Freddiego - mówił później w rozmowie z Davidem Wiggiem.

Ich związek dojrzewał równolegle z rozwojem Queen, a pogoń za karierą nie sprzyjała ich relacji. Tak przynajmniej wydawało się Mary, która za późne powroty ukochanego do domu winiła branże, a przyczyny ich problemów doszukiwała się w romansie z jedną z fanek albo inną kobietą z otoczenia artysty. Wbrew pozorom prawda przyniosła ukojenie.

Gdy wyznał, że jest biseksualny, odparła: "Nie Freddie. Myślę, że jesteś gejem". To wtedy poprosił ją, by zawsze była częścią jego życia.

Jer

Nie tylko Mary była powodem, dla którego Freddie usiłował zagłuszyć swoją orientację seksualną. W religii jego rodziny bycie gejem było nie tylko grzechem. Ortodoksyjni zaratusztrianie traktowali homoseksualizm jako formę oddawania czci demonom.

- Staraliśmy się zaszczepić w nim dobre wartości, takie jak szacunek dla rodziny oraz dawanie z siebie 100 proc. niezależnie od tego, co robił i, pomimo że nie był religijny, to szanował nasze zwyczaje - mówiła Jer Bulsara w rozmowie z "The Telegraph" 20 lat po śmierci syna.

Dla świata Freddie, dla niej Farrokh. Urodziła go 5 września 1946 roku na Zanzibarze, choć do dziś krążą sprzeczne informacje co do tej daty. Miała wtedy tylko 18 lat. Nigdy nie przekonała syna do wyprostowania zębów, które z czasem stały się wręcz wizytówką charyzmatycznego rockmana. Po wybuchu rewolucji na Zanzibarze Jer jej mąż, syn, a wtedy także i córka wyjechali do Londynu. Tam rodzina przeżyła szok, nie tylko kulturowy. W Wielkiej Brytanii stracili status i uznanie, jakim dzięki dumnej posiadłości cieszyli się na Zanzibarze. Mimo to stanęli na nogi, nie bojąc się ciężkiej pracy.

Pojawienie się w ich domu Mary było dla Bulsarów niezwykle ważne.

- Marzyłam kiedyś, że się pobiorą i będą wieść zwykłe życie z dziećmi. Jednak nawet gdy się rozstali, wiedziałam, że nadal kochała mojego chłopca i pozostali przyjaciółmi do samego końca - mówiła później Jer.

Cokolwiek działo się w życiu Freddiego, starał się oddzielać to grubą kreską od swojej rodziny, by chronić ją przed okrutnym nie raz światem show-biznesu. To m.in. dlatego nigdy nie posługiwał się prawdziwym nazwiskiem Bulsara. Nie chciał, by jego wybory i wszystko, co robił, spadało na jego rodziców. Tak samo było z jego chorobą, którą konsekwentnie ukrywał przed najbliższymi.

- Teraz jest inaczej, ale wtedy trudno było mu o tym mówić, a my szanowaliśmy jego uczucia - mówiła matka muzyka "The Telegraph", tłumacząc, że i tak wiedziała, że "jej chłopiec" umiera.

Mercury'emu do końca udało się ochronić rodziców przed konsekwencją jego sławy i życiowych decyzji. Przez całe życie darzył ich niepodważalnym szacunkiem i miłością, co starał się wyrażać w hojnych gestach. Matka, która nie dbała o drogie prezenty ani majątek syna, pracowała w sklepie nawet wtedy, gdy jej syn podbijał światowe estrady.

Farrokh we wszystkim mógł liczyć na jej wyrozumiałość.

- Niezależnie od tego, co robił lub w co się ubierał, widziałam w nim to samo dziecko, które znałam. Opowiadał nam dużo dowcipów i zawsze czułam z nim więź - podkreślała.

Jer Bulsara zmarła 13 listopada 2016 r. w wieku 94 lat. Według Briana May'a to po niej Freddie miał "ten błysk w oku".

Barbara

Mary Austin bezsprzecznie była bratnią duszą Freddiego. Nie oznacza to jednak, że w jego życiu nie pojawiały się inne kobiety.

Tak naprawdę Barbara Valentin nigdy nie aspirowała do roli Mary. Była wręcz jej chodzącym przeciwieństwem - silną fizycznie, wcale nie filigranową kobietą, z którą Freddie w imprezowym okresie swojego życia chętnie zaglądał do kieliszka.

Była aktorką. Jak sama wyznała w rozmowie z Lesley-Ann Jones, autorką książki "Freddie Mercury. Biografia legendy", w Monachium - gdzie się poznali - cieszyła się większą sławą od niego. Na początku lat 80. porównywana była do Brigitte Bardot, grając u Rainera Wernera Fassbindera.

Weszła do życia Freddiego jako "ta trzecia", stając między nim, a jego ówczesnym kochankiem Winfriedem Kirchbergiem, którego nazywała "tragedią Freddiego". Winnie - jak na niego mówili - poniżał Mercury'ego, był szorstki a momentami wręcz agresywny. Barbara stała się za to powierniczką, której tak bardzo wtedy potrzebował.

- Opowiedział mi o Zanzibarze, szkole z internatem, ojcu, matce, o tym, że nie wierzy, by zaakceptowali go jako geja - chociaż później odniosłam wrażenie, że się z tym pogodzili. Oczywiście, pod koniec jego życia zbliżyli się do siebie. Bardzo lubili Mary. Freddie mówił, że zawsze oczekiwali, że urodzi mu dziecko. Opowiedział mi o swojej siostrze Kash i dzieciakach, Natalie i Samie, które adoptowała razem z mężem Rogerem. Stwierdził, że zwykle o tym nie rozmawia, nawet z przyjaciółmi, ale ze mną nie miał tego problemu - opowiadała.

To ona rozgryzła tajemnicę jego relacji z gburowatym kochankiem. W książce "Freddie Mercury. Biografia legendy", tłumaczyła, że Mercury był tak samotny, że dla bliskości mógł nawet dać się poniżać.

Gdy ich znajomość przerodziła się w romans, Barbarze nie przeszkadzali mężczyźni, którymi otaczał się Freddie, także w intymnych relacjach. Mercury miał nawet "dzielić" z nią kochanka, a przynajmniej tak w książce poświęconej legendzie rocka opisano wieczór, w który w trójkę świętowali urodziny Winniego. Ich bliskość fizyczna stała się dla niej dowodem na to, że homoseksualizm Freddiego to jedynie rola, jaką przyjął.

Przez to wierzyła, że w końcu się pobiorą. Choć nigdy do tego nie doszło, Barbara nie odwróciła się od Freddiego, co sprawiło, że pod pewnym względem stała się podobna do Mary. Barbara miała nawet swój pokój w londyńskiej posiadłości Freddiego, odziedziczonej później przez Austin. Kobiety znały się, lecz nigdy nie zaprzyjaźniły.

Barbara wspierała Freddiego w chorobie. Ona jedyna nie zapomniałam o Winnim, gdy już po rozstaniu z Freddiem chorował w ubóstwie. Zapłaciła za jego leczenie, choć nie przyniosło już skutku.

Nigdy nie zależało jej, by świat zapamiętał ją jako ukochaną Mercury'ego, dlatego przez długi czas unikała rozmowy z autorką książki o jego życiu. - Nie chcę nikogo zranić, opowiadając o Freddiem. Zawsze powtarzałam: pozwólcie Mary Austin być wdową - powiedziała, gdy w końcu spotkała się z Lesley-Ann Jones.

Barbara Valentin zmarła na wylew w 2002 r. w wieku 61 lat.

Jim

Wraz z postępem choroby Freddie zaczął otaczać się wyłącznie ludźmi, którym chciał poświęcić swój kończący się czas. W tym gronie znalazł się Jim Hutton - skromny fryzjer, który początkowo dał światowej gwieździe kosza. Freddie nie był w jego typie.

Gdy w końcu Mercury'emu udało się wyciągnąć go z popularnego klubu, w którym na siebie wpadali, spędzili resztę nocy na niekończących się rozmowach. Jima nie interesował show-biznes, przez co na początku nie zdawał sobie do końca sprawy, kim jest Freddie i na co się pisze, wprowadzając się do jego londyńskiej posiadłości Garden Lodge.

Jego obawy okazały się słuszne, bo choć Freddie dostarczał mu dowody miłości, dawał też powody do zmartwień, a nawet scen zazdrości, które kończyły się chwilowymi rozstaniami. To nie stanęło jednak na drodze, by przeżyli razem lata, które na zawsze odmieniły życie fryzjera. Razem odbyli też długą i pełną przepychu podróż do Japonii, miejsca tak bardzo cennego kulturowo dla Mercury'ego.

Jim opisał te chwile w książce "Freddie Mercury i ja". W pewnym momencie zrezygnował z pracy, a jedyną osobą, którą strzygł i czesał, był jego mąż. Freddie i Jim nigdy formalnie się nie pobrali, ale traktowali się jak małżeństwo. Jim dostał nawet od Mercury'ego obrączkę, z którą się nie rozstawał.

Gdy choroba muzyka postępowała, Jim trwał przy nim, delikatnie obcinając to, co zostało z bujnej czupryny. Była z nimi też Mary, pielęgnująca byłego narzeczonego, mimo że spodziewała się wtedy dziecka. Stali się świadkami powolnej śmierci człowieka, którego obydwoje kochali.

Mary wyznała, że w pewnej chwili Freddie sam "wybrał czas na śmierć". - Po prostu położył temu kres, zatrzymał wszystko naraz. Zaskoczyła mnie jego niesamowita odwaga. Był bardzo spokojny i odszedł z uśmiechem na twarzy - opowiadała.

Farrokh Bulsara, znany światu jako Freddie Mercury zmarł 24 listopada 1991 roku. Jim zaraził się od ukochanego wirusem. Zmarł 1 stycznia 2010 roku, choć oficjalna przyczyna jego śmierci nie jest znana. Źródła opisują to w różny sposób.

Spadkobiercy legendy

Po śmierci Freddiego Mary stała się jego spadkobierczynią, o co rodzice gwiazdora nigdy nie mieli do niej żalu. Nie mogła jednak liczyć na wsparcie członków zespołu Queen.

— Freddie był dla nich bardzo hojny w ostatnich latach życia. Nie sądzę, by to docenili i wyrazili uznanie dla tego, co im zostawił: jedną czwartą udziału w ostatnich czterech albumach, choć nie musiał tego robić. Nigdy się do mnie nie odezwali. Po śmierci Freddiego po prostu zniknęli — opowiadała w rozmowie z Davidem Wiggiem.

Mary Austin wciąż pozostaje jedyną osobą, która wie, gdzie spoczęła urna z prochami Freddiego. Obiecała mu, że nikt nigdy nie pozna szczegółów jego pochówku i dotrzymuje obietnicy do dzisiaj.

W 2023 roku jej decyzją pamiątki po legendzie Queen poszły pod młotek.

— Mam 72 lata, nie będę miała znowu 50 lat. Zmierzam w kierunku, miejmy nadzieję, osiemdziesiątki i po prostu poczułam, że trzeba to zrobić za mojego życia" — wyznała Austin, cytowana przez zagraniczne media.

Wśród nich znalazła się m.in. słynna wysadzana klejnotami korona, płaszcz i grzebień do wąsów. Największe kontrowersje budzi jednak rękopis tekstu utworu "Bohemian Rhapsody". Choć to Mary Austin ma do niego formalne prawa, Jim Hutton twierdził, że to jemu muzyk podarował rękopis przed śmiercią.

"Niektóre z moich rzeczy pozostały w Garden Lodge. Zapomniałem o kufrze z gadżetami, w tym o tekście Bohemian Rhapsody, który Freddie wyciągnął dla mnie z magazynu na rok przed śmiercią" - pisał przed śmiercią.

Historia rękopisu prawdopodobnie pozostanie już zagadką.