Skąd pochodzą te niebiesko-żółte albo srebrne pociągi? Takie pytanie jeszcze na początku roku zadawało sobie znacznie mniej Polaków niż teraz, gdy za naszą wschodnią granicą toczy się wojna. Wcześniej zdziwienie niewtajemniczonych mogły wzbudzać jedynie barwy i rodzaj taboru, różniące się od używanego przez PKP Intercity czy regionalnych przewoźników. Każdego dnia w tych wagonach przyjeżdżają setki, a nierzadko tysiące uchodźców z Ukrainy.
Uciekający przed brutalnością rosyjskiej armii korzystają z pociągów nie tylko na terenie naszego kraju. Co dziesiąty z nich ewakuował się w zatłoczonych do granic możliwości składach ze Lwowa, Odessy czy Kijowa. Ukraińscy kolejarze wykonują tytaniczną pracę i ryzykują życie, bo Rosjanie w każdej chwili mogą zaatakować ich pociąg.
W zeszłą sobotę agresorzy ostrzelali skład ewakuacyjny jadący po mieszkańców obwodów donieckiego i ługańskiego. W środku nie było pasażerów, lecz zginęła konduktorka. Mimo to ukraińskie pociągi nadal obsługują większość stacji. Nad ich ruchem czuwa 37-letni Ołeksandr Kamyszyn, prezes Kolei Ukraińskich (Ukrzaliznycia).
24 lutego o świcie, gdy dowiedział się o inwazji na swoją ojczyznę, natychmiast wyszedł z domu do pracy. Zdążył jedynie zrobić zdjęcie ze swoimi dziećmi i od tej pory ich nie widział. On i jego pięciu najbliższych współpracowników niemal nie opuszczają centrum dowodzenia powstałego w pociągu.
Ten szynowy pojazd bez przerwy przemieszcza się po kraju. Dzięki temu rosyjskim wojskom trudno jest odnaleźć tę "bazę", a zarząd kolei - niejako przy okazji - dowiaduje się, w których regionach kraju szlaki są przejezdne, a gdzie konieczna jest naprawa.
Dyrektorowie spędzają w jednym miejscu najwyżej godzinę. Nie boją się odwiedzać miejscowości bliższe frontu niż Lwów czy Iwano-Frankiwsk. - Kierujemy się dość prostą logiką. Jeśli ktoś pracuje na danej stacji, a my uważamy, że to dla niego bezpieczne, również możemy tam się znaleźć - wyjaśnił szef Kolei Ukraińskich w rozmowie z CNN.
Transport nie jest wyjątkiem i także pada ofiarą wrogich bombardowań. Najeźdźcy niszczą mosty, tabor i tory, a 2 marca doszło nawet do eksplozji w pobliżu dworca Kijów Pasażerski.
- Kolej i jej infrastruktura są wrażliwe na oddziaływanie przeciwnika, a przywracanie przejezdności zniszczonej lub uszkodzonej linii jest czasochłonne. Wymaga również sporego nakładu pracy. To szczególne zagrożenie, gdy przeciwnik zdobędzie przewagę w powietrzu - mówi dr Katarzyna Pietrzyk-Wiszowaty z Wydziału Zarządzania i Dowodzenia warszawskiej Akademii Sztuki Wojennej.
Jak dodaje, skalę zniszczeń kolejowych szlaków mogą również zwiększać działania grup dywersyjnych. - Wówczas wielkość przewozów realizowanych na danej linii może się obniżyć - wyjaśnia.
Na razie pociągi nie mogą wjechać na ukraińskie trasy "jedynie" w okolicach Czernihowa, Sum, Charkowa, Melitopola, Mikołajowa i Mariupola. Pozbawiony sprawnej kolei jest więc wschód kraju, gdzie walki z Rosjanami są najostrzejsze. Jednak w przypadku ostatniego z tych miast, dotkniętego katastrofą humanitarną i bezlitośnie niszczonego przez Rosjan, pojawiła się iskierka nadziei na odmianę sytuacji.
Ukrzaliznycia przekazały w czwartek, że trzema pociągami z Mariupola wyjechało 350 uchodźców. W wagonach dotarli do bezpieczniejszego Zaporoża. - To, że system kolejowy działa, jest zaskakujące dla całej Ukrainy, również dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego - przyznał Ołeksandr Kamyszyn.
Szefostwo Kolei Ukraińskich komunikuje się ze światem przy pomocy starego, postradzieckiego systemu łączności. Gdy nie pozwala na to zasięg, korzystają z systemu satelitarnego Starlink, udostępnionego zaatakowanemu państwu przez wynalazcę i miliardera Elona Muska. Starają się jednak nie nadużywać tej awaryjnej opcji, by Rosjanie ich nie namierzyli.
Pociąg, z którego korzystają władze Ukrzaliznycii, powstał w Polsce. To 610M, model bydgoskiej Pesy, jedyny taki egzemplarz. W zamyśle konstruktorów miał służyć do inspekcji sieci kolejowej, ale w warunkach wojennych zyskał nowe role: zorganizowano w nim salę narad o zaciemnionych oknach, jak i zbrojownię.
Dzięki heroicznej pracy 231 tysięcy pracowników Kolei Ukraińskich - spośród których co najmniej 33 osoby straciły życie - pociągi przewiozły około 2,5 mln pasażerów na terenie Ukrainy od początku wojny. Kolejnych 250 tysięcy podróżnych dojechało do polskich stacji w Przemyślu czy Hrubieszowie.
Uchodźcy szczęśliwie wysiadają też w małopolskim Olkuszu, leżącym przy granicy ze Śląskiem. Doprowadzona jest tam Linia Hutnicza Szerokotorowa o rozstawie szyn 1520 milimetrów, czyli takim, jak w Ukrainie. W Polsce odległość między szynami wynosi 1435 mm. Czy nasza, "węższa" infrastruktura także jest przygotowana na - odpukać - niebezpieczeństwo wojny?
Dr Katarzyna Pietrzyk-Wiszowaty odpowiada, że dostępność do torów kolejowych w granicach Rzeczpospolitej jest na dobrym poziomie. - Pod względem gęstości sieci plasujemy się na dziewiątym miejscu w Europie, posiadając sześć kilometrów linii na 100 km2 terytorium państwa. Dla porównania najgęstszą sieć kolejową w tej samej skali posiadają Czechy - to 12 km oraz Niemcy z 11 kilometrami na 100 km2 - stwierdza.
Jej zdaniem, kolej jest gałęzią transportu, którą w przypadku ewentualnego zagrożenia wykorzystają Siły Zbrojne RP na potrzeby swojego mobilizacyjnego i operacyjnego rozwinięcia. - Posłuży też zabezpieczeniu operacji wojskowych, w tym przerzutu sił wydzielanych do Grup Bojowych Unii Europejskiej oraz Sił Odpowiedzi NATO - tłumaczy.
Polska kolej angażuje się w pomoc uchodźcom - stąd obawy, że czwartkowe, gigantyczne problemy w ruchu pociągów zostały wywołane przez rosyjski cyberatak. Niepokój w sieci wzmagała świadomość, że dzień wcześniej premier Mateusz Morawiecki wrócił z Kijowa. Tam spotkał się z Zełenskim - wrogiem Kremla numer jeden.
Szefowi rządu RP towarzyszył m.in. premier Czech Petr Fiala, a do stolicy Ukrainy jechali właśnie pociągiem. I w czwartek również na szlakach naszych sąsiadów z południowego zachodu nie obyło się bez problemów.
Zemsta ze wschodu? Scenariusz kreślił się sam, chociaż Rosja nie byłaby oryginalna. Niemal równo miesiąc przed wybuchem wojny z Ukrainą, hakerzy zaszyfrowali dane na serwerach Kolei Białoruskich. Zamierzali w ten sposób powstrzymać agresję, bo Władimir Putin wykorzystywał białoruskie tory do transportów sprzętu wojskowego.
Scenariusz możliwej wendetty jednak się nie sprawdził, bo firma Alstom - producent pociągów i infrastruktury kolejowej - przyznała, że wina leży po jej stronie. Jak wyjaśniła, paraliż lokalnych centrów sterowania ruchem przy ważnych węzłach komunikacyjnych wyniknął z usterki przy "formatowaniu czasu".
Troska o bezpieczeństwo polskiej kolei udowadnia jednak, że ten środek transportu - przez lata w Polsce zaniedbywany, czego przykładem jest, chociażby "ostre cięcie" sieci PKP w 2000 roku - może okazać się kluczowy w sytuacji zagrożenia wojną. Potwierdzają to obecne działania Ukraińców.
- Kolej jest i będzie wykorzystywana do przewozów wojsk własnych oraz sojuszniczych, masowej ewakuacji ludności, przemieszczania uzbrojenia i sprzętu wojskowego oraz środków bojowych i materiałowych - wylicza dr Katarzyna Pietrzyk-Wiszowaty.
Ekspertka przypomina, że pociągi w czasach wojny pomagają transportować również rannych i chorych. - Specjalne składy, złożone z odpowiednio przystosowanych wagonów, mogą wahadłowo wykonywać zadania ewakuacyjne, szczególnie do szpitali w Polsce - podkreśla.
Nasi kolejarze pod koniec lutego sformowali pociąg humanitarny, o którym wspomina dr Pietrzyk-Wiszowaty. Jest wyposażony w nowoczesny sprzęt i salę zabiegową, a na jego pokładzie zmieści się 160 osób, w tym specjaliści urazowi i chirurdzy plastyczni. W środę minister zdrowia Adam Niedzielski zapewniał, iż skład pozostaje w gotowości, by zabierać poszkodowanych z ukraińskich Mościsk do Warszawy.
Specjalistka z Akademii Sztuki Wojennej zauważa jednak, że trudno uznać kolej za "zasadniczy" środek transportu służący ewakuacji na trasie Ukraina - Polska. Skorzystało z niej 11 proc. uciekających przed wojną, podczas gdy samochodami osobowymi wjechało do naszego kraju 31 proc., autobusami - 24 proc., a innymi pojazdami, przykładowo motocyklami - 13 proc. Ponadto 21 proc. ludności przekroczyła granicę na piechotę.
- Niemniej trzeba mieć na uwadze, że jeden skład może przewieźć znacznie większą liczbę osób w porównaniu z innymi gałęziami transportu. To w przypadku niemożności skorzystania z transportu lotniczego, przyspiesza cały proces ewakuacji - uściśla dr Katarzyna Pietrzyk-Wiszowaty.
Między innymi dlatego w Polsce wprowadzono kategorię linii kolejowych o znaczeniu państwowym. Mieści się w niej 318 odcinków - te istniejące, jak i projektowane - których budowa, utrzymanie i eksploatacja "uzasadnione są ważnymi względami gospodarczymi, społecznymi, ekologicznymi lub obronnymi".
Które to linie? Są to zarówno główne arterie, jak i linia kolejowa nr 1 łącząca Warszawę z Katowicami, ale i mniej rozpoznawalne szlaki: nr 691 (Nędza Wieś - Turze na Śląsku), nr 421 (Smardzko - Świdwin, woj. zachodniopomorskie) czy nr 83 (Wąsocz Konecki - Kielce). Wszystkie one zabezpieczone są przed całkowitą likwidacją, bo nie można znieść ich statusu linii kolejowej, jeśli widnieją w odpowiednim wykazie.