Uchodzi za modelowy przykład powojennego konformizmu - jako znany działacz tradycyjnie niepodległościowej Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) poszedł na układ z komunistami. Nazwisko Cyrankiewicza przywoływane jest najczęściej w kontekście haniebnego przemówienia radiowego, wygłoszonego po krwawym, kosztującym życie 50 protestujących, stłumieniu buntu poznańskich robotników.
"Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podnoszenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej ojczyzny" - grzmiał w czerwcu 1956 r.
Ale historia Cyrankiewicza to także historia tajemniczego "Rota" - funkcjonariusza Polskiego Państwa Podziemnego, który po ucieczce z Auschwitz "Witolda", czyli rotmistrza Pileckiego, stanął na czele obozowego ruchu oporu. Więźnia numer 62933, który uruchomił bezprecedensową akcję dyplomatyczną, mającą powstrzymać Niemców przed dokonaniem - paradoksalnie, w ramach zacierania śladów zbrodni! - masakry z górą 50 tysięcy więźniów, przebywających za drutami KL Auschwitz-Birkenau jesienią 1944 r.
W pracę konspiracyjną Cyrankiewicz - rocznik 1908 - zaangażował się na samym początku okupacji, w październiku 1939 r. Jako weteran wrześniowych walk i oficer Wojska Polskiego zbiegły z niewoli, a przy tym znany przed wojną działacz krakowskiej PPS, niejako naturalnie objął kierownictwo podziemia socjalistycznego w Małopolsce. Przyjął pseudonim "Ogonowski".
Polityka to jedno. Równolegle działał w Związku Walki Zbrojnej, z czasem przemianowanym na Armię Krajową (ZWZ-AK). Najgłośniejszą akcją, do której zorganizowania się przyczynił, było odbicie z rąk Gestapo latem 1940 r. wysłannika władz RP na uchodźstwie Jana Kozielewskiego, lepiej znanego jako emisariusz Jan Karski.
"Dałem sygnał" - wspominał po latach ten ostatni - "że dłużej nie wytrzymam tortur, więc niech mi dostarczą truciznę albo uratują. I 'Bór' Komorowski przysłał pigułkę cyjankali. Cyrankiewicz jednak wydał pieniądze socjalistów na zorganizowanie mojej ucieczki". Nieprzytomny Karski, w wyniku akcji, w którą zaangażowanych było ponad 20 osób, głównie lokalnych konspiratorów ZWZ-AK, został wykradziony ze szpitala w Nowym Sączu.
W targających podziemiem socjalistycznym sporach, dowodzone przez "Ogonowskiego" struktury jednoznacznie poparły kierownictwo PPS "Wolność Równość Niepodległość" (PPS-WRN) z Kazimierzem Pużakiem na czele. Opowiadając się za lojalnością wobec władz RP na uchodźstwie, forsowały linię konsekwentnie antyniemiecką, ale zarazem - w przeciwieństwie do części rewolucyjnej lewicy socjalistycznej - antysowiecką.
Jesienią 1940 r. krakowski pepeesowiec został nawet przedstawiony londyńskim władzom jako kandydat na zastępcę Delegata Rządu na Kraj - jedno z najważniejszych stanowisk w Polsce Podziemnej. Do nominacji nie doszło wskutek oporów prawicy, obawiającej się wzrostu wpływów PPS.
Konspiracyjną karierę Cyrankiewicza w kwietniu 1941 r. przerwało jednak aresztowanie przez Gestapo. Wpadł w kocioł zastawiony w lokalu podpułkownika Jana Cichockiego "Nałęcza", swojego przełożonego z ZWZ-AK. Został osadzony w znanym krakowskim więzieniu przy Montelupich i poddany śledztwu, ale Niemcy nie zorientowali się, jak wpływową osobę schwytali. Z czasem przestał być doprowadzany na "badania" do gmachu Gestapo przy ulicy Pomorskiej.
"U Montelupich" siedział ponad rok. Zorganizował nawet próbę ucieczki - Niemcy przechwycili jednak grypsy, a spiskowcy zostali zdemaskowani. Cyrankiewicz prawie 2 miesiące spędził w karcerze. W końcu latem 1942 r. został zakwalifikowany do transportu 34 więźniów, skierowanych do osławionego już wówczas i budzącego powszechną grozę KL Auschwitz.
Z początkiem września 1942 r. Cyrankiewicz został numerem 62933. Nie był bynajmniej pierwszym ze znanych działaczy PPS, którzy znaleźli się w Auschwitz. Przed nim trafili tu choćby Stanisław Dubois, Norbert Barlicki czy Adam Kuryłowicz. Dwaj pierwsi już nie żyli, ale pomoc tego ostatniego znacząco ułatwiła krakowskiemu konspiratorowi odnalezienie się w obozowej rzeczywistości.
W Auschwitz działało już wówczas kilka równoległych siatek konspiracyjnych, spośród których największą był Związek Organizacji Wojskowej (ZOW), kierowany przez rotmistrza Witolda Pileckiego, numer 4859. Trudno powiedzieć, czy Cyrankiewicz początkowo nie wiedział o jej istnieniu, czy też nie miał z nią kontaktu, ale nigdy do niej nie przystąpił. Zaczął tworzyć własne środowisko.
Z czasem nawiązał współpracę z konspiracją niemiecko-austriacką, tworzoną głównie przez więzionych w Auschwitz komunistów i socjalistów. W wyniku porozumienia wiosną 1943 r. utworzona została Grupa Bojowa Oświęcim (Kampfgruppe Auschwitz), a krakowski pepeesowiec, posługujący się pseudonimem "Rot", został jednym z jej przywódców.
Powołanie międzynarodowej organizacji zbiegło się w czasie z ucieczką z obozu rotmistrza Pileckiego, który zamierzał dotrzeć do Warszawy, licząc na zorganizowanie pomocy z zewnątrz. Wkrótce jednak Gestapo rozbiło zmontowane przez niego struktury ZOW, w rezultacie czego Grupa Bojowa Oświęcim stała się główną strukturą obozowej konspiracji. Dodatkowo, właśnie za sprawą Cyrankiewicza i jego ludzi, dysponującą kontaktem z polskim podziemiem na zewnątrz.
Miało to istotne znaczenie, gdy w połowie 1944 r. z inicjatywy śląskiego okręgu AK w obozie powołana została Rada Wojskowa Oświęcim. "Mianuję obywatela 'Rota' Komendantem wszystkich oddziałów AK na terenie Obozu Koncentracyjnego w Oświęcimiu. Polecam wszystkim żołnierzom AK na terenie obozu, bez względu na stopień wojskowy, podporządkować się obywatelowi 'Rotowi'" - rozkazał wkrótce pułkownik Zygmunt Janke "Walter", dowódca struktur AK na Śląsku.
Nominacja ta wprawdzie do obozu nigdy nie dotarła, ale nie miało to większego wpływu na praktykę. W istocie od wiosny 1944 r. Cyrankiewicz pozostawał faktycznym przywódcą oświęcimskiej konspiracji.
Zasadniczymi polami jej działania były: ułatwianie przetrwania więźniom (pomoc żywnościowa, kierowanie do szpitala, przydzielanie lżejszych prac), organizowanie ucieczek, prowadzenie wywiadu wśród niemieckiej załogi, przeciwdziałanie nazistowskiej propagandzie, wreszcie informowanie na zewnątrz o sytuacji panującej w Auschwitz.
Zwłaszcza ten ostatni obszar bezpośrednio zajmował "Rota". W latach 1943-1944 Cyrankiewicz, wraz ze swoim najbliższym współpracownikiem - krakowskim lekarzem Stanisławem Kłodzińskim, przekazali na zewnątrz co najmniej 214 grypsów, będących skondensowanymi raportami o tragicznej obozowej rzeczywistości.
Jeden z nich miał znaczenie szczególne.
Obszerny gryps z datą 6 września 1944 r., zaczynający się słowami: "K. Tell. bn. Przesłać na Londyn", zawierał przerażające informacje o spodziewanej likwidacji przez Niemców obozu Auschwitz-Birkenau, połączonej z eksterminacją więźniów. Powołując się na ustalenia obozowej konspiracji, alarmowano:
"Były komendant Oświęcimia i Birkenau (filia Oświęcimia - w odl. 1 kilometr) osławiony masowy morderca Obersturmbannführer Höss, który ostatnio kierował akcją gazowania setek tysięcy Żydów z Węgier, jest obecnie jako mąż zaufania Himmlera i jego oficer do specjalnych poruczeń, obarczony nowym, specjalnym zadaniem.
W związku z tym zadaniem zwracał się do szeregu SS-Führerów z zapytaniami dotyczącymi technicznych możliwości całkowitego zlikwidowania obozu w Birkenau, przy którym mieści się gazownia i krematorium. W obozie tym stanowiącym filię Oświęcimia, tzw. Oświęcim 2, więzionych jest obecnie 16 727 mężczyzn i 39 125 kobiet".
W dalszej części autorzy opisywali szczegóły planowanej - co wyciec miało od samych Niemców - zbrodni. Wskazywali też nazwiska esesmanów wtajemniczonych w zagadnienie, podkreślając, że zasadniczym czynnikiem powstrzymującym wejście zbrodniczego planu w fazę realizacji jest brak pisemnego rozkazu, bez którego nawet najbardziej gorliwi funkcjonariusze SS z Auschwitz nie chcą podjąć się - w obawie przed osobistą odpowiedzialnością - jego realizacji.
"Jest to w tej chwili największa próba zatarcia za sobą śladów zbrodni w miejscu, które okazało się już symbolem zbrodni hitlerowskich. Tym miejscem jest Oświęcim. Przesłać jak najszybciej (na Londyn) i puścić do radia. Serdeczne pozdrowienia. Stakło J" - brzmiało zakończenie.
"Stakło" to Staszek Kłodziński, z kolei "J" to Józek, czyli Cyrankiewicz. Pod wspomnianym na początku grypsu kryptonimem "Tell" kryła się natomiast Teresa Lasocka - kierowniczka zorganizowanej przez małopolskie struktury PPS-WRN komórki Pomoc Więźniom Obozów Koncentracyjnych.
Lasocka niezwłocznie przekazała wiadomość krakowskiemu Kierownictwu Walki Cywilnej, które wezwanie o pomoc potraktowało bardzo poważnie. Z tego względu, nie dysponując chwilowo łącznością z Londynem, wysłało kuriera - Wiktora Cierniaka - z ryzykowną misją jak najszybszego dotarcia do odciętej, bo ogarniętej powstaniem Warszawy.
Cierniak przedarł się do walczącego miasta. Właśnie stamtąd wkrótce nadano depeszę alarmującą o ustaleniach obozowego ruchu oporu w Auschwitz. Finalnie do władz polskich na uchodźstwie informacja ta dotarła już dziewięć dni po nadaniu newralgicznego grypsu.
Pomimo gorączki związanej z desperackimi próbami organizowania pomocy dla trwającego powstania warszawskiego, sprawie ratowania więźniów KL Auschwitz-Birkenau polska dyplomacja nadała wysoki priorytet. W akcję przekonywania rządów alianckich, zwłaszcza Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, że ogromna zbrodnia jest perspektywą ze wszech miar realną, niezwłocznie włączył się sam Tadeusz Romer, szef polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
W nocie do ambasadora brytyjskiego przy rządzie RP Owena St. Clair O’Malleya z 18 września 1944 r. Romer zaapelował o wystosowanie przez Londyn i Waszyngton oficjalnego oświadczenia "ostrzegającego Niemców przed dokonaniem takiego mordu [...] pod groźbą najsurowszych konsekwencji". Zarazem podkreślał: "Oprócz polskich obywateli w Oświęcimiu znajdują się Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Norwegowie, Czechosłowacy, Jugosłowianie i Grecy, jak również Żydzi z różnych krajów".
Alianci jednak zwlekali - po pierwsze wątpili w prawdziwość sensacyjnych doniesień, po drugie czekali na stanowisko Moskwy. Ta milczała, zupełnie ignorując angielskie zapytania o wiarygodność polskich przekazów.
Przez kolejne trzy tygodnie Polacy ponawiali naciski, w międzyczasie zyskując dla akcji poparcie innych państw, m.in. Czechosłowacji, Francji i Belgii. W działania na rzecz alianckiej interwencji nim dojdzie do masakry włączyła się także londyńska Rada ds. Ratowania Ludności Żydowskiej w Polsce, kierowana przez innego działacza PPS Adama Ciołkosza. Skądinąd - przedwojennego przyjaciela Cyrankiewicza z Krakowa.
"Przed oczyma ludzkości dziesiątki tysięcy są mordowane w sposób najbardziej brutalny i nie otrzymują żadnej pomocy. Apelujemy w imieniu tych, którzy walczyli w ruinach getta warszawskiego, tych którzy obecnie walczą o wyzwolenie Warszawy. (...) Natychmiastowa pomoc jest moralnym nakazem. Jutro może być już za późno" - kończyła swój apel do samego szefa brytyjskiej dyplomacji, Anthony’ego Edena.
Ponad tydzień później, 6 października 1944 r., wobec dalszego braku reakcji, minister Romer stanowczo oświadczył ambasadorowi brytyjskiemu: "Rząd polski uważa, że rządy sojusznicze będą ponosić wielką odpowiedzialność, jeśli Niemcy zrealizują swe zamiary i jeśli żadne kroki nie zostaną przedsięwzięte, aby temu zapobiec".
Wreszcie, po trzech tygodniach zabiegów, presja przyniosła rezultat. 10 października 1944 r. służba nasłuchu radiowego Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu poinformowała kancelarię Rzeszy w Berlinie o wyemitowanym na falach BBC specjalnym oświadczeniu rządu brytyjskiego.
Powołując się na informacje uzyskane od władz polskich na temat planowanej masakry więźniów KL Auschwitz-Birkenau, Londyn zapowiedział "pociągniecie do odpowiedzialności wszystkich, od najwyższego do najniższego szczebla, zaangażowanych w realizację tego planu". "Departament Stanu USA - głosił odnotowany przez Niemców komunikat - wydał oświadczenie o zbliżonej treści". Konsekwentnie, z nieznanych przyczyn, milczał tylko Kreml.
Niezwłocznie, bo już nazajutrz, co wskazuje na poważne potraktowanie przez Berlin wystosowanych gróźb, Niemcy ogłosili dementi. Oświadczyli, że informacje Polaków o rzekomym planie eksterminacji więźniów są bezpodstawne i całkowicie fałszywe. Czy rzeczywiście tak było? Nie wiemy.
Nie zachowały się dokumenty wskazujące, by obozowe struktury SS planowały masakrę więźniów KL Auschwitz-Birkenau. Z drugiej strony, doniesienia ruch oporu kładły nacisk na fakt, że przygotowania załatwiane są nieformalnie i poufnie, tak by za wszelką cenę nie zostawiać śladów.
Choć znane są przypadki tego typu masowych mordów w obozach i więzieniach dokonanych przez Niemców w schyłkowym okresie wojny, faktem jest, że w Brzezince do masakry nie doszło. Z kolei trzy tygodnie po ogłoszeniu alianckich komunikatów Himmler osobiście rozkazał unieruchomienie oświęcimskich komór gazowych. Nie zgładzono wreszcie blisko 7 tysięcy więźniów - w większości, co nie bez znaczenia, Żydów - których stan uniemożliwiał ewakuację w styczniu 1945 r., w obliczu zbliżania się Armii Czerwonej.
Niezależnie jednak od tego, czy perspektywa masowej zbrodni faktycznie w tym przypadku była realna, czy też została przez konspiratorów nieświadomie wyolbrzymiona, sprowokowanie oficjalnych ultimatów alianckich mocarstw było największym osiągnięciem w dziejach oświęcimskiego ruchu oporu.
Zarazem stanowiło niewątpliwy sukces polskiej dyplomacji, coraz bardziej izolowanej w wyniku pogłębiającego się konfliktu z Sowietami.
Wracając jednak do Auschwitz - jesienią 1944 r. obozowe Gestapo wpadło na trop działającej za drutami tajnej organizacji.
"Jak wynika z przechwyconego materiału - pisano w gestapowskim sprawozdaniu z 18 grudnia - obóz koncentracyjny w Oświęcimiu jest także w strefie działania AK. (...) Jako komendant obozu z ramienia AK wyznaczony został niejaki 'Rot'. Zajmuje się on zwłaszcza sporządzaniem raportów o sytuacji w obozie i przekazywaniem ich dalej do okręgu (...). Obecnie organizacja ta jest rozpracowywana, o czym po upływie pewnego czasu, sporządzony zostanie specjalny raport".
Niemcom wspomnianego czasu jednak zabrakło - 17 stycznia 1945 r., w obliczu wznowienia sowieckiej ofensywy, rozpoczęła się definitywna ewakuacja KL Auschwitz. Cyrankiewicz po dwutygodniowym "marszu śmierci" trafił do KL Mauthausen, gdzie również zaangażował się w obozową konspirację. Tam wreszcie, w maju, doczekał wyzwolenia przez wojska amerykańskie.
Wkrótce wrócił do Krakowa, gdzie spotkał się z nadal tkwiącymi w podziemiu towarzyszami z PPS-WRN. Nie podzielał dominującego w tym równie lewicowym, co antykomunistycznym kręgu poglądu na sytuację polityczną. Oznajmił otwarcie, że w jego przekonaniu Polska została definitywnie opuszczona przez Zachód i nie pozostaje nic innego, jak dostosować się do faktu, że cała Europa Środkowo-Wschodnia znalazła się w strefie wpływów ZSRR.
"Cyrankiewicz, widząc naszą reakcję" - wspominał jeden z socjalistycznych przywódców, Zygmunt Zaremba - "tłumaczył się, że nie widzi innej drogi powrotu do czynnego życia, że sprawę przemyślał w obozie (...). Słuchając go, upewniłem się w przekonaniu, że postanowienie jego nie mogło zapaść tej nocy, że dawno rzecz została ubita, pewno jeszcze na długo przed przybyciem do Krakowa. Więc nawet nie próbowałem go powstrzymać".
* * *
W 1947 r., zaraz po sfałszowanych przez komunistów wyborach, Józef Cyrankiewicz został premierem. Funkcję tę - z krótką przerwą w okresie stalinizmu - miał sprawować przez ponad 20 lat.
Trwał na stanowisku, gdy w pokazowym procesie skazywani byli jego towarzysze i przywódcy z PPS-WRN; gdy cele znanego mu dobrze krakowskiego więzienia przy Montelupich, a także dziesiątek innych więzień w całej Polsce, zapełniali byli akowcy; gdy na ulicach ginęli robotnicy z Poznania.
Odszedł u schyłku 1970 r., wraz z ekipą Władysława Gomułki, po krwawym stłumieniu przez wojsko protestów na Wybrzeżu.
Z drugiej strony w pierwszych latach po wojnie zabiegał o niezależność koncesjonowanej PPS. Był też politykiem niewątpliwie wspierającym przemiany odwilżowe połowy lat 50., a także jednym z architektów największego osiągnięcia dyplomacji Polski Ludowej - oficjalnego uznania przez Republikę Federalną Niemiec polskiej granicy zachodniej na Odrze i Nysie Łużyckiej.
* * *
W latach 90., na fali rozliczeń z przekłamaniami doby PRL, w prawicowej publicystyce krążyć zaczęły doniesienia, jakoby Cyrankiewicz - peerelowski dygnitarz, nie tylko nie był bohaterem obozowego ruchu oporu, ale wręcz pełnił w Auschwitz funkcję kapo. Towarzyszyły temu oskarżenia o znęcanie się nad więźniami, okradanie ich i denuncjowanie, a nawet współpracę z obozowym Gestapo.
Więźniowi nr 62933 przypisano nawet inspirację sądowej zbrodni na rotmistrzu Witoldzie Pileckim, który rzekomo dysponować miał kompromitującą Cyrankiewicza wiedzą.
Wspólną cechą wszystkich tych zarzutów - niestety, powracających do dziś - był zupełny brak podstaw źródłowych. Poza ewidentnymi domysłami, opierały się one bowiem głównie na bezkrytycznie powielanej relacji z trzeciej ręki, autorstwa rzekomego przyjaciela Pileckiego i działacza PPS Timofieja Jarugi. Według niej zdemaskować prawdziwą, agenturalną rolę późniejszego premiera PRL miał inny socjalista - Stanisław Dubois, który następnie podzielił się nią z Pileckim.
Problem w tym, że Dubois został zamordowany jeszcze przed pojawieniem się Cyrankiewicza w obozie. O rzekomo kompromitujących tego ostatniego faktach słowem nie wspomniał też w swych raportach sam Pilecki. Jaki interes w kryciu reżimowego oficjela miałby jesienią 1945 r. - wtedy bowiem, we Włoszech, powstał najobszerniejszy z rzeczonych raportów - oficer Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, służący pod rozkazami generała Andersa?
To pytanie retoryczne. Podobnie jak to, dlaczego Politische Abteilung, czyli obozowe Gestapo, miałoby rozpracowywać swego rzekomo najcenniejszego agenta - "Rota".
Ciekawe światło na pomówienia kwestionujące obozową przeszłość "wiecznego premiera" PRL, rzucają badania historyka Instytutu Pamięci Narodowej, Roberta Spałka. W opublikowanym niedawno artykule "Mniej znane epizody z życia Józefa Cyrankiewicza" postawił on przypuszczenie, że źródłem podobnych plotek - i dziś z zapałem podchwytywanych przez autorów manifestujących swój antykomunizm - już w latach 40. mogły być sowieckie służby.
Wisząca nad Cyrankiewiczem groźba publicznego "rozwinięcia sprawy", potencjalnie świetnie nadającej się na kanwę pokazowego procesu, miała działać zastraszająco i gwarantować uległość lidera koncesjonowanej PPS.
Za interpretacją taką przemawiać mogą choćby poufne sowieckie charakterystyki Cyrankiewicza, odnalezione w archiwach rosyjskich przez innego badacza IPN, Mirosława Szumiłę. W niezależnych od siebie dokumentach tego typu - odpowiednio z lat 1949, 1958 i 1964 - zwracano uwagę na nieszczerość przywódcy koncesjonowanej PPS i jego, skrywane pod pozorem otwartości na współpracę z komunistami, dążenia do zachowania politycznej niezależności polskiego ruchu socjalistycznego.
Tekst powstał w oparciu o ustalenia Tadeusza Pipera, Adama Cyry oraz Ireny Paczyńskiej, a także własną kwerendę w cyfrowych zasobach Bundesarchiv.