Reklama

W 2021 roku (dane Eurostatu na grudzień) w Polsce hodowano 10 242 400 świń, 2 035 200 krów mlecznych, 168 629 031 brojlerów i 45 057 772 niosek. Ile z nich widział mój rozmówca? Wiele. Wystarczy choć raz wejść do kurnika, w którym znajduje się trzydzieści tysięcy brojlerów walczących o każdy oddech, z połamanymi od własnego ciężaru łapami.

Janek (ze względów bezpieczeństwa imię zmienione - red.) robi im zdjęcia. Zresztą nie tylko im. "Kolekcjonuje" też ujęcia cieląt, norek czy lisów i innych gatunków zwierząt hodowanych na mięso. Z każdej fotografii wyzierają cierpienie i smutek.

Reklama

Po co?

- By pokazać, jak ludzie je traktują. I nie mówię tylko o hodowcy. Odpowiedzialny jest za to również konsument. Rolnik realizuje zapotrzebowanie. Staram się pokazać to, co jest wynikiem naszych wyborów żywieniowych. Jak - przed trafieniem na sklepową półkę - wyglądają niepozornie zapakowane, z ładną naklejką, piersi z kurczaka. Ścieżka do niej była długa i kręta. Nikt nie chce o tym mówić, ale hodowle są okrutne. To wyzysk, błędne koło cierpienia, tuczenie, sztuczne zapładnianie, wysyłanie na ubój. A potem "smacznie" to mięso jemy - odpowiada.

"Wchodząc do środka, poglądy odkładam na bok"

Zdjęcia na fermach i w dużych hodowlach robi od niecałych czterech lat. Wcześniej działał w organizacjach prozwierzęcych, odpowiadając m.in. za pikiety, akcje uliczne, happeningi. Publikuje na Instagramie pod nickiem human.cruelties.

- Ciągle miałem niedosyt, chciałem więcej. Brałem udział w blokadach ferm i ubojni. Jednak dopiero wejście "do środka" z aparatem dało mi poczucie dobrze wykonanej misji.

Nie może zdradzić, jak dostaje się do kolejnych przedsiębiorstw. Udaje mi się jedynie ustalić, że konkretnego miejsca szuka tygodniami.

- Moje zajęcie nie podoba się pewnemu gronu - hodowcom, rolnikom. Ale z drugiej strony, jeśli jest społeczne przyzwolenie na takie traktowanie zwierząt i nikt nie chce tego pokazywać, ktoś musi. Tę niszę zapełniam ja i inni aktywiści w naszym kraju, w Europie, na świecie.

Psychiczne obciążenie

W pewnym momencie zaczyna czuć marazm. Ma wrażenie, jakby zobojętniał na cierpienie zwierząt. Co myśli? "Ok, tak po prostu bywa".

- Na początku było to dla mnie czymś nowym, trudno to znosiłem. Wchodząc pierwszy raz do kurnika, gdzie widzę sześć tysięcy brojlerów... Masakra. Wchodząc kolejny raz, trochę się przyzwyczajałem. Gdybym w takim miejscu zaczął się rozklejać, nie osiągnąłbym celu i nie przekazał tego, co chcę.

Janka nie omijają jednak problemy psychiczne, traumy, stres. - Często w snach widziałem zabijanie zwierząt, te okropne, zatłoczone transporty. Budziłem się w środku nocy, cały spocony. Cierpienie, jakiego doświadczały, tłumiłem w sobie. Teraz pracuję z emocjami z psychoterapeutą. Daję sobie samemu możliwość płaczu, przeżycia gorszych momentów, nie tracąc jednocześnie empatii.

W przypadku hodowli zwierzę to źródło zarobku, towar. Pieniądze dostaje hodowca.

- Jest dla niego warte tyle i tyle. Nie zważa na to, że cierpi, czy jest mu wygodnie. Liczy się ilość wyprodukowanego mleka, masa brojlera, waga tucznika. Nie to, czy czuje smutek i ma wystarczający komfort. To kolejna część biznesu. Niczym taśma produkcyjna w manufakturze.

"Krowa płakała za swoimi dziećmi"

Jaki obraz zostaje mu w pamięci?

- Oj, wiele z nich. Widząc lochy, maciory z odleżynami, których życie polega na wyjściu z jednej do drugiej klatki, by rodzić prosięta, nie możesz pozostać niewzruszonym. Albo brojler walczący o każdy oddech. Jego nogi są rozjechane przez tak intensywne nabieranie masy i genetyczną krzyżówkę. A zabieranie cieląt od matek? Dramat.

Aparat odkłada raz. Musi wyjść. Przerasta go to. Ferma zarodowa bydła. "Porodówka" dla krów. Przyjeżdżają tam zacielone.

- Trafiłem akurat na wycielenie. Krowę zaganiano siłą do specjalnego boksu. Naturalny poród? Zapomnij. Rolnik włożył rękę do wnętrza krowy i wyciągnął cielę - martwego malucha - siłą. Po chwili zobaczył, że jest kolejny, również nieżywy. Przyjął to na zasadzie: "Zdarza się". Bardziej zmartwiło go, że szef odejmie mu z pensji za dwa zgony. Musiał też wydoić krowę z siary. Zanim to zrobił, wziął martwe cielaki krwawiące z oczu, nosa oraz pyska za nogi i wyrzucił przed kojec, w którym stała ich matka. Gdy to zobaczyła, zaczęła wyć, ruszać się na boki. Cierpiała psychicznie. Załamało mnie to. Ten gość mógł nie pokazywać jej dzieci, bo ona jest świadoma, wyczuwa emocje.

Według Janka przemysł mleczny funduje zwierzętom dużo większe cierpienie niż mięsny.

- Wielu decyduje się nie spożywać mięsa z powodów etycznych, ale wciąż jedzą ser i piją mleko. Powtarzane jest nam, że "krowa daje mleko, bo tak", choć nikt nie mówi, jak wygląda ta produkcja, proces hodowli, co trzeba zrobić. Ogrom cierpienia. W przemyśle mięsnym zwierzęta mają krótsze życie. W przypadku mlecznego to siłowo, sztucznie wywoływane ciąże, zabieranie cieląt od matek, selekcja genetyczna. Produkcja mleka to duże obciążenie fizyczne. Zwierzę służy hodowcy, nie ma możliwości, by się bronić. A wiesz, co jest najgorsze? Mimo że człowiek je tak krzywdzi, ono nadal - jakby była możliwość - chciałoby być naszym przyjacielem. Krowę mleczną po czterech-sześciu latach wysyła się do ubojni. Jeśli nie produkuje odpowiedniej ilości mleka, zacznie chorować, kończy życie wcześniej. Często nikt jej nie leczy, nie opłaca im się to. I gdzie tu dbanie o zwierzęta? Jeśli je kochasz, nie wysyłasz na śmierć. Proste.

"Setka" na odwagę

Pracownicy, których poznaje fotograf, niejednokrotnie bywają pod wpływem różnych używek.

- Na jednej fermie zażywali przy mnie twarde narkotyki, by ułatwić sobie pracę, rozluźnić emocje. W ubojni mężczyzna podcinający kurom gardła musiał walnąć sobie setkę. Ten przemysł obciąża nie tylko zwierzęta, ale nadużywa też praw człowieka i pracowniczych. Błędne koło. Choć poznałem jednego gościa twierdzącego, że jego pasją jest zabijanie ptaków na czas. Wtedy czuł się "jak facet". Tutaj trudno mi skomentować cokolwiek.

Mój rozmówca podkreśla, że nie spotkał w tej branży kogoś, kto empatycznie podchodziłby do zwierząt.

- Niektórzy mówią, że świnie są bardzo inteligentne, ale taka ich praca i nadal je hodują. Widzę też rolników głaskających swojego psa przed kurnikiem. Ze smutkiem opowiadają o odejściu poprzedniego czworonoga, a za ich plecami rozgrywa się dramat kilkudziesięciu tysięcy brojlerów walczących o każdy oddech, żyjących w swoich odchodach, w oparach amoniaku, z łamiącymi się kośćmi.

Hodowle powinny być zakazane - uważa.

- To absurd. Ustawa o ochronie praw zwierząt wyraźnie mówi: jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest ono rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę. Jak mają się do tego choćby kastrowanie prosiąt bez znieczulenia, cierpienia krów mlecznych? Słyszę czasem, że jakby raz na kilka dni miał do nich przychodzić weterynarz, to by zbankrutowali. Wykorzystywane są luki w prawie. Trudno skontrolować tę branżę.

"Cierpieć będą jeszcze miliardy"

Są sytuacje, gdy interweniuje?

- Trzeba ocenić, czy to ma sens, bo takie sprawy toczą się latami i hodowca dostaje często niszową grzywnę albo sprawy są umarzane. A - zgłaszając to do organów ścigania - ujawniam swoje dane, mogę być potem "spalony". Moim celem jest wskazywanie patologii oraz cierpienia zwierząt hodowlanych. Zdjęcia mają wzbudzić u odbiorców określone refleksje i - być może - zachęcić do przejścia na weganizm. Jedna dobra fotografia potrafi naprawdę wiele zmienić. Nie robię wyłącznie portretów, typu głowa świni, ale staram się ująć też otoczenie, tło, człowieka. Uwypuklić, że to nie zielona łąka, tylko przytłaczający budynek.

Janek jest świadomy, że nie uratuje każdego zwierzęcia.

- Coś się zmienia, ale jeszcze miliardy będą cierpieć, choćby z przyczyn gospodarki. W sklepach - na szczęście - jest coraz więcej produktów wege. To już długie regały, wciąż rozrastające się. Za kilka złotych kupimy dobre mleko roślinne. A jeszcze dekadę temu rarytasem były kotlety sojowe.

Mój rozmówca dostaje czasem wiadomości od tych, którzy zobaczyli jego fotografie i przestali jeść zwierzęta oraz produkty takiego pochodzenia lub zostali aktywistami. - Feedback zawsze niezwykle mnie cieszy. A tych zwlekających z podjęciem decyzji zapraszam do różnych azylów w całej Polsce, by poznali świnie, krowy, kury i zobaczyli, że - naprawdę - niczym nie różnią się od psów czy kotów.

Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: aleksandra.cieslik@firma.interia.pl