Reklama

Wpadli na siebie w 2008 roku. 57-letnia florystka i 64-letni poeta. Wdowa i wdowiec. Właśnie wprowadzali się do nowo wybudowanego bloku. On na trzecie, ona na drugie piętro. Mieszkania usytuowane dokładnie pod sobą.

- Od pierwszych chwil towarzyszyło nam przeznaczenie. Zupełnie obcy, szukaliśmy lokum tym samym tropem, na tym samym osiedlu - mówi Krystyna. Doskonale pamięta ich pierwsze spotkanie.

Reklama

- Krysię znalazłem pod podłogą. Niczym Paweł i Gaweł - żartuje Henryk.

"Pewnie żona wyjechała do sanatorium"

Moja rozmówczyni początkowo nie zwróciła uwagi na przyszłego męża. Kilka dni później dostała zaproszenie na herbatę. - Przyniosłam mu storczyk. Na półkach stało wiele książek. Uwadze nie umknęły ładne zdjęcia kobiety. "Pewnie żona pojechała do sanatorium, a on ma dużo wolnego czasu" - pomyślałam. Nie rozmawialiśmy o tym, czy mamy rodzinę.

Po zakończeniu remontu Krystyna zorganizowała parapetówkę. - Odwiedziły mnie siostra i koleżanki. Pomyślały, by zaprosić sąsiadów. Wybór padł na Henia. Dwie Zosie poszły po niego na górę. Byłam przekonana, że nie przyjdzie. A jednak. Podobno już wtedy obserwował, jak tańczyłam (śmiech).

Niecały miesiąc potem, w listopadzie, kobieta wyjechała do Stanów. Spędziła tam ponad dwa miesiące. W tym czasie Henryk - przy okazji podpisania aktu własności mieszkania - spotkał jej zięcia. - Podpytywałem o Krysię, a on wręcz "oferował" teściową, bardzo zachwalał.

Mężczyzna wcześniej poprosił o amerykański adres przyszłej wybranki. Obiecał pisać listy. - Pierwszy przyszedł po 7 dniach. Potem kolejne i kolejne. Do Polski wróciłam w styczniu. Przywiozłam Heniowi piękny garnitur. Już jako para poszliśmy na bal ogrodnika. Oczywiście założył swój prezent!

"Babcia wychodzi za mąż"

Seniorzy stopniowo poznawali swoje rodziny, dzieci. Wspólnie spędzili Wielkanoc. Organizowali też dużo imprez okolicznościowych - urodzin, imienin.

Małżeństwem zostali kilka lat później, w 2012 roku. Krystyna miała wtedy 60 lat, Henryk 67.

Początkowo planowali utrzymać ceremonię w tajemnicy. Tylko oni i świadkowie. - Koniec końców, tydzień przed, powiedzieliśmy dzieciom. Stwierdziliśmy, że będą mieć do nas żal, jeśli ślub weźmiemy "po cichu". Henio ogłosił swojej rodzinie, ja swojej. Zabawne, bo mój wnuk zapisany był na licealną wycieczkę. Zapłacił, a kilka dni przed musiał odwołać swój udział. Pytany przez nauczyciela, dlaczego, odparł: "Babcia wychodzi za mąż". 

Świętowali w 12 osób - wraz z dziećmi i wnukami, w restauracji koleżanki. - Przygotowałam dekoracje, zrobiłam Heniowi butonierkę. Zjedliśmy obiad z najbliższymi, śpiewali nam nawet "Gorzką wódkę". Kilka dni wcześniej skończyłam 60 lat - opowiada Krystyna.

Henryk dodaje, że rodziny się ucieszyły. - Kibicowali nam. Ciąży na nich teraz mniejsza odpowiedzialność o nas - starszych rodziców - wyjaśnia. Małżeństwo dalej mieszka osobno, nieopodal miejsca poznania. Tym razem on na parterze, ona na trzecim piętrze. W klatkach naprzeciwko.

- Nie kłócimy się, nie mamy siebie dosyć. Dwa prawie identyczne charaktery. Żyjemy wyjątkowo spokojnie - uzupełnia Henryk.

Co najbardziej lubią w sobie? 

- Spokój i poczucie humoru męża. Nie przeklina, nie jest gwałtowny. Odpowiada mi ten typ człowieka.

- Krysia dba o całą rodzinę. Prezenty, święta, urodziny, imieniny - o wszystkich pamięta. Ciągle uradowana, zadowolona z życia.

"Trzeba wierzyć w przeznaczenie"

W ich rozmowach nie brakuje tematów "ostatecznych". - Mówimy o śmierci. Chcielibyśmy umrzeć szybko i bezboleśnie. By nikt nie musiał przy nas chodzić, nie zmieniał pampersów.

Moi rozmówcy - mimo upływającego czasu - nie tracą pogody ducha. - Trzeba wierzyć w przeznaczenie. Miłość można spotkać w każdym wieku. Jak inaczej wytłumaczyć nasze spotkanie? - pyta Henryk.