Czego uczą nas bajki o miłości? Tego, że jeśli mężczyzna jest odpowiednio czarujący, można wybaczyć mu wszystko - kłamstwo, inną kobietę, agresję, złośliwy charakter i chęć wykorzystania niewinnej osoby. Oczywiście również tego, że pod tymi wszystkimi warstwami może ukrywać się człowiek o złotym i szczerym sercu, któremu potrzebny jest impuls, by dojrzał i dostrzegł, co tak naprawdę w jego życiu może stanowić wartość. Uczą nas dawania szans i wybaczania - nas, dorosłych analizujących miłosne historie na innym poziomie niż śledzące akcję dzieci.
Stereotypowo można stwierdzić, że kobiety wciąż czekają na księcia z bajki, który przyjedzie na białym koniu i sprawi, że ich serce zacznie walić jak szalone - o to pretensje miewają "zwyczajni" mężczyźni. Tylko kim jest ten książę i czy na pewno jest taki idealny?
- Dziś określenie "książę" i "księżniczka" w kontekście poszukiwania bajkowego ideału, zyskało pejoratywny wydźwięk. Księżniczka to ta, która jest rozkapryszona i ma roszczenia, a książę to ten, który "czaruje", ale za piękną twarzą i słowami nie stoi piękne wnętrze. Często tak nam się kojarzy narcyz. Historie kobiet, które padają "ofiarami" manipulantów, np. jak w "Tinder swindler" albo "Moim ukochanym wrogu", wciąż są aktualnym tematem społecznym. Tam też ideał okazał się potworem bez uczuć i bez skrupułów. Sądzę więc, że to negatywne zabarwienie słowa "książę" to dobry kierunek. Zaczynamy rozumieć, że tzw. bombardowanie miłością, które jest bardzo charakterystyczne dla narcyzów na początku relacji to objaw manipulacji - tłumaczy Karolina Głogowska, autorka książek, która bierze na warsztat toksyczne związki i narcystyczne osobowości.
- Dlaczego niektóre kobiety wciąż czekają na księcia? Bo nie chcą brać odpowiedzialności za swoje życie. Nie zawsze dlatego, że są leniwe i mało przedsiębiorcze. Czasem po prostu nie wierzą w swoje siły. Nie wiedzą, że ich wewnętrzne zasoby są wystarczające do tego, aby żyć tak, jak sobie wymarzą. Mogą nawet nie widzieć tych zasobów. Wtedy wydaje im się, że tylko coś lub ktoś z zewnątrz może je uratować, zapewnić komfort i szczęście.
Wytwórnia Disneya dość szybko to zauważyła. Po kilku filmach, gdzie pojawienie się księcia było faktycznym rozwiązaniem wszystkich problemów biednej niewiasty - od powrotu z zaświatów po uwolnienie się z toksycznego środowiska. Wtedy "pan wyśniony" był zmarginalizowany do kilku romantycznych uniesień i sprowadzony do ładnej buzi, w której zakochiwały się księżniczki. Piękny biały koń, zero charakteru. Z czasem książę zaczął być jedynie trampoliną, na której wybijała się siła postaci kobiecej.
Ta grupa książąt faktycznie jeździ na białych koniach i na tym kończy się ich atrakcyjność. Królewna Śnieżka, Kopciuszek, Śpiąca Królewna, wszystkie bez pamięci zakochane w ideałach (poza Śnieżką, ona przespała ten etap). Spotkanie księcia jest punktem kulminacyjnym i celem, do którego zmierza każda z historii tych pięknych dam. I tak istotny punkt - cel ich życia i wybawienie - zostaje zepchnięty do kilku beznamiętnych scen, tańca czy pocałunku. O charakterze nie wiemy nic.
Śnieżka o księciu Florianie mówiła "taki jest na świecie jeden tylko on". Jaki więc był ten jedyny? Czarujący, przystojny i ratujący sytuację, kiedy sprawa wydawała się beznadziejna. I tylko on mógł pocałunkiem prawdziwej miłości wybudzić śpiącą od roku w trumnie niewinną istotę. Bez jej przyzwolenia, co podkreślane jest na wielu grupach przeciwnych klasycznej bajce. Zważywszy na fakt, że Śnieżka miała 14 lat (choć to nie powinno mieć aż takiego znaczenia), film trafił na czarną listę z powodu sugestii pokazywania molestowania, jako sytuacji akceptowalnej społecznie. Potrzeba było lat, przełamania wielu tematów tabu, by w tej znanej historii ktoś dopatrzył się wykorzystywania seksualnego.
Prince Charming, czyli pan idealny z Kopciuszka także jest typem milczącym. Podbija serce bohaterki jednym tańcem. Może szeptał jej wtedy do ucha najzabawniejsze kawały lub opowiadał o naukowych eksperymentach, tego nie wiemy. Nawet jeśli jest to jedynie skrót myślowy, Książę z Bajki (bo taki nosi przydomek) wybiera partnerkę, bo jako jedyna, nie jest nim w takim stopniu zainteresowana, jak pozostałe damy. Poza tym ucieka, uruchamiając klasyczne pragnienie - chcę tego, czego nie mogę mieć. Ale najważniejsze, że żyli długo i szczęśliwie, jak już książę odpowiednio się postarał (choć nie fatygował się sam, by szukać), by odzyskać to, co stracił.
W Śpiącej Królewnie z księcia mamy już trochę więcej, Aurora poznaje go wcześniej i szczęśliwie się w sobie zakochują. Filip jako pierwszy książę w filmach Disneya chwyta za miecz, by realnie walczyć o miłość życia. I tu po raz ostatni księżniczka leży biernie, czekając na wybawienie i pocałunek, który rozpoczyna drogę w stronę ołtarza.
W Małej Syrence mamy nowy typ księcia. Nie jest to sztywna postać z kołnierzem zapiętym pod szyję. Rozchełstana biała koszula, podwinięte rękawy, psi przyjaciel i nie mniej piękna buzia - obrazek jak z tinderowego profilu. Można się zakochać. Mała Syrenka dla miłości, a właściwie dla księcia, poświęca wiele - rodzinny dom, przyjaciół, głos. A co robi książę? Spędza czas, czaruje, zabiera na romantyczne spływy łódką. A potem mówi, że bawił się świetnie, ale mogą zostać przyjaciółmi, bo przypomniało mu się, że zakochał się w innej, tajemniczej kobiecie, a ona akurat wróciła.
Oczywiście, jest cała masa wyjaśnień intrygi, w którą biedny bohater dał się wmieszać - przecież to on został oszukany przed podłą damę, która tylko udawała tę właściwą - "to nie tak jak myślisz". W końcu uderza się mocno w głowę, daje uratować "prawdziwej" ukochanej, pokazuje, że potrafi się poświęcić i żyją długo i szczęśliwie. Książę ideał. A wszystkie kobiety zostawione dla innej, mogą teraz spokojnie oddetchnąć - on się przecież tylko pomylił, wszystko to wina tej drugiej.
Piękna i Bestia jest historią o znudzonej codziennością kobiecie, która potrzebuje dużej dawki adrenaliny, by się zakochać. Najprzystojniejsi, najbardziej oddani spychani są przez nią na margines. Bella zna swoją wartość i jej akurat ładna buzia nie wystarczy, by stworzyć związek. Woli żyć sama, niż wejść w byle jaką relację. Gdy trafia na sam środek areny, stając oko w oko z bestią, odnajduje siebie i dostrzega coś więcej. W bajce widzimy agresywnego, brzydkiego mężczyznę pokutującego za swoje poprzednie, hulaszcze życie. Gdy pojawia się ona, zaczyna się oswajanie i przebijanie przez warstwy futra, do tego, co ukryte bardzo głęboko.
Czy to bajka o dobrej relacji i idealnym księciu? Tak jak w przypadku Królewny Śnieżki zarzuca się jej promowanie szeregu toksycznych zachowań z przemocą i syndromem sztokholmskim na czele. Z drugiej jednak strony, po raz pierwszy studio Disneya dało nam brzydkiego księcia i niewyidealizowaną miłość, której do szczęśliwego zakończenia nie wystarczy kilka machnięć rzęsami. Relacja to proces, praca obu stron i czasem puszczenie kogoś wolno, by mógł wrócić do tego, co cenne.
Związek zbudowany na kłamstwie? Brzmi jak relacja skazana na porażkę, ale Aladynowi się udało. Czy jednak faktycznie chodziło o kłamstwo? Patrząc z dzisiejszej perspektywy, tytułowy bohater "delikatnie" podrasował swój profil w mediach społecznościowych. I ostatecznie... przyznał się do winy, a urok osobisty i odwaga (bo przecież nie goła klata) pomogły mu tę małą "wpadkę" skasować w oczach i sercu ukochanej.
Dla nieznających historii Aladyn udawał, że jest bogatym księciem, by dostać się do świata i komnat Dżasminy poznanej na targu, gdy ta... udawała biedaczkę. Trudno jest chłopaka nie lubić, w końcu ma najszczersze zamiary - zakochał się w dziewczynie i chce z nią być mimo skrajnych przeciwności losu. Czy Aladyn coś poświęca? Nie, bo nie ma nic cennego. Ale stwarza okoliczności, by to, w co wierzy, mogło zaistnieć.
John Smith stał się wymarzonym księciem - choć bez konia i wcale nie księciem - swoich czasów. Przez długi czas był pierwszy w rankingu ulubionych postaci męskich Disneya. Przystojny, wysoki, z pasją - podbił serca widowni (lubiącej rysunkowe dzieła). Ciekawe, że to jego pierwszego poznajemy w filmie Pocahontas, a jest jedynie tłem, na którym wybija się charakter tytułowej postaci.
John jest przekonany o swojej inteligencji i obeznaniu w świecie - nie ma co ukrywać, uważa się za atrakcyjnego mężczyznę. A mimo to, przy pierwszej możliwej okazji daje się ośmieszyć "dzikusce". Odkrywa, jak niewiele wie i potrafi się do tego przyznać, słucha uważnie tego, co ma do powiedzenia ukochana i to w jej umyśle się zakochuje. Choć bohaterka jest piękna (i ma idealne włosy) postawa Johna ani przez chwilę nie daje widzowi poczuć, że chodzi mu o wygląd. A na końcu, gdy ranny nie może się ruszać, nie jęczy i nie błaga, by dla niego rzuciła wszystko. Nie chce od ukochanej poświęceń, wie, że to jego zadanie.
A Pocahontas w drugiej części zostawia go dla nowej, "prawdziwszej miłości".
W rankingu na najlepszego "księcia" o podium walczą Flynn Rajtar z Zaplątanych i Kristoff z Krainy Lodu. Żaden z nich nie jest (jeszcze) księciem, chyba że złodziei - Flynn jest klasycznym przestępcą. Czy to nie powinno z góry przekreślić jego szans u niewinnej Roszpunki? Bohaterowie na początku nawet się nie lubią, a Rajtar buduje w około siebie bańkę iluzji, zmieniając nawet swoje imię - naprawdę nazywa się Julian Szczerbiec, do czego przyznaje się po czasie. Oboje mają interes w tym, żeby trzymać się siebie blisko, przy czym mężczyzna nawet nie zamierza dotrzymać danego słowa - chce zostawić damę na pastwę losu przy pierwszej możliwej okazji. Parę łączy czas, im więcej go ze sobą spędzają, tym są sobie bliżsi.
W przyszłym księciu (spoiler) następuje przemiana i przewartościowanie całego życia, całkowicie zmieniają się jego priorytety, gdy dociera do niego, że poznał tę jedyną. A właściwie, gdy dowiaduje się, że jej życie jest zagrożone. W tej bajcie, mimo mocnej postaci, takiej, którą naprawdę się lubi, widać jej nieudolność i to, jak myląca może być męska pewność siebie. W Zaplątanych para ratuje się wzajemnie, ale to kobieta pokazuje spryt i siłę. Mężczyzna jej na to pozwala, choć nie ukrywa, że jego ego odrobinę cierpi. I jak to w bajkach, mamy szczęśliwe zakończenie, jednak zatrzymując się odrobinę wcześniej, zrozumiemy smutne przesłanie - że czasami trzeba zniknąć, by druga osoba mogła być wolna. Gdyby nie magia, taki byłby efekt największego poświęcenia Flyna, który w ciągu kilkudziesięciu minut na ekranie z zadufanego w sobie chłopczyka, stał się dojrzałym do miłości mężczyzną.
Doszliśmy do Kristoffa - prostego chłopaka od lodowego biznesu. Wydaje się, że od premiery filmu, a zwłaszcza jego drugiej części, gdzie postać pokazuje swój pełny zrozumienia dla ukochanej charakter, wszystkie kobiety świata powinny wyczekiwać księcia, który przyjeżdża na brązowym reniferze, a nie białym koniu. Zabawny, tolerancyjny, jest z nim, o czym pogadać i przede wszystkim... nigdy nie zawodzi.
Ważna jest przestrzeń, jaką Kristoff daje Annie. W pierwszej części, choć już zakochany, pozwala jej odejść, bo wierzy, że tego właśnie chce (a ona wtedy naprawdę tego chciała). Nie boi się jednak wrócić, narażając się na odrzucenie. Szybciej niż Anna rozumie, co się dzieje w ich sercach, ale w żadnym momencie nie naciska, daje wolność i czas. Ale gdy tylko go potrzebuje, jest i pomaga ratować sytuację. Bo przede wszystkim to prawdziwy przyjaciel swojej kobiety, Anna nie musi prosić o jego uwagę, on po prostu wie. I świetnie wygląda w skórze.
To jacy są ci rysunkowi mężczyźni? Walczący o swoją miłość, jeśli tylko jest prawdziwa. Walczą, nie dlatego, że mają wspaniałe charaktery, ale dlatego, że na swojej drodze spotkali kobiety, które pokazały im, co jest w życiu ważne i dlaczego warto poświęcić wszystko, w co dotychczas wierzyli. Dla nich zmieniają swoje priorytety, naginają rzeczywistość. Nawet "przegonieni" zawracają, pokonując przeciwności - mosty, więzienne kraty, wodne potwory. A jak nie zorientują się w porę, to zawsze do pomocy mają jakieś kameleony, renifery, szopy czy inne, które łapką wskażą kierunek albo szepną do ucha "stary, wracaj, bo ją stracisz na zawsze". W końcu nawet w bajkach musi być zachowana odrobina realizmu - bo jaki facet domyśliłby się, że ona właśnie go potrzebuje?\ Idealny książę z bajki.