Kilka tygodni temu instagramowy algorytm podsunął mi profil @zonatyksiadz. Kliknęłam błyskawicznie. Zdjęcia z biegania przeplatane rodzinnymi portretami oraz kadrami z nabożeństw.
- Nazwa mojego konta to sama prawda. Jestem księdzem kościoła greckokatolickiego, mam żonę, trójkę dzieci. W związek małżeński wstąpiłem przed święceniami - zaczyna opowieść Paweł Potoczny, proboszcz parafii w Cyganku.
Miało być intrygująco, rozpoznawalnie i przyciągająco, ale - przede wszystkim - wspólnie z ich wartościami. Ich, bo duchowny często wspomina o żonie i jej udziale w tym internetowym przedsięwzięciu.
- Uczymy i uczyliśmy się, jak działać w mediach społecznościowych. Na Instagramie pokazuję bycie księdzem, ojcem, mężem. Z Anią mówimy o tym otwarcie, nie kryjemy się z tym, że jesteśmy "rodziną kapłańską". Udowadniamy, że w dzisiejszym świecie można mieć wartości chrześcijańskie, pasje, ale też wierzyć i praktykować. Myślę, że dzięki temu zdzieramy pewną zasłonę wokół plebanii, obalamy stereotypy, które narosły.
Potoczny mówi też o wiarygodności. - Jeśli ktoś czyta nasze posty, ogląda stories, a potem spotka się z nami na żywo, ma widzieć te same osoby.
W jednym z filmików zamieszczonych na profilu z ust duchownego pada hasło "marka osobista". Dlaczego?
- Odwołam się do historii. Popatrz na wielkie osobistości wśród duchownych. Jan Paweł II, św. Franciszek, kardynał Wyszyński. W dzisiejszym nazewnictwie powiedziałabyś o nich - "dobra marka osobista". Dziś takim językiem możemy określić osobowość. Jeśli oznajmiłbym komuś, że chcę być świętym, ktoś mógłby się zdziwić. Ale jeśli powiem - Wykorzystuję budowanie marki osobistej do tego, by z moim przekazem dotrzeć do największej liczby osób - to zmienia sytuację. To też moja misja, którą dał mi - poprzez święcenia kapłańskie - Pan Jezus. "Idźcie w świat i głoście ewangelię". Dziś, by to osiągnąć w social mediach, trzeba być rozpoznawalnym.
A tę rozpoznawalność mogą przynieść Potocznemu obserwujący go milenialsi. To oni stanowią większość jego odbiorców.
- Młodsi wierni nie mają z moją internetową aktywnością problemu. Bezpośredni dostęp do osoby duchownej, księdza, choćby umówienie się na spotkanie, działa na plus. Ze starszymi bywa różnie - niektórzy mówią, że to dobra aktywność, innym jest to obojętne i nie obchodzi ich "co jem na śniadanie". Trzeba być w social mediach, bo taki jest czas. Dla mnie najważniejsze, żeby z tej wirtualnej rzeczywistości spotkać się w realnym życiu. Oglądając moje stories, czytając posty, masz mnie zapamiętać na tyle, że - jadąc na Żuławy - będziesz chcieć wstąpić do mojej parafii i spotkać się.
Nie wszyscy duchowni podchodzą do mediów społecznościowych z takim entuzjazmem, jak Potoczny.
- Księża są niejako przyzwyczajeni do dużej prywatności. Dla mnie Instagram to dobra zabawa. Bronię się przed komentowaniem sytuacji polityczno-społecznej, choć czasem sobie pozwalam. Bardzo mocno jednak na to uważam. Dużo czasu poświęcam wtedy na dyskusję z żoną - czy warto. Staram się, by moje media społecznościowe łączyły ludzi. Miejsce w Kościele jest dla każdego. Do mojej parafii prawo wstępu ma każdy - niezależnie od poglądów politycznych. Mnie interesuje, jakie jest jego stanowisko wobec Pana Jezusa.
Podczas naszej rozmowy kilkukrotnie wracamy do kwestii szczerości w sieci.
- Gdybym wstawiał wyłącznie zdjęcia w sutannie, to nie byłoby moje realne życie, bo nie jestem w cerkwi 24 godziny na dobę. Pokazuję różne emocje, nie tylko te wesołe. Ostatnio odwiedziłem matkę, która straciła syna. Było to dla mnie trudne doświadczenie, podzieliłem się nim na Instagramie. Nie udawałem wtedy, że trzy dni jestem wesoły, skoro przeżywałem ten smutek.
Potoczny - jak większość internetowych twórców - doświadczył hejtu. Powód? Rzekome kłamstwo, bo "ksiądz katolicki nie może mieć żony".
- Wysyłam wtedy mnóstwo serduszek, piszę, że pomodlę się za daną osobę, załączam film wyjaśniający, kim jestem.
Rozszerzamy też wątek mowy nienawiści. Czy duchowni mogą zrobić wierze "krzywdę" w sieci?
- Tak, mogą. Księża robią wierze dużą krzywdę, zajmując się tematami społeczno-politycznymi. Polityka zawsze dzieliła ludzi, a to nie jest nasza misja. Mógłbym wyjść na ambonę i powiedzieć, że aborcja jest grzechem, bo tak jest, tak naucza Kościół i trzeba czasami to przyznać otwarcie. Ale jeśli przyjdzie do mnie kobieta w tej sytuacji, mam w obowiązku się z nią spotkać i nie po to, by ją osądzić, ale - przede wszystkim - wysłuchać, pomóc (jeśli będzie chciała) znaleźć rozwiązanie czy być obok, a jeśli trzeba to rozgrzeszyć i wskazać kierunek, aby mogła poradzić sobie w życiu. Nie wydawać wyroku - "piekło", bo o tym decyduje Pan Bóg. Radykalizowanie nie jest po myśli Pana Jezusa, chyba że chodzi o radykalizm miłosierdzia.
Potoczny zaznacza, że jeśli jutro wyłączyliby Facebooka i Instragama, przeżyłby bez problemu.
- Dalej byłbym dla ludzi, tylko w inny sposób. Jednak internet jest sporym ułatwieniem. U mnie na stronie parafialnej można zamówić choćby intencję. Prowadzę również nauki przedmałżeńskie on-line.
Zamykamy oficjalną część rozmowy. - To teraz nagramy jeszcze coś dla obserwatorów, dobrze? - zagaja.
Kilka chwil potem włączam Instagram. - A co my dla was szykujemy? Opowiedz o tym, Aleksandro - słyszę z wideo nagranego przed momentem.
Na jego profil trafiam przypadkiem, wpisując w wyszukiwarkę aplikacji słowo "ksiądz". Pochodzi z Sokółki na Podlasiu. W archidiecezji białostockiej jest kapelanem harcerzy. Pisze doktorat na KUL-u. Galeria zdjęć wypełniona tymi z zagranicznych podróży w "stroju cywilnym" oraz z posługi kapłańskiej - w szatach, kościele.
- Największą motywacją do założenia konta, a właściwie dwóch - bo @ksiadznarolkach oraz @ksiadztezczlowiek - była chęć pokazania, że codzienność księdza jest bardzo fajna i normalna - wita mnie Tomasz Kozłowski, łącząc się z jednej z londyńskich kawiarni. Po cywilnemu, jedząc ciastko. W mieście znalazł się, by chwilowo zastąpić kolegę w polskiej parafii.
- Tak, jak inni posiadamy pasje, zainteresowania. Łączymy służbę Bogu z rozwijaniem się i ciekawym podejściem do świata. Mamy poczucie humoru i jesteśmy dostępni dla innych. Istnieje dużo stereotypów na ten temat. Ale skąd ludzie mogą wiedzieć, jak żyjemy, jeśli żyjemy samotnie? Warto co nieco pokazywać.
Wierni - takie odnosi wrażenie - odbierają jego instagramową aktywność dość pozytywnie. Od przełożonego również nie dostał za nią uwagi czy nagany.
- Poprzedni biskup wiedział, że jest to tworzone, by pokazać pozytywny obraz księdza. W mediach rzadko można go spotkać. Myślę, że konta duchownych mogą pomóc pokazać tę dobrą stronę kapłaństwa, która jest przygodą z Bogiem, ale też nas jako ludzi - z pasjami, znajomymi. A te pasje są potrzebne do tego, by być w dobrym zdrowiu psychicznym. Ja uwielbiam rolki, grać w piłkę nożną. Wrzuciłem na Instagram zdjęcia z mistrzostw Polski księży w piłkę nożną. Kto by to zobaczył z zewnątrz, gdyby fotografia nie ujrzała światła dziennego? Pewnie niewiele osób.
Hejt zdarza się Tomkowi sporadycznie. Czasem ktoś skomentuje - "ksiądz pedofil". - Bardzo stereotypowe. Usuwam wtedy wiadomość i blokuję daną osobę.
Sporo osób pisze do niego z problemami czy prośbą o modlitwę. W czasie pierwszej fali pandemii duchowny zorganizował akcję "Spowiedź na świeżym powietrzu".
- Dodałem wtedy na konto plakat z takim hasłem. Ludzie to udostępniali. Od marca do czerwca 2020 roku kilkadziesiąt wiernych skorzystało z tej formy sakramentu. Spowiedzi czasem przeradzały się w dłuższe rozmowy i dzielenie się swoim życiem.
Duchowny - choćby z racji bycia kapelanem harcerzy - ma częsty kontakt z młodzieżą.
- Pamiętajmy, nastolatkowie często nawiązują teraz pierwsze kontakty przez internet. Budując z nimi więź w sieci, jest szansa, że łatwiej będzie im się otworzyć i podzielić wątpliwością. Niektórzy piszą z bardzo konkretnym problemem z fejkowych kont. Dla mnie nie ma to znaczenia, bo - być może - nie każdy jest gotowy, by ujawnić się z imienia i nazwiska.
O czym chce rozmawiać pokolenie Z? - pytam.
- O sensie życia, o tym, dla kogo i czego warto się poświęcić, co jest w życiu najważniejsze. Także o wierze. Zdarza się, że ktoś czasem pisze do mnie na Instagramie o seksualności. Chciałby żyć w czystości w swojej relacji z dziewczyną, ale nie wie, jak to zrobić. Czasem pytają wprost - czy dana czynność jest grzechem. Odzywają się również osoby homoseksualne. Są wierzący, chcą żyć blisko Boga, ale wiedzą, że ciągnie ich do osoby tej samej płci. Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale sam fakt, że młoda osoba może się tym podzielić z kimś zaufanym, to już dużo. Dobrze robi im świadomość powiedzenia, że Bóg nikogo nie potępia i warto szukać do niego własnej drogi.
Jak zatem przyciągnąć tę wątpiącą część młodych do Kościoła?
- Być tam, gdzie oni są. A oni są dziś bardzo mocno w internecie. Podziwiam księży, którzy kreatywnie angażują się w TikToka, by udostępniać filmiki związane z wiarą. Dlaczego tam nie głosić dobrej nowiny? Jeśli na takich aplikacjach nie będzie wartościowych treści, to gdzie nastolatkowie mają ich szukać? Myślę, że w sieci jest wielu duchownych robiących dobrą robotę, odnajdujących się w swoim powołaniu. Są tylko mniej widoczni, bo bardziej dostrzega się księży, którzy palną publicznie jakieś głupstwo - puentuje Tomek.
Profesor Piotr Celiński z UMCS w Lublinie, badający kulturę popularną i nowe media, zwraca uwagę, że historycznie elitą kultury, a przez to także komunikacji społecznej, były osoby związane z kultami i rzeczywistością nadprzyrodzoną.
- Kapłani nazywali problemy, nadawali ton debatom im poświęconym, ustawiali i formatowali przestrzeń publiczną. Z czasem podzielili się tym z cywilami. Od czasów oświecenia Kościół traci pozycję najważniejszego mecenasa, producenta sztuki i kultury. W obliczu kultury świeckiej w coraz większym stopniu decyduje się ją naśladować oraz nie dać się wypchnąć z jej obiegu.
Ta zmiana ról była bolesna, objawiła zdarzenia wydające się być nie do pogodzenia. Estetyka kultury popularnej obraca się wokół profanum, ironicznie spogląda na sacrum i tradycję, kusi ideą "postępowości" oraz emancypacji. W tej sytuacji ksiądz na Instagramie, o ile chce być zauważony i doceniony, siłą rzeczy musi iść na kompromis z formami i językiem, które wykute zostały w przeciwnych niż religijne celach. Niewielu, o ile to obserwuję, wychodzi z takiej potyczki zwycięsko, zachowując wiarygodność i autentyczność.
Prof. Celiński przytacza tego, który wrócił i wciąż wraca z internetu z tarczą, a nie na tarczy.
- Dominikanin o. Adam Szustak z kanału "Langusta na palmie". To autentyczna religijna gwiazda sieci. Jego kariera dowodzi, że w mainstreamie kultury popularnej jest także miejsce dla Kościoła, o ile potrafi on sensownie posługiwać się estetyką i możliwościami mediów społecznościowych, nie tracąc przy tym autentyczności. Niekoniecznie trzeba wypisać się ze struktur kościelnych, by to robić.
Mówiąc o tego typu fenomenach, nie można pominąć Arki Noego.
- To autentyczny, unikalny projekt broniący się nawet po latach od swoich największych triumfów. Jego muzycy znaleźli zarówno oryginalny język muzyczny oraz sceniczny, jak i świetnie uzupełnili niezaspokojoną rynkową dziurę. Brak profesjonalizmu, oryginalności i bezkrytyczna konwencjonalność wydają mi się największą przeszkodą dla dobrego istnienia innych projektów religijnych na platformach społecznościowych. Młodzi odbiorcy natychmiast wychwytują warsztatowe braki, czy z góry ustawione konwencje. Wówczas wszystkie dobre intencje, czy też ewangelizacyjne wysiłki twórców, interpretują raczej jako ustawkę i propagandę.
Zdaniem naukowca religie mają też poważny dylemat związany z obecnością w mediach.
- Z jednej strony chciałyby zachować swoją tożsamość, a z drugiej zdobyć rząd dusz, który dziś dzierży kultura popularna. Być może czekamy na medialnego św. Franciszka, kogoś, kto tak, jak niegdyś ten pierwszy minimalista i ekolog, zafundowałby nam nową ekologię oraz higienę obecności transcendencji i instytucji religijnych w mediach. Na razie, poza nielicznymi wyjątkami, nie widać systemowo zorganizowanych, przemyślanych prób funkcjonowania religii w popkulturze. Kościelne media takie, jak "Niedziela" czy Radio Maryja rozumieją, że ona istnieje i rządzi się swoimi prawami, ale nie próbują budować dla niej formalnej alternatywy.
Według prof. Celińskiego kultura ma się tym lepiej, im więcej tematów, form i mediów w niej się ściera.
- Kościół nie może i nie powinien wracać do wygodnej pozycji cenzora i regulatora medialnego świata, a zamiast tego mógłby spróbować wewnątrz niego istnieć jako głos alternatywy. W swoich najlepszych czasach zatrudniał najwybitniejszych artystów, produkował najlepszą sztukę, był w stanie zdominować przestrzeń symboliczną. Dziś łatwiej mu powoływać się na niegdysiejszą wielkość i eksploatować dawne kanony, jednak aby przetrwać w warunkach silnej konkurencji, musi na nowo stać się alternatywny, szablonowy i odważny - kończy.