Reklama

Gdy w 1969 roku mało jeszcze znany Francis Ford Coppola, założył własną, niezależną firmę produkcyjną Zoetrope, by robić autorskie kino poza Hollywood, "Czas Apokalipsy" był jego pierwszym projektem. Inspiracją dla niego była powieść Josepha Conrada "Jądro ciemności", ale akcję filmu przeniósł z XIX-wiecznej Afryki do Wietnamu lat 60. XX wieku, gdzie trwała wojna. Planował jednak zostać wyłącznie producentem - reżyserii podjąć miał się George Lucas, a pisanie scenariusza Coppola zlecił młodemu Johnowi Miliusowi. Ten zapalił się do projektu.

Schody zaczęły się, gdy Coppola zaczął szukać wytwórni, która byłaby zainteresowana zainwestowaniem w projekt. Na długo przed "Plutonem", a nawet "Łowcą jeleni", nikt nie chciał wyłożyć pieniędzy na film o Wietnamie, który pozostawał w sferze tematów "tabu". Pozbawiony wsparcia dużego studia projekt trafił na półkę, a Coppola zajął się kręceniem "Ojca chrzestnego" i jego prequela. Te dwa filmy zdobyły dla niego pięć Oscarów i uczyniły go multimilionerem oraz czołowym filmowcem w Ameryce. Postanowił wówczas wrócić do projektu zrodzonego w jego własnej firmie. Ponieważ Lucasa na dobre pochłonęły "Gwiezdne wojny", zmuszony był sam podjąć się reżyserii.

Reklama

Nie przeszło mu zapewne przez myśl, że okaże się ona prawdziwym piekłem, a ilość dramatów, katastrof, nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, wreszcie batalia, jaką stoczył z gwiazdami filmu - na czele z Marlonem Brando, doprowadzi go do wyczerpania nerwowego. A nawet przyprawi o myśli samobójcze.

Nie bez powodu przed oficjalnym pokazem "Czasu Apokalipsy" w Cannes, reżyser wyznał: "Mój film nie jest filmem. Mój film nie jest o Wietnamie. To jest Wietnam. [...] Sposób, w jaki go zrobiliśmy, jest podobny do tego, co Amerykanie zrobili w Wietnamie. Byliśmy w dżungli, było nas zbyt wielu, mieliśmy dostęp do zbyt dużych pieniędzy, do zbyt dużej ilości sprzętu i stopniowo popadaliśmy w szaleństwo".

McQueen, Nicholson, Pacino nie chcieli filmu o Wietnamie

Wyznania samego Coppoli bledną jednak w zestawieniu z niezwykłym dokumentem George'a Hickenloopera i Faxa Bahra "Światła ciemności", zawierającym materiały nagrywane na planie przez Eleanor Coppolę, żonę Francisa. Potajemnie. Eleanor zdobyła za niego nagrodę Emmy i mnóstwo innych wyróżnień. Napisała także książkę pt. "Notes on the Making of Apocalypse Now" (Uwagi na temat powstawania ‘Czasu Apokalipsy’), gdzie opisała kolejne etapy zmagań reżysera z aktorami, losem, a wreszcie z sobą samym. Francis Ford Coppola ani trochę nie przesadził, mówiąc, że "był to Wietnam".

Ponieważ zmieniły się okoliczności, Coppola od nowa "przepisał" scenariusz Johna Miliusa, eksponując nawiązania do "Jądra ciemności". Znamy go chyba wszyscy.  Skupia się na historii kapitana Benjamina Willarda, który otrzymuje tajną misję: ma przedostać się płynąc w górę rzeki, do neutralnej Kambodży i dokonać zamachu na niejakiego Waltera Kurtza, pułkownika Zielonych Beretów, który prawdopodobnie oszalał i prowadzi własną wersję wojny, koczując w kambodżańskiej świątyni. Jego oddziały składają się z małej grupy zbuntowanych żołnierzy amerykańskich i plemienia Indian Montagnard, których sam wyszkolił i uzbroił. Podróż Willarda i wydarzenia, które mu się przytrafiają, sprawiają, że gdy w końcu dotrze do celu, jest już inną osobą, niż ta, którą był u jej początku.

Budżet filmu miał wynieść 13 mln dolarów (był rok 1975). By zachować kontrolę nad procesem twórczym, Coppola musiał pieniądze zebrać sam. Zrobił to, sprzedając prawa do dystrybucji filmu na świecie. Jako zabezpieczenie bez wahania zastawił cały majątek rodzinny, wychodząc z założenia, że: "jeśli użyję pieniędzy w sposób zuchwały, to może je pomnożę?"

Na lokalizację wybrano Filipiny z uwagi na podobieństwo terenu do Wietnamu. Wojsko USA odmówiło współpracy z twórcą "Ojca chrzestnego" z uwagi na temat filmu i jego wymowę. Reżyserowi udało się jednak dojść do porozumienia z prezydentem Filipin Ferdinando Marcosem, który zgodził się użyczyć produkcji helikopterów, pod warunkiem że nie będą potrzebne do walki z lewicową partyzantką. Coppola nie mógł przewidzieć, w co się pakuje.

Do głównej roli kapitana Willarda, Coppoli marzył się Steve McQueen, który niby chciał go grać, ale w końcu rolę odrzucił. Nie chcieli jej również Jack Nicholson, Al Pacino i Robert Redford. Temu pierwszemu Coppola zaproponował więc rolę szalonego pułkownika Waltera Kurtza, ale także odmówił. Gdy nie przyjął jej również po długich pertraktacjach Al Pacino, (Coppola na jego życzenie zaczął już tę postać "przerabiać"), reżyser wpadł w szał. Wyrzucił przez okno wszystkie pięć Oscarów, jakie przyniosły mu dwie części "Ojca chrzestnego" z udziałem aktora. W swojej książce żona pisze, że cztery z nich zostały mocno uszkodzone.

Ostatecznie, po przesłuchaniach Coppola zdecydował, że Willarda zagra Harvey Keitel. Marlon Brando "łaskawie" przyjął rolę pułkownika Waltera Kurtza, pod warunkiem że dostanie milion dolarów za tydzień pracy - czyli w sumie trzy miliony, bo na tyle obliczono jego czas zdjęciowy. Rozmiłowanego w wojnie i zabijaniu pułkownika Kilgore zagrał Robert Duvall a Dennis Hopper, wcielił się w nawiedzonego fotoreportera. Większe role grali też Frederick Forrest i nastoletni wtedy Larry Fishburne.

Taśmy Eleanor Coppoli

Zdjęcia do filmu miały trwać 16 tygodni. Wraz z trójką ich dzieci (4,10,12 lat) Eleanor Coppola dotarła do męża na Filipiny w marcu 1975 roku. Z wykształcenia historyczka sztuki, została poproszona przez niego, o nakręcenie dokumentu z planu dla Stowarzyszenia Artystów. Z chęcią sięgnęła po kamerę. W efekcie utrwaliła na taśmie wszystkie 238 dni zdjęciowych, zamiast planowanych niespełna 100. Nagrała też niezwykłe rozmowy z mężem o filmie, pokazujące jego wielkie ambicje, nie mniejsze ego i rozpacz towarzyszącą kolejnym katastrofom.

Tak jak planowane 16 tygodni zmieniło się w 16 miesięcy, tak szacowane 13 mln dolarów urosło do 31 mln. Nikt jednak nie mógł przewidzieć wydarzeń, jakie miały miejsce w trakcie produkcji, które się do tego przyczyniły.

Zaczynając pracę nad "Czasem Apokalipsy", Coppola zapowiadał:

- Z jednej strony, podobnie jak "Jądro ciemności", ten film ma być przygodową opowieścią akcji. Ale zależy mi też, by ona istniała również na poziomie alegorycznym, czy filozoficznym - tłumaczył.

Na początku nic nie zapowiadało serii katastrof, które miały nadejść. Ale już po kilkunastu dniach zdjęciowych, po obejrzeniu materiałów z planu z udziałem Harveya Keitela, Coppola doszedł do wniosku, że... źle obsadził rolę. Uznał, że Keitel zupełnie nie pasuje do postaci Willarda. Nie pozostało nic innego, jak z ciężkim sercem podziękować Harveyowi za pracę, i po zapłaceniu całości gaży, znaleźć nowego aktora. To nie tylko wygenerowało dodatkowe koszty, ale też wymusiło przerwę w pracy. Reżyser musiał wrócić do Los Angeles i wznowić przesłuchania. Ich efektem było zastąpienie Keitela 36-letnim wówczas Martinem Sheenem.

Coppola nie miał pojęcia, że jego nowy aktor przechodził wyjątkowo trudny okres. Sheen był w fatalnej formie psychicznej i fizycznej, w dodatku popadł w nałóg alkoholowy i palił trzy paczki papierosów dziennie, co okazało się fatalne w skutkach. Już pod koniec zdjęć, na początku 1977 roku, któregoś ranka obudził go potworny ból w klatce piersiowej. Okazało się, że przeszedł ciężki zawał. Był w tak poważnym stanie, że ksiądz w szpitalu udzielił mu ostatniego namaszczenia. To było już po całej serii katastrof, jakie przydarzyły się na planie. W tym czasie prasa amerykańska przepowiadała, że film Coppoli będzie klęską, wyolbrzymiając jeszcze po wielokroć zdarzenia, których strzępy docierały do kraju. Sam reżyser również  był na krawędzi załamania nerwowego. Najbardziej bał się, że wiadomość o stanie Sheena, (nazywanego przez wszystkich Martym), dotrze do Los Angeles, do wytwórni United Artis, która zainwestowała w film, i ta wycofa się z produkcji. Zabronił informować kogokolwiek.

"Tajne" taśmy Eleanor Coppoli utrwaliły jego przerażenie, gdy krzyczy do ekipy: "Marty z tego wyjdzie, to młody, zdrowy facet. Ale jeśli on umrze, chcę usłyszeć, jak mówicie ludziom ’u nas wszystko w porządku’, dopóki nie pozwolę wam powiedzieć, że Marty nie żyje!".

Pięć tygodni później Martin Sheen wrócił na plan zdjęciowy.

Coppoli droga przez mękę

To było już pod koniec zdjęć, które trwały - wliczając kilkumiesięczną przerwę - niemal dwa lata. I od początku do końca były największym piekłem, dla będącego wtedy u szczytu sławy reżysera. Zaryzykował wszystko, by udowodnić, że jest w stanie nakręcić wielki, ambitny film poza systemem Hollywood. Przeciwstawić się obostrzeniom wielkich wytwórni, tworzyć na granicy szaleństwa i jeśli trzeba doprowadzić się nawet do finansowej ruiny - dla dobra sztuki. Kręcenie "Czasu Apokalipsy" ugruntowało taką legendę Francisa Forda Coppoli. Choć za jego opus magnum uchodzą dwie części "Ojca chrzestnego", niektórzy są zdania, że to właśnie "Czas Apokalipsy" jest jego najlepszym filmem.

Uwznioślone przez obiektyw obrazy wojny są majestatyczne, pełne grozy, a jednocześnie piękna. Jak słynna sekwencja przedstawiająca taniec helikopterów nad tropikalną dżunglą, która wydaje się wręcz dopracowana choreograficznie. Całe widowisko malowane kolorami wybuchających bomb i feerią rozbłyskujących płomieni, przypomina bardziej... sylwestrowy pokaz sztucznych ogni niż wojenny krajobraz.

Vittorio Storaro (nagrodzony potem Oscarem za zdjęcia) wspomina w dokumencie: "Francis wciąż mi powtarzał: "Pamiętaj, że kręcisz nie tylko opowieść o wojnie w Wietnamie, ale także o tym, że gdziekolwiek pojawi się Ameryka, tam zaraz urządza wielkie show". Stąd pomysł wykorzystania "Walkirii"  Wagnera podczas sekwencji bitwy - bo to także część tego przestawienia, część opery.

Ale artystycznym planom reżysera nieustannie przeciwstawiała się skrzecząca rzeczywistość. Szybko okazało się, że przyrzeczenia prezydenta Filip niewarte są funta kłaków. Podczas kręcenia najtrudniejszej logistycznie sceny, w której jednostka helikopterów prowadzi atak na przybrzeżną wioskę, by eskortować łódź z Willardem do rzeki, która zaprowadzi go do Kurtza, część helikopterów nagle... zniknęła z planu. W samym środku kluczowej sceny i bez uprzedzenia! Okazały się potrzebne do stłamszenia atakujących partyzantów. Kiedy w końcu wróciły, nikt nie przypilnował, by pilotowali je ci sami ludzie, którzy uczestniczyli w próbach z ekipą i znali wymagania reżysera.

Taka sytuacja powtórzyła się trzykrotnie. W ten sposób zmarnowano tysiące dolarów, a ujęcia, w których helikoptery poleciały w przeciwną do pożądanej stronę, poszły do kosza. Budżet zaś systematycznie puchł.

Na planie działy się też inne, dziwne rzeczy. Scenograf Dean Tavoularis wpadł na pomysł umieszczenia na nim martwych ciał, które kupił od lokalnego bandziora - ten sprzedawał je nielegalnie studentom medycyny, wykorzystującym je do autopsji. Miały nadać scenom realizmu. Gdy Coppola dowiedział się o tym od kierownika produkcji, wpadł w szał.

Wielki mały Brando

Wszystkie katastrofy, jakie przydarzyły się twórcy na planie filmu, bledną jednak w zestawieniu z tym, co zgotował Coppoli wielki aktor, ale nierzadko mały człowiek - Marlon Brando.

Przyjechał na plan kompletnie nieprzygotowany: nie dość, że nie nauczył się swojej roli, nie przeczytał również mimo próśb Coppoli "Jądra ciemności". Z czasem wyszło na jaw, że tak naprawdę nawet nie znał  scenariusza. Na dodatek okazało się, że zmaga się z wielką nadwagą - aktor ważył już wtedy 130 kg. Miał w nosie powodzenie filmu i prośby reżysera, interesowały go tylko 3 miliony gaży.

Zrozpaczony Coppola nie miał wyjścia - zamknął się w pokoju z gwiazdorem i przeczytał mu cały scenariusz kilka razy, tłumacząc, co chce osiągnąć w przypadku jego postaci. A ekipa -  ponad 800 osób - czekała cierpliwie. I bezczynnie. Znając nareszcie fabułę filmu, Brando zapalił się do projektu. Nie na tyle jednak, by nauczyć się roli. Ogolił głowę i oznajmił Coppoli, że będzie improwizował. Reżyser włączył więc kamerę i zaczął nagrywać, co zajęło mu kilka dni. Niektóre zaimprowizowane monologi Brando trafiły do filmu i świetnie wkomponowały się w scenariusz, co nie znaczy, że okazał się on zbędny. Po burzy mózgów reżyser dał aktorowi słuchawkę do ucha, dzięki czemu Brando mógł powtarzać to, co w niej usłyszał.

Coppola ze Storaro ustalili, że będą go fotografować wyłącznie w ciemnościach i pod odpowiednim kątem, co pozwoli ukryć jego tuszę. Ale to wciąż nie był koniec kłopotów z rozkapryszonym gwiazdorem. W filmie jego Kurtz miał kilka  wspólnych scen dialogowych z Dennisem Hopperem, który był osobnym problemem reżysera, za sprawą uzależnienia od narkotyków. Brando nie mógł znieść wciąż naćpanego aktora. - Bałem się nawet postawić obok siebie, bo wyobraźnia podsuwała mi przerażające sceny - wspomina Coppola w "Światłach ciemności". Zmuszony był kręcić ich osobno, by się nie pozabijali.

A potem pogoda oszalała. Po ulewnych deszczach przyszedł tajfun, który całkowicie zniszczył plan filmowy. Trzeba było przerwać zdjęcia i odesłać ekipę do domu. Amerykańskie media rozpisywały się o produkcji Coppoli, przedstawiając go jako nieodpowiedzialnego szaleńca, nieliczącego się z pieniędzmi. Coppola udzielił wtedy wywiadu, w którym przypomniał im, że kręci go za własne pieniądze. Eleanor umierała ze strachu, że stracą ich piękny, wiktoriański dom, będący zabezpieczeniem produkcji.

Na wiadomość, że zniszczenie przez tajfun dekoracji wymusiło przerwę w kręceniu zdjęć i będą kontynuowane dopiero po jej odbudowaniu, za kilka miesięcy, Marlon Brando zagroził, że weźmie milion dolarów zaliczki, jaką zainkasował i... nie pojawi się więcej na planie.

Tym razem to Coppola omal nie dostał zawału, usłyszawszy o tym od swojego prawnika. Gwiazdor był bezlitosny nawet dla artysty, któremu zawdzięczał Oscara. To był moment, który sprawił, że Coppola pękł.

- Powiem ci prosto z głębi serca: robię bardzo zły film. To będzie kompletna katastrofa. Wszyscy jesteśmy zgubieni! Nie mam pojęcia, gdzie z tym iść. Myślę o tym, by się zastrzelić - krzyczy z rozpaczą do żony w "Sercach..." , nie mając pojęcia o tym, że jest nagrywany.

Na szczęście groźba, że zerwanie kontraktu zaowocuje cofnięciem zaliczki, powstrzymała Brando przed zniknięciem z planu. Za to im bardziej zbliżał się do sceny, w której Willard go zabija, tym mocniej protestował, że nie zgadza się na zabicie Kurtza. Chyba że w ciemnościach. Ostatecznie tak właśnie się dzieje, ale nie z powodu żądania gwiazdora, lecz jego tuszy.

Jak wiemy, Marlon Brando stworzył kolejną, znakomitą kreację. Jego Walter Kurtz - charyzmatyczny, fascynujący, niegdyś "jeden z najbardziej wyróżniających się oficerów, jakich kiedykolwiek stworzyła Ameryka", na końcu renegat-szaleniec , trafił na listę najsłynniejszych postaci wielkiego aktora.

Koniec wojny filmowca

Ukończenie zdjęć - do dziś Coppola uważa, że graniczące z cudem - nie zakończyło wcale "drogi przez mękę" reżysera. Po pierwsze - wciąż był przekonany, że nakręcił niedobry film, a miał do zmontowania kilometry materiału.

- Najbardziej boję się tego, że zrobiłem naprawdę g......y, żenujący, pompatyczny film na ważny temat. Bo mam poczucie, że właśnie taki jest ‘Czas Apokalipsy" - mówił do żony w 1978 roku.

Po drugie - do wszystkich obaw doszedł fakt, że Coppola nie wiedział, jak zakończyć swoją historię. "Światła ciemności" wyraźnie pokazują jego niepokój związany z doprowadzeniem do zadowalającego zakończenia. Ten niezwykły dokument - jeden z najlepszych "filmów o filmach", jakie kiedykolwiek nakręcono, udowadnia zresztą, że "Czas Apokalipsy’ wyłaniał się właśnie z kompletnego chaosu. Krok po kroku, pomysł po pomyśle, scena po scenie. Oglądając go, możemy zrozumieć, dlaczego pod koniec procesu kręcenia filmu, cała ekipa czuła się tak, jakby stoczyli własną wojnę. Stąd przywołane słowa reżysera na canneńskiej premierze, że "ten film to Wietnam".

A zakończenie? Coppola zdecydował się na monolog będący wielką improwizacją. Widzimy płynącego łodzią już po zabiciu Kurtza, Willarda. Za sprawą równoległego montażu oglądamy "kocioł" panujący w głowie kapitana, jego myśli: o powrocie do domu, o dwoistej naturze człowieka, a wreszcie o siejącej spustoszenie wojnie. I komentarz - wspomnienie słów wypowiedzianych przez umierającego Kurtza: "Horror...".

Z ponad dwustu godzin materiału, jakie nakręcił Coppola, jego montażysta Walter Murch ułożył dwuipółgodzinną opowieść o szaleństwie, które rodzi się w wyniku demoralizacji i dehumanizacji, o potworności i absurdzie wojny. Podczas premiery w Cannes, film nie był jeszcze w pełni ukończony. Mimo to otrzymał Złotą Palmę. Był to drugi taki przypadek w historii festiwalu.

Potem były Złote Globy, BAFTA i 8 nominacji do Oscara. Film nie wygrał w głównych kategoriach prawdopodobnie dlatego, że rok wcześniej zwyciężył również film o Wietnamie, (pierwszy w historii) "Łowca jeleni" Michaela Cimino". Przypadły mu dwie statuetki: za zdjęcia i dźwięk. Nadal jest uważany za jedno z najwspanialszych dzieł w historii kina. W plebiscycie na największe filmy wszech czasów kultowego magazynu "Sight & Sound" zajmuje 11. miejsce. Wielu krytyków nazywa go "najwspanialszym filmem wojennym, jaki kiedykolwiek powstał". W 2000 roku został wpisany do Krajowego Rejestru Filmów przez Bibliotekę Kongresu Stanów Zjednoczonych jako "ważny kulturowo, historycznie lub estetycznie".

Polska premiera filmu przypadła na okres stanu wojennego, w 1981 roku. Do historii przeszło zdjęcie Chrisa Niedenthala, które stało się jego symbolem. Przedstawia transporter opancerzony stojący przed warszawskim kinem Moskwa, w którym wyświetlany jest "Czas Apokalipsy".