Reklama

- Poszukiwanie przodków jest jak policyjne śledztwo. Prowadzisz dochodzenie, mając na samym początku mniej lub więcej informacji od rodziców czy dziadków. Potem przez lata mozolnie łączysz kropki, spędzając często dziesiątki godzin nad jedną tylko rodzinną zagadką - mówi Adam, który swoje korzenie bada od ponad dwudziestu lat.

I rzeczywiście. Większość  osób na początku  nie ma zbyt wielu informacji. Często są one szczątkowe. Rodzinna pamięć sięga kilku pokoleń wstecz. Ale i to nie zawsze. Jakie nazwisko panieńskie nosiła prababka mamy czy taty. Ile rodzeństwa miał pradziadek. Kiedy te pytania padają w czasie rodzinnych spotkań - często trudno uzyskać konkretne odpowiedzi. Pamięć jest zawodna, ale pomóc mogą dokumenty, które mimo wielu wojen, jakich Polska doświadczyła, zachowały się w różnego rodzaju archiwach. Państwowych, kościelnych czy...rodzinnych. I od tych ostatnich warto zacząć.

Reklama

- Każdy  początkujący badacz historii rodziny  powinien zacząć  od rozmowy z nestorami rodu - mówi Agnieszka. Ja, zanim ruszyłam do archiwów, przeprowadziłam wiele rozmów z dziadkami i babcią. Pytałam także innych członków rodziny o ich wspomnienia. Wszystko skrzętnie notowałam albo nagrywałam na dyktafon - wspomina. Potem wrzuciłam to w program komputerowy. I tak powstało moje drzewo rodzinne, które wciąż się rozrasta.

Agnieszka ma rację. Każdy zaczynający przygodę z genealogią powinien porozmawiać z najstarszymi członkami rodziny. Wypytać o kolejne pokolenia przodków, ich imiona i nazwiska panieńskie, daty i miejsca urodzin. Wszystko skrzętnie zanotować i rozrysować lub wpisać do jednego z wielu dostępnych dziś programów, które ułatwiają budowę drzew genealogicznych.

Warto także sprawdzić, czy w rodzinie nie było już kogoś, kto drzewo genealogiczne budował przed laty. Czasem wystarczy kilkadziesiąt lat, by kontakty w rodzinie osłabły i wiedza na temat dokonań różnych krewnych zatarła się w pamięci. Może się jednak okazać, ze ktoś już kiedyś spisywał historię rodzinną. Wtedy efekt jej czy jego poszukiwań może być dla nas bazą do dalszej pracy. Warto wszystko oczywiście w miarę możliwości zweryfikować, by ustrzec się błędów. Gdy już tę zbiorową rodzinną pamięć wyciśniemy jak cytrynę - możemy zacząć szukać w archiwach.

Archiwa i inne źródła

Kiedy autor tego artykułu zaczynał przygodę z genealogią w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, musiał jeździć po całej Polsce, odwiedzając archiwa parafialne czy państwowe. Nie można było wówczas robić zdjęć dokumentów. Trzeba było mozolnie przeglądać setki aktów urodzeń, ślubów i zgonów, skrupulatnie wypisując interesujące nasz informacje. Na badania trzeba było poświęcać kolejne dni urlopu. Jechało się 200 kilometrów np. do Archiwum Diecezjalnego w Kielcach, żeby spędzić tam jedynie 4 godziny na poszukiwaniach, bo archiwum było czynne krótko. Dziś jest o niebo łatwiej.

Genealodzy mają do dyspozycji wiele baz internetowych. Powstały strony www, gdzie można budować swoje drzewa i łączyć je z drzewami genealogicznymi innych osób. Z całego świata. Dokumenty, których nie można było kiedyś fotografować - dziś są dostępne po jednym kliknięciu myszką. Skany ksiąg metrykalnych z aktami urodzin, ślubów i zgonów z poszczególnych parafii czy urzędów stanu cywilnego z różnych miejscowości - czego dusza zapragnie. Pojawiają się w sieci także dokumenty dotyczące polskich rodzin a pochodzące z archiwów Ukrainy czy Białorusi.

- Dziś poszukiwania genealogiczne nie mają już takiego klimatu jak kiedyś, kiedy przeglądało się oryginalne dokumenty sprzed kilkuset lat - mówi wspomniany wcześniej Adam. Stare zakurzone księgi - to było coś!

Rzeczywiście w wielu archiwach panuje zasada: oryginały można dostać do przeglądania tylko wówczas, gdy nie zostały one  zeskanowane lub zmikrofilmowane. Albo na specjalne życzenie.  Najłatwiej jednak sięgnąć do baz internetowych. Godna polecenia jest baza Polskiego Towarzystwa Genealogicznego "Geneteka". Możecie szukać tu osób o konkretnych imionach i nazwiskach, w konkretnych województwach i konkretnych parafiach. Ta platforma nie jest oczywiście wolna  od błędów. Osoby przepisujące do niej indeksy do aktów metrykalnych z oryginalnych ksiąg mogą mieć czasem problem z rozczytaniem charakteru pisma księdza czy urzędnika i zapisać błędną formę nazwiska. Niemniej jednak to fantastyczna pomoc w poszukiwaniach. Tego typu baz jest oczywiście więcej. Są między innymi bazy  tworzone przez różne organizacje genealogiczne w poszczególnych regionach Polski. Warto do nich sięgać.

Źródeł historycznych, w których możemy szukać informacji o przodkach, jest mnóstwo. Może się oczywiście zdarzyć tak, że parafia, która nas  interesuje, nie będzie w Genetece czy w innej bazie -  konieczne będzie wówczas  przeszukanie oryginalnych dokumentów. Gdzie je znaleźć?

Księgi z urzędów stanu cywilnego zawierające akty chrztów, ślubów i zgonów, które mają więcej niż 100 lat - są przekazywane automatycznie do archiwów państwowych w poszczególnych miejscowościach. Archiwa państwowe działające na terenie niegdysiejszych ziem Księstwa Warszawskiego - a potem Królestwa Polskiego - mają w swoich zbiorach zwykle księgi zaczynające się od około roku 1808. Ma to związek z wprowadzeniem na terenie Księstwa Warszawskiego w roku 1808 tak zwanego Kodeksu Napoleona.  Warto też wiedzieć, że księgi USC od mniej więcej roku 1867 do 1918 na terenie dawnego zaboru rosyjskiego były prowadzone po rosyjsku. To może być problem dla wielu poszukiwaczy. Szczęśliwie na forach internetowych można znaleźć osoby, które pomogą takie dokumenty przetłumaczyć.  Jeśli natomiast będziecie chcieli sięgnąć do dokumentów wcześniejszych -  czyli sprzed wspomnianego  roku 1808 - musicie ich szukać w parafiach lub archiwach diecezjalnych. Są to najczęściej księgi bez indeksów, które trzeba przeglądać cierpliwie niemal akt po akcie. Te księgi będą najprawdopodobniej pisane po łacinie. Gdzieniegdzie potrzebna będzie też znajomość języka niemieckiego. Wszystko zależy od tego, gdzie mieszkali wasi przodkowie.

W internecie można znaleźć informacje o tym, gdzie  znajdują się księgi metrykalne poszczególnych parafii. Część jest w archiwach, ale sporo - zeskanowanych - trafiło już do sieci. Warto zajrzeć na stronę Familysearch www.familysearch.org/pl/ lub do Genbazy. Musicie jednak pamiętać, że  wiele z ksiąg metrykalnych  nie zachowało się do naszych czasów. To efekt wojen i innych katastrof - takich jak na przykład  pożary. Jeśli będziecie jednak mieli szczęście  - możecie - z biegiem lat wspaniale rozbudować swoje drzewo genealogiczne. Sięgając nawet do wieku XVI.

Uwaga na herbarze

Jeśli będziecie chcieli sięgnąć dalej, a wasi przodkowie należeli do szlachty - możecie szukać korzeni na przykład w dostępnych w archiwach (a także częściowo w sieci) księgach sądowych poszczególnych ziem lub w herbarzach. Przy korzystaniu z herbarzy musicie jednak uważać. Nie są one wolne od błędów. Autor tego tekstu sam przekonał się o tym niejeden raz. Jeden z jego  przodków  w jednym z takich opracowań awansował na kniazia Podhoreckiego, choć był jedynie (albo aż) zamożnym szlachcicem z ziemi nurskiej na Mazowszu i nosił nazwisko Podgórski i pieczętował się herbem Belina. Innemu przodkowi przypisano herb Junosza, choć szlachcianką była tylko jego matka, a jego ojciec wywodził się z bogatej rodziny mieszczańskiej z Bochni.  Takich przypadków nie brakowało. Musicie się z tym liczyć.

Informacje z herbarzy warto weryfikować. Podobnie jak historie rodzinne,  których scenariusze są często podobne:  przodek miał majątek, ale przegrał go na wyścigach czy w karty, albo został wydziedziczony z powodu  popełnionego mezaliansu. Bo wziął za żonę kobietę z nizin.  Te historie rzadko mają pokrycie w faktach. Generalnie przy badaniu historii rodziny musicie liczyć się z tym, że niektóre rodzinne opowieści nie przetrwają konfrontacji  z dokumentami, a rzeczywistość okaże się bardziej prozaiczna, niż przedstawiały ją rodzinne podania.

Ale może być także inaczej. Podczas poszukiwań może okazać się, że wasza rodzina ma szlacheckie pochodzenie i niejedną znamienitą osobę wśród krewnych i kuzynów.  Autorowi znany jest przypadek, gdy  przez wywodzących się z bogatej, ale mimo wszystko  drobnej, mazowieckiej szlachty Rosochackich i ich koligacje z Olszyńskim z ziemi wiskiej i Rościszewskimi z okolic Płocka - w pewnym drzewie genealogicznym  pojawiły się takie osoby jak prymas Polski - Mikołaj Dzierzgowski (rodzony w XV wieku), major Henryk Dobrzański Hubal, Jan Andrzej Morsztyn - polityk i poeta czy  Zygmunt Krasinski i Henryk Sienkiewicz.  Im dłużej i wytrwalej szukacie, tym więcej historycznych smaczków znajdziecie. Potrzeba jednak cierpliwości. I intuicji. Ta przydaje się nieraz.

- Szukanie znanych osób nie powinno być jednak celem samym w sobie - bo w genealogii najważniejsze według mnie jest dążenie do prawdy - mówi Agnieszka.  Choć dodaje, że udowodnienie koligacji z osobami znanymi w polskiej historii - jest nagrodą dla genealogów za ich ciężką, benedyktyńską pracę.

Szlachta, chłopi czy mieszczanie?

Osoby mające przodków o szlacheckich korzeniach mają oczywiście większą szansę na to, że w ich drzewach pojawią się osoby zasłużone w polskiej historii. Mniej niespodzianek będą miały zapewne osoby, których przodkowie byli chłopami. Tu z pewnością nie uda się stworzyć tak imponujących, rozbudowanych  drzew, jak w przypadku genealogii rodzin szlacheckich. Powodem jest mniejsza liczba dostępnych dokumentów. Przy dobrych wiatrach może się jednak uda sięgnąć do wieku XVII. Wówczas można już mówić o sukcesie.  Linie przodków, którzy wywodzili się z mieszczan, można wyciągnąć dalej. Czasem do wieku XVI i XV.

W wyniku poszukiwań genealogicznych może okazać się, że wasze nazwisko kilkaset lat temu zapisywano inaczej niż dziś. Musicie się z tym liczyć. W Polsce pod koniec XVIII wieku istniała tendencja, by do nazwisk nieodmiennych  dodawać końcówki -cki i -ski.  Dzisiejsze nazwisko Kowalski mogło kiedyś mieć formę Kowal, a Nowakowski - Nowak. Jak widzicie fakt, że nasze nazwisko kończy się na -ski lub -cki nie świadczy wcale automatycznie o tym, że wywodzimy się ze szlachty, choć wśród Polaków wciąż pokutuje takie przekonanie.

Genealodzy często w swojej pasji skupiają się głównie na szukaniu przodków i dokumentów z nimi związanych. Na odkrywaniu kolejnych pokoleń.  Wielu  stara się jednak działać nieco szerzej i  zabezpieczać również rodzinną spuściznę.  Dlatego gromadzą kopie starych listów i kartek i pocztowych. Zapisują dla potomnych stare przepisy kulinarne stosowane przez przodków. Kolekcjonują ich autografy, które odnajdują w różnego rodzajach dokumentach. Badają etymologie nazwisk swoich przodków. Piszą historie poszczególnych miejscowości, które z ich przodkami są związane. Stają się kronikarzami i kustoszami rodzinnych muzeów.

Skrupulatność i upór w cenie

Szukając przodków i badając historię rodzinną, trzeba być sumiennymi i nie można iść na skróty. Jeśli pobłądzicie na początku - może się okazać po jakimś czasie, że lata pracy poszły na marne, bo budowaliście nie swoje drzewo genealogiczne. Autorowi tego tekstu jest znany co najmniej jeden taki przypadek i uwierzcie, że osobie która błąd popełniła nie było do śmiechu. Trzeba sprawdzać i porównywać akty chrztu ślubów i zgonów i nie zadowalać się tym, że w dokumencie zgadza się imię i nazwisko oraz miejscowość. Zwłaszcza przy popularnych imionach i nazwiskach bardzo łatwo o pomyłkę.

W poszukiwaniach genealogicznych ważne jest, by się nie poddawać. Jeśli utkniecie gdzieś w jakimś miejscu - bo brakuje dokumentów, bo nie macie już pomysłu gdzie szukać - nie odpuszczajcie albo....przewrotnie ....odpuście,  ale tylko na moment. Zajmijcie się inną częścią drzewa genealogicznego i po jakimś czasie wróćcie do tego fragmentu. Autor wie z doświadczenia, że wtedy,  jakimś cudem odnajdują się nowe dokumenty, a w głowie pomysły na to, jak dalej prowadzić poszukiwania.

- Przeglądając dokumenty w sposób bardzo dokładny, możecie wyłuskać informacje,  jakie przy pospiesznym przeglądaniu mogą wam umknąć. Warto czytać imiona i nazwiska chrzestnych i świadków wydarzeń. Osób zgłaszających zgon czy świadków ślubów.  Mogą się oni często okazać kluczami do rozwiązania różnych genealogicznych zagadek - podpowiada Adam.  

W poszukiwaniach genealogicznych trzeba mozolnie łączyć fakty i wydarzenia. Czasem niemal wczuwać się i wyobrażać daną sytuację,  by zrozumieć na przykład,  czy w momencie sporządzania jakiegoś aktu nie doszło do pomyłki,  a jeśli tak - to w jakich  okolicznościach i z jakiego powodu. Genealogia wymaga od nas wyobraźni i czasami poszukiwania  niekonwencjonalnych rozwiązań.   Bo i historie ludzkie, ich losy, zwroty akcji bywały absolutnie niecodzienne - o czym przekonacie się niejednokrotnie, szukając korzeni swojej rodziny.

Osoby zajmujące się genealogią często słyszą od innych: "Po co ty to robisz? Co ci to daje. Jakie to ma znaczenie?  Ważne jest co tu i teraz,  a nie to, co było.

Zapytajcie ich, czy widzieli zdrowe, rozłożyste drzewo, rosnące sobie w najlepsze, ale pozbawione korzeni? Ciekawe, jaka będzie ich odpowiedź.