Reklama

Rzym zimą to nie Polska zimą. W Wiecznym Mieście spędziłam kilka dni w pierwszej połowie stycznia i choć był to mój pierwszy raz w stolicy Włoch i we Włoszech w ogóle, to już kilka godzin wystarczyło, by stwierdzić, że z Polski do Rzymu o tej porze roku warto uciekać. Nie, cena biletów nie była okazyjna, ale sprawdziłam, za ile można polecieć w lutym czy w marcu, i jeśli tylko marzy się wam Rzym, jak najbardziej możecie upolować bilety w przystępniejszych cenach. Dlaczego więc styczeń? Szczególna data w prywatnym kalendarzu. I tak gdy tu w Polsce było kilkanaście stopni na minusie, tam termometry pokazywały ok. 10 st., na plusie oczywiście. Jednego dnia nawet 15 st., nie jak zimą, a wiosną. W Polsce chmury, śnieg, zaspy i smog. Słowem - szaro, ponuro i zimno. A we Włoszech? Piękne słońce, bezchmurne niebo i ani śladu śniegu. Póki co, tak jak Rzym malują. 1:0 na korzyść miasta.

Mocne otwarcie

Jeśli wybieracie się do Rzymu po raz pierwszy, musicie zobaczyć to, z czego miasto słynie. Koloseum i Forum Romanum, Panteon, Fontana di Trevi, Schody Hiszpańskie, Pałac Wenecki - to obowiązkowe punkty na mapie niemal każdego, kto zjawia się w mieście. Miejsca-symbole, które nie zawodzą. Nie można nie zawędrować również do Watykanu, by chociaż zaglądnąć do Bazyliki św. Piotra. Oczywiście Rzym oferuje o wiele, wiele więcej, ale jeśli to krótki wypad, może wam zabraknąć czasu. Choć może przede wszystkim sił, bo Rzym warto zwiedzać pieszo. Tylko w dwa dni pokonaliśmy z narzeczonym ponad 40 km, w sumie ponad 60. Możecie oczywiście poruszać się metrem i autobusami, ale wiele stracicie. Nie będziecie mogli np. przystawać i zachwycać się widokami. Łapałam się na tym, że co chwilę spoglądałam za siebie, żeby zapamiętać to, co za sobą zostawiałam. Takie Rzym robi wrażenie, i właśnie takich widoków się spodziewałam. A ogromnym plusem miasta jest to, że najważniejsze zabytki usytuowane są dość blisko siebie. Tylko Bazylikę św. Piotra dzieli od Koloseum ok. 50 min spacerem.

Reklama

I jaki jest ten Rzym? Na pewno majestatyczny. Na każdym kroku czuć historię przez wielkie H. Budowle starożytnego Rzymu, a także dzieła architektury renesansu i baroku, dotąd znane nam jedynie z sieci i pocztówek, robią ogromne wrażenie. Jeśli tylko można wejść do środka - wchodźcie. Można się nawet wzruszyć. Uderza ogrom wnętrz i piękno zdobień. Zdjęcia takich wrażeń wam nie zapewnią. Zabytki i idąca za nimi historia, ich położenie i widoki. To już 4:0 na korzyść Rzymu.

Do Rzymu nie przylatuje się jednak tylko po to, żeby zwiedzać i męczyć nogi. Dla niektórych priorytetem jest spróbowanie tamtejszej kuchni. Kuchnia włoska od lat uznawana jest za jedną z najlepszych. Czy faktycznie jest tak smacznie? Jest, ale nie wszędzie. Najlepszy obiad niekoniecznie zjecie w miejscu, które jest najlepiej oceniane w sieci. Jeśli dobrze traficie, będziecie się zachwycać i makaronami, i pizzą. Im mniej składników, tym smaczniej, zaufajcie. Zachwyci was też atmosfera panująca we włoskich trattoriach. Jest głośno, jeden przekrzykuje drugiego, a jeśli to dobry dzień, to można usłyszeć, jak i co we Włoszech się śpiewa. Poza pizzą i makaronami musicie skosztować prawdziwych włoskich lodów i najbardziej popularnego włoskiego deseru - tiramisu. I oczywiście kawy. Choć za nią nie przepadam i na co dzień jej nie piję, muszę przyznać, że tam jest naprawdę dobra. Jeśli nie chcecie podpaść (tu puszczam oczko), kawę z mlekiem pijcie wyłącznie rano. Włoskie specjały i wyjątkowa atmosfera zapewniają Rzymowi wynik 6:0.

Rzym urzeka, ale nie jest bez skazy, o czym warto pamiętać, by nie doznać czegoś na kształt syndromu paryskiego. Czym Włosi się nie chwalą? Czego nie pokazują na pocztówkach? Co najchętniej chcieliby ukryć? Kilka dni wystarczy, by obok licznych plusów, dostrzec też minusy.

Zróbmy sobie zdjęcie

Choć w Rzymie byliśmy w styczniu, i tak zastaliśmy tłumy. To bowiem jedno z tych miast, które warto zobaczyć o każdej porze roku. Z pewnością więcej turystów jest tu wiosną i latem, ale wbrew pozorom wiele osób wybiera miesiące zimowe, choćby przez wzgląd na pogodę. Latem w stolicy Włoch zdarzają się upały przekraczające 40 st. (czyt. prawie 42 st. w lipcu ubiegłego roku). W iście saharyjskich warunkach trudno czerpać przyjemność ze zwiedzania, a w styczniu czy w lutym temperatury są bardziej sprzyjające, choć muszę przyznać, że wieczory są zimne. Przed Koloseum zastaniecie mnóstwo turystów, podobnie jak przed Fontanną di Trevi czy przy Schodach Hiszpańskich. Jeśli liczycie na zdjęcie w pojedynkę, bez innych zwiedzających w tle - szanse są marne.

Największe tłumy zastaliśmy jednak na Placu św. Piotra. Chętnych, by wejść do drugiego co do wielkości kościoła na świecie, było kilkaset, o ile nie więcej. Nie lubimy stać w kolejkach (kto lubi?), ale musimy przyznać, że poszło sprawnie. Spokojnie, nie będzie czekać tyle, ile w kolejce do kolejki na Kasprowy. 30 minut zamiast trzech godzin stania. Kolejka do Bazyliki tworzy się za sprawą kontroli bezpieczeństwa, która przypomina tę z lotnisk. Taka sama czeka was przy wejściu do Koloseum, z tym że do Koloseum bilety wstępu można zarezerwować na konkretny dzień i godzinę. Do Bazyliki św. Piotra biletu nie potrzebujecie, wejście jest darmowe, więc nie ma się co dziwić, że tak licznie się z tego korzysta. Wynik musi więc ulec nieco zmianie. Za możliwość darmowego zwiedzania punkt, za kolejki punkt na drugiej szali. Mamy 7:1.

W lewo, w prawo, w lewo i najlepiej jeszcze raz w prawo

Spacerując po Rzymie, uważajcie. Włosi jeżdżą, jak chcą. Masz zielone światło, a dla kierowców właśnie zapaliło się czerwone? To wcale nie oznacza, że możesz spokojnie przejść po pasach. Czasem w połowie drogi może zaskoczyć cię jakiś samochód lub skuter (tych jest bardzo dużo i nic dziwnego - Rzym jest zaliczany do najbardziej zakorkowanych miast świata, a nimi łatwiej się przemieszczać). Ale to nie tak, że tylko kierowcy za nic mają przepisy. Piesi również. Przechodzą na czerwonym, wcale się nie spiesząc. I to nie tylko Włosi, turyści też. Powiem więcej - odnieśliśmy nawet wrażenie, że dziwnie patrzy się na tych, którzy grzecznie stoją na czerwonym. Długo czeka się na zielone światło, o cierpliwość więc trudno, potempotem gdy już można, robi się dwa kroki i zapala się światło żółte... Pierwsze godziny i ma się wrażenie chaosu. 7:2.

Komunikacja "nie mówi"

Skoro o poruszaniu się po Rzymie mowa. To miasto bardzo dobrze skomunikowane. Najwygodniej i najszybciej poruszać się metrem, ale czasem, żeby dostać się do metra, trzeba najpierw wsiąść do autobusu. Potrzebny jest więc bilet. I tu zaczynają się schody.

Przed przyjazdem do Rzymu warto nieco poczytać o tym, na jakich zasadach podróżuje się komunikacją miejską oraz na czym polega i jak działa uruchomiony niedawno w autobusach i tramwajach system opłat tap&go. Codziennie sprawia on problemy wielu turystom. Włosi wydają się tym nie przejmować. U nas zasady są jasne - wiemy, gdzie i jak zakupić bilet, a także gdzie i jak go skasować. W Rzymie precyzyjnych informacji i wskazówek brak, co rzecz jasna nie przeszkadza kontrolerom w rozdawaniu mandatów w wysokości kilkudziesięciu euro.

Bilety dostępne są w niektórych kioskach, w kasach biletowych i automatach na stacjach metra czy w punktach informacji turystycznej. Jednak wielu turystów kierujących się z lotniska wprost do autobusu zakłada, że i tam bez problemu bilety zakupi. Tymczasem wchodzi się do autobusu i automatu biletowego brak, a kierowca nawet nie chce rozmawiać (lub nie mówi po angielsku, co wcale nie jest rzadkością). Co wtedy?

W autobusie można kupić bilet, z tym że nie jest to takie oczywiste. System tap&go umożliwia zapłacenie za przejazd kartą zbliżeniową. Przykłada się kartę do specjalnego urządzenia umieszczonego w pojeździe i kupuje bilet za 1,50 euro, który jest ważny przez 100 minut i uprawnia do przesiadki. Po zakupie nie wyskakuje jednak żaden papierek - nie otrzymuje się biletu czy też potwierdzenia transakcji, co budzi niemałe zdziwienie. Brakuje również informacji na temat tego, jak długo można podróżować. I znów chaos. Bilet jednak został zakupiony. Gdy zdarzy się kontrola, kontrolerzy poproszą o kartę i na specjalnym czytniku sprawdzą, czy wykorzystano ją do zapłacenia za przejazd. Byłoby prościej, gdyby w pojeździe znalazła się informacja czy instrukcja obsługi urządzenia do zakupu biletu. Niewątpliwym minusem systemu tap&go, na co także utyskują turyści, jest też to, że tylko jedna osoba może korzystać z jednej karty. Co więc np. z dziećmi?

Nie wszyscy wiedzą, że przed przyjazdem do Rzymu trzeba również zgłębić zasady, na jakich działa komunikacja miejska, dlatego mamy już 7:3.

Pogrążeni w kryzysie

Rzym to jedno z najpiękniejszych miast Starego Kontynentu, ale też jedno z najbardziej zaśmieconych miast na świecie. Przyznam, że podczas planowania wyjazdu zupełnie o tym nie myślałam. Jednak już w taksówce, którą zmierzaliśmy na lotnisko, przypomniała mi o tym Polka, która mieszka tam od 30 lat (taksówki łączą ludzi, kiedy pociągi zaliczają konkretne opóźnienie). "Rzym jest przykryty śmieciami" - mówiła. Jak tylko wyszliśmy z hotelu na pierwszy spacer, okazało się, że starsza pani miała rację. Zobaczyliśmy przepełnione do granic możliwości pojemniki na odpady, a wokół nich także wypakowane śmieciami worki. Gdy następnego dnia szliśmy w stronę Koloseum, widzieliśmy porzucone to tu, to tam puste, plastikowe butelki, "małpki", pudełka po pizzy... Choć w pobliżu najważniejszych zabytków zdarzają się rzadziej, wiele osób taki widok może zniechęcić. Może zniechęcić również zapach. Pomyślcie, co się dzieje, gdy termometry wskazują wyższe wartości. A w cieplejszych miesiącach śmieci jest o wiele więcej, bo i turystów jest więcej. Śmieci przyciągają też zwierzęta, a lekarze przypominali niedawno, że zalegające na ulicach odpady i wysokie temperatury to idealne warunki dla szerzenia się patogenów potencjalnie niebezpiecznych dla człowieka.

Rzym od dawna jest pogrążony w poważnym kryzysie śmieciowym. W czerwcu ub.r. burmistrz Roberto Gualtieri mówił: “W niektórych strefach miasta - i za to przepraszam rzymian - doszło do krytycznej sytuacji". Zapytany o, to kiedy problem zostanie rozwiązany, wskazał, że "na pewno" przed 2026 rokiem. Wyraził jednak nadzieję na poprawę już w czasie Wielkiego Jubileuszu, który przypada na rok 2025. Jestem zmuszona dopisać kolejny punkt na niekorzyść Rzymu.

Jeśli zamierzacie odwiedzić Rzym wcześniej, nie tylko góry śmieci mogą was niemiło zaskoczyć. Możecie natrafić też na utrudnienia spowodowane przez prace mające jak najlepiej przygotować miasto na Wielki Jubileusz. Trwają też inne, równie uciążliwe. Do takich należy zaliczyć np. budowę stacji metra na Placu Weneckim - "najtrudniejszej w realizacji i najbardziej ambitnej stacji metra na całym świecie". Ktoś powie: pokażcie mi miasto, które nie jest poprzecinane remontami. Ale takie widoki nieco odejmują Rzymowi uroku. Aktualny wynik to 7:5 - jeden punkt za śmieci, drugi za remonty.

Sen na kartonach

Na pewno na długo w pamięci zostanie nam jedno miejsce zajmowane przez osoby w kryzysie bezdomności, które znajdowało się blisko stacji metra Manzoni i tym samym w pobliżu naszego hotelu. Sześć osób śpiących tuż przy ruchliwej ulicy. Jedni na materacach, inni na kartonach. W drodze do Watykanu mijaliśmy mężczyznę, który pośrodku niczego stworzył swoje lokum, stawiając na trawniku wysłużony tapczan. Nagłe przebudzenie z pięknego, włoskiego snu gwarantowane.

"W 2021 r. agencje pomocowe zarejestrowały w Rzymie ok. 20 tys. ludzi w kryzysie bezdomności, a liczba ta utrzymuje się na stałym poziomie przez lata. Jedna piąta to kobiety, a jedna czwarta to obywatele Włoch" - pisał w 2022 roku Andres Wysling dla nzz.ch. W sumie osób w kryzysie bezdomności i osób, które żyją w niepewnych warunkach mieszkaniowych, jest we Włoszech ok. 100 tys. Poza Rzymem najwięcej ludzi bez dachu nad głową jest w Mediolanie, Neapolu i Turynie. Większość z nich to obcokrajowcy, ponad połowa pochodzi z Afryki (nie we wszystkich miejscach jest to jednak reguła - np. w Neapolu obecność obcokrajowców jest znacznie bardziej ograniczona w porównaniu z innymi dużymi gminami). Wśród nich są też nieletni. W Rzymie można ich zobaczyć w różnych częściach miasta. Wielu z nich zamieszkuje okolice Roma Termini -  głównego dworca kolejowego.

Wiele osób straciło dach nad głową w wyniku pandemii. Pracownicy hoteli, piekarze czy murarze zostali gwałtownie pozbawieni środków do życia za sprawą utraty pracy. "Znaleźliśmy rodzinę z 5-letnim dzieckiem, która mieszkała na ulicy - straciła pracę i nie była już w stanie płacić czynszu. Udało nam się znaleźć im dom tymczasowy, ale gdyby nie wolontariusze, zostaliby na ulicy" - opowiadał "Guardianowi" na początku 2021 roku Alberto Campailla, jeden z wolontariuszy Nonna Roma.

Dużo jest osób starszych, samotnych, z zaburzeniami psychicznymi, uzależnionych - opisują włoskie media. To ludzie o różnych życiowych doświadczeniach i kompetencjach. Przenieśli się do namiotów, samochodów, na ulice, bo do tego zmusiło ich życie. Próbują przetrwać. Z relacji osób pracujących dla Włoskiego Czerwonego Krzyża wynika, że wśród osób bez dachu nad głową nie ma takich, którzy sami wybrali takie życie. To prawda, że czasami wolą pozostać na ulicy, niż znaleźć schronienie w dedykowanych im ośrodkach, ale nie dlatego, że nie chcą zaznać ciepła i bezpieczeństwa, tylko dlatego, że boją się utraty swojego domu na ulicy.

"We Włoszech ma miejsce cicha masakra, której nie widzimy lub nie chcemy widzieć, ale która ma imponujące liczby" - pisze lifegate.it. Wielu osób na ulicach umiera. W 2023 roku, jak wynika z oficjalnych danych, zmarło 415 osób bez dachu nad głową, więcej niż rok wcześniej. Ich liczba na pewno jest niedoszacowana - wskazują eksperci, a jak czytamy, nowy rok przyniósł już kolejnych kilkadziesiąt zgonów spowodowanych głównie niskimi temperaturami, jakie panują nocami.  

"Na szczeblu politycznym krajowym i lokalnym problem nie tylko nie został rozwiązany, ale raczej się pogłębił" - zauważa lifegate.it. Za brak dostatecznych rządowych rozwiązań, które pomogłyby osobom w kryzysie bezdomności, Rzym traci kolejny punkt.

Warto czy nie warto?

Choć więcej miejsca poświęciłam minusom Wiecznego Miasta, nie zrobiłam tego po to, by do odwiedzenia Rzymu zniechęcić. Zresztą wynik 7:6 przemawia za tym, żeby Rzym zobaczyć. Przywołałam słabsze strony stolicy Włoch, by pokazać, że rzeczywistość często jest inna niż nasze oczekiwania, które wyrobiliśmy sobie na podstawie tego, co zobaczyliśmy w sieci czy w mediach społecznościowych. I tyczy się to oczywiście nie tylko Rzymu. Czy się zawiodłam? Skądże. Wróciłam urzeczona. Wiem, że będę chciała znów przylecieć do Rzymu, bo to jedno z najbardziej imponujących miast, jakie widziałam, mające niezwykłą historię, oferujące wspaniałe widoki, gwarantujące niezapomniane chwile. A minusy? Wszędzie można się ich doszukać. A być może za kilka lat Rzym upora się ze swoimi problemami.