John Lennon i Yoko Ono to duet wpisujący się w poczet najsłynniejszych, a zarazem najbardziej kontrowersyjnych par w dziejach popkultury. Romeo i Julia w wersji alternatywnej, choć wcale nie mniej romantycznej i z równie dramatycznym finałem.
Ostatnie lata przyniosły zaskakującą liczbę filmów dokumentalnych o Beatlesach, zarówno pokazywanych zbiorowo - jak też indywidualnie, z których bodaj najważniejszym był serial dokumentalny Petera Jacksona "The Beatles: Get Back" (2021). Ale Beatlemania jest wieczna, czego najlepszym dowodem jest obecny od kilku dni w naszych kinach fascynujący dokument twórcy oscarowego "One Day in September" Kevina Macdonalda "One to One: John i Yoko". Tak, jak obiecuje tytuł filmu, w centrum dokumentalnej opowieści reżyser umieszcza nagrania z koncertu "One to One" z 1972 roku, który para zorganizowała i zagrała na rzecz intelektualnie niesprawnych dzieci z Willowbrook na Staten Island. Oryginalne ujęcia koncertu w Madison Square Garden, gdzie zebrano 1,5 mln dolarów, są kameralne i wciągające, a syn Johna i Yoko - Sean Ono Lennon stworzył znakomity remix dźwiękowy.
Film zawiera wspaniale odrestaurowane występy duetu, które przeplatają się z archiwalnymi materiałami z tamtej epoki i z filmami domowymi, jakie udało się zdobyć twórcom. Dzięki temu zabiegowi "One to One..." przeciwstawia się schematowi prostego filmu koncertowego. Dokument zawiera pięknie odrestaurowane nagrania z tytułowego koncertu, podobno jedynego jaki zagrali razem. Był to także jedyny koncert Lennona po rozpadzie The Beatles - pierwszy i zarazem ostatni. Występy z koncertu z 1972 roku przeplatają się przez cały film, tworząc quasi-koncertową strukturę dokumentu, w której muzyka nakłada się na kolaż fragmentów filmów i archiwalne materiały z epoki. Ich dobór jest starannie przemyślany, a genialny montaż Sama Rice- Edwardsa - zarazem współreżysera filmu, przesądza o sukcesie całości.
Dostajemy więc tak naprawdę kilka opowieści. Pierwsza dotyczy pełnego głębokiej miłości związku Johna i Yoko Ono, wzajemnie inspirujących się artystów z odmiennych światów. Kolejna składa się na portret Ameryki lat 70. widzianej oczami jego dwojga bohaterów - nie tylko utalentowanych artystów, ale również zagorzałych aktywistów. Legendarny koncert stanowi dla fanów Lennona największą atrakcję filmu, a jednocześnie spina go w całość.
I jest coś jeszcze. Twórcy postawili sobie za punkt honoru odkłamanie nieprawdziwego wizerunku Yoko Ono, jako przeraźliwej "wiedźmy", która doprowadziła do odejścia Johna Lennona z The Beatles i tym samym rozbiła najsłynniejszy w historii XX-wieku zespół muzyczny. (Pomijając już fakt, że jako pierwszy z zespołu odszedł Paul McCartney).
I to także mu się udało.
Poznała się w 1966 roku, na jednej z wystaw w galerii Yoko. Tam Lennon wspiął się po drabinie, która była częścią jednego z dzieł, by odczytać jedno słowo, które napisała na suficie: "Tak". Oboje byli w związkach małżeńskich, ale wkrótce je porzucili, by powiedzieć sobie prorocze "tak". Nie ulega wątpliwości, że łączyło ich prawdziwie wielkie uczucie, wspólnota poglądów i pragnień.
Pod koniec 1971 roku, dwa lata po ślubie, John Lennon i Yoko Ono wyjechali z Londynu do Nowego Jorku. Zamieszkali w Greenwich Village, gdzie spędzili 18 miesięcy. Jak dziwnie by to nie brzmiało - głównie spędzali czas w niewielkim wynajętym mieszkaniu. Oglądając telewizję i leżąc w łóżku. W nie byle jakim łóżku, bo zrobionym z... kościelnych ławek, odziedziczonym po poprzednim właścicielu mieszkania.
- Gdy zaczynałem pracę nad tym filmem, moja pierwsza myśl była taka: skoro powstało już tyle filmów o Beatlesach i o Lennonie, to jak zrobić coś zupełnie innego? Wtedy przypomniałem sobie słowa Johna, który przyznał, że zaczął rozumieć Amerykę i ówczesne czasy przez oglądanie telewizji. Zacząłem więc oglądać programy informacyjne z tamtych czasów - mówi Macdonald.
I faktycznie, na pytanie dziennikarza o to jak spędzają z Yoko czas, muzyk odpowiada: "Oglądamy telewizję jakieś 24 na 24 godziny, i to nam pasuje. 20 mln mieszkańców Ameryków następnego dnia rozmawia o tym, co widziało w telewizji. Ona jest dzisiaj oknem na świat" - wyznaje Lennon w rozmowie z dziennikarzem.
To niesamowite, że niemal każdy fragment ich życia publicznego i prywatnego został udokumentowany i przebadany. Oni sami nagrywali na taśmy szpulowe wszystkie rozmowy telefoniczne, wywiady z dziennikarzami, programy telewizyjne, w których brali udział, co skwapliwie wykorzystali twórcy filmu. Macdonald przeplata rozmowy z ich prywatnego archiwum z wydarzeniami ze świata polityki, ale i ulicy tamtego okresu. Pomiędzy nimi pojawiają się też autentyczne reklamy telewizji lat 70., które dopełniają obrazu epoki i treścią i formą.
Twórcy filmu wykorzystują dostępny materiał, aby zilustrować też to, jak Lennon i Ono przemawiali do pokolenia młodych sprzed półwiecza. Całkowicie rezygnują z narracji odautorskiej zza kadru, nie mówiąc już o gadających głowach. Zamiast tego korzystają ze wspomnianych archiwów nagrań, zdjęć i filmów i z ich pomocą wprowadzają nas w konkretne zdarzenia. I to jest strzał w dziesiątkę. Obrazy skaczą jak przy zmianie kanałów pilotem, ale szybko oswajamy się z kalejdoskopową formą filmu.
Na ekranie widzimy obrazy ze wciąż trwającej wojny w Wietnamie i protesty pacyfistów. (Przypomnijmy słynny "łóżkowy happening" Lennona i Ono, którzy świeżo po ślubie dali się sfotografować w łóżku w hotelu w Montrealu, a leżenie w łóżku było przeciwieństwem prowadzonej wojny. Kulminacyjnym punktem akcji było wspólne wykonanie i nagranie nowej piosenki Lennona "Give Peace a Chance", (Dajcie szansę pokojowi). Oglądamy demonstracje na Narodowej Konwencji Republikanów, fragmenty wystąpień zabiegającego wtedy o drugą kadencję w Białym Domu Richarda Nixona), historyczne ujęcie postrzelenia George'a Wallace'a - gubernatora Alabamy, zdeklarowanego zwolennika segregacji rasowej, ale także odczyty poezji Allena Ginsberga i mnóstwo wydarzeń charytatywnych, które Lennon i Ono wspierali.
Przede wszystkim jednak Macdonald funduje nam spojrzenie na wstrząsy w kraju i wydarzenia sugerujące kontrkulturowe przebudzenie pokolenia "dzieci kwiatów".
W pewnym momencie twórcy wręcz wymuszają na nas dostrzeżenie podobieństwa między ówczesnym prezydentem USA - Nixonem a obecnym- Trumpem, obaj zresztą są republikanami.
Jedynym elementem filmu, który nie pochodzi z archiwów, a został w całości "wyczarowany" przez twórców filmu, jest niewiarygodna wręcz rekonstrukcja wynajętego przez Lennona i Ono mieszkania w Greenwich Village, wykonana 1:1. Zgromadzone tam przedmioty i wystrój zostały precyzyjnie dopracowane, zgodnie z wizerunkiem odtworzonym na podstawie zdjęć i filmów przez scenografa Kevina Timona Hilla. Wspomniane gigantyczne łóżko jako centrum pokoju, a tuż przy nim okno na świat lat 70. ubiegłego wieku, czyli telewizor. Znamienne, że na początku filmu Lennon wyznaje, że telewizor kojarzy mu się...z ciepłem domowego kominka.
Eksponowane miejsce zajmuje też gitara Johna. Poza stołem, ogromną lampą i niewiele rzeczy mieści się w małym pokoju na Manhattanie. Pewnie dlatego po 18 miesiącach para przeprowadzi się do większego mieszkania w Dakocie.
Nie jest tajemnicą, że Lennon uważał się za artystę rewolucyjnego i często zgadzał się z radykałami czy lewicowymi pacyfistami. Ale sam radykałem nie był, równie silna była jego obsesyjna potrzeba wolności, bliska również Yoko Ono. Mówiąc górnolotnie - tkwiło w nim głęboko pragnienie ocalenia (zbawienia) świata. Jedną z kluczowych postaci tamtego okresu, z którą się zaprzyjaźnił i długo współpracował (choć w końcu odciął się od niego), był egzaltowany Jerry Rubin, aktywista polityczny i społeczny, jeden z założycieli Youth International Party. Pacyfista, przeciwnik wojny w Wietnamie, ale także maniakalny wróg wszelkich religii. Widzimy go w akcji wielokrotnie, choćby na wiecu w obronie skazanego na 10 lat więzienia za posiadanie marihuany, Johna Sinclaira, gdzie Lennon w ramach wsparcia zaśpiewał specjalnie napisany kawałek. Dwa dni później więźnia puszczono wolno, co dosadnie wskazuje na moc oddziaływania brytyjskiego artysty.
W filmie oglądamy wyjście z więzienia Sinclaira, a potem powrót do domu i rozmowę telefoniczną, jaką przeprowadza z Lennonem. Gdy Rubin planuje wspólny projekt "Uwolnić Lud" - muzyczną trasą koncertową mającą na celu zebranie pieniędzy na kaucje dla amerykańskich więźniów, których nie było stać na opłacenie składek, początkowo Lennon jest podekscytowany. Z czasem dociera do niego jednak absurdalność tego projektu.
Zwłaszcza, że okazuje się, iż on także może mieć wkrótce kłopoty z prawem. Sygnowane jego twarzą (i muzyką!) protesty przeciw polityce Nixona, musiały się tak skończyć. Podsłuchiwany przez FBI i śledzony, Lennon jest zagrożony deportacją z powodu wyroku za posiadanie żywicy konopnej, jaki zapadł jeszcze w Wielkiej Brytanii. Choć wedle amerykańskich przepisów nie podlegał karze (mowa o niewielkich ilościach konopi) rząd i tak go ścigał. Dopiero w 197r roku, po wybuchu afery Watergate i rezygnacji Nixona usłyszał, że nie zostanie deportowany.
Dokument sięga też po programy pokazujące wydarzenia w więzieniu na Attice, gdzie wybuchła rebelia - najkrwawsza w dziejach amerykańskiego systemu penitencjarnego. Atak na jednego ze strażników stał się początkiem buntu, do którego dołączyła większość więźniów. Wzięli zakładników spośród członków załogi i przejęli kontrolę nad placówką. Domagali się spełnienia swoich żądań. Czterdziestu trzech zabitych, liczni ranni - to bilans wydarzeń, które w 1971 roku wstrząsnęły Ameryką.
Lennon poświęcił tym wydarzeniom osobny utwór.
Jednym z najbardziej szokujących wydarzeń w amerykańskiej telewizji w 1972 roku był reportaż o wielokrotnie już wspominanym Willowbrook w Nowym Jorku, ujawniający przetrzymywanie w karygodnych warunkach w tym ośrodku dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi.
"Dla Lennona dzieci w Willowbrook były niemal symbolem całego bólu na Ziemi, a on i Yoko postanowili im pomóc, nagrywając "One to One", swój jedyny pełnometrażowy koncert po Beatlesach - wspominał to wydarzenie dziennikarz "Variety". - Na nagraniach z koncertu charytatywnego wygląda i brzmi jak natchniony. A kiedy śpiewa "Imagine", którego tekst ucieleśnia wizję pokoju tak idealistyczną, jak żadna inna ujęta w muzykę, łza spływa po jego policzku" - uzupełniał swoją relację.
W filmie pojawia się mnóstwo powszechnie znanych Amerykanom postaci - artystów, polityków, aktywistów, którzy w jakiś sposób mieli wpływ na życie pary John-Yoko. Macdonald nie podaje na ekranie ich nazwisk, aby widz sam zidentyfikował pojawiające się w dokumencie osoby. Niektóre nazwiska są łatwe do odgadnięcia, ale dla widzów spoza Ameryki, część z nich może stanowić problem. Przez ekran w zawrotnym tempie przewija się kalejdoskop postaci, których Europejczycy niekoniecznie muszą kojarzyć. W każdym razie rozszyfrowanie wielu postaci zabierze nam trochę czasu, a czasem będzie po prostu niemożliwe.
Jest więc Billy Graham - amerykański ewangelista i antropolog, jeden z najbardziej znanych ewangelistów na świecie i autor bestsellerów, nazywany "pastorem Ameryki", Bob Hope - amerykański aktor sceniczny, filmowy i telewizyjny specjalizujący się w rolach komediowych, Jane Fonda, której przedstawiać nie trzeba, w latach 60. i 70. również zagorzała aktywistka, przeciwniczka wojny w Wietnamie, jest Betty Friedan - ikona amerykańskiego feminizmu tzw. drugiej fali, z którym Yoko i John bez reszty się utożsamiali. I mnóstwo innych.
Wśród ekscytujących momentów, które możemy zobaczyć, jest odważny antywojenny protest popularnej piosenkarki Carole Feraci. I to gdzie! Na gali w Białym Domu Nixona, gdzie pojawiła się z podniesionym wysoko plakatem z napisem "Stop Killing".
"Najtrudniej jest stawić czoła samemu sobie" - mówi Lennon anonimowemu dziennikarzowi. Gdy w jednym z wywiadów pada pytanie, czy w związku ze swoim aktywizmem, nie powinien mieć ochrony, Lennon odpowiada z przekonaniem: "Nie mam zamiaru dać się zabić". To bodaj najbardziej przejmujący moment filmu, w którym ciarki przechodzą po plecach.
Obok rozmów poświęconych sztuce, polityce i bardzo osobistym relacjom pary, niezwykle istotny jest wspomniany już wątek pokazujący jak niesprawiedliwie przez fanów Lennona i całego The Beatles, traktowana była "wiedźma Yoko Ono".
Przerażająco brzmią opowieści gdy mówi o tym, jak w rodzinnym kraju Johna podchodzili do niej na ulicy z okrzykami "Jesteś brzydka, wiedźma!", po czym bili ją po głowie. Gdy była w ciąży, ktoś przysłał jej gumowa lalkę z powbijanymi w nią szpilkami, dołączając kartkę z napisem "Obyś umarłą i twoje dziecko również".
- Myślę, że Yoko musiała znosić strasznie dużo. To zresztą jeden z powodów, dla których opuścili Wielką Brytanię - musiała mierzyć się z ogromnym mizoginizmem. Trzeba pamiętać, że to było ledwie 26 lat po wojnie, więc wielu ludzi nienawidziło Japończyków. A tu wielka ikona kultury popularnej poślubiła Japonkę - tłumaczy Macdonald. - Oczywiście obwiniano ją o rozpad Beatlesów. W pewnym sensie mój film to opowieść o feministycznym zabarwieniu. Starałem się go zbudować tak, by na końcu publiczność pozostała z perspektywą Yoko i zrozumiała, jak nierozerwalni byli z Johnem związani - dodaje.
Wypada jednak dodać, że w filmie na pierwszy plan wysuwa się John Lennon i wbrew tytułowi, Yoko Ono jest tu bohaterką drugiego planu. Trochę szkoda, bo wciąż nie wiemy o niej zbyt wiele, mimo że twórcom udało się odczarować jej status "wiedźmy". Macdonald pokazuje ją jako szalenie intrygującą osobę, feministkę z krwi i kości i zdolną artystkę, której dorobek John docenia, a nawet chce w nim współuczestniczyć. Mimo to czujemy niedosyt.
Jest w filmie wspaniała scena, która widzimy podczas koncertu "One to One". Rozmawiając z publicznością, Lennon zauważa: "No dobrze Flower Power (siła kwiatów-J.K.) nie zadziałała. I co z tego? Zaczynamy od nowa. Nie wolno się poddawać". Jest pełen charyzmy i wiary, choć walczy z wiatrakami.
Patrząc na niego, czujemy wielki żal. Być może gdyby, żył dziś w obliczu szalejącej wojny na Ukrainie i przerażających zbrodni w Strefie Gazy stworzyłby kolejny protest song, mający siłę rażenia "Imagine".