Reklama

Okazuje się, że w dobie randek z internetu, anonimowych i ryzykownych, jest szansa na zweryfikowanie osoby. A może jedynie postaci, jaką ktoś postanowił na początku relacji odegrać.

#piaseczno #warszawa. Kamil 33. Ostrzegam, manipulator, narcyz, zdrajca, spotyka się z wieloma na raz, pożycza pieniądze i nie oddaje! Ps: ma żonę i dzieci. Proszę o info, jak miałaś z nim do czynienia, razem możemy zdziałać więcej" - takie wpisy to codzienność na "Bękartach Tindera".

Reklama

Jest to rodzaj grup w mediach społecznościowych, na których tworzone są bazy osób nie do końca uczciwych, jeśli chodzi o uczucia "oferowane" na randkowych portalach. Zwykle po kilku wymienionych zdaniach okazuje się, że staranny opis zupełnie rozmywa się z tym, co sobą reprezentują. I nie mówimy tu tylko o mężczyznach, są grupy mieszane, gdzie bardzo często dochodzi do światopoglądowych starć między płciami, są grupy tylko dla mężczyzn, gdzie panowie także wymieniają się kiepskimi doświadczeniami.

Karolina, samotna mama po 40 jakiś czas temu próbowała odnaleźć się (i być może miłość) na aplikacjach randkowych. Tak trafiła na "Bękarty, sekcja damska".

- Takie grupy są potrzebne, ponieważ w aplikacjach randkowych roi się od manipulantów i oszustów. Zwłaszcza młode i niedoświadczone dziewczyny są nieświadome zagrożenia i ufne. Dobrze, jeśli będą wiedzieć, że takie sytuacje jak wykorzystanie czy oszustwo po prostu mają miejsce i mogą im się przydarzyć. Czarne listy są też ostrzeżeniem dla facetów. Wielu czuje się zupełnie bezkarnie i urządzają sobie polowania na kolejne ofiary. Może jeden z drugim zastanowi się następnym razem, co wypisuje i co robi.

Czy na czarną listę trafić jest łatwo? I tak i nie. Są posty, gdzie zarzuty są na wyrost, po prostu randka poszła niezgodnie z oczekiwaniami. Autorowi/ autorce takiego wpisu jest dość szybko wyjaśniany punkt widzenia klasycznym "bez przesady".

Zdarzają się jednak zarzuty poważniejsze - ostrzeżenia o przemocy, poligamii, wykorzystywaniu finansowym. Cel jest jeden - ostrzeganie przed oszustami. Mało kto kojarząc zdjęcie czy opis z takiej grupy przesunie palcem w prawo i narazi się na nieprzyjemności.

Czyjś mąż się zgubił?

"#malopolska. Gra porządnego i zranionego faceta po przejściach, a jest nastawiony tylko na jedno! A taki najważniejszy szczegół - udaje singla będąc w związku. Nie przyznaje się że ma dziewczynę"

"#Lodz. Mam żonę ale nie dogadujemy się szukam dyskretnych spotkań"

Pytanie, czy żona wie o tym, że się nie dogadują. Takich ogłoszeń jest ogrom. Czasem informacja pojawia się w opisie, czasem dopiero po wymianie kilku zdań. Zwykle jest to biedny, nieszczęśliwy w związku mężczyzna, który jest na tyle UCZCIWY, by nowej, potencjalnej partnerce powiedzieć o swojej sytuacji.

Wczoraj był w związku, dziś szuka. Nieszczęśliwy singiel po przejściach... który okazuje się mieć dziewczynę lub żonę, a ona o jego singielstwie nic nie wie. Ani o tym, by był nieszczęśliwy. Po postach na grupie widać, że to bardzo powtarzalny schemat.

Jedni dość szybko przyznają, że szukają dyskretnych spotkań, zbyt często podkreślając, że chodzi im o bratnią duszę, nie o seks, co jak podkreślają członkinie grupy bardzo szybko się zmienia. Inni nie mówią o swoim życiu prywatnym wcale albo pomijają istotne szczegóły, takie jak związek.

Dziewczyny na grupach dzielą się szczegółami swoich historii, które ułatwiają rozpoznanie oszustwa - czerwonym alarmem jest telefonowanie tylko w ciągu dnia, spotkania wyłącznie "na twoim terenie", nie odbieranie telefonu wcale.

O dzieciach także zapominają wspomnieć i to najczęściej ci, którzy szukają osób z "czystą kartą", czyli bez tak zwanego bagażu doświadczeń (nieudanych małżeństw, pociech czekających w domach).

"Chciałabym ostrzec przed tym typem. Koleżka zapomina wspomnieć, że ma malutkie dziecko 10 miesięczne ( przypadkiem się dowiedziałam). Dziewczynę, którą zdradzał podczas ciąży i zostawił. Twierdzi ze najpierw chce imprezować i się zakochać, a potem zająć się dzieckiem. Nie wiadomo, czym się zajmuje, nie wiadomo gdzie mieszka".

Kobiety w takich sytuacjach stają się bardzo solidarne. Choć nierzadko ze złamanym sercem, starają się powiadomić osoby oszukiwane, nieświadome sytuacji, w których się znalazły i pozbawione wyboru.

- Jestem za uświadamianiem. Wiele kobiet żyje w nieświadomości i da sobie uciąć rękę za gagatka, który hula na portalach randkowych. Może wolałaby ułożyć sobie życie z kimś innym? Powinny mieć wybór, skoro mąż czy partner nie potrafi porozmawiać z nimi wprost - mówi Karolina.

Bombardowanie miłością

"Toruń #dziewczyny uważajcie. Bombarduje miłością, a jak się zabawi i znudzi to znika i następnego dnia znowu jest na Tinderze"

Czym tak właściwie jest lovebombing? Wyobraźcie sobie, że jesteście na randce. On/ona jest uroczy, pełen entuzjazmu, a wasze serce bije jak szalone, choć staracie się je rozsądnie uspokajać. Na początku dostajecie od niego/niej masę komplementów, niespodziewane prezenty, romantyczne kolacje i obietnice o wspólnej przyszłości. Brzmi jak bajka, prawda?

Ale za tym słodkim uśmiechem kryje się coś znacznie mroczniejszego. Lovebombing to manipulacja, która ma na celu zdobycie władzy nad drugą osobą. To jak jazda na rollercoasterze: na początku czuje się przypływ adrenaliny, a na końcu ląduje na dnie, z poczuciem, że ktoś odciągnął cię od rzeczywistości.

Osoba, która stosuje lovebombing, jest niczym doświadczony kierowca wyścigowy - doskonale zna wszystkie zakręty i pułapki. Na początku wydaje się, że wszystko jest idealne, ale z czasem zaczynasz dostrzegać, że to tylko gra.

Więc jak rozpoznać lovebombing? Warto zadać sobie pytanie, co tak naprawdę oznacza miłość. Czy to intensywne gesty i słodkie słowa, które szybko się kończą, czy może trwałe wsparcie i zrozumienie, które buduje się przez lata?

Lovebombing może na początku da ci moc, ale w dłuższej perspektywie tylko cię rozczaruje. To nie miłość - to manipulacja, która prowadzi do emocjonalnego wypalenia.

Zamienia się w ducha

"#Gdansk. Krzysztof, 26 lat. Pisali dwa tygodnie, były czułe słówka i umówione spotkanie (na przyszły wtorek). Nagle z dnia na dzień po dwóch tygodniach codziennego rozmawiania, bez żadnego uprzedzenia blok wszędzie (apka i insta, bo pisali ostatnio już na insta)"

Ghosting w ostatnich latach zdominował świat randek i relacji międzyludzkich. Nie jest to nowe zjawisko, ale w dobie aplikacji randkowych i mediów społecznościowych stało się bardziej powszechne.

Wyobraź sobie, że umawiasz się na randkę, spędzacie razem miło czas, a potem... bum! Twój partner znika. Żadnych wyjaśnień, żadnych pożegnań - po prostu rozmywają się w powietrzu, jakby nigdy ich nie było.

Ghosting to nie tylko brak odpowiedzi na wiadomości. To emocjonalna zbrodnia. Czujesz dezorientację i zadajesz sobie pytania: "Czy powiedziałam/em coś złego? Czy to moja wina?" A odpowiedź jest prosta: nie, to po prostu brak kultury.

Ale dlaczego ludzie ghostują? Cóż, w dzisiejszym świecie, gdzie wszyscy chcą być jak najszybciej i jak najefektywniej, wiele osób woli po prostu zniknąć, zamiast stawić czoła trudnej rozmowie.

Kasia, członkini grupy doświadczyła tego zjawiska kilka razy, co mocno odbiło się na jej poczuciu własnej wartości. Jest to nagminne. Ghosting to jakiś nowy sposób kończenia znajomości. Oczywiście wynika z deficytów ghostującego, bo taka osoba nie ma po prostu odwagi powiedzieć, że nie jest zainteresowana. Albo zostawia sobie furtkę na przyszłość. Przecież nic nie kończyła. Z kolei prośby o dyskrecję często zdarzają się już w pierwszej wiadomości. Najzabawniejsze jest to, że takim ludziom wydaje się, że w ten sposób zapunktują. Przecież są tacy szczerzy i od razu stawiają sprawę jasno. Szkoda tylko, że nie wobec swojej partnerki.

To jedna z najgorszych rzeczy, jakie można zrobić drugiej osobie. To nie tylko brak odpowiedzi, to brak szacunku.

Umówię się, ale nie przyjdę

"Przyszedł, na mnie popatrzył i zaczął się ewakuować. Oczywiście nie miałam zamiaru gonić bydła, zadzwoniłam do niego. On mi przez telefon powiedział, że kulturalnie było uciec bo mu się nie podobam. Skąd takie typy się biorą?"

"Marcin,29. Gdy dopytuje się, gdzie dokładnie jesteś i zapewnia, że za 2 minuty będzie... Usuwa Cię z matcha na Tinderze i wystawia. Ktoś ma niezłą zabawę w upokarzaniu kobiet, więc przestroga dziewczyny!"

Gdy Agnieszka opisała na grupie swoją pierwszą randkę, której właściwie nie było, okazało się, że zjawisko jest bardzo powszechne. Rozmowa na czacie płynie przez kilka dni, tygodni czasem. Rozumiecie się dobrze, zacieśniacie więź. W końcu umawiacie się na spotkanie.

Jeszcze tego samego dnia piszecie, jest wyraźnie zainteresowany, opowiada o szczegółach. Na randkę się spóźnia - 5, 10, 15 minut. Nagle zaczyna docierać, że się nie pojawi, ale wiadomości żadnej nie wysłał, nie odpisuje też na twoje. Scenariusze są dwa - albo znika na zawsze bez wyjaśnienia, jakby miał jedynie sobie udowodnić, że ma moc doprowadzić do spotkania. Albo po kilku godzinach przeprasza, przyznając, że zaprzepaścił szansę. Prosi o kolejne spotkanie i... sytuacja się powtarza.

Bardzo urażone ego

"Goń się k..."

I wyznanie "Brakuje mi takiej czułości...", by po "nieodpowiedniej" odpowiedzi przeczytać "Szkoda mi ciebie, że jesteś upośledzona umysłowo"

Rozmawiacie, wydaje się, że złapaliście kontakt, ale okazuje się, że jednak coś nie gra, nie masz ochoty na kontynuowanie znajomości. Albo odsłaniasz swoje poglądy, wdajesz w dyskusję, nie zgadzasz się z jego zdaniem.

I nagle najsłodsze słówka zamieniają się w grząskie bagno obraźliwych zdań. Twój wygląd zostaje porównany do krowy, styl ubierania jest tragiczny, mogłabyś iść na siłownię i zrzucić pięć kilogramów - to wszystko kilka akapitów po tym, jak sam przyznał, bo olśniły go twoje zdjęcia.

I jeszcze na koniec masz szansę usłyszeć coś w rodzaju "powinnaś się cieszyć, że do ciebie napisałem, bo robisz się coraz starsza, nie jesteś taka ładna, żeby przebierać".

Auć. Mężczyzna z urażonym ego, potrafi strzelać słowami jak z karabinu maszynowego.

Kryptowalutowe flirty

"Tym razem był to Kendall, który twierdził, że naprawdę ma na imię Adam i jest z Niemiec. Jak mu powiedziałam, że nie brzmi, jak Niemiec, to dodał, że jego ojciec jest Portugalczykiem. Jak napisałam, że opowiem mu na żywo - unmatch. Metody różne, najczęściej będą Was namawiać na jakieś dziwne inwestycje. Miałam już przyjemność poznać kilku takich panów, więc ostrzegam i apeluję o ostrożność!"

Miłość czy manipulacja? Namawianie na kryptowaluty, udając zainteresowanie relacją. To nie żart. Spotykasz kogoś na randkowym portalu, zaczynacie pisać, rozmowa ma sens, osoba wydaje się interesująca.

Zaczyna się od klasycznych tematów: ulubione filmy, pasje, może nawet marzenia o podróżach. Ale w pewnym momencie, jakby znikąd, pojawia się temat kryptowalut. "Wiesz, kochanie, Bitcoin to teraz prawdziwy skarb. A może by tak zainwestować w Ethereum? To może być nasza przyszłość!" I nagle zamiast romantycznej atmosfery, czujesz się jak na spotkaniu inwestorów giełdowych.

Mówię tu o ludziach, którzy udają, że są zainteresowani tobą, tylko po to, by wprowadzić cię w świat kryptowalut. Niektórzy postanawiają wykorzystać relacje międzyludzkie jako narzędzie do promowania swoich kryptoinwestycji.

Zastanówmy się przez chwilę, jak to wygląda z perspektywy ofiary. Siedzisz na randce, myślisz, że spędzasz czas z kimś interesującym, a nagle twoje serce zamienia się w portfel kryptowalutowy. Zamiast romantycznych uniesień, dostajesz wykresy, analizy i obietnice szybkiego wzbogacenia się.

Oczywiście, nie można zapominać o tym, że kryptowaluty mogą być fascynujące. Ale jeśli są jedynym tematem rozmowy na randce, to znaczy, że coś jest nie tak.

Następnym razem, gdy ktoś zacznie pisać o Bitcoinie, lepiej złapać go za wirtualną rękę, zapytać: "A co z miłością?" i skutecznie zablokować. Można także upewnić się, że zdjęcia nie są czyjąś własnością, np. poprzez wyszukiwarkę grafik. Prawdopodobnie znajdzie się osoba, która nie ma pojęcia, że funkcjonuje na randkowym portalu jako Jerry 36 lub Eliot 28.

Kradzione zdjęcia

Znajdź się na Tinderze. To powinna być smutna gra dla osób, które są dość aktywne na mediach społecznościowych, ale nie wystarczająco popularne, by rozpoznawało ich większe grono ludzi. Kradzione zdjęcie to plaga portali randkowych. Wprawne oko dość szybko jednak rozpoznaje pułapkę - zbyt profesjonalne budzą wątpliwość.

A jeśli za tymi zdjęciami idzie rozmowa, która zmierza w kierunku namawiania na różnego rodzaju transakcje finansowe, możemy mieć pewność, że za doskonale wyrzeźbionym ciałem, na "wiarygodnej" osiedlowej siłowni, kryje się internetowy bot, który ma za zadanie rozkochać i wyciągnąć pieniądze. A jeśli nie bot, bo to akurat dość szybko udaje się wyłapać, osoba zatrudniona do takiego właśnie celu. 

Czy aplikacje randkowe są złe? Nie, chyba każdy z nas zna szczęśliwe pary, które właśnie w ten sposób się poznały. Jednak tak jak w miejscach publicznych, tak i na portalach kręcą się osoby szukające różnych, nie zawsze uczciwie przedstawionych doznań. Wszystko jest dobrze, do momentu, kiedy obie strony są świadome wzajemnych intencji i dostają szansę, by o typie relacji zdecydować. Niestety internet dodaje odwagi tym, którzy uczciwych fundamentów nie mają zamiaru stawiać. I tu zrobiła się przestrzeń dla "Bękartów Tindera". Nawet jeśli tylko kilka kobiet ochroni swoje serce, to warto ostrzegać. Nie jest to bowiem organ łatwy do naprawienia.