Choć związany przez szereg lat z Wileńszczyzną, Witold Pilecki urodził się w północnej Rosji i tam spędził pierwsze lata swojego życia. Skąd karelski Ołoniec, przy granicy z Finlandią, w biografii bohaterskiego rotmistrza? Zdecydowało o tym powstanie styczniowe, a w zasadzie popowstaniowe represje wobec Polaków. Wśród powstańców znaleźli się, z jednej strony dziadek Witolda od strony ojca, Józef Pilecki, z drugiej bracia matki, Hipolit i Hieronim Osiecimscy i wszyscy srogo zapłacili za swój patriotyzm. Józefa czekała zsyłka na Syberię, a wujowie wprawdzie uniknęli deportacji, ale tylko dzięki emigracji do Francji. Nie obeszło się też bez konsekwencji materialnych - w ręce Rosjan przeszedł niemal cały majątek Pileckiego (skonfiskowano mu dobra Starojelnię koło Nowogródka, rodzina zachowała zaś posiadłość Sukurcze koło Lidy).
Mimo wielu lat na Sybirze i późniejszej obserwacji carskich służb dziadek Witolda zdołał zapewnić solidne wykształcenie swoim dzieciom. W tym ojcu rotmistrza Julianowi, który opuścił mury Instytutu Leśnego w Petersburgu. Niestety, władze pamiętały, że jest synem powstańca i nie widziały dla niego miejsca na terenie zaboru rosyjskiego. Julian został pomocnikiem leśniczego we wspomnianym już Ołońcu w Karelii - na szczęście carat nie stawał na przeszkodzie kolejnym awansom i po kilku latach Polak objął prestiżowy urząd rewizora leśnego. Sukcesom zawodowym towarzyszyła pomyślność na gruncie prywatnym - jeden z wyjazdów służbowych Juliana zaowocował znajomością (a niebawem miłością i ślubem) z Ludwiką Osiecimską. Nazwisko nieprzypadkowe, bo rodzinę Hipolita i Hieronima rosyjscy zaborcy także zmusili do przeprowadzki, tyle że nie na Syberię, a do Karelii.
I tu dochodzimy do Witolda - syna Juliana i Ludwiki (miał jeszcze czworo rodzeństwa). Dom państwa Pileckich był przesiąknięty polskością - na ścianach obrazy Artura Grottgera z cyklów "Polonia" i “Lithuania", w domowej bibliotece książki rodzimych autorów, na czele z sienkiewiczowską "Trylogią", rozmowy w rodzinnym gronie tylko po polsku...A jednak dzieci, również nasz bohater, zaczęły ulegać rusyfikacji - ich polszczyzna coraz częściej i gęściej była przeplatana rusycyzmami. Swoje zrobiły zabawy z dziećmi sąsiadów, do tego rosyjskojęzyczne otoczenie - służba, współpracownicy ojca itd. Rodzice przeciwdziałali, jak mogli: czytaniem pociechom "Bajarza Polskiego", "Ogniem i Mieczem" czy "Potopu", pokazywaniem szkiców Grottgera i przywoływaniem okołopowstańczych wspomnień. Wreszcie, zdecydowali się na drastyczny krok - w 1910 roku Pileccy (prócz Juliana) przenieśli się do Wilna.
Dzięki pobytowi nad Wilią Witold, wraz z rodzeństwem, na dobre wyzbył się ze swojego słownika "moskalowych" zwrotów (choć zachował biegłą znajomość rosyjskiego). Patriotyczne lektury, do których zaglądał za sprawą matki, obudziły w nim za to nie tylko zainteresowanie polską historią, ale również fascynację wojskowością. Jak relacjonował przyjaciel przyszłego rotmistrza z okresu wczesnej młodości, Wacław Szukiewicz, "kawaleryjska fantazja, odwaga rycerzy, samozaparcie i poświęcenie porywały i zachęcały małego Witka". Nic więc dziwnego, że chłopiec najlepiej bawił się, zadając ciosy "szablą" (w tej roli gałęzie) "Niemcom" (pokrzywy), "Tatarom" (żółte kwiaty) i innym wrogim "siłom". Zresztą, oddajmy głos samemu Pileckiemu, który po latach wspominał dziecięce "bitwy": "Budowałem zamki na konarach drzewa. [...] Wyznaczałem kwiatom ich przydział we wojsku: To byli ułani, a tamci - dragoni, Husarzy, semeni, piechota łanowa".
Co ciekawe, równie dobrze, co na łąkowych polach bitewnych, Pilecki junior czuł się z pędzlem lub ołówkiem w dłoni. Lubił i malować, i rysować, zdradzał także literackie, zwłaszcza poetyckie, talenty. Póki co, żołnierska pasja wygrywa jednak z zamiłowaniami artystycznymi - 12-letni Witold, na co dzień uczeń wileńskiej szkoły handlowej, wstępuje w szeregi Związku Harcerstwa Polskiego. Przy czym nie jest to grzeczne harcerstwo, sprowadzające się do zabawy w podchody, ale konspiracyjne ćwiczenia i obozy o charakterze wojskowym. Obecni skauci mogą bowiem w przyszłości założyć mundur i walczyć o wolną Polskę - to dlatego ZHP organizuje kursy we współpracy z paramilitarną organizacją “Strzelec" (na czele której stoi Józef Piłsudski). W jednym z nich jeszcze przed I wojną światową uczestniczył nasz bohater.
O ile wybuch ogólnoeuropejskiego konfliktu oznaczał dla Polaków nadzieję na odzyskanie niepodległości, o tyle dla Witolda pożegnanie (na szczęście tymczasowe) z Wilnem. Nastolatek trafił wówczas do miasta Orzeł, położonego w głębi Rosji, gdzie dalej się uczył, ale gdzie również kontynuował przygodę z harcerstwem. Z jego inicjatywy w 1915 roku powstał tam pierwszy zastęp (pluton), a dwa lata później zaangażowanie Pileckiego w sprawy skautingu doceniło Naczelnictwo w Kijowie - został przybocznym w stopniu plutonowego. Awanse to jedno, ale dla Witolda osobiście ważniejszy był chyba chrzest bojowy, czyli...włamanie do rosyjskiego magazynu wojskowego nad Oką, kilka kilometrów za Orłem. Do akcji doszło wiosną 1918 - plan zakładał, że harcerze (łącznie 8 osób) podzielą się na 2 grupy - pierwsza zajmie czymś strażników, a druga dostanie się do środka i wyniesie stamtąd, co się da: mundury, broń, amunicję itp. Nie wszystko poszło gładko - wartownicy zorientowali się, z kim mają do czynienia i ostrzelali nieproszonych gości. Szczęśliwie nikt nie został nawet draśnięty, mało tego: Pilecki i towarzysze zdołali wrócić do miasta z umundurowaniem oraz sprzętem wojskowym.
Po co Witoldowi i jego ekipie potrzebne było tak ryzykowne przedsięwzięcie? Młodzieńcy liczyli na przyjęcie do I Korpusu Polskiego generała Józefa Dowbora-Muśnickiego - ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale niebawem bohater tego tekstu rozkręcił swój szlak bojowy. Członkostwo w Polskiej Organizacji Wojskowej, udział w walkach Samoobrony krajowej Litwy i Białorusi o Wilno, ułańskie boje w szeregach Dywizjonu Jazdy Wileńskiej, bitwa warszawska, wreszcie "bunt Żeligowskiego" (siłowe zajęcie przez Polaków Wileńszczyzny) - wszędzie Witold Pilecki dał się poznać jako prawy, odważny i inteligentny żołnierz. Ścierał się z przeróżnymi przeciwnikami: Niemcami, Ukraińcami, Litwinami i bolszewikami, ale więcej o jego żołnierskiej sylwetce powiedzą konkretne sytuacje niż powyższe wyliczenia.
Pierwszy przykład - pierwsze dni 1919 roku i Wilno. Tygiel zawsze kulturowy, ale tym razem również wojskowy - w mieście stacjonują resztki niemieckiego garnizonu, kolejne osiedla obejmują w posiadanie żołnierze polskiej Samoobrony, a na dodatek nad Wilią goszczą komuniści. Pachnie rewolucją? Być może, ale od czego są Polacy, a wśród nich plutonowy-harcerz Witold! Po krótkiej wymianie ognia przejmują skład wroga, tzw. "Wronie Gniazdo", a bilans walki wygląda okazale - kilkudziesięciu jeńców, a w zdobytym magazynie 1100 karabinów i 600 ręcznych granatów. Drugi przykład - kiedy w lipcu 1920 roku oddział Pileckiego wycofywał się znad Niemna, po kilkukilometrowym marszu okazało się, że nad rzeką w dalszym ciągu jest 8 żołnierzy. Jakim cudem? Odwrót odbył się, gdy świtało, a koledzy naszego rotmistrza nie obudzili się na czas. Nie kto inny, a Witold i jeszcze jeden harcerz po nich wyruszyli - wieczorem przyprowadzili wszystkich całych i zdrowych. Dodajmy, że nie wypełniali rozkazu - sami zgłosili się do tej, wydawałoby się straceńczej, misji.
No i trzeci epizod, z jesieni 1920. Kwartet ułanów, między nimi Pilecki, przedziera się przez drzewa i polany Puszczy Rudnickiej i niespodziewanie natyka się na zespół budynków z ciężkim karabinem maszynowym oraz, jak się wydaje, kilkoma bolszewikami wewnątrz. Co robić? Szybka decyzja Pileckiego - atakujemy! Szarża trwa najwyżej kilka minut i kończy się powodzeniem, jakiego kawalerzyści nie przewidywali w najśmielszych snach - biorą do niewoli 80 czerwonoarmistów (!), którzy kapitulują bez jednego wystrzału. Ich łupem pada też oczywiście karabin, wieziony następnie triumfalnie na wozie. Zapewne, gdyby Witold zdawał sobie sprawę z dysproporcji sił, nie zdecydowałby się na atak, ale w tym przypadku ryzyko się opłaciło. A kolegów ze szwadronu aż zżerało z zazdrości...
Późniejszy ochotnik do Auschwitz wykazywał się odwagą nie tylko na placu boju, ale i przy mniej ekstremalnych okazjach. Takich, jak choćby przejazd Józefa Piłsudskiego ulicami Warszawy wiosną 1919 roku - młodzian uczęszczał wówczas do jednego ze stołecznych gimnazjów (na kilka miesięcy zwolniono go z frontu) i, ustawiony z innymi uczniami w szpaler, witał Naczelnego Wodza. Witoldowi to jednak nie wystarczyło - podbiegł do auta i wskoczył na jego stopień! Reakcja Piłsudskiego? "Dziadek" spojrzał przyjaźnie. Spotkały się oczy..."Ja też byłem uczniem wileńskim..." - wyrzekł". Dziś czyn Pileckiego skończyłby się błyskawicznym aresztowaniem przez służby, wtedy odbył krótką pogawędkę z przyszłym Marszałkiem. Dłuższą i poważniejszą znajomość zawarł za to z jego następcą, Edwardem Rydzem-Śmigłym.
Poznali się prawdopodobnie w latach 20., gdy ówczesny generał został sąsiadem naszego bohatera. Podkomendni kupili bowiem Śmigłemu dworek w Borówce - miejscowości nieopodal Sukurcz, gdzie mieszkał (i gospodarzył - do tego jeszcze wrócimy) Witold wraz z rodziną. Co prawda Edward większość czasu spędzał poza majątkiem i na co dzień mieszkali tam jego teściowie, ale gdy pojawiał się w tych stronach, nie omieszkał wstąpić do Pileckich. Z rotmistrzem łączył go nie tylko mundur, ale i wspólna pasja: polowania. Ich wyprawy na dzikiego zwierza, często w towarzystwie teścia Śmigłego, można liczyć w dziesiątkach, a łowieckie trofea ozdabiały ściany obu domów. Warto dodać, że gdy po śmierci Piłsudskiego Rydz stał się jedną z najważniejszych osób w państwie, nie zapomniał o swoim ziomku. Zaproponował Witoldowi pracę w wywiadzie lub kontrwywiadzie, ten przystał na ofertę i zajmował się działalnością wywiadowczą do wybuchu II wojny światowej. Niestety, nie znamy jej szczegółów. A byłoby, o czym pisać...
Pilecki-żołnierz, Pilecki-współpracownik służb, to może i Pilecki-rolnik? Jak najbardziej i to pełną gębą - w 1926 roku przejmuje od rodziców majątek Sukurcze i zaczyna pracę na gospodarstwie. A było to nie byle jakie gospodarstwo, bo obejmujące kilkaset hektarów i dwór, stanowiący niegdyś siedzibę sejmików szlacheckich. Wprawdzie dawna świetność domu (w szczytowym momencie liczył kilkanaście pokoi) przeminęła z czasem i przewijającymi się przez posiadłość kolejnymi grupami sołdatów, ale i tak mógł on robić wrażenie. Zwłaszcza że wiązała się z nim legenda, którą Witold utrwalił w napisanym przez siebie poemacie: “Były tu przemowy i huczne zabawy, Świadczyć o tym mogły archiwa, komnaty. Gdy Jagiełło ponoć spotkał się z Jadwigą, “Dziesięć strzelań z łuku" - w Ostrowiu nad Dzitwą, Mając tam za ciasno, we dworze i stajniach, Ściągnięto do Sukurcz na huczną biesiadę".
Jeden z sześciu najodważniejszych konspiratorów II wojny (tak określił go brytyjski historyk, profesor Michael Foot) odnalazł w Sukurczach swoje miejsce na ziemi. Choć zarządzanie majątkiem nie należało do łatwych zadań i już na starcie Pilecki musiał zmierzyć się z problemami natury prawnej (jego ojciec oddał ziemię w dzierżawę rolnikowi z sąsiedztwa na niekorzystnych warunkach finansowych, syn walczył wiele miesięcy o unieważnienie umowy i powrót gruntów do rodziny w sądzie), czerpał z tego satysfakcję. Jak pisał w jednym z listów, "od dzieciństwa moją myślą przewodnią była praca na roli". Okazał się w miarę sprawnym, a na pewno nowoczesnym gospodarzem, jego folwark wyspecjalizował się bowiem w konkretnej dziedzinie. Nasz bohater postawił na produkcję nasion koniczyny i wychodził na tym całkiem nieźle.
Prace związane z majątkiem pochłaniały sporo czasu, nawet po jego podziale między rodzeństwo (w 1934 roku, Witold zachował ponad 100 hektarów - 37,5 hektara ziemi plus łąki i lasy, dwór, sad i budynki gospodarcze), i pan na Sukurczach nie mógł poświęcić wojsku tyle czasu, ile by chciał. Niemniej, regularnie stawiał się na ćwiczenia rezerwy, a przede wszystkim założył w powiecie lidzkim Konne Przysposobienie Wojskowe -organizację nawiązującą do tradycji polskiej lekkiej kawalerii z czasów Księstwa Warszawskiego. Jakim sposobem prowadził jeszcze działalność społeczna (m.in. naczelnik ochotniczej straży pożarnej, prezes mleczarni, z której masło trafiały aż na wileńskie stoły, pomysłodawca lokalnego kółka rolniczego), historycy głowią się do teraz.
A przecież to nie koniec - w wolnych chwilach Witold Pilecki spełniał się artystycznie. Nie była mu dana kariera malarza - musiał przerwać studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie - ale rekompensował to sobie obrazami tworzonymi w Sukurczach, głównie o tematyce religijnej. Spod jego ręki wyszły choćby portrety św. Antoniego i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, obecnie stanowiące wyposażenie kościoła w Krupie (dziś wieś na Białorusi). Pamiętał też o rysunku, szczególnie przy zabawach z dziećmi (w 1931 roku wziął ślub z Marią z Ostrowskich, mieli syna Andrzeja i córkę Zofię) - w ich książkach i zeszytach kreślił gnomy, duszki i inne baśniowe stwory. To dopiero początek - dla swoich pociech wycinał zabawki z drewna i przenosił się z nimi w najodleglejsze krainy świata, przebierając, a to syna za samuraja, a to córkę za gejszę itd. Niestety, ta sielanka skończyła się raz na zawsze 1 września 1939 roku - Witold wyruszył na wojnę, z której nigdy już do Sukurcz nie wrócił...
Przy pisaniu tekstu korzystałem z publikacji: "Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz" Adama Cyry, “Ochotnik. O rotmistrzu Witoldzie Pileckim" Marco Patricellego, "Rotmistrz Witold Pilecki (1901-1948)" Jacka Pawłowicza i “Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948" Wiesława Jana Wysockiego.