Reklama

Pragnienie posiadania egzotycznych zwierząt napędza znaczną część handlu rzadkimi gatunkami. Chętnych na posiadanie wyjątkowych pająków, ptaków, ryb, ssaków i gadów przybywa. Codziennie na lotniskach, w portach i firmach kurierskich na świecie pojawiają się żywe zwierzęta. Okazy są częścią legalnego handlu dziką fauną i florą, którego wartość szacuje się na ponad 220 miliardów dolarów rocznie.

Równolegle do legalnej części tego biznesu kwitnie nielegalny proceder, wart - jak ocenia Interpol - 20 miliardów dolarów. To jeden z największych i najbardziej dochodowych sektorów przestępczości na świecie.

Reklama

Zwierzęta z czarnego rynku trafiają nie tylko do indywidualnych "pasjonatów". Wykorzystywane są również do innych celów, takich jak moda, tradycyjna medycyna i - co może zaskakiwać - narkotyki. Okazuje się bowiem, że jedna z jadowitych ropuch jest niezwykle poszukiwana ze względu na psychodeliczne działanie jej toksyny.

Koralowce, krokodyle i żółwie na czele listy

"Handel dziką fauną i florą wzrósł w ciągu dwudziestu lat" - stwierdzono w trzecim światowym raporcie o przestępstwach związanych z dziką przyrodą zaprezentowanym w maju przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC). W 169-stronicowym dokumencie zauważono, że problem dotyczy około 4000 gatunków z czego 3250 jest zagrożonych wyginięciem i objęte są międzynarodową konwencją.

Na całym świecie przechwytywany nielegalny handel osiągnął najwyższy poziom podczas pandemii COVID-19 w 2020 i 2021 r., kiedy konfiskaty stanowiły około 1,4-1,9 proc. światowego handlu dziką fauną i florą, w porównaniu z 0,5-1,1 proc. w poprzednich czterech latach.

- Nie idzie to w dobrym kierunku - powiedział Steven Broad, jeden ze współautorów raportu w rozmowie z AFP.

"Globalny zasięg i skala przestępstw przeciwko dzikiej faunie i florze pozostają znaczne" - stwierdzono w raporcie, wzywając do podjęcia środków zaradczych, takich jak bardziej spójne egzekwowanie i skuteczne wdrażanie przepisów antykorupcyjnych.

Jedną z nielicznych pozytywnych wiadomości jest to, że w ciągu ostatniej dekady spadły kłusownictwo, liczba konfiskat i ceny rynkowe w przypadku "kultowych" towarów pochodzących z ciosów słoni i rogów nosorożców. - To dowód, że można tego dokonać - powiedział Broad.

UNODC ostrzega, że handel dziką fauną i florą może "zakłócić delikatne ekosystemy". "Niektóre z gatunków najbardziej dotkniętych chorobą - jak rzadkie storczyki, sukulenty, gady, ryby, ptaki i ssaki - nie zajmują zbyt wiele uwagi opinii publicznej, chociaż wydaje się, że handel dziką fauną i florą odegrał główną rolę w ich lokalnym lub globalnym wyginięciu" - zauważono.

- Przestępczość przeciwko dzikiej przyrodzie wyrządza niewyobrażalne szkody naturze, a także zagraża źródłom utrzymania, zdrowiu publicznemu (niektóre gatunki przenoszą rzadkie choroby -red.) i zdolności naszej planety do walki ze zmianami klimatu - wyjaśnia Ghada Waly, dyrektor wykonawczy Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości.

Raport opiera się między innymi na 140 000 zapisów dotyczących konfiskat dzikich zwierząt, które według doniesień miały miejsce w latach 2015-2021. Najczęściej konfiskowano koralowce (16 proc. wszystkich konfiskat), a następnie krokodyle i żółwie (9 proc.).

Podkreślono jednak, że "rzeczywisty poziom handlu dziką fauną i florą jest oczywiście znacznie większy niż odnotowane konfiskaty". "Korupcja i technologie zwiększają zdolność handlarzy do dotarcia na rynki światowe".

Tysiące żółwi w paczkach

Na tyłach biurowca w Torrance w Kalifornii znajduje się mały pokój, w którym rozchodzi się smród gnijących truskawek. Siedzący przy biurku śledczy obserwuje, jak jego dowody pełzają po kawałkach drewna w pięciu otwartych plastikowych zbiornikach.

To terapeny ozdobne, zwane też żółwiami pudełkowymi (Terrapene ornata). 40 okazów tych pochodzących ze wschodniej części Ameryki Północnej, z dorzecza Missisipi, gadów znaleziono w Los Angeles w placówce poczty zajmującej się międzynarodowymi przesyłkami. Zwierzęta były zapakowane w serię pudeł, miały trafić do Azji.

Przesyłki były oczywiście nielegalne. Terapeny ozdobne są gatunkiem zagrożonym wymarciem, znajdują się w Czerwonej Księdze.

Wszystkie skonfiskowane żółwie są nie tylko dowodem zbrodni, ale także jej ofiarami. Zrozpaczone, prawdopodobnie chore i oddalone o pół kontynentu od domu, którego prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczą, żółwie potrzebują specjalistycznej opieki.

To tylko jeden z przykładów wielkiego problemu, jakim jest handel dziką fauną i florą. A jeśli komuś wydaje się, że nielegalny transport 40 okazów żywych zwierząt to dużo, to znaczy, że wciąż nie wyobraża sobie rzeczywistej skali procederu.

W grudniu 2023 roku światowe media obiegła sensacyjna informacja o przechwyceniu w międzynarodowym porcie lotniczym Lima-Jorge Chávez 4000 żywych żółwi amazońskich.

Wśród gadów były żółwiątka z gatunku arrau (Podocnemis expansa) - największy żółw rzeczny w Ameryce Południowej - i żółw rzeczny terekaj (Podocnemis unifilis) z charakterystycznymi żółtymi plami na głowie, które z wiekiem zanikają. Oba gatunki są oczywiście zagrożone wyginięciem.

Tysiące gadów, jak podała peruwiańska Krajowa Służba Leśnictwa i Dzikiej Przyrody w oświadczeniu, znaleziono w małych przezroczystych plastikowych pojemnikach umieszczonych wewnątrz kartonowych pudełek. Zwierzęta miały trafić do Indonezji. Jaja i mięso żółwi słodkowodnych w niektórych częściach świata uchodzą za wyjątkowy przysmak. 

Tysiące okazów w Polsce

Także w Polsce każdego miesiące dochodzi do konfiskat gatunków objętych ochroną na mocy konwencji waszyngtońskiej (CITES - międzynarodowy układ, który ogranicza transgraniczny handel różnymi gatunkami roślin i zwierząt oraz wytworzonymi z nich produktami).

Na początku czerwca funkcjonariusze podkarpackiej Krajowej Administracji Skarbowej udaremnili przemyt koralowca. - Okaz należał do gatunków zagrożonych wyginięciem - poinformowała rzeczniczka Izby Administracji Skarbowej w Rzeszowie podkom. Edyta Chabowska.

Koralowiec rafotwórczy (Scleractinia) ukryty był w bagażu wjeżdżającej do Polski przez przejście w Korczowej obywatelki Ukrainy. Kobieta nie posiadała wymaganego zezwolenia na jego przywóz. - W związku z naruszeniem przez nią przepisów ustawy o ochronie przyrody, funkcjonariusze zatrzymali koralowca do dalszego postępowania - przekazała podkom. Chabowska. 

Kobietę też czekają surowe konsekwencje. Nielegalny przewóz przez granicę UE gatunków zagrożonych wyginięciem jest przestępstwem zagrożonym więzieniem od 3 miesięcy do 5 lat.

W 2023 roku podczas kontroli tylko na przejściach granicznych w woj. podkarpackim, funkcjonariusze KAS wykryli nielegalny przewóz blisko 1,3 tys. okazów CITES.

Do przejęcia nielegalnych okazów objętych ochroną dochodzi nie tylko na przejściach granicznych. Również na początku czerwca policjanci zatrzymali jednego z wystawców podczas targów terrarystyczno-botanicznych w Krakowie. 54-latek handlował chronionymi gadami i posługiwał się podrobioną dokumentacją. Mężczyzna, mieszkaniec województwa świętokrzyskiego, na swoim stanowisku prezentował cztery warany i 15 żółwi różnych gatunków.

W trakcie przeszukania mieszkania mężczyzny mundurowi natrafili na martwe i żywe okazy gatunków objętych konwencją waszyngtońską. Wśród nich były m.in.: martwy wąż Trimeresurus (rodzaj jadowitych węży z podrodziny grzechotników w rodzinie żmijowatych), a także żywe okazy 13 węży tego samego gatunku, pytona siatkowego (Python reticulatus), węża zbożowego (Pantherophis guttatus), cztery legwany fidżyjskie (Brachylophus fasciatus), jedną jaszczurkę z rodziny scynkowatych, cztery gekony Phelsuma borbonica z wyspy Reunion. Zwierzęta zostały przekazane biegłemu lekarzowi weterynarii.

Najciemniej pod latarnią

Handel nie ogranicza się oczywiście wyłącznie do żywych okazów. Często nie mamy świadomości, że sami uczestniczymy w tym procederze. Wystarczy, że zamówimy w restauracji egzotyczną rybę lub kupimy jakiś produkt wykonany ze zwierzęcej skóry lub z drewna.  

Czasem dochodzi do sytuacji kuriozalnych, jak w przypadku nagłośnionej w ubiegłym roku sprawy więzienia Mocovi w boliwijskim Trinidadzie (departament Beni). Okazało się, że osadzeni czerpią milionowe zyski z produkcji odzieży i pamiątek wykonanych m.in. ze skór jaguarów.

Jakby tego było mało promowaniem produktów zajmował się dyrektor tej penitencjarnej jednostki, o czym doniosła organizacja World Animal Protection, której przedstawiciele dostarczyli niezbitych dowodów w postaci nagrań. Widać na nich, jak więźniowie pod nosami strażników pracują przy produkcji portfeli, kapeluszy, pasków i torebek, łamiąc przy okazji prawa, które powinny chronić zagrożone gatunki.

Materiał szczegółowo pokazał, w jaki sposób skóry dzikich zwierząt dostarczane są przez myśliwych i lokalnych sprzedawców.  - Możemy wykonać do dwudziestu przedmiotów w ciągu trzech dni, zarabiając wystarczająco na utrzymanie - mówi na wideo jeden ze skazanych.

Gotowe produkty są następnie odbierane przez handlarzy, a później trafiają na lokalne rynki i sprzedawane, głównie zagranicznym turystom.

Zgodnie z boliwijskim prawem osobom przyłapanym na nielegalnym handlu dziką fauną i florą grozi kara do sześciu lat więzienia. Nie wiadomo, czy któryś z więźniów zajmujących się produkcją przedmiotów na rynek odbywał karę za nielegalne kłusownictwo.

Wyjątkowy przypadek wikunii

Nie każdy handel dziką przyrodą jest jednak szkodliwy. - W rzeczywistości może być wręcz przeciwnie - zapewnia były dziennikarz James Fair, od ponad 30 lat zajmujący się ochroną przyrody w Ameryce Południowej.

Jego słowa potwierdza Anastasiya Timoshyna z grupy monitorującej handel dziką fauną i florą TRAFFIC, która twierdzi, że debata publiczna na temat tego, w jaki sposób ludzie wykorzystują dzikie gatunki i czy jest to korzystne dla ich długoterminowej ochrony, jest zwykle czarno-biała. Rzadko jest przedstawiana w pełnej złożoności.

- Ludzie oglądają jedynie nagłówki. A rzeczywistość jest taka, że ​większość handlu dzikimi gatunkami jest legalna i zrównoważona - powiedziała w rozmowie z BBC Wildlife.  Ba, zdarzają się przypadki, że proceder ma korzystny wpływ na populacje. Jako przykład podaje wikunie (Lama vicugna) - południowoamerykańskie krewne wielbłądów i gatunek, z którego udomowiono alpaki. Co roku są strzyżone w Boliwii i Peru ze względu na ich niezwykle cienką wełnę, z której szyje się szaliki, etole i inną odzież. Mogą one być oszałamiająco drogie.

Handel tymi produktami doprowadził do tego, że na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku globalna populacja wikunii spadła z szacowanej przedkolonialnej wynoszącej dwa miliony do zaledwie 10 000, a gatunek znalazł się na skraju wyginięcia.
Obecnie liczba wikunii powróciła do około 500 000, co wynika z kontrolowanego handlu wełną, który umożliwił lokalnym społecznościom dzielenie się korzyściami z niego płynącymi.

Dilys Roe z Międzynarodowego Instytutu Środowiska i Rozwoju oraz ekspert w dziedzinie zrównoważonego handlu dziką fauną i florą mówi wprost: - Wikunia na Czerwonej Liście IUCN osiągnęła status gatunku "najmniejszej troski" z kategorii krytycznie zagrożonej.

Roe napisała serię studiów przypadków na potrzeby Konwencji o międzynarodowym handlu gatunkami zagrożonymi (CITES). - Działający w tej branży mają naprawdę fajne powiedzenie, które brzmi: "Strzyżona wikunia to wikunia uratowana". Jest oczywiste, że to właśnie spowodowało zmianę losu tego gatunku - przekonuje.

Giną zwierzęta, giną ludzie

Eksperci podkreślają jednak, że każdy przypadek należy traktować oddzielnie. Handel wyrobami jednego gatunku może go zbawić; handel innymi może doprowadzić do niemal wyginięcia.

Tak właśnie stało się po szale popytu na wyroby pochodzące ze smaganego wiatrem płaskowyżu Tybetu. Doprowadził on do niemal całkowitego wyginięcia żyjącego tam cziru (Pantholops hodgsonii), rodzaju koziorożca występującego na wysokościach 3700-6000 m n.p.m. Szale wykonane z jego wyjątkowo miękkiej wełny zwanej shahtoosh kosztują nawet 20 tysięcy dolarów.

Problem w tym, że w przeciwieństwie do wikuni, cziru tybetańskich nie można złapać, więc wełnę można pozyskać tylko po ich zabiciu. W efekcie kłusownictwo w latach 80. i 90. XX wieku doprowadziło do wyginięcia 90 proc. populacji tego zwierzęcia.

Handel nielegalną dziką fauną i florą nie tylko niszczą środowisko i zabijają zagrożone gatunki, ale kosztuje życie funkcjonariuszy odpowiedzialnych za egzekwowanie przepisów - co roku kłusownicy zabijają nawet 100 strażników leśnych.

- Przestępstwa przeciwko dzikiej przyrodzie stały się jedną z największych działalności przestępczych na świecie. Widzieliśmy, że opiera się na przemocy zbrojnej, korupcji i jest powiązana z przestępstwami finansowymi, począwszy od prania pieniędzy po finansowanie innych form międzynarodowej przestępczości zorganizowanej - stwierdził dyrektor wykonawczy służb policyjnych Interpolu Stephen Kavanagh.