Reklama

Mimo że już na początku książki dowiadujemy się, iż grecka wyprawa została wymyślona jako chwyt retoryczny, a trzy prawdy głoszone przez pseudowyrocznię są tak naprawdę trzema wielkimi kłamstwami, które książka zwalcza, nie sposób pomyśleć, że wielu z nas słucha współcześnie szarlatanów, którzy takie i inne podobne nieprawdy głoszą z wielkim przekonaniem. Spotykamy ich w szkołach, w mediach, na uniwersytetach. Ich nauczanie przenika nasze myślenie o tym, jak wychowywać dzieci, jak traktować i uczyć młodzież. Potem te trzy kłamstwa przyświecają nam, gdy młodzi ludzie stają się obywatelami, a rolę wychowawcy, nauczyciela, a przynajmniej opiekuna, przejmie państwo. Właśnie przeciwko takiemu wychowywaniu, które sprowadza się do "rozpieszczania umysłu", napisano tę ważną książkę.

Trzy kłamstwa pseudowyroczni przenikają coś, co można by nazwać edukacją populistyczną. Haidt, amerykański psycholog, i Lukianoff, prawnik i obrońca wolności słowa, wykazują, że całe nasze doświadczenie i wiedza, a także coś, co nazywamy odwieczną mądrością, zamkniętą w tradycyjnych przekazach, tym kłamstwom się sprzeciwiają.

Reklama

Kiedyś wierzyliśmy, że wystawienie na trud i znój wzmacnia człowieka. Dzisiaj naszym dzieciom zapewniamy, jak piszą autorzy, już nie tylko bezpieczeństwo fizyczne, ale i psychiczne. Nie tylko martwimy się, by nie wpadły pod samochód i by ich nikt nie porwał, ale chcemy, aby nie zostały zranione słowem, skrzywdzone oceną, zaatakowane odmiennym poglądem. To powoduje, że kiedy rosną, takiej samej psychicznej opieki oczekują najpierw od szkoły, potem od uniwersytetu, a w końcu od państwa. Chcą funkcjonować w komfortowych, mentalnych bańkach, w których nie będą musiały konfrontować się z odmiennością.

Haidt i Lukianoff piszą, że u tak ukształtowanych obywateli zmniejsza się poparcie dla wolności słowa, a tym samym zwiększa się poparcie dla rozmaitych form cenzury. Bo jeśli słowo i pogląd mogą ranić jak kamień lub kij, to należy tego zabronić, jak zabrania się atakowania kamieniem czy kijem. To zagrożenie już nie wychowawcze, edukacyjne, ale państwowe. Bez swobodnej wymiany myśli, a więc także myśli czasami trudnej do przyjęcia, a nawet krzywdzącej, zdrowe, demokratyczne społeczeństwo nie może dobrze funkcjonować, bo nie może prawdziwie dyskutować.

Drugie kłamstwo, zachęcające, aby zawsze podążać za swoimi emocjami, jest równie niebezpieczne. Dawne mądrości nakazywały emocjonalność ograniczać, przedstawiały rozum jako woźnicę, który powstrzymuje rozjuszone rumaki naszych uczuć, i w ten sposób nie pozwala nam wypaść z drogi. Współczesna edukacja i współczesna technologia zachęcają, by na swoich emocjach się skupiać i za nimi podążać - jasne jest wszak, że czucie i wiara mówią do nas głośniej niż psychologa szkiełko i oko.

Nasze dzieci zachęcamy, by "były sobą", zapominając, że żeby być sobą, najpierw trzeba być kimś. Ten wgląd w siebie promują media społecznościowe - mechanizm Instagramowej czy Facebookowej rolki pozwala przez wiele godzin podążać za swoimi emocjami. Wspiera to algorytm, który mierzy zaangażowanie emocjonalne długością skupienia i podrzuca kolejne, podobne treści. Tym samy podróż w głąb swoich emocji zamienia się w nieograniczoną konsumpcję doświadczeń - o kończy się, jak każda nadmierna konsumpcja, niedobrze.

W efekcie drugie kłamstwo zwiększa zagrożenie kreowane przez pierwsze. Ktoś, kto wierzy swoim emocjom i uznaje je za najważniejsze na świecie, nie chce, aby zostały urażone. Potrzeba ochrony staje się jeszcze bardziej paląca. A dodatkowo, ktoś poddany ciągle treningowi skupiania się na swych emocjach ewoluuje od homo sapiens, a więc człowieka myślącego, w kierunku homo affectus - człowieka odczuwającego. A ten jest bardziej podatny na populistyczne narracje, które zawsze opierają się na emocjach: oto ktoś chce nas okraść, ktoś zostawił nam Polskę w ruinie, ktoś chce nam odebrać gotówkę i bezczelnie zmusić do używania kart płatniczych (ostatnia narracja Zbigniewa Ziobry). Emocjonalne są wezwania do przywrócenia kary śmierci zawsze, kiedy dokona się okropna zbrodnia, emocjonalne są wezwania do nienawiści wobec "innych", bo stanowią zagrożenie. Cały populizm wzrasta na glebie emocji, a nasze wychowanie tę glebę użyźnia.

I tu nadchodzi kłamstwo trzecie, o którym piszą Haidt i Lukianoff: kształtujemy w naszych dzieciach przekonanie, że świat jest jak czarno-biały film i że ludzie w nim występujący są podobnie jednoznaczni: albo całkowicie źli, albo całkowicie dobrzy. Nie jest oczywiście przypadkiem, że najczęściej za dobrych uważamy tych, którzy są do nas podobni, myślą tak samo, przebywają w tej samej bańce i mają te same emocje. W efekcie dobrych kochamy, złych nienawidzimy i w ten sposób ponownie stajemy się wymarzonym adresatem komunikatów populistycznych.

One także dzielą świat na pół, najczęściej murem. Po jednej stronie są wspaniałe, godne szacunku istoty, po drugiej potwory - nawet jeśli tymi rzekomymi potworami są małe dzieci, zamarzające za naszą wschodnią granicą. Ale to czarno-białe patrzenie na świat nie ogranicza się do sytuacji ekstremalnych. Powoduje ono, że społeczeństwa dzielą się na plemiona, wzajemnie się nienawidzące: libków i lewaków, katoli i ateistów, tych głosujących na PO i tych głosujących na PiS, demokratów i republikanów. Życie społeczne staje się walką, zamiast relacji jest tylko nienawiść, a każdy kontakt ponad podziałami uznaje się za zdradę.

Haidt i Lukianoff w długim, przekonującym wywodzie pokazują, że trzecie kłamstwo powinniśmy zastąpić prawdą Sołżenicyna: linia podziału między dobrem i złem przebiega przez serce każdego człowieka. Albo starą, indiańską mądrością, że w każdym z nas walczą ze sobą dobry i zły wilk, a wygrywa ten, którego bardziej karmimy. Polaryzacja społeczna, która jest efektem trzeciego kłamstwa, zagraża demokracji. Skoro bowiem inny jest wrogiem, nie da się z nim współpracować, ale trzeba go zniszczyć. Nie ma też sensu dawać mu prawa głosu, czy wysłuchiwać jego opinii. Po co więc ta demokracja?

"Rozpieszczony umysł" to ważna i mądra książka, która, choć nie cytuje naszego Jana Zamoyskiego, realizuje jego powiedzenie: "takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Pokazuje, że to, jak uczymy i wychowujemy nasze dzieci, ma wpływ na funkcjonowanie naszego państwa i społeczeństwa. Że procesy zachodzące współcześnie, w szczególności nadopiekuńczość i tzw. rodzicielstwo helikopterowe, a także odrzucenie pewnych tradycyjnych zasad kształtowania serc i umysłów, prowadzi do złych społecznie skutków. Jest to głos rozsądku, plasujący się między ideologicznymi skrajnościami, reprezentowanymi z prawej strony przez ministra Czarnka, a z lewej przez zwolenników całkowicie bezstresowego wychowania w duchu postmodernistycznym, w którym każdy standard i każde wyzwanie jest opresją. Gdy książkę tę przeczytałem po raz pierwszy, opublikowałem na YouTube recenzję wideo zatytułowaną "Maminsynek nie będzie dobrym obywatelem". Teraz czytelnik polski ma możliwość przekonać się, dlaczego jest to głęboka prawda, do czego gorąco zachęcam.