Restauracja na plaży, kilkadziesiąt metrów od oceanu. Niemal wszyscy klienci tego lokalu to Europejczycy. Siedzą przy stołach, jedzą. Ci, którzy spożyli już obiad, przenoszą się na leżaki i tam odpoczywają albo popijają soki ze świeżych owoców. Sielski obrazek.
Moją uwagę przykuwa jeden leżak. Na oko sześćdziesięcioletnia Brytyjka (tego akcentu nie da się pomylić z żadnym innym) wyleguje się w stroju kąpielowym, a obok niej siedzi młody Afrykańczyk. Uśmiechnięty, umięśniony, dobrze wyglądający. Jak malowany. Sięga po krem do opalania i smaruje kobiecie plecy. Kilka minut później karmi ją sałatką owocową.
Senegambia, najbardziej turystyczna okolica w całym kraju. Tutaj wszystkie restauracje przypominają standardem i kartą dań europejskie lokale. Bezpieczeństwa pilnuje specjalna komórka policji.
Środkiem ulicy idzie biała seniorka. Siwe, liche już włosy zawiązała w dwa warkocze. Nałożyła na siebie różową koszulkę i krótkie spodenki. Za ręce trzyma dwóch młodych chłopaków. Tutejszych. Świetnie zbudowanych. W wieku jej potencjalnych wnuków.
Idę na spacer po plaży z narzeczoną. Rozmawiamy, śmiejemy się, robimy zdjęcia. Nagle podchodzi do nas chłopak i pyta, skąd jesteśmy. Konwersacja nabiera tempa. W końcu nasz interlokutor chce wiedzieć, czy nie szukamy przypadkiem przyjaciela w Gambii. Zaczynam wyczuwać, co się święci. Mój reporterski zmysł krzyczy: brnij w tę rozmowę. Tak robię.
Kolejny krok młodego Afrykańczyka to pytanie o nasz hotel. Nie podaję mu prawdziwej nazwy. Zmyślam na poczekaniu. Parę minut później - bum! Maska opadła. Dostajemy propozycję. Nowo poznany Gambijczyk oferuje nam swoje usługi. Chce być - jak to określił - towarzyszem miesiąca miodowego.
W Gambii PKB na osobę wynosi - według danych za 2024 rok - 909 dolarów amerykańskich. To 177. wynik na 197 sklasyfikowanych przez Bank Światowy państw. Dla porównania - w Polsce PKB per capita to przeszło 25 tysięcy USD. Przepaść.
Bieda i brak perspektyw na całym świecie dają podobne rezultaty. Pchają ludzi w stronę przestępczości lub prostytucji. W Gambii większych problemów z tą pierwszą nie ma, za to druga przybiera unikalną formę. Jest antytezą tego, co znamy w Europie. Prostytuują się bowiem młodzi mężczyźni. A klientkami są białe turystki, w zdecydowanej większości - znacznie od nich starsze.
Przez ponad tydzień przyglądałem się temu zjawisku na miejscu. Byłem w restauracjach znanych z takich schadzek. Obserwowałem miłosne gniazdka wite na plażach. W końcu też porozmawiałem z dwoma Gambijczykami, którzy doskonale orientują się w temacie seksturystyki w swojej ojczyźnie.
Solidne miesięczne zarobki w Gambii to około 120 dolarów. Na tyle może liczyć policjant. Większość społeczeństwa zarabia jednak znacznie mniej, a spora część - w ogóle nie wykazuje dochodów. Jednocześnie Gambia coraz szerzej otwiera się na turystów. Na jedynym międzynarodowym lotnisku w kraju codziennie lądują samoloty z Polski, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Przybysze z Europy przywożą pieniądze - a wraz z nimi szanse Gambijczyków na wyrwanie się z marazmu.
- Przyjeżdżają do nas różni ludzie. Część z nich chce zrelaksować się przy basenie i na plaży, inni stawiają sobie za cel poznanie naszej kultury, jeszcze inni ruszają na safari. A są też tacy, którzy przybywają tutaj po seks - mówi mi otwartym tekstem Modoulamin, z którym spotkałem się w hotelowym ogrodzie. Młody mężczyzna zgodził się porozmawiać ze mną o seksturystyce, o której wie naprawdę dużo. Wraz z nim na spotkanie przybył też Karamo. Obaj mają znajomych i przyjaciół, którzy prostytuują się.
Moi rozmówcy, zanim usiedliśmy przy stole, kilkukrotnie upewnili się, że jesteśmy w ustronnym miejscu. To, o czym zamierzali mi opowiedzieć, jest jednym z największych tematów tabu Afryki Zachodniej. Nawet ich najbliżsi nie wiedzą, że Modoulamin i Karamo zadają się z męskimi prostytutkami.
- Nasze rodziny nie zaakceptowałyby tego. To najpilniej strzeżony sekret - słyszę od Karamo.
Skoro samo kolegowanie się z męskimi prostytutkami należy ukrywać przed rodziną, nietrudno domyślić się, że wykonywanie tej pracy wiąże się z jeszcze większą dozą ostrożności i tajemniczości. Jeśli sprawa się wyda, chłopaka czeka wygnanie.
- Nie pomogą żadne pieniądze i prezenty otrzymywane dzięki tej pracy. W Gambii pokutuje myślenie, że to hańba dla rodziny. Nawet jeśli chłopak dzięki seksturystyce utrzymywał najbliższych, nie znajdzie zrozumienia. Będzie musiał odejść ze społeczności - tłumaczy mi Karamo.
To absurd - myślę. Przejechałem sporą część Gambii, byłem w miastach i zapomnianych wioskach. Zaglądałem w okna domów i przez dziury w ścianach blaszaków. Wiem, co znaczy gambijska bieda. Nie mogę zrozumieć wyrugowania tych, którzy starają się jej przeciwstawić. Nawet jeśli robią to wątpliwymi moralnie sposobami.
Dzielę się swoją opinią z Modoulaminem i Karamo.
- Mamy kilku kolegów i przyjaciół, którzy zarabiają na życie w ten sposób. Wiemy o tym, bo sami nam powiedzieli. Rozumiemy ich położenie, nie oceniamy ich. Rząd nie pomaga, możliwości pracy też są bardzo ograniczone. Jeśli urodziłeś się w Gambii, masz pecha. Musisz znaleźć sposób na przeżycie. Dla wielu chłopaków seksturystyka to jedyne wyjście - konkluduje Modoulamin.
- Często jest tutaj tak, że jeden mężczyzna musi utrzymać kilka albo kilkanaście osób. Niekiedy nie jest to nawet ojciec, lecz najstarszy z synów. Potrzeba pieniędzy na jedzenie, dochodzą wydatki na szkołę, na leczenie, bo choroby nie są tu rzadkie. Taki człowiek staje w sytuacji bez wyboru. Musi wejść do tego biznesu, bo inaczej jego najbliżsi będą głodować - dodaje Karamo.
Gambia to kraj muzułmański. Ponad 90% społeczeństwa wyznaje islam. Seks pozamałżeński jest tu bardzo źle widziany, prostytucja - zakazana. A co dopiero prostytucja mężczyzn. To, że seksturystyka kwitnie, jest tajemnicą poliszynela, ale tylko wzdłuż wybrzeża. Im dalej w głąb kraju, tym bardziej temat ten staje się nieznany. Tam, gdzie większość turystów nie dociera, lokalni mieszkańcy autentycznie nie mają pojęcia o procederze.
Męskie prostytutki operują bowiem w jasno określonych rewirach. Wiedzą, po co tam są, a białe klientki wiedzą, czego tam szukają.
- Gwarantuję ci, że jeśli wyszedłbym dziś wieczorem w fajnych ubraniach na Senegambię, kilka Europejek zaproponowałoby mi wspólną kolację. Ja sam nie musiałbym ich zaczepiać. Często to one szukają, wybierają sobie cele - mówi Karamo z poważną miną. I wiem, że nie żartuje.
Chłopcy, którzy świadczą usługi seksualne, pochodzą z różnych rejonów Gambii. Część z nich to także przybysze z innych afrykańskich krajów - Mali, Nigerii czy pobliskiej Gwinei Bissau. Nie oddalają się zbytnio od plaż i stref hotelowych, aby nie ryzykować spotkania z bliskimi i znajomymi. Tam, w turystycznej bańce, są bezpieczni.
Wokół takich miejsc są dobrze wyposażone apteki. Pewnie najlepiej w całej Gambii. Chłopcy zaopatrują się w nich w prezerwatywy, szczepionki, witaminy, leki. Muszą być zdrowi i w dobrej formie. Jeśli zaraziliby klientkę jakąś chorobą, straciliby źródło utrzymania.
Jako że zaczęliśmy rozmawiać na coraz wyższym poziomie szczegółowości, postanowiłem przejść do tematu zarobków. To przecież właśnie pieniądze są katalizatorem tego biznesu. Bieda miejscowych i dostatek przyjezdnych zderzają się w Gambii niczym dwa fronty atmosferyczne.
Znając średnie uposażenie Gambijczyków, chciałem dowiedzieć się o stawkach, które można zarobić w seksturystyce. Przygotowując się do podróży, natknąłem się na informacje, że w grę wchodzi nawet 100 euro za noc.
-To tylko część prawdy. Szczerze mówiąc, w tym biznesie jest jak na afrykańskim targu - nie ma z góry ustalonych cen. Wszystko zależy od tego, na kogo się trafi. Można mieć szczęście i wpaść w oko bogatej turystyce. Wtedy nawet 200 euro za noc nie jest problemem. Do tego często dochodzą prezenty czy pieniądze dla najbliższych - wyjaśnia Modoulamin.
Męskie prostytutki (w Gambii niekiedy nazywane bumsters) nigdy nie poprzestają bowiem na wykonaniu usługi. Z całych sił dążą do tego, aby zbudować relację z klientką. Wraz z jej pogłębianiem chłopcy zaczynają otwierać się i opowiadać o wszystkich trapiących ich problemach - część z nich prawdziwych, a część zmyślonych.
Standardowa narracja to chorzy rodzice, niedożywione młodsze rodzeństwo, niepełnosprawny wujek, który potrzebuje wsparcia. Jeśli klientka okaże dobre serce i wesprze finansowo swojego kochanka, ten po czasie napotyka kolejne zdarzenia losowe. Na przykład: siostra potrzebuje podręczników do szkoły. I funduszy, aby zapłacić czesne. Problemy nigdy się nie kończą. A przynajmniej dopóki, dopóty biała bogaczka chce je rozwiązywać. Albo aż znajdzie się kolejna.
- Jeden z naszych przyjaciół, mając niewiele ponad 20 lat, poślubił blisko 60-letnią Brytyjkę. To małżeństwo na odległość, ona przylatuje do Gambii kilka razy do roku. Wciela się wtedy w rolę tradycyjnej afrykańskiej żony- ubiera długie suknie, sprząta, gotuje, pierze, chodzi na targ. Natomiast cały czas, nawet gdy jest w Wielkiej Brytanii, wspiera finansowo nie tylko swojego męża, ale również całą jego rodzinę. Wyremontowała im dom, otworzyła sklep, dzięki któremu mogą zarabiać - relacjonuje Modoulamin.
W świecie bumstersów małżeństwo jest jednym z dwóch celów ostatecznych. Drugi to wyjazd z ukochaną do Europy. Bardzo często oba te zjawiska przenikają się nawzajem.
- Chłopcy mają tu takie powiedzenie: Na plaży w Senegambii jesteś jedną nogą w Afryce, a drugą - w Europie - mówi Karamo.
Tak naprawdę jednak droga na Stary Kontynent jest długa. I większość prostytuujących się afrykańskich mężczyzn nigdy w nią nie wyruszy. Tylko promil, może procent bumstersów zbuduje na tyle silną relację, że druga strona poczuje coś w rodzaju miłości.
- Chłopcy robią wszystko, aby tworzyć pozory prawdziwej randki, kiełkującego uczucia. To nigdy nie jest tylko seks. Zaczyna się od spotkania, rozmowy, wspólnego posiłku. Później jest spacer plażą, a w jego trakcie - dzielenie się historiami z życia. Moim zdaniem niektóre Europejki naprawdę wierzą, że to autentyczna miłość. Wypierają ze swojej świadomości, że za każdym razem płacą za nią. Chcą po prostu poczuć się kochane - twierdzi Karamo.
- Pieniądze sprawiają, że każda kobieta znajdzie tu miłość. W naszej części świata nie możesz wybrzydzać, jeśli chcesz mieć za co żyć. Skoro klientka płaci, nikt nie będzie patrzył na to, czy jest stara, mało atrakcyjna czy pomarszczona - przyznaje Modoulamin.
***
Na chwilę zapada cisza. Nikt z nas nie czuje się nią jednak skrępowany. Cała trójka zdaje sobie chyba sprawę, że temat jest trudny, a milczenie pomaga przetrawić wypowiedziane i usłyszane słowa.
Po kilkudziesięciu cichych sekundach inicjatywę przejmuje Modoulamin.
- Powiem ci coś zupełnie szczerze - zaczyna, patrząc mi w oczy. - Gdyby bogata Europejka zaproponowała mi małżeństwo, zgodziłbym się. Miałbym w głowie całą swoją rodzinę, której los znacząco by się poprawił. Nie mógłbym pracować jako męska prostytutka, to dla mnie za dużo. Ale takie małżeństwo z rozsądku to coś, co mógłbym zrobić dla swoich najbliższych - deklaruje.
W tym momencie wiem, że to zdanie stanie się puentą mojego reportażu. Reportażu o dwojgu desperatach. O niej, która w imię miłości oddaje pieniądze. I o nim, który w imię pieniędzy oddaje miłość.