- Wielokrotnie zdarzało nam się korzystać z zaproszeń różnych ludzi. Jeśli ktoś mówi: koniecznie musicie nas odwiedzić, to ja takie zaproszenie traktuję bardzo poważnie. Często nam się to zdarzało. Byliśmy przez pół roku w Stanach Zjednoczonych, gdzie jeździliśmy samochodem z przyczepą i sporo osób zapraszało nas do siebie. Karmili nas, zajmowali się naszymi dziećmi - mówi Ola, która z mężem Pawłem i dwójką dzieci podróżuje po świecie, mieszkając w cudzych domach za darmo. No prawie, bo w house sittingu chodzi o to, by w zamian za zakwaterowanie, podczas nieobecności właściciela, wyprowadzić jego psa, nakarmić rybki i chomika, spędzić chwilę z kotem, podlać kwiatki albo najzwyczajniej zaludnić cztery ściany.
Dzięki zwykłym domowym obowiązkom możemy spędzić trochę czasu w nowym otoczeniu. I fakt, że mieszkamy za darmo to nie jedyna zaleta, bo zamiast ciasnego hotelowego pokoju mamy szansę trafić w niecodzienne miejsce i na drugim końcu świata poczuć się jak u siebie w domu.
- Najlepsze wspomnienia pozostawił ogromny dom na Cyprze, oddalony od morza o dokładnie 70 kroków. Jego właścicielka często wyjeżdżała pozostawiając koty. Willa z prywatnym wejściem na plażę zlokalizowana była niedaleko lotniska. Z okna sypialni rozpościerał się widok na pełne morze. Natomiast w Londynie przez trzy tygodnie opiekowaliśmy się małą hodowlą kotów, a nawet przyjmowaliśmy koci poród - dodaje.
-Zazwyczaj osoby, które udostępniają swoje cztery kąty, chcą w zamian opieki nad domem. To dotyczy szczególnie Europy. Jednak m.in. w Australii dom nie może stać pusty przez dłużej niż miesiąc, ponieważ ubezpieczalnie w razie wypadku bądź włamania nie wypłaciłyby odszkodowania. Tam funkcjonują agencje, które pośredniczą pomiędzy obiema stronami. Stworzył się z tego prawdziwy biznes, a house sitterzy dostają wynagrodzenie - wyjaśnia Paweł, współautor bloga "Osiem stóp".
W Wielkiej Brytanii większość firm ubezpieczeniowych odrzuca roszczenia, jeśli dom jest pusty przez okres dłuższy niż 30 dni. W Kanadzie wymagania są większe. Ubezpieczyciel może nie pokryć kosztów, jeśli dom pozostanie pusty przez ponad cztery dni.
Okazuje się jednak, że to nie jedyne rozwiązanie dla miłośników zmian. W Polsce bardziej popularny jest house swapping. - Polacy wolą się wymieniać i niechętnie pozostawiają obcym mieszkania na dłużej. U nas dominuje przekonanie "mój dom - moja twierdza". Natomiast wymiana stanowi taki wentyl bezpieczeństwa - jak ja pojadę do kogoś i ten ktoś przyjedzie do mnie, to będzie bardziej uważać, by czegoś nie zniszczyć - mówi Ola.
Z kolei na Zachodzie udostępniane są domy wakacyjne oraz te należące do firm, które zamieszkują pracownicy kontraktowi. - Te drugie traktuje się raczej jak miejsce użytkowe - dodaje Paweł.
Zarówno house sitting i house swapping polegają na wzajemnym zaufaniu obu stron i nie mogą się sprowadzać do znalezienia darmowej siły roboczej. I mimo że na pomysł wymieniania się domami wpadła grupa szwajcarskich nauczycieli w połowie XX w., to dzisiaj mamy do dyspozycji wiele portali, które pośredniczą w wymianie.
Jednym z nich jest "Trusted House Sitters" - równie intuicyjny, jak większość stron do rezerwowania noclegów, łącznie z zakładką z ocenami i komentarzami. Z tą różnicą, że za korzystanie z niego musimy zapłacić. Roczna subskrypcja kosztuje 169 dolarów, zarówno dla właściciela domu jak i osoby, która tymczasowo chce w nim zamieszkać. Opcja łączona to koszt 229 dolarów rocznie. Jeżeli mamy zamiar spędzić, chociaż kilka dni w roku na zasadach house sittingu, to i tak cena jest niewielka w porównaniu z kosztem hotelu. Jednak są też tańsze opcje. Więc jeśli żadna z dostępnych ofert nas nie zadowoli, to możemy sprawdzić: "HouseSitMatch", "Nomador", "HouseCarers" and "MindMyHouse". I ten ostatni może okazać się dobry na start, ponieważ jest najtańszy - roczna subskrypcja to jedynie 20 $. W ofercie serwisu znajduje się ponad 3,5 tys. "opiekunów" i ponad 5,5 tys. właścicieli domów. Ze statystyk serwisu wynika, że najwięcej osób pochodzi z krajów anglosaskich.
Gdy już się zalogujemy możemy wybierać spośród dziesiątek opcji - od małej chatki w Portland, przez dworek na południu Anglii, czy willę z basenem w Hiszpanii, kończąc na apartamencie w jednym z dubajskich wieżowców.
I choć pierwszy raz może wcale nie okazać się łatwy, to im bardziej przekonująco zachęcimy właścicieli domów, żeby to właśnie nas wybrali, tym większe mamy szanse. Dlatego podczas tworzenia profilu należy koniecznie szczerze napisać, kim jesteśmy, w jakim składzie podróżujemy, jakie są nasze doświadczenia i oczekiwania. Warto także wspomnieć o tym, co potrafimy.
- Zdecydowanie odradzam pisanie, że znamy się na kotach, jeśli nie mamy o nich pojęcia, by zwiększyć szansę na przyjęcie pod dach. Prawda może wyjść szybko na jaw, kiedy zwierzę zachoruje albo będzie przestraszone brakiem właściciela, a my nie będziemy wiedzieli, jak sobie z nim poradzić - mówi Paweł.
Autorzy bloga "Osiem Stóp" profil na MindMyHouse założyli pod koniec listopada z nadzieją na znalezienie przyjemnego lokum na święta i na Sylwestra. I mimo że nie udało im się znaleźć lokum w Barcelonie, po kilku dniach odezwała się do nich Helen, Brytyjka mieszkająca w Stambule. Po krótkiej rozmowie na Skype zdecydowali się kupić bilety na samolot.
Na tym nie kończą się możliwości, bo na Facebooku działa grupa o nazwie "Housesitting i Houseswapping Polska", gdzie pojawiają się ogłoszenia z całego świata, ale także lokalne. Więc jeśli zapragniemy pobyć nawet przez kilka dni w innym mieście w kraju, z pewnością znajdziemy coś dla siebie. O tym jak popularny jest "polski house sitting" świadczyć może liczba członków społeczności, która przekroczyła niedawno 11 tys.
"Mój mąż i ja mamy dom nad oceanem w Peru, gdzie słońce świeci 365 dni w roku. Szukamy dwóch osób, które byłby chętne zająć się domem od marca lub kwietnia, przez ok. trzy miesiące lub dłużej. Dom w chwili obecnej funkcjonuje jako hostel/pensjonat, więc jest też możliwość, gdyby ktoś chciał sobie dorobić, prowadzić dalej hostel" - pisze użytkowniczka Ola.
Jeśli nie planujemy podróży na inny kontynent, Agnieszka oferuje dom na Węgrzech. Czego oczekuje w zamian? "Szukamy miejsca w górach lub okolicach - nie mamy sprecyzowanych planów, chcemy po prostu wyjechać - wyjaśnia Agnieszka. "Zamienialiśmy się już na domy, także na tej grupie - mamy same pozytywne doświadczenia, więc pytajcie i piszcie śmiało" - dodaje.
"Szukamy kogoś, kto zaopiekuje się naszymi kotami. Mieszkanie znajduje się w Uster (Szwajcaria) i leży nad jeziorem Greiffensee. Alpy są 40 minut drogi samochodem" - zachęca Agata. Z kolei Mile oferuje dom pod Paryżem. "Mamy kota, którego trzeba nakarmić. My chętnie wybierzemy się w polskie góry, nad morze czy na Mazury, jak najdalej w dzicz" - dodaje.
Okazuje się, że rozwojowi house sittingu pomogła pandemia. Zamknięcie hoteli spowodowało, że część osób zdecydowała się tę formę podróżowania. - Co więcej, szkoły przeszły na tryb zdalny, przez co można było wyjechać z dziećmi na dłużej - mówi Ola.
Jak oboje twierdzą, podróże rozwijają, a same dzieciaki chłoną więcej, niż się nam wydaje. - Na Dominikanie usłyszeliśmy też, że rodzice często rezygnują ze swoich marzeń, żeby ich dzieci mogły realizować swoje. A dzieci żyją przykładem rodziców i też nie realizują swoich marzeń, by zaharowywać się dla swoich dzieci. My chcemy dać inny przykład. A one nam i tak na swój sposób pomagają, bo często otwierają nam drzwi, które normalnie pozostałyby dla nas zamknięte - dodają.