Mrówki kojarzą nam się przede wszystkim z wypadami do lasu, na biwak, kiedy opędzamy się od nich, bo wchodzą na koc i dobierają do słodyczy. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, by odczuwać przed nimi strach - są małe i radzimy sobie w ich odganianiu. Odegrały też znaczącą rolę w polskiej literaturze.
Wspomnienia z dzieciństwa nieodmiennie prowadzą do szkolnej klasyki, a konkretnie do tego fragmentu "Pana Tadeusza", który jak żaden inny zachęcał młodzież do lektury działa Adama Mickiewicza.
U bliskiej brzeziny
Było wielkie mrowisko. Owad gospodarny
Snuł się wkoło po trawie, ruchawy i czarny;
Nie wiedzieć, czy z potrzeby, czy z upodobania
Lubił szczególnie zwiedzać Świątynię dumania;
Od stołecznego wzgórka aż po źródła brzegi
Wydeptał drogę, którą wiodł swoje szeregi.
Nieszczęściem, Telimena siedziała śród drożki;
Mrówki znęcone blaskiem bieluchnej pończoszki,
Wbiegły, gęsto zaczęły łaskotać i kąsać,
Telimena musiała uciekać, otrząsać,
Na koniec na murawie siąść i owad łowić.
Nie mógł jej swej pomocy Tadeusz odmowić;
Oczyszczając sukienkę, aż do nóg się zniżył,
Usta trafem ku skroniom Telimeny zbliżył -
W tak przyjaźnej postawie, choć nic nie mówili
O rannych kłótniach swoich, przecież się zgodzili;
I nie wiedzieć, jak długo trwałaby rozmowa,
Gdyby ich nie przebudził dzwonek z Soplicowa
Jeszcze bardziej rolę mrówek wyeksponowano w XIII księdze "Pana Tadeusza". W tej z bardziej znanych wersji erotycznej parodii dzieła Mickiewicza, której autorstwo przypisuje się Aleksandrowi Fredrze (choć bardziej prawdopodobnym autorem jest XIX-wieczny satyryk Włodzimierz Zagórski), żadnych owadów wprawdzie nie ma, jest za to w dość wulgarny sposób przedstawiona noc poślubna Tadeusza i Zosi. Mrówki są natomiast "bohaterkami" również zaliczanego do XIII księgi wiersza Antoniego Orłowskiego, w którym autor dość swobodnie rozwinął spotkanie Telimeny i Tadeusza w Świątyni Dumania.
"A mnie tu mrówki gryzą". "Gdzie?" "Koło kolana".
Tadeusz ręką sięgnął - już mrówka złapana.
"Czy jeszcze?" "Pan się pyta a mrówki zuchwałe
Coraz to wyżej idą!" Za pończoszki białe
Sięgać musiał tym razem bohater szczęśliwy,
Że jednak krew nie woda, majtki nie pokrzywy,
Tadeusz sięgnął wyżej, gdzie w cieniu ukryte
Rosną wstydliwe włosy w pierścienie spowite.
Pojawiają się one także w literaturze obcej. W większości przypadków nie są już jednak tak sympatycznymi owadami, jak u polskich autorów, a tym bardziej próżno w tych tekstach szukać erotycznych epizodów.
W jednym konkretnym dziele pojawia się też nasza bohaterka - Linepithema humile. Jeden z ważniejszych twórców XX wieku Italo Calvino w opowiadaniu "Mrówka argentyńska" z 1952 r. (ukazało się po polsku w 1966 roku w zbiorze współczesnych opowiadań włoskich) opisał walkę mieszkańców pewnej wsi z inwazją mrówek. Było ich tak wiele, że działalność rozpoczęło nawet Towarzystwo do Walki z Mrówką Argentyńską.
Opowieść włoskiego pisarza mogłaby pozostać literacką fikcją, ale prawda - niestety - jest taka, że mrówki rzeczywiście potrafią być niezwykle dokuczliwe, a stwarzane przez nie zagrożenie epidemiologiczne oraz niezwykle trudne zwalczanie plasują je na samym szczycie. Pokonują nawet karaczany - nawiasem mówiąc nazwa tej liczącej ponad 4600 gatunków grupy owadów również przywędrowała z Ameryki Południowej (z hiszpańskiego cucaracha). Tak przynajmniej mrówki oceniła amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA).
Ich występowanie w lasach i parkach jest głównie zagrożeniem dla mrówek rodzimych, ale stają się też groźne bezpośrednio dla człowieka, a to za sprawą coraz częstszego wdzierania się do mieszkań, placówek medycznych i restauracji.
Mowa głównie o mrówkach faraona (Monomorium pharaonis), które przywędrowały do Polski z Afryki Zachodniej lub Indonezji. Udowodniono im przenoszenie bakterii z rodzajów Pseudomonas, Clostridium, Staphylococcus i Salmonella. Robotnice tego gatunku widywano już w trakcie żerowania na ciałach nieprzytomnych pacjentów na salach pooperacyjnych, czy w sterylnych przewodach aparatów do dializ, transfuzji. Pamiętać należy, że marsz do wnętrza lecznic rozpoczynają one zwykle od śmietników, także tych z oddziałów zakaźnych.
Ogromnym problemem jest ich zwalczanie w takich miejscach, bo muszą zostać zastosowane odpowiednie insektycydy, które nie zaszkodzą chorym.
Z mieszkań również trudno się ich pozbyć, bo uważać trzeba na kuchnię i ryzyko skażenia żywności.
Kiedy Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szczegółowo przebadała 3800 pomieszczeń mieszkalnych i zdrowie 8400 osób z 10 europejskich miast, ich zapasożycenie ustalono między 50 a 80 proc. Największa część infestacji spowodowały mrówki - 26 proc. Na kolejnych miejscach uplasowały się muchy (24 proc.) i karaluchy (20 proc.). Wyniki badań jasno wykazały zagrożenie na wielu poziomach, bo uwzględniły też wpływ nieproszonych gości na stan psychiczny mieszkańców. Ich obecność podwyższała ponad dwukrotnie (2,21) podatność na depresję. Wyższe były również wskaźniki zapadalności na alergie, astmę i migreny.
Ale i amatorskie użycie przeciwko owadom insektycydów może być niezwykle groźne i prowadzić - co wykazano - do tych samych problemów zdrowotnych.
Teraz nadciąga do nas kolejny "wróg" - mrówka argentyńska. Niewielka, ma od 3 do 4 milimetrów, bez trującego jadu, ale za to silna liczebnością i rozmiarami kolonii.
- Pierwsze pojawiły się w Polsce już sto lat temu - zauważa Michał Michlewicz, doktorant w Katedrze Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu zajmujący się biologią i ekologią mrówek. Kolonia sprzed wieku występowała w jednym z ogrodów botanicznych. Nie przetrwała, choć nie wiadomo z jakiej przyczyny.
Dziś też spotkać je można wyłącznie w synantropijnych ogrzewanych zimą pomieszczeniach, głównie cieplarniach. Nie stwierdzono ich w środowisku przyrodniczym. Wszystko za sprawą wysokich wymagań w stosunku do temperatury. Ale te najprawdopodobniej już się zmieniają. W listopadzie 2022 r. w Heilbronn (Badenia-Wirtembergia w Niemczech) podniesiono alarm, gdyż nową kolonię mrówek argentyńskich zlokalizowano poza cieplarnią. Badacze jasno wskazali wówczas, że ten "największy drapieżnik na świecie" stwarza teraz realne zagrożenie dla całego ekosystemu.
Linepithema humile na nowo opanowanych terenach jest ogromnym zagrożeniem dla mrówek rodzimych, wyniszczając wszystkie miejscowe gatunki, w tym te ważne dla funkcjonowania całych biocenoz, na przykład ze względu na zapylanie czy rozsiewanie roślin.
Pochodzący z Argentyny owad osiąga liczebności niespotykane w zasięgu naturalnym. Wszystko za sprawą tworzenia społeczeństwa poliginicznego (wielomatecznego - nawet ponad 100 królowych w jednym gnieździe) i rozwoju mega kolonii, czyli systemów powiązanych z sobą mrowisk.
Kolonie mrówek argentyńskich w Europie charakteryzują się też rzadką cechą niespotykaną u rodzimych gatunków. O ile na przykład mieszkające w sąsiadujących kopcach mrówki ćmawe (Formica polyctena) zwalczają się wzajemnie, tocząc mordercze boje, o tyle przybysze z Ameryki Południowej współpracują i tworzą gigantyczną społeczność. Międzynarodowy zespół naukowców zidentyfikował największą - rozciąga się na długości ponad 5600 km; od północy Portugali, przez Hiszpanię, Lazurowe Wybrzeże aż po włoską Riwierę.
Inną superkolonię odkryto w hiszpańskiej Katalonii. Jest dużo mniejsza, ma "niespełna" kilkaset kilometrów. Ale przez to jeszcze bardziej niebezpieczna, gdyż jej gniazda są ulokowane dużo bliżej siebie, a współpracując, argentyńscy agresorzy skuteczniej niszczą konkurencyjne gatunki.
"Istotnym czynnikiem sprzyjającym powstawaniu tak ogromnych superkolonii mrówki argentyńskiej jest radykalne, w porównaniu do stanu w jej ojczyźnie, zmniejszenie jej agresywności wewnątrzgatunkowej w rejonach zawleczenia. Przypisuje się to dużemu zmniejszeniu różnorodności genetycznej w obrębie populacji introdukowanych, wynikającemu z faktu, iż - z natury rzeczy - w każdym przypadku wywodzą się one od niewielkiej liczby królowych. Zmniejszona różnorodność genetyczna robotnic może prowadzić, jak się uważa, do ich obniżonej zdolności odróżniania obcych od swoich" - wyjaśniali w swoim opracowaniu poświęconemu mrówce argentyńskiej Wojciech Czechowski i Piotr Ślipiński z Instytut Ochrony Przyrody PAN w Krakowie.
Johann Ekov, kontroler szkodników, który pod koniec listopada trafił na pierwszy przypadek Linepithema humile w Niemczech, podkreślał szczególne zagrożenie z ich strony - są wszystkożerne.
Ich niszczycielską moc sprawdzał prof. Andrew Suarez z University of Illinois. Entomolog i badacz mrówek przez osiem lat wraz z zespołem obserwował ich "pochód" przez południową Kalifornię. Wiedział od początku, że Linepithema humile są agresywnymi kolonizatorami, ale nie miał pojęcia, w jaki sposób osiągają sukcesy. Wyniki badań były wstrząsające. Mrówki z Argentyny, zdobywając nowe tereny, czyniły całkowite spustoszenie w środowisku. Z żyjących na badanym obszarze 23 gatunków owadów pozostały tylko dwa. Doniesienia naukowe z innych miejsc wskazywały na ginięcie wielu gatunków ptaków, bo wojownicze mrówki pozbawiły je źródeł pożywienia.
Młody naukowiec Michał Michlewicz uspokaja - niebezpieczeństwo dla Polski wciąż nie jest duże. Wszystko za sprawą naszego klimatu, który choć niewątpliwie się ociepla, to jednak - jego zdaniem -jest nadal zbyt surowy dla tego gatunku. Wszystko może się jednak zmienić, niewykluczone, że pojawią się pokolenia będące w stanie lepiej znosić niższe temperatury. - Jest to możliwe na poziomie genetycznym.
Proces zmian u tego owada być może już się rozpoczął. Wskazują na to spostrzeżenia Johanna Ekova, który zaobserwował, że mrówki argentyńskie zaczęły wdzierać się do pomieszczeń mieszkalnych. - Walczyliśmy z nimi w ogrodach lub na tarasach. Przystosowały się do życia w trudniejszych warunkach - mówił niemieckim mediom.
Mrówki argentyńskie już dobijają się do naszych granic. Czy to oznacza, że w Polsce pojawić się mogą inne egzotyczne gatunki? Międzykontynentalnej wędrówce agresywnych owadów sprzyja rozwój transportu lotniczego i morskiego.
W taki sposób pod koniec ubiegłego wieku dostały się do Polski Lasius neglectus - mrówki anatolijskie zwane też tureckimi. Najprawdopodobniej do Warszawy dotarły wraz z transportem egzotycznych kwiatów doniczkowych. Ich kolonię w 2008 r. wytropiono w Sejmie. Kolejną w okolicach hotelu Marriot. Lasius neglectus wcześniej dał się poznać na południu Europy z upodobania do... gniazdek elektrycznych. Zdarzało się, że rozrastająca się kolonia niszczyła całą sieć elektryczną w budynku.
Jak widać, człowiek sam ściąga na siebie kłopoty. - Gatunki obce występują najczęściej w ogrodach botanicznych i u prywatnych hodowców. A biorąc pod uwagę, że często nie są oni zbyt odpowiedzialni, przedostawanie się takich mrówek do przyrody jest wysoce prawdopodobne.
Trochę może przerażać, że u sąsiada za ścianą w formikarium (rodzaj sztucznego mrowiska przeznaczonego do hodowli mrówek i ich obserwacji) rozmnaża się np. Paraponera clavata zwana mrówką-pociskiem, a to za sprawą ukąszeń, które bolą jak po postrzale z broni palnej. Pochodzą - podobnie jak mrówki argentyńskie - z Ameryki Południowej i są tam znane jako "mrówki dwudziestoczterogodzinne". Nazwa bierze się od trwającego mniej więcej dobę przeszywającego bólu po ugryzieniu. Wszystko przez neurotoksynę zawartą w ich jadzie. Uważa się, że spośród wszystkich jadowitych zwierząt, właśnie ugryzienie Paraponera clavata jest najboleśniejsze. W czterostopniowej skali bólu Schmidta - biorącej pod uwagę ukąszenia owadów błonkoskrzydłych - jest on największy.
Najprawdopodobniej nie doświadczymy za naszego życia takiego przyrostu temperatury, by w Polsce zagościli szybko przybysze z innego kontynentu - Australii. A w ich przypadku byłoby się naprawdę czego obawiać. Wśród licznie występujących tam gatunków jest bowiem kilka mogących przerażać. Wśród nich wyróżnia się Myrmecia gulosa. Za sprawą koloru i wielkości - dorosłe osobniki mierzą nawet 30 mm - mrówki te nazywane są czerwonymi bykami. Należą do jednych z największych, równie potężne są ich ząbkowane szczęki oraz żądło. Na dodatek są wyjątkowo bojowe, a niezwykle toksyczny jad może człowiekowi zapewnić wielodniowy ból.
Jeszcze bardziej na wyobraźnię działa wojownicza Myrmecia pyriformis zwana byczą, buldoga lub calową (od osiąganej długości jednego cala, blisko 26 mm). Uchodzi za najniebezpieczniejszy gatunek na świecie, trafiła przez to nawet do Księgi Rekordów Guinnessa. Jej jad może w 15 minut zabić dorosłego człowieka. A że jest bardzo agresywna i żądli raz po raz, wstrzykując z każdym ugryzieniem kolejną porcję toksyny... Na szczęście jej występowanie ogranicza się na razie głównie do wschodniego Wybrzeża Australii.
Co nam pozostaje? - Zwalczać obce gatunki w domach - mówi Michał Michlewicz. - Innego sposobu nie ma, bo walka z nimi w przyrodzie oznaczałaby niszczenie mrówek rodzimych.
A nasze mrówki są niezbędne dla ekosystemu. Choć na razie ich życie nie jest specjalnie zagrożone, to i tak objęto je ochroną. - Ale to właśnie dlatego, że są tak ważne dla przyrody.
No i nie mogłyby bez nich powstać takie dzieła, jak "Pan Tadeusz".