Reklama

Na profil Marty Markiewicz trafiłam, googlując frazę "alkoholiczka na Instagramie". Ma 31 lat. Trzeźwa od ponad pięciu. Z uzależnieniami zmagała się już jako nastolatka - najpierw od jedzenia, potem alkoholu, narkotyków i papierosów.

Pisze i mówi o tym w social mediach. 

Reklama

- W sieci spotkałam się z miłym przyjęciem, jeśli chodzi o otwarte opowiadanie o moim problemie. Nie doświadczyłam hejtu na innych kanałach niż TikTok. Mam wrażenie, że mnie nie dotknął, bo jestem "młodą, atrakcyjną blondynką". Oczywiście to trochę z przekąsem, ale wiesz, o co chodzi. Z tego samego powodu łatwiej mówić mi też o orientacji seksualnej. Niestety, bo chciałabym, aby społeczeństwo tak szybko nie przyczepiało łatek - przyznaje w rozmowie.

Jedzenie, imprezy, używki

Od podstawówki czuła, że ma problemy z emocjami.

- Żyłam od obsesji do obsesji. Jedzenie, imprezy, tycie na przemian z chudnięciem, używki. Nie wiedziałam, co to normalność. Coś pękło po rozstaniu z dziewczyną. Czułam się fatalnie, tyłam w oczach. Pomyślałam, że polecę do Anglii. Kilka dni przed podróżą doznałam kontuzji kolana. Zostałam w kraju i chciałam iść na terapię, ale tę związaną z lękiem. Nie sądziłam, że jestem uzależniona od alkoholu i narkotyków. Trafiłam na odwyk, ale z myślą, że przestanę się objadać. Terapeuci od początku wiedzieli. Dla siebie byłam tylko jedzenioholiczką.

Pisała wymówki. Że ekstrawertyczka, że ludzie się nie znają. Nigdy nie piła sama.

- Jak nie miałam z kim, szłam pod monopolowy, by dołączyć do osiedlowych chłopaków. Zrobiłam tak dwa razy. Nie skrywałam się w domu z winem.

Oczy otworzyła jej pierwsza praca zadana przez terapeutę.

  - Opisałam ostatnie picie i branie narkotyków. Wtedy dokonałam autodiagnozy. Nie miałam wątpliwości. Zawalił się mój świat. Myślałam o sobie - "najgorszy alkus i narkus". Wizja dalszego życia? Siedzenie w domu, jedzenie sernika i popijanie go herbatą.

Od tamtej pory Marta nie tknęła alkoholu i narkotyków. Skupiła się na zdrowieniu, chodziła na spotkania grup samopomocowych, poznała innych zdrowiejących uzależnionych. Robiła to, co kazali terapeuci.

Wsparcie dało jej kilka najbliższych osób, w tym również mama. Mimo upływu lat, moja rozmówczyni - choć stabilna - wciąż ma w sobie różne emocje. Dzieli się nimi w social mediach.

- Oczywiście, że są trudniejsze momenty. Doświadczałam ich, fantazjując, jakby to było się napić lub wziąć inne substancje.

Czerwone lampki

31-latka wyjaśnia też różnicę pomiędzy nawrotem a powrotem.

- Nawroty prowadzące nas do starych zachowań wpisują się w proces zdrowienia. Uzależnieni są słabo podatni na stres, szybko produkują napięcie. Dla nas wysiłkiem jest codzienność, każde wyzwanie i skomplikowana sytuacja. Pamiętajmy jednak, że nawrót niekoniecznie prowadzi do picia czy ćpania. To nie powrót do zażywania. Chodzi o to, że bardzo powoli zaczynam wtedy wprowadzać w życie zachowania czynnego uzależnienia, na przykład oglądam seriale do trzeciej rano, przestaję myć zęby - takie mechanizmy towarzyszyły mi w tamtym czasie. To dla mnie czerwone lampki, znaki, że coś jest nie tak i muszę uważać.

Co zrobić, gdy widzimy, że ktoś w naszym otoczeniu nadużywa alkoholu? - pytam.

- Nie próbowałabym pomagać. Dla spokoju można porozmawiać, ale w 90 procentach to nic nie da, bo zadziałają mechanizmy obronne. Dana osoba wmówi sobie, że ma wszystko pod kontrolą.

Dwie dekady uzależnienia

Oliwia Ziębińska w tym roku skończy 42 lata. Od blisko czterech lat jest trzeźwa. Od ponad roku pracuje jako terapeutka uzależnień. Prowadzi bloga Regulacja Odbiornika, na którym porusza problematykę uzależnień. W wieku 17-18 lat zaczęła brać narkotyki. Później doszedł do tego alkohol.

- Tylko nie pisz tego artykułu w sposób oczywisty, proszę. Postarajmy się znaleźć inną perspektywę problemu uzależnień - zaczyna naszą rozmowę.

- Często powody picia alkoholu czy zażywania narkotyków są upraszczane. Choćby przekonanie, że młodzież biorąca narkotyki robi to głównie po to, by się popisać i zabłysnąć w towarzystwie. A tak naprawdę młodzi ludzie przeżywają dużo emocji. Mieszkałam w niewielkim mieście. Mało tam się działo. Używki były dla mnie lekiem na introwertyzm, nieśmiałość, wrażliwość, pewnie chciałam też przełamać nudę, chciałam doświadczać czegoś więcej. Prawdopodobnie była to też chęć ulżenia sobie w napięciu, które wtedy mi towarzyszyło. Zaczynasz być "dorosły", ale nie rozumiesz tego, co się z tobą dzieje. Teraz, z pozycji dorosłej osoby, jest mi łatwiej to zrozumieć.

Oliwia sporo czasu między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia spędziła za granicą. Wyjechała trochę przez przypadek. Potem poczuła się lepiej poza Polską.

- Mieszkałam m.in. w Hiszpanii czy Meksyku. To nie było podróżowanie w takim znaczeniu, jakby się mogło wydawać. Po prostu żyłam w tych miejscach, było mi trudno, nie miałam pieniędzy. Pamiętajmy, że mówimy o latach 2000-2010 - Polska nie była nawet w Unii Europejskiej, kiedy wyjechałam. Sprzedawałam na ulicy, na koncertach i festiwalach ręcznie robione przypinki i torby, robiłam wielkie bańki mydlane, pracowałam dorywczo jako kelnerka, na targu, byłam nawet pomocniczką maga. (śmiech)

Wtedy jeszcze nie myślała o terapii.

- Wciąż byłam uzależniona. Kiedy odstawiałam narkotyki, wpadałam w alkohol i na odwrót. Uzależnienie to nie tylko chęć napicia się czy zażycia substancji. Zażycie jest środkiem do zminimalizowania napięcia czy cierpienia, które ktoś przeżywa. A może przeżywać je każdy - matka dwójki dzieci, pani z biura, pan z banku. Mimo nałogu nie mogę przekreślić całego tamtego etapu w życiu. Poznałam wielu inspirujących ludzi, nauczyłam się języka, weszłam w kulturę, chłonęłam ją. Nowe miejsce było dla mnie trochę jak nowy narkotyk - doświadczałam euforii poznawania czegoś nieznanego. Zajmowało to jakiś czas. Ale jeśli nosisz w sobie cierpienie, to będzie ono z tobą, gdziekolwiek nie wyjedziesz. Nie zostawisz go. Kiedy przyzwyczajałam się do nowego miejsca, doganiały mnie stare demony. Wtedy zmieniałam lokalizację i myślałam, że będzie lepiej. W nowym miejscu znowu nakładałam maskę.

Po dziesięciu latach uzależnienia, wyjeżdżając do Meksyku, poczuła, że chce ratować siebie. Wtedy nie wiedziała, że zajmie jej to jeszcze kolejną dekadę.

- Miałam świadomość, że jestem uzależniona, ale nie chciałam tego powiedzieć na głos. Wstydziłam się przed samą sobą, ale i ludźmi, którzy mnie wówczas otaczali. Bałam się, że kiedy o tym powiem, trzeba będzie się tym zająć. Wydawało mi się, że Meksyk zrobi za mnie robotę, czułam się tam lepiej. Przez jakiś czas nie piłam i nie zażywałam narkotyków. Potem jednak wracałam do błędnego koła.

Oliwia wspomina o stereotypach.

- Gdy mówi się o kobietach alkoholiczkach, często ma się na myśli picie wina w domu, w ukryciu przed mężem i dziećmi. Ja taka nie byłam. Piłam otwarcie. Nie bałam się straty, bo nic nie miałam - domu, rodziny, stałej pracy. Mogłam stracić tylko samą siebie. Obracałam się w gronie ludzi pijących alkohol i spożywających narkotyki. Moje ciągoty do używek nie wzbudzały podejrzeń, a przynajmniej nikt nie mówił  tym na głos.

"Myślałam o sobie - włóczykij i ćpun"

Dwadzieścia lat uzależnienia - z perspektywy czasu - dzieli na dwie dekady - naiwną i mroczną.

- Od dwudziestki do trzydziestki ciągle podróżowałam. Picie wpisywało się w tę przygodę i w młodość. Nieustanne zmiany sprawiały, że doraźnie czułam się dobrze - nowe miejsca, praca, ludzie. Od czasu poważnej choroby mojej mamy coś się zmieniło. Przerabiałam to potem na terapii. Uzależnienie to choroba postępująca. Po trzydziestce było coraz bardziej depresyjnie. Doszedł też aspekt wewnętrznej złości, która "pod wpływem" zamieniała się w agresję. Wróciłam wtedy do Polski. Część znajomych była już zaangażowana w karierę, rodzinę, a ja błądziłam jak dziecko we mgle.

Gdy ludzie pytali ją, kim jest i co robi, przychodziło jej do głowy - włóczykij i ćpun. Nie miała zbudowanego poczucia wartości, czuła się wyrzutkiem.

- Zawsze byłam zbuntowana, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, jak moim buntem zarządzać świadomie. Wówczas myślałam, że alkohol i narkotyki to manifestacja tego buntu, ale to był bunt dziecka i, niestety, obracał się przeciwko mnie. Świat potrzebuje buntowników, moim zdaniem wszyscy naukowcy to buntownicy. Sprzeciwiają się temu, co jest i pracują nad tym, żeby było inaczej - lepiej. Trzeba wiedzieć, kiedy się buntować i przeciw czemu.

Dlaczego Oliwia przestała pić?

- W pewnym momencie czułam się już tak źle, że przyznałam, że potrzebuję terapii. Chodziłam na sesje, przez miesiąc ukrywając picie przed terapeutką. Myślałam, że moje inne problemy są ważniejsze i, że jak je rozwiążę, przestanę pić. Żyłam w przeświadczeniu, że "to samo minie". Ostatnie lata próbowałam kontrolować alkohol - robiłam przerwy abstynencyjne. Wtedy mówiłam sobie - "Skoro kiedyś piłaś codziennie, a teraz pijesz rzadziej, to idziesz w dobrą stronę, wkrótce to samo przejdzie". W trakcie bycia w terapii poszłam na imprezę. Oczywiście się upiłam. Nie sięgnęłam dna, znałam takie stany wcześniej, po raz kolejny zrobiłam rzeczy, których żałowałam. Na drugi dzień leżałam zmieciona, moje życie się rozpadało. Ale tym razem, po raz pierwszy, zamiast myśleć jedynie o tym, żeby szybko zaleczyć kaca, poczułam, że chcę coś z tym w końcu zrobić, że jeśli tego nie zmienię, nic już mnie nie czeka. Po raz pierwszy od 20 lat pomyślałam: "Kurwa, alkohol to nie twój kolega". Poddałam się. Zrozumiałam, że sama sobie z tym nie poradzę. To był pierwszy dzień trzeźwości.

Teraz pomaga innym

Terapia postawiła Oliwię na nogi. Zrozumiała, że uzależnienie musi traktować priorytetowo. Jeśli nie rozwiąże tego problemu, inne nie znikną. W kwietniu ubiegłego roku skończyła Studium Terapii Uzależnień. Pracuje jako terapeutka, czerpiąc ze swojej historii i doświadczeń.

- Niektóre szkoły przyjmują osoby, które są w abstynencji dwa lata. To dobre minimum, żeby się ustabilizować. Pomaganie innym, gdy ma się nieprzerobione własne kawałki, jest trudne. Zwykle my, terapeuci, chodzimy jeszcze na własne terapie oraz poddajemy się superwizji. Jeśli chodzi o mnie, na starcie - mimo że byłam dość stabilna - bardzo się bałam. Przyznam szczerze, że na samym początku trochę mnie "głodowało", tak to nazywamy, gdy pacjenci opowiadali o sytuacjach związanych z alkoholem. Kiedy wspomnienia własnego czynnego uzależnienia są zbyt żywe, może być trudno skupić się na pomocy w trzeźwieniu innym osobom. Teraz jest już znacznie lepiej. Bardzo lubię tę pracę.

W pandemii pijemy więcej

Czy picie w pandemii się rozwinęło?

- Myślę, że - niestety - tak. Sporo osób trafia do ośrodków i na terapie. W trakcie pandemii siedzieli w domu i często sięgali po trunki. Mogli myśleć, że piją "towarzysko", a nagle okazało się, że alkohol towarzyszy im w codziennym życiu. Terapię zaczyna sporo 30-40-latków. Dość silną tendencją jest wzrost liczby kobiet w terapii uzależnień. Jest również spory odsetek młodzieży w grupach Anonimowych Narkomanów.

Oliwia nie chce jednak stawiać smutnej kropki nad i.

- Rozmawiając z młodymi ludźmi, którzy wychodzą z nałogu, mając ok. 20 lat, dostrzegam, jak bardzo są świadomi. Czasem myślę, że są mądrzejsi niż ja jako trzydziestoparolatka (śmiech). W nich nadzieja.

"Rozwiązanie jest niezależnie od płci"

O uzależnione od picia kobiety pytam też Anonimowych Alkoholików. Czy ich liczba wzrosła w czasie pandemii?

"Nie prowadzimy badań, statystyk ani list swoich członków. Tym samym, nie mamy żadnych podstaw, by wysuwać twierdzenia w tym temacie. Jako ciekawostkę jednak możemy dodać informację, którą podali ostatnio nasi przyjaciele z Anonimowych Alkoholików GB. Otóż zaobserwowali oni znaczący wzrost liczby kobiet korzystających z AA. Przez lata proporcje kształtowały się odpowiednio 8:2 czy 7:3, natomiast ich ostatnie (nie analityczne, a wyłącznie bazujące na obserwacji) dane zdają się wskazywać, że proporcje te zmieniły się nawet do 1:1. Wydaje się, że w naszym kraju, zwłaszcza w dużych miastach, tendencja jest podobna. Jednak wysuwanie na tej podstawie wniosku, że zmiana taka to wynik pandemii, byłoby raczej nadużyciem" - odpowiadają.

W czasie pandemii grupy AA nie przerwały działalności. Samodzielnie, natychmiast rozpoczęły organizację spotkań online. Oprócz tych na platformach wymagających dostępu do internetu powstały grupy działające za pomocą tzw. telekonferencji. Wystarczyło więc posiadać telefon.

"Zresztą nawet ci organizujący spotkania za pomocą platform internetowych, starali się tworzyć je w sposób umożliwiający dostęp tym, którzy internetu nie mają (np. dostęp do spotkania Zoom przy użyciu połączenia telefonicznego, a nie internetowego)" - czytam w mailu.

W AA funkcjonują tzw. grupy kobiece. Z założenia spotykają się w nich same przedstawicielki tej płci, aczkolwiek zgodnie z zasadami, jeśli pojawi się na takim spotkaniu mężczyzna (zwłaszcza "nowicjusz") poszukujący pomocy, również powinien ją otrzymać.

"Ma to znaczenie zwłaszcza na początku drogi, dla poczucia bezpieczeństwa i tzw. identyfikacji. Nasze doświadczenia wskazują jednak, żeby większą wagę przywiązywać do tego, co nas łączy (problem alkoholowy) niż do tego, co nas różni (np. płeć). Rozwiązanie jest niezależne od płci" - puentują.