Reklama

44-letni Raul Hernandez Romero ostatni raz był widziany 27 stycznia 2020 r., gdy opuszczał swój dom w San Pedro. Kilka godzin po zgłoszeniu zaginięcia natrafiono na jego zmasakrowane ciało. "Nosiło liczne ślady uderzeń tępym narzędziem i urazy głowy, spowodowane ostrym przedmiotem" - napisała w oświadczeniu lokalna prokuratura. 

Niespełna tydzień wcześniej na dnie studni w pobliżu stawu retencyjnego w Ocampo, znaleziono ciało 50-letniego Homero Gomeza Gonzaleza. Władze podały, że on również miał uraz głowy, a zmarł w wyniku utonięcia.

Reklama

Obaj mężczyźni zajmowali się ochroną danaida wędrownego - zwanego także monarchą lub monarchem (Danaus plexippus) - i byli przewodnikami po wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO sanktuarium tych owadów, największym ich rezerwacie w stanie Michoacán w Meksyku. Zaciekle walczyli też z nielegalnym wyrębem lasów, co - zdaniem meksykańskiej Państwowej Komisji Praw Człowieka - skończyło się dla nich tragicznie.  

Dramatyczne spadki populacji

Rezerwat Biosfery Motyli Monarch (Mariposas Monarcas Santuario el Rosario) uznawany jest za jeden z 13 naturalnych cudów Meksyku. Rozciągające się na obszarze blisko 57 tys. hektarów sanktuarium jest domem dla 44 procent wszystkich motyli przybywających do Meksyku. To jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc przez turystów. Nic dziwnego, gdyż dostarcza niezapomnianych wrażeń. Widok milionów motyli trzepoczących skrzydłami lub zbitych w grupy na drzewach oyamel - jodłowych (Abies religiosa), co sprawia, że wyglądają jakby oblano je pomarańczową farbą, jest naprawdę fascynującym zjawiskiem. 

Zjawiskiem, które może wkrótce przejść do historii. Za sprawą człowieka niestety. Stan Michoacán jest bowiem nie tylko domem motyli manarchów, ale także wielu gangów przestępczych, od tych trudniących się narkobiznesem po nielegalny wyręb lasów. A walka z uzbrojonymi drwalami przyczyniła się do powstania grup samoobrony, w których działali też obaj zamordowani.

Mieszkańców wspiera meksykański rząd, od dwóch dekad tworząc lotne patrole. W ich skład wchodzą policjanci i inspektorzy ds. środowiska. Korzystającym z helikopterów oddziałom, co jakiś czas udaje się aresztować kogoś z tak zwanej mafii drwali i przejąć ciężarówki z drewnem. - Ale zdjęcia satelitarne pokazują, że rezerwat jest coraz ciaśniej otaczany przez pola uprawne, a każdego roku około 300 hektarów lasów znika w nielegalnej wycince - stwierdził już przed laty Carlos Galinda-Real, koordynator meksykańskiego programu leśnego WWF.

Wycinanie lasów i rozrastanie się miast powoduje, że motylom tym coraz trudniej znaleźć miejsca obfitujące w miododajne rośliny, które dostarczają im pokarmu. Coraz mniej jest także tojeści - rośliny z rodziny pierwiosnkowatych, jedynej, na której żerują ich gąsienice.

Jednak nie tylko nielegalny wyręb lasów jest poważnym zagrożeniem dla tych przepięknych i tajemniczych owadów.  

Pierwsze niepokojące informacje dotyczące motyli monarchów pojawiły się w marcu 2016 roku, kiedy zimowa burza w środkowym Meksyku zabiła w niektórych koloniach 30-40 procent populacji. Burze powaliły też liczne drzewa, przez co zmniejszyła się liczba siedlisk w kolejnych sezonach.

W raporcie Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) sprzed dwóch lat oszacowano, że w ciągu ostatniej dekady wschodnia populacja tych motyli zmalała o nawet 72 procent, a zachodnia aż o 66-91 procent.

Spadki były tak gwałtowne, że uznano danaida wędrownego za gatunek zagrożony i wciągnięto na Czerwoną Listę.  

Najnowsze dane pokazują, że dramat danaidów trwa. - Populacja motyli, które przybyły do lasów południowego i zachodniego Meksyku w celu hibernacji w sezonie zimowym 2023-2024, spadła o 59,3 procent - powiedziała Gloria Tavera, dyrektor Narodowej Komisji Naturalnych Obszarów Chronionych Meksyku (CONANP), która zaprezentowała przed dwoma miesiącami raport, przygotowany we współpracy z World Wide Fund for Nature (WWF).

Na wspólnej konferencji CONANP i WWF eksperci przypisali spadek populacji zmianom klimatycznym, suszom w miejscach lęgowych w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Wskazali również, że stosowanie herbicydów i pestycydów podczas ich trasy migracyjnej jest kluczowym czynnikiem wpływającym na spadek siedlisk lęgowych i pogorszenie stanu zdrowia.

Tajemnica odwiecznych tancerzy słońca

Danaid wędrowny jest nie tylko pięknym i ważnym zapylaczem, ale także jednym z najbardziej tajemniczych stworzeń. Przez dziesięciolecia próbowano rozwikłać zagadkę jego nieprawdopodobnie długich podróży. Żyjące na zachodnim wybrzeżu USA i Kanady niewielkie owady pokonują niemal 5 000 km, by dotrzeć do meksykańskich lasów. Dziennie są w stanie pokonać nawet trasy liczące 80 km, spędzając 10 godzin w powietrzu. W dwumiesięcznej podróży zaliczają ponad 40 międzylądowań.

Nie wszystkie motyle docierają do Michoacán. Tylko jedno na pięć pokoleń jest w stanie migrować z Gór Skalistych, aby ogrzewać się w meksykańskim słońcu i rozpocząć rozród.  

Samce często giną wkrótce po kryciu, a samice po wykluciu jaj. Wraz z nadejściem wiosny kolejne pokolenia motyli udają się do Kanady i ostatecznie wracają do Meksyku jesienią. Są wyjątkowe wśród motyli, ponieważ żyją do dziewięciu miesięcy, podczas gdy zwykłe gatunki jedynie kilka dni lub tygodni.

Po podróży, w miejscu docelowym, zostawiają po sobie tłusty film na drzewach i ziemi. Ricardo Adaya, technik z Rezerwatu Biosfery Motyli Monarch, twierdzi, że znakują one drzewa, by służyły jako latarnia naprowadzająca dla przyszłych pokoleń przybywających na meksykańskie wzgórza.

Motyle składają jaja pod trującymi liśćmi mleczu. Trucizna nie szkodzi larwom, ale odstrasza potencjalne drapieżniki - jaszczurki, osy i ptaki. Ale nie człowieka.

Pod koniec ubiegłego wieku wszyscy mogli obserwować miliardy owadów, prawdziwe pomarańczowe chmury, które podążały na południe. Teraz są to jedynie obłoki szacowane na kilkadziesiąt milionów.

Zjawisko migracji północnoamerykańskich monarchów do Meksyku zostało odkryte przez małżeństwo kanadyjskich zoologów z University of Toronto, Freda i Norah Urquhartów, w trakcie przygotowywania wystawy owadów w Royal Ontario Museum w 1937 roku. W latach 40. XX wieku małżeństwo prowadziło w domu hodowlę i badania tysięcy monarchów, a następnie opracowało metodę ich znakowania, która w 1952 roku pozwoliła śledzić szlaki jesiennych wędrówek całej populacji.

Na pierwsze zimowisko milionów hibernujących monarchów natrafiono 9 stycznia 1975 roku. Znajdowało się ok. 390 km od stolicy Meksyku, na jednej z pokrytych lasem sosnowo-jodłowym gór Płaskowyżu Neovolcanic (Kordyliera Wulkaniczna) - na terytorium prekolumbijskich Azteków, uważających motyle za powracające dusze zmarłych - nazywali je "odwiecznymi tancerzami słońca". Po roku Urquhatrowie znaleźli wśród owadów zimujących na "Górze Motyli", monarchę z etykietką przyklejoną przez ochotnika z Minnesoty, co ostatecznie potwierdziło, że owad może pokonać trasę liczoną w tysiącach kilometrów.  

Jak one to robią? Jeden gen

Wiedziano już, że mogą, ale wciąż nie wiedziano, jak tego dokonują. Dopiero przed dziesięcioma laty więcej światła na sprawę rzucili biolodzy, którzy poddali owady analizie genetycznej. Odkryli jeden gen.

Prof. Marcus Kronforst, wraz z międzynarodowym zespołem ekspertów, zsekwencjonował 101 genomów motyli z całego świata, w tym niemigrujących i białych odmian Danaus.

- Przed rozpoczęciem naszej pracy niektórzy uważali, że migracja monarchów jest zjawiskiem bardzo nowym, ale pokazaliśmy, że wyewoluowała miliony lat temu - powiedział współautor badań, które, jego zdaniem, "obalają dotychczasowe myślenie" o motylach monarchach.

Ponieważ większość członków rodziny motyli monarchów spoza Ameryki Północnej to gatunki tropikalne i niemigrujące, od dawna uważano, że wspólny przodek miał te same cechy. Zgodnie z tą teorią danaid wędrowny po raz pierwszy przekroczył Pacyfik i Atlantyk w XIX wieku.

Jednak mapowanie ich drzewa genowego wykazało, że owady pochodzą od wędrownego przodka z Ameryki Północnej sprzed około dwóch milionów lat.

- Stamtąd przeniosły się do Ameryki Środkowej i Południowej około 20 000 lat temu, a Atlantyk i Pacyfik prawdopodobnie przekroczyły już 2000-3000 lat temu - powiedział Kronforst. - Dziś występują w Europie, Afryce i Australii.

Nawiasem mówiąc inna analiza danych 391 genów z prawie 2300 gatunków z całego świata (wykorzystano okazy z 28 kolekcji muzealnych) wskazuje, że najbardziej prawdopodobny czas i miejsce powstania pierwszych z motyli to ok. 100 mln lat temu. Wszystkie miały pojawić się w Ameryce Północnej.  

Ku swojemu zdziwieniu zespół profesora Kronforsta odkrył również, że zdolność migracyjna, czyli złożone zachowanie zwierząt, została powiązana z pojedynczym genem odpowiedzialnym za tworzenie i funkcjonowanie mięśni skrzydeł.

Prawdopodobnie był odpowiedzialny za bardziej efektywne zużycie tlenu i metabolizm podczas lotów długodystansowych.

- Motyle, które opuściły Amerykę Północną, utraciły zdolność migracji - zauważył Kronforst. - A ich gen migracyjny "zmienił się".

- Wierzę, że wyniki naszych badań okażą się pomocne w ochronie migracji monarchów poprzez podkreślanie biologicznego znaczenia tego zjawiska - stwierdził badacz.

Zespół przy okazji odkrył również, że za słynne ubarwienie monarchy odpowiada inny pojedynczy gen.

Elektromagnetyczny szum człowieka

Analiza długo strzeżonych tajemnic genetycznych owada zmieniła to, co wiedzieliśmy o jego historii, migracji i charakterystycznym, jasnym pomarańczowo-czarnym ubarwieniu skrzydeł.

Jednak sam gen to nie wszystko. Co jeszcze stoi za zagadką długodystansowych lotów owadów dysponujących skrzydłami o najwyżej dziesięciocentymetrowej rozpiętości? Tego samego roku, w którym biolog Marcus Kronforst ogłosił wyniki badań, inny zespół biologów ustalił, że północnoamerykański motyl monarcha wykorzystuje Słońce i ziemskie pole magnetyczne jako narzędzia nawigacyjne.

Owady z charakterystycznymi pomarańczowo-czarnymi skrzydłami używają swego rodzaju kompasu słonecznego. Jednak, co ciekawe, potrafią także migrować, gdy niebo jest mocno zachmurzone, co sugeruje współzależność od pola magnetycznego.

Biolodzy z Massachusetts twierdzą, że znaleźli na to dowody, dzięki czemu motyl stał się pierwszym owadem wędrownym na duże odległości, który korzysta z nawigacji magnetycznej.

Sprawdzono to umieszczając Danaus plexippus w symulatorze lotu, który otoczono różnymi sztucznymi polami magnetycznymi, aby przetestować zmysł orientacji owadów.

Większość we wstępnych testach skierowała się w stronę równika, ale skręciła na północ, kiedy kąt nachylenia pola magnetycznego uległ odwróceniu. Kompas działał tylko w obecności światła na górnej krawędzi widma światła widzialnego.

Odkryto, że tzw. antenki motyli wyposażone są w czułe na światło magnetosensory, dzięki którym to wszystko działa.

Naukowcy z Massachusetts również mają nadzieję, że wiedza na temat mechanizmów leżących u podstaw jesiennej migracji motyli może pomóc w ich ochronie. Wiadomo już bowiem, że nie tylko zmiany klimatyczne, pestycydy, brak siedlisk mogą zakończyć istnienie wędrownego motyla. "Kolejną luką, którą należy teraz wziąć pod uwagę, jest potencjalne zakłócenie kompasu magnetycznego u monarchów przez szum elektromagnetyczny wywołany przez człowieka, który najwyraźniej może zakłócić orientację geomagnetyczną" - ogłosili na łamach czasopisma "Nature Communications"

Najnowsze badania opublikowane w ubiegłym roku na łamach "PLOS One" wskazały na jeszcze inny element stojący za imponującymi zdolnościami tych motyli. Są nimi czarne i białe plamki na skrzydłach.

Okazało się, że motyle w locie ku słonecznemu Meksykowi wznoszą się na wysokość ponad 350 metrów, co pozwala im absorbować więcej energii słonecznej. Światło słoneczne uderzając w skrzydła, ogrzewa je, ale nierównomiernie. Czarne obszary stają się gorętsze, a te białe pozostają chłodniejsze.

Nierównomierny rozkład temperatury ma prowadzić do wytworzenia mikrowirów powietrza, które zmniejszają opór, dzięki czemu lot monarchy jest bardziej wydajny.

Badania ujawniły kolejny fascynujący aspekt zachowań migracyjnych motyli monarchów, ale z pewnością nie rozwiązało wszystkich zagadek. Czy uda się tego dokonać, zanim wyginą?