Reklama

"Perła demokracji" - jak zwyczajowo nazywana jest Szwajcaria - jawi się dla wielu jako kraj niemal idealny. Piękne krajobrazy, urokliwe, zadbane miasta i miasteczka, sprawna komunikacja, wysoki poziom życia i godne płace - po prostu kraina mlekiem i miodem płynąca. Nade wszystko uznawany międzynarodowo neutralny status, którego nie naruszyła nawet zawierucha II wojny światowej.

Od początku istnienia datowanego na 1291 rok Szwajcaria była wyjątkowa, inna niż wszystkie państwa. Ten górzysty kraj w środku Europy od zarania dziejów budowany był niejako od dołu - od samorządnych gmin po niezależne kantony, które dobrowolnie połączyły się w konfederację, a potem federację. Tu nigdy nie panował żaden król, ponieważ najważniejszy głos zawsze mieli ludzie. Tu narodziła się słynna demokracja bezpośrednia, potwierdzona w pierwszej konstytucji z 1848 roku.

Reklama

Zgodnie z ustawą zasadniczą każdy z kantonów posiada własne prawo, parlament, sądownictwo czy szkolnictwo, a nawet oficjalny język - niemiecki, francuski, włoski lub retoromański. Wprawdzie to reprezentanci wybrani w wyborach tworzą prawo, ale z uwagi na brak funkcji prezydenta kantonu czy prezydenta państwa, który mógłby złożyć podpis pod ustawą, każda ze spraw ostatecznie trafia pod osąd uprawnionych do głosowania, którzy decydują o poparciu bądź odrzuceniu danej kwestii. To, kto mógł brać udział we współdecydowaniu, zmieniało się przez setki lat.

Wyspa demokracji, ale nie dla wszystkich

Mimo szeregu praw i wolności zagwarantowanych w połowie XIX wieku początkowo głosu nie mogli zabierać Żydzi, a także osoby niepłacące podatków, czyli biedota i chłopi. Władzę sprawowało głównie mieszczaństwo i burżuazja, reprezentowane przez ówczesnych liberałów, zwanych wolnomularzami. O kobietach mowy wówczas nie było, bo nie pozwalał na to "boski porządek", w którym każda z pań była uzależniona od swojego męża i miała dbać o ognisko domowe oraz dzieci.

Pierwsze sufrażystki w Szwajcarii pojawiły się w 1868 roku w Zurychu. Głoszone przez nie postulaty zostały jednak zbagatelizowane. Po 22 latach utworzono pierwsze, ogólnokrajowe stowarzyszenie kobiet pracujących zwane Szwajcarskim Związkiem Robotniczym. Trzy lata później związek wystąpił z oficjalnym żądaniem przyznania praw wyborczych kobietom. W tym samym roku panie na drugiej części globu miały już walkę za sobą - Nowa Zelandia pioniersko znowelizowała swoje przepisy i pozwoliła iść społeczeństwu do urn niezależnie od płci.

W 1904 roku Socjaldemokratyczna Partia Szwajcarii zatwierdziła przyznanie praw wyborczych kobiet jako swój postulat, a temat ten zagościł oficjalnie w krajowej debacie politycznej. Mimo to, większość uprawnionych do głosowania mężczyzn nawet nie chciała o tym słyszeć. Dekadę później ewentualne rozmowy w tej sprawie oddaliło widmo zaangażowania Szwajcarii w krwawą I wojnę światową.

W wielu państwach świata zachodniego to właśnie ta wojna stała się punktem zwrotnym na drodze ku emancypacji kobiet. Tragedia i śmierć setek tysięcy mężczyzn sprawiły, że kobiety w końcu zostały dostrzeżone przez rządzących. Podczas nieobecności walczących na froncie panów, panie wykonywały typowo męskie - jak na owe czasy - obowiązki i zawody, a ponadto tradycyjnie dbały o dom czy wychowywały dzieci.

Niejako doceniając wkład kobiet w życie społeczne podczas wojny, między 1917 a 1920 rokiem prawa wyborcze kobiet ustanowiły m.in.: Kanada, Holandia, Rosja, kraje bałtyckie, Polska, Niemcy, Austria, Wielka Brytania, Szwecja, Węgry, Belgia, Luksemburg, Stany Zjednoczone, Czechosłowacja, a nawet Albania, Urugwaj, Gruzja, Azerbejdżan, Armenia czy Kirgistan. Oszczędzona przez klęskę wojny Szwajcaria nie miała tego doświadczenia, więc kobiet nie wyróżniła.

"Szwajcaria - naród braci bez sióstr"

Po I wojnie światowej podejmowano próby wprowadzenia praw wyborczych dla kobiet choćby na poziomie kantonów (regionalnym - red.). Było tak w Genewie, Neuchâtel, Bazylei-Miasto, Zurychu, Glarus czy St. Gallen - wszystkie próby zakończyły się jednak wynikiem negatywnym.

Swoje niezadowolenie Szwajcarki wyraziły dobitnie i obrazowo w 1928 roku podczas ogólnokrajowej Wystawy Kobiecej Twórczości w Bernie. Setki sufrażystek wyszło na ulicę z wymowną platformą ślimaka. Miał on symbolizować powolność, z jaką w kwestiach ich praw działało państwo. Organizatorzy wystawy zostali ostro skrytykowani za dopuszczenie do takiego występku. Wielu przeciwników uznało nawet ślimaka jako symbol "politycznej niedojrzałości kobiet".

W związku z ogólnoświatowym krachem gospodarczym, lata 30. XX wieku jeszcze bardziej utrudniły kobietom walkę o równouprawnienie. Jak wówczas mówiono - mierzący się z kryzysem mężczyźni "odesłali kobiety do kuchni". Nie inaczej było podczas II wojny światowej, kiedy to bezpieczeństwo państwa oraz armia stały się w istocie podstawowym i jedynym tematem debaty publicznej.

W 1948 roku w całej Szwajcarii hucznie obchodzono stulecie uchwalenia pierwszej konstytucji. Mottem jubileuszu stało się hasło: "Szwajcaria - naród braci" (niem. "Die Schweiz - ein Volk von Brüdern"). Organizacje kobiece szybko przejęły pałeczkę, zmieniając je na: "Szwajcaria - naród braci bez sióstr" (niem. "Die Schweiz - ein Volk von Brüdern ohne Schwestern"). Wówczas już wszystkie kraje Starego Kontynentu z wyjątkiem Szwajcarii i Lichtensteinu dopuszczały panie do wyborczych urn.

Krótko później w 1951 roku Rada Federalna (odpowiednik rządu - red.) wydała specjalny raport w sprawie. Stwierdzono w nim, że ogólnokrajowe referendum byłoby "przedwczesne", ponieważ "nie wszystkie kantony są na to gotowe".

"Nie ma praw, nie ma obowiązków"

Pierwszym przełomem okazała się zimna wojna i próba wprowadzenia obowiązkowej służby wojskowej dla kobiet w 1957 roku. Debatę na ten temat rozpoczęli - z oczywistych względów - mężczyźni. Panie natomiast postawiły sprawę jasno - "skoro nie mamy praw, nie mamy też obowiązków".

W tym samym roku - nie zważając na przeciwności prawne - grupa kobiet z malutkiej miejscowości Unterbäch w kantonie Valais wyszła z domów i udała się do lokali wyborczych, by współdecydować w organizowanym wówczas referendum. Władze lokalne przyznały kobietom jednorazowe prawo, lecz ich głosy zebrano do innej urny i ostatecznie unieważniono. Mimo to rozsławione Unterbäch nazwane zostało "nowym Rütli" - w nawiązaniu do miejsca, w którym zgodnie z legendą narodziła się szwajcarska państwowość.

Szwajcarzy dostrzegli, że wiatr zmian wieje nieubłaganie. Jeszcze w 1957 roku władze Bazylei-Miasto przeprowadziły referendum w sprawie przyznania praw wyborczych dla kobiet. Głosowanie przyniosło pozytywny rezultat w trzech gminach, a jako pierwsza nowe przepisy wprowadziła gmina Riehen.

W kolejnym roku temat pojawił się na poziomie federalnym (ogólnokrajowym - red.). Złożony wyłącznie z mężczyzn parlament rozpatrzył ustawy pozytywnie, lecz zgodnie z konstytucją kolejną i zarazem ostatnią instancją było oddanie nowego prawa pod osąd społeczeństwa. Uprawnieni do głosowania byli jednak wyłącznie mężczyźni.

Raz pod wozem

W Szwajcarii rozgorzała kampania przedreferendalna. Na ulicach pojawiło się wiele plakatów, nawołujących do poparcia bądź odrzucenia inicjatywy. Środowiska socjaldemokratyczne i progresywne mówiły o budowaniu nowej, odpowiedzialnej przyszłości, przedstawiały Szwajcarię jako kobietę (w języku niemieckim państwo to również ma formę żeńską - red.), a zwolenników inicjatywy jako gentlemanów, a nawet rycerzy. Ruchy konserwatywne i tradycyjne z kolei przedstawiały sufrażystki jako upiorne postacie oraz straszyły, że gdy  kobiety zaczną interesować się polityką, szwajcarskie dzieci będą zaniedbane, a w domach zapanuje chaos. Kampania ta sprawiała, że niektóre kobiety same rezygnowały ze swojego poparcia dla zmian.

Dnia 1 lutego 1959 roku doszło do ogólnokrajowego referendum, w którym przy niemal 67 proc. frekwencji, dwie trzecie mężczyzn odrzuciło równouprawnienie. Na 25 kantonów (kanton Jura istnieje od 1979 roku - red.) za nowelizacją były jedynie trzy francuskojęzyczne, tradycyjnie bardziej liberalne regiony. W górzystych, niemieckojęzycznych kantonach przeciwnych było z reguły ponad 80 proc. mężczyzn, a w najbardziej konserwatywnym Appenzell Innerrhoden aż 95 proc.

Chęć zmian na poziomie krajowym zakończyła się fiaskiem, lecz postępowe regiony nie dały za wygraną. Choć zwolennicy przegrali głosowanie na poziomie federalnym, francuskojęzyczny kanton Vaud uznał wyniki i w lutym 1959 roku przyznał kobietom prawa wyborcze w głosowaniach regionalnych. W ślad z nim poszły kolejne  kantony, w których wygrała opcja "za": Neuchâtel (1959) i Genewa (1960).

Raz na wozie

W dekadę zachodniej rewolucji obyczajowej Szwajcaria wchodziła politycznie bez kobiet. Porażka federalnego referendum oddaliła debatę nad równouprawnieniem, dając władzom państwowym argument silnego mandatu społecznego przeciw zmianom. Mimo to, kolejne, nawet bardziej konserwatywne, niemieckojęzyczne kantony decydowały się na wprowadzanie praw wyborczych dla kobiet, a były to kolejno: Bazylea-Miasto (1966) i Bazylea-Okręg (1968).

Kolejnym punktem zwrotnym okazała się decyzja władz krajowych z 1968 roku o przyjęciu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, lecz z wyłączeniem zapisu zobowiązującym Szwajcarię do wprowadzenia praw wyborczych dla kobiet. Tysiące studentów i pań w całym kraju wyszło wówczas na ulice, by jednoznacznie zaprotestować wobec wszelkiej dyskryminacji płciowej.

Do kulminacyjnej demonstracji doszło dnia 1 marca 1969 roku. Łącznie ponad pięć tysięcy kobiet i mężczyzn przemaszerowało z gwizdkami i transparentami pod siedzibę parlamentu, a wydarzenie nazwano Marszem na Berno. Tłum pod wodzą jednej z pierwszych Szwajcarek zaangażowanych w politykę Emilie Lieberherr domagał się pełnych praw wyborczych dla kobiet na poziomie kantonalnym i federalnym oraz równości płci jako podstawowej wolności obywatelskiej i kluczowej w realizacji praw człowieka.

Po rozruchach w Bernie zgodę na udział pań w wyborach regionalnych uznały Ticino (1969), Valais, Lucerna i Zurych (1970). Niezadowolenie w całym kraju narastało, a społeczeństwo wywierało coraz większą presję na rządzących, dlatego Rada Federalna (rząd - red.) zdecydowała się przeprowadzić ponowne referendum ogólnokrajowe w tej sprawie.

Dnia 7 lutego 1971 roku do urn udało się 57 proc. uprawnionych do głosowania mężczyzn, którzy tym razem w niemal odwrotnej proporcji niż w 1959 roku opowiedzieli się za przyznaniem praw wyborczych dla kobiet. Przeciwnych zmianom było jednak osiem niemieckojęzycznych kantonów w centrum i na wschodzie kraju. Rekordzistą ponownie okazał się Appenzell Innerrhoden, gdzie oponentów nowych rozwiązań było 71 proc.

"Ostatnia wioska Galów"

Choć zdawać by się mogło, że po ponad stu latach od pierwszych starań o równouprawnienie kobiety ostatecznie dopięły swego, to silna decentralizacja Szwajcarii nie mogła przymusić kantonów do przyjęcia nowelizacji na poziomach regionalnych. Większość kantonów dostosowała swoje prawo w ciągu roku, jednak oporne na zmiany okazały się Appenzell Innerrhoden oraz Appenzell Ausserrhoden.

"Boski porządek" w tych dwóch kantonach stawał jednak w kolejnych latach pod silną presją. Podczas tradycyjnych zgromadzeń ludowych (niem. Landsgemeinde), w ramach których mężczyźni zbierali i wciąż zbierają się na dużych placach lub polach, by wspólnie decydować o losach swoich gmin, zjeżdżali przedstawiciele mediów krajowych i zagranicznych, by tropić dalsze perypetie równouprawnienia. Sytuacja ta jednak wzmagała wśród mieszkańców poczucie izolacji i autonomii.

Po kilkunastu latach nacisków mieszkańcy Appenzell Ausserrhoden poddali ostatecznie kwestię pod głosowanie, która została zaakceptowana podczas zgromadzenia ludowego dnia 30 kwietnia 1989 roku. Nieugięty pozostał jednak sąsiedni region. Popierane tam przez mężczyzn władze kantonu uważały wprowadzenie nowego porządku jako "zerwanie z kilkusetletnią tradycją", dlatego konsekwentnie odmawiały poddawania sprawy pod głosowanie. Sytuację zmieniła jednak skarga kobiet do kantonalnego Trybunału, który przymusił władze do zmiany stanowiska. Ostatecznie prawa wyborcze dla kobiet zostały tam przyznane w listopadzie 1990 roku, czyniąc Szwajcarię i sam kanton bezprecedensowym wyjątkiem na mapie Europy i świata.