Reklama

Przyjaciel, wierny towarzysz, a dla wielu osób ukochany członek rodziny. Na szczęście w obecnych czasach rola zwierząt w życiu człowieka przestała sprowadzać się jedynie do konia ciągnącego pług, czy też bardziej współczesnego obrazu psa na łańcuchu pilnującego domu. Chociaż niestety takie incydenty nadal się zdarzają. Poznaj opowieści o nietuzinkowych zwierzakach, bez których życie wielu ludzi, a czasem nawet historia świata, mogłyby nie wyglądać tak samo.

Miała około dwóch lat, sześć kilogramów wagi, była "wielorasowcem", a swoje szczenięce lata spędziła na moskiewskich ulicach, skąd zabrano ją do radzieckiego Instytutu Medycyny Lotniczej. 

Reklama

To właśnie ta niepozorna suczka przekroczyła ziemską atmosferę, zanim Jurij Gagarin w 1961 roku po raz pierwszy znalazł się w przestrzeni kosmicznej. Mowa oczywiście o Łajce, suczce, które na stałe zapisała się w masowej świadomości jako pierwszy pies w kosmosie. Proces przygotowawczy obejmował specjalne szkolenie, podczas którego Łajka umieszczana była w specjalnym ciasnym pomieszczeniu, w którym panowały hałas, a także niskie i wysokie temperatury. Miało to przyzwyczaić ją do warunków panujących w kosmosie. 

Co ciekawe, była jednym z 10 psów, które przechodziły kosmiczne szkolenie. Ostatecznie zdecydowano się na nią, spokojną Kudriawkę, po polsku Kędziorek, którą przed samym wylotem przechrzczono na Łajkę. Suczka 3 listopada 1957 wyruszyła na orbitę okołoziemską w radzieckim sztucznym satelicie Sputnik 2. Nie wszyscy wiedzą jednak, że lot Łajki w kosmos od samego początku miał być podróżą w jedną stronę. Pracownicy Instytutu nie przewidywali sprowadzać jej z powrotem na Ziemie. 

Warto dodać, że Sowieci już wcześniej próbowali umieścić zwierzęta na orbicie okołoziemskiej, jednak próby te udały się dopiero w przypadku Łajki. Początkowo rosyjski rząd zatajał fakt, że suczka po przekroczeniu orbity pozaziemskiej przeżyła zaledwie siedem godzin. Umarła z powodu stresu i gorąca panującego w aluminiowej kapsule. Prawda wyszła na jaw dopiero w 2002, po niemal 50 latach od eksperymentalnego lotu.

Owca kopiuj wklej

Pierwsze udane próby klonowania były podejmowane na jeżowcach już na przełomie XIX i XX wieku. Jednak to narodziny owcy Dolly przeszły do historii jako pierwszy udany przypadek sklonowania zwierzęcia z komórek somatycznych dorosłego osobnika metodą transferu jąder komórkowych. Udało się to naukowcom z Instytutu Roslin znajdującego się pod szkockim Edynburgiem 5 lipca 1996 roku. Z umieszczonych w macicy owcy komórek rozwinął się w nowy organizm, dzięki czemu na świat przyszła identyczna owca rasy Finn-Dorset. Eksperyment pokazał światu, że możliwe jest sklonowanie całego organizmu z komórek pobranych z dowolnej części ciała zwierzęcia. 

Warto jednak zaznaczyć, że przedsięwzięcie wiązało się z wieloma nieudanymi próbami, było ich aż 276. Komórki, które zostały pobrane z pierwowzoru Dolly, pochodziły ze znajdującego się na wymionach gruczołu mlekowego owcy. Fakt ten miał ścisły związek z wyborem imienia dla jagnięcia. Naukowcy postanowili nieco zażartować i obdarzyć ją imieniem po słynnej piosenkarce country Dolly Parton, która może poszczycić się pokaźnym biustem. Nowo narodzona owieczka stała się prawdziwą celebrytką, a jej zdjęcia pojawiły się we wszystkich dziennikach telewizyjnych i gazetach na całym świecie.

Dolly żyła nieco ponad sześć lat, została uśpiona z powodu postępującej choroby nowotworowej. Była pierwowzorem innych czterech klonów. Doczekała się także szóstki dzieci, które jednak przyszły na świat w klasyczny sposób. Od tej pory naukowcy przeprowadzili wiele eksperymentów związanych z klonowaniem, również wymarłych już gatunków. Obecnie zainteresowanie badaczy skupione jest w dużej mierze na klonowaniu terapeutycznym, w którym z komórek macierzystych, powstają tkanki czy narządy. Stanowi to ogromny krok w leczeniu wielu poważnych chorób, jednak klonowanie nadal jest tematem budzącym wiele kontrowersji oraz wątpliwości etycznych.

Pomocna łapa, płetwa i trąba

Nie jest tajemnicą, że zwierzęta doskonale potrafią wyczuwać zagrożenie i nie chodzi tu tylko o świetny psi słuch, który pozwala wychwycić nieproszonych gości na posesji. Wykazują się zdolnością rozpoznawania objawów choroby, obecności materiałów wybuchowych czy nielegalnych substancji, a także reagują na nadciągające zjawiska atmosferyczne, takie jak burze czy tornada. Ten niezwykły instynkt uratował życie Amber, ośmiolatki pochodzącej z Anglii, która spędzała wakacje w Tajlandii. Dziewczynka wraz z rodziną wypoczywała na wyspie Phuket, gdzie na plaży korzystała z jednej z tamtejszych popularnych atrakcji turystycznych, czyli zabawie i jeździe na grzbiecie słonia. 26 grudnia 2004 Amber jak zwykle udała się na spotkanie ze swoją ulubienicą, słonicą Ning Nong, która po paru dniach stała się prawdziwą przyjaciółką dziewczynki. Tego dnia zwierzę było jednak wyjątkowo niespokojne. Zamiast tak jak zwykle przechadzać się po plaży, próbowała przenieść Amber jak najdalej od wody. Opiekun Ning Nong nie rozumiał zachowania podopiecznej i starał się ją zdyscyplinować, gdy w oddali ujrzał nadciągającą falę tsunami. W ostatniej chwili słonica podbiegła w głąb lądu, gdzie dziewczynka mogła bezpiecznie się ukryć. Dzięki pomocy Ning Nong Amber udało się przeżyć. Niestety tego dnia podczas tsunami w Tajlandii zginęło ponad pięć tysięcy osób.

Obecność zwierząt podczas ratowania ludzi w obliczu klęsk żywiołowych jest nieoceniona. Jednym z najbardziej bohaterskich psich ratowników była Frida, suczka rasy labrador, której w 2017 roku udało się odnaleźć ponad 50 ofiar trzęsienia ziemi w Meksyku. Podczas akcji ratunkowych wyposażona była w specjalne ochronne gogle, obuwie, a także kamerę, która rejestrowała otoczenia, podczas gdy przedostawała się do poszkodowanych. Dzielna suczka po 9 latach służby w meksykańskiej marynarce wojennej w 2019 roku przeszła na emeryturę, została również odznaczona za swoje zasługi. Zmarła w listopadzie 2022, miała 13 lat. 

Nie od dziś wiadomo, że małpy odznaczają się wyjątkową inteligencją. W końcu niewiele nas od nich odróżnia, ludzie mają niemal 96 proc. DNA wspólnego z gorylami. Mimo wspólnych cech, ich zwierzęcy instynkt połączony z pokaźnych rozmiarów ciałem oraz popkulturową otoczką King Konga wzbudzają w nas niewątpliwy respekt. Nic więc dziwnego, że widok małego chłopca znajdującego się zaledwie kilka metrów od stada goryli mógł zmrozić krew w żyłach. 31 sierpnia 1986 roku, 5-letni Levan Merritt  wraz z rodziną odwiedził jedno z angielskich ZOO. Mały urwis, chcąc lepiej przyjrzeć się zwierzętom, wdrapał się na ogrodzenie, skąd spadł, nieszczęśliwie lądując na terenie wybiegu. Co najgorsze, dziecko straciło przytomność. Od razu wezwano pomoc, jednak rodzina chłopca wraz z innymi odwiedzającymi mogła jedynie z przerażeniem obserwować rozgrywające się wydarzenia. Jakież było zdziwienie, gdy Jumbo, jeden z goryli, odgrodził swoim ciałem nieprzytomnego chłopca od reszty stada i w ten sposób pilnował go, aż do przybycia pomocy. Levana udało się uratować, a dzielny goryl dzięki nagraniu uwiecznionemu przez świadków stał się prawdziwym bohaterem.

Białucha to gatunek ssaka morskiego z rodziny narwalowatych, który wyglądem przypomina nieco małego wieloryba lub przerośniętego delfina. Z pewnością można nazwać ją jednym z najsympatyczniejszych podwodnych stworzeń, ponieważ posiada mięśnie, dzięki którym może się uśmiechać. To właśnie bohaterskiej białusze o imieniu Mila zawdzięcza życie 26-letnia Yang Yun,  uczestniczka zawodów nurkowania swobodnego, które odbywały się na terenie oceanarium w Chinach. Po wskoczeniu do lodowatej wody, kobietę dopadł paraliż nóg, który powoli ściągał ją na dno. Całe szczęście zajęcie obserwowała Mila, złapała kobietę za nogę, pomagając jej wypłynąć na powierzchnię, nie raniąc jej przy tym, mimo ogromnych zębów.

Futrzaści bohaterowie na polu bitwy

Jednym z najbardziej zasłużonych psich bohaterów I wojny światowej był Sierżant Stubby z amerykańskiego 102 Pułku Piechoty. Podczas trwającej 18 miesięcy służby brał udział w 17 bitwach i czterech ofensywach na froncie zachodnim. Dzielny pies rasy, prawdopodobnie mieszaniec bostona terrier lub bulteriera, miał na swoim koncie godne bohatera zasługi. Ostrzegał żołnierzy przed atakami gazem musztardowym, z powodzeniem odnajdywał rannych, a także był pociechą i ulubioną maskotką dla żołnierzy. Po zakończonej wojnie stał się prawdziwym psim celebrytą, który między innymi brał udział w paradach w całych Stanach.

Polscy żołnierze 22 kompanii zaopatrywania artylerii 2 Korpusu Polskiego generała Władysława Andersa posiadali nieco bardziej nietypowego pupila. Wśród ich szeregów znalazł się nie kto inny jak niedźwiedź syryjski Wojtek. W 1942 roku maszerujący przez Iran polscy żołnierze mieli spotkać małego chłopca z niedźwiadkiem, nie myśląc zbyt długo, postanowili go przygarnąć. Niedźwiedź przebył wraz z kompanią szlak bojowy prowadzący przez Iran, Irak, Palestynę, Egipt, aż do Włoch. 

Wojtek doskonale odnalazł się w wojskowej rzeczywistości, spał wraz z kompanami, jadł z nimi posiłki, czasem niestety dopuszczając się drobnych dewastacji. Podobno jako mały niedźwiadek był karmiony mlekiem skondensowanym z butelki, z biegiem czasu żołnierze oprócz przysmaków takich jak marmolada, miód czy owoce, postanowili wprowadzić go w męski świat, częstując go alkoholem i papierosami. Co więcej, zwierzak miał mieć własne dokumenty poświadczające tytuł żołnierza w stopniu kaprala Polskich Sił Zbrojnych. Był również uczestnikiem bitwy o Monte Cassino. Kariera militarna Wojtka skończyła się w 1947 roku, kiedy zdemobilizowano całą kompanię. Futrzasty weteran resztę życia spędził w ZOO w Edynburgu, gdzie zmarł w 1963 roku.

Psi eko patrol

Czy biegające bez smyczy po lesie to dobry pomysł? W przypadku trzech suczek rasy border collie Olivii, Das i Summer, jak najbardziej tak. Pożary z 2017 roku przyniosły katastrofalne skutki dla chilijskich lasów, ogień doszczętnie pochłonął wówczas obszar 450 tysięcy hektarów ziemi.  

Właścicielki czarno-białych suczek, siostry Francisca i Constanza Torres, spacerując po zgliszczach, wpadły na niezwykły pomysł, który miał pomóc przyrodzie się odrodzić. Wyposażyły swoje psy w specjalne plecaki z sakwami wypełnionymi nasionami roślin. Niezwykle energiczne suczki jednego dnia podczas spaceru pokonywały nawet 30 do nawet 40 kilometrów dziennie, rozsiewając w ten sposób kilogramy nasion, jednocześnie bawiąc się doskonale.