Reklama

Kateryna Savenko, Interia: Gdzie pana zastał początek wojny?

Konstantin Gudauskas: W Buczy. O 4:30 nad ranem usłyszałem dźwięki wybuchów. Pomyślałem, że to fajerwerki. Mieszkałem na 17. piętrze. Kiedy podszedłem do okna, by sprawdzić, co się dzieje, zobaczyłem, że cała linia horyzontu płonie. Nie byłem przygotowany do wojny.

Reklama

Kiedy zaczął pan wywozić ludzi z Buczy?

Na początku nie miałem żadnego schematu działań. Zadzwoniła do mnie współpracowniczka ukraińskiego wywiadu. Znaliśmy się wcześniej prywatnie. Ona wprost poprosiła mnie o pomoc - chciała, żebym wywiózł kobietę w ciąży wraz z jej dziećmi. Powiedziała, że skoro mam kazachski paszport, jest szansa na to, że nie zostanę zastrzelony przez Rosjan. Wtedy w mojej głowie kołatało wiele pytań - dlaczego ja? Dlaczego nie służby specjalne? Myśląc o tym zobaczyłem w oknie, jak rosyjski desant zaczyna wysadzać. Kwestionowanie w mig się skończyło. Podjąłem decyzję natychmiast.

Rosjanie wiedzieli o panu? Zgadzali się na pomoc?

Gdy zacząłem wywozić coraz więcej ludzi, musiałem pogadać z rosyjskim pułkownikiem. Powiedziałem mu, że jestem chrześcijaninem, nie mam ukraińskiego obywatelstwa i jadę do ludzi tylko w jednym celu - by zabrać ich od skrajnego niebezpieczeństwa. Ci ludzie nie mieli szansy na przetrwanie z Rosjanami.

Nie bał się pan wracać po kolejnych ludzi? Pojawiały się myśli, że tym razem może się nie udać?

Grozili, że więcej nie wrócę do Buczy. Rosjanie lubili żartować. Jednym z takich żartów było straszenie, że wrzucą granat do samochodu. Czasami wrzucali nieodpalony granat ludziom do kaptura. Ich interesowały pieniądze, biżuteria. Jestem jeszcze młody, a już osiwiałem. Każdego dnia byliśmy na krawędzi.

Dojeżdżał pan do rosyjskiego posterunku i co wtedy?

Rosjanie pozwolili pomagać tylko w niektórych sytuacjach. Za każdym razem musiałem wymyślać co innego, by przetrwać. Kiedy ich wojsko było niszczone, podejrzewali mnie, że to ja podaję ukraińskiemu wywiadowi informacje o ich jednostkach. Byłem wezwany na rozmowę z kierownikiem rosyjskiej okupacji. Przystawił mi pistolet do głowy. Kazał mówić ostatnie słowa.

O czym myśli człowiek z pistoletem przy skroni?

Myślałem o tym, że przeżyłem życie nie marnując go. Żyłem nie tylko dla siebie i swojej rodziny. Poświęciłem swoje życie obcym dla mnie ludziom. 

Najgorsze pana wspomnienie to...?

Był etap, że Rosjanie zakazali komunikować się między sobą. Pozwolili jedynie na wywieszanie przed domami pustych reklamówek na jedzenie. Pewnego dnia zaparkowałem samochód i szedłem napełnić te reklamówki jedzeniem. Wróciłem do samochodu, zacząłem jechać i poczułem, że nie jestem w tym samochodzie sam. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że na tylnym siedzeniu siedzi zgięta, trzęsąca się dziewczynka. Powiedziała mi, że trzymają ją w piwnicy rosyjscy żołnierze, którzy dziesięciokrotnie ją zgwałcili. Dziewczynka była niepełnoletnia. Jej matkę Rosjanie rozstrzelali w tej samej piwnicy. Po tym wszystkim uważam, że nie mają prawa nazywać się ludźmi.

Pan wielokrotnie miał styczność z rosyjskimi żołnierzami. Jacy to ludzie?

To nie ludzie. To były potwory nafaszerowane propagandą. Są wychowywani tak, by nienawidzić sąsiadów. Na samym początku wojny byli pewni tego, że bardzo szybko zdobędą Ukrainę. Z czasem, kiedy to się nie wydarzyło, zaczęli być coraz bardziej agresywni wobec Ukraińców. Zaczęli rozstrzeliwać na ulicach. Tych, którzy po prostu szli do sklepu po wodę, ale i tych, którzy próbowali w jakikolwiek sposób się uratować.

Wiedzieliście, że nie można liczyć na ludzkie odruchy?

Najgorsi byli żołnierze pskowskiego desantu. Byli w okrutny sposób cyniczni, bez litości. Z satysfakcją puszczali serię po ludziach. Żołnierze, których spotkałem, to byli wielcy faceci, po dwa metry wzrostu. Nosili na sobie naszywki, które prezentowali z dumą: "Jestem rosyjskim okupantem". Jedną z takich znalazłem i zabrałem na pamiątkę, żeby moje dzieci w przyszłości wiedzieli, jacy są Rosjanie.

Świat nie mógł uwierzyć w to, co stało się w Buczy. Co pan widział?

Dzieci, osoby starsze, ludzie, którzy przejeżdżali na rowerze... Ich martwe ciała leżały na ulicy tylko dlatego, że byli Ukraińcami. Jak można zamordować człowieka tylko za to, że ma inną opinię i chce innej przyszłości? Czytałem mnóstwo książek o II wojnie światowej. Interesowałem się tym, jak inne państwa ucierpiały od działań faszyzmu. Ale to, co zobaczyłem w Buczy, było poza granicami mojej wyobraźni i wiedzy o wojnach.

Gdy człowiek widzi takie rzeczy, jedyne co czuje, to chęć zemsty?

Kiedy Rosjanie zaczęli uciekać, a nasi żołnierze weszli do Buczy, musiałem pomóc wywiadowi i pokazać lokalizację rosyjskich jednostek. Dlatego otrzymałem broń. Zapytałem ich "ale dlaczego?". Oni odpowiedzieli mi, że "jeśli rosyjski żołnierz mnie zobaczy, nie będę miał czasu nawet z nim negocjować, zabije mnie natychmiast".

Jestem katolikiem. Uważam, że naszą bronią są nasze czyny, słowa. Wybrałem szlak wolontariusza. Rosjanie wielokrotnie strzelali w moim kierunku. Raz położyli mnie na ziemi i strzelali nad głową, Wierzyłem wtedy, że Bóg jest ze mną. Czułem, że przetrwam.

Mówi pan dużo o Bogu, a przecież dla wielu Bucza może być dowodem na brak Boga. Dlaczego Bóg miałby pozwolić na śmierć tylu niewinnych ludzi?

Bóg miał jedynego syna. I oddal go za nas wszystkich. Płaczę za każdym razem, gdy pomyślę o tym, jaka liczba rodzin, dzieci zginęła. Nigdy z tym się nie pogodzimy. Własnymi rękami zakopałem 70 ciał w Buczy. Ale wiem, że Bóg daje każdemu z nas szansę zmienić wszystko wokół nas. Film "Bucza" jest o tym, jak w piekle można znaleźć światło. Jak samemu można być światłem. Moja historia jest dowodem na to, jak bez broni w rękach można zwyciężyć zło.

Ma pan kontakt z ludźmi, których pan uratował?

Z większością tak. Wielu ludzi pracuje w mojej fundacji jako wolontariusze. Dołączyli do mnie i pomagają innym. Nie są zmęczeni. Chcą przywrócić wolność naszemu narodowi. Niektórzy w podziękowaniu zapraszają mnie do siebie na kolację. To bezcenne mieć kogoś, kto lubi ciebie tylko za to, że jesteś.

W Buczy był pana dom. Miał pan siłę wrócić i zmierzyć się z tym, co tam się wydarzyło?

Czasami jeżdżę do Buczy. Mam tu swoją fundację. Kiedy stoję na skrzyżowaniu i patrzę na ulice, widzę zupełnie inny obraz. Widzę marzec 2022 r. Płaczę. Myślę o tym, że kogoś nie zdążyłem wywieźć. Ci ludzie zostali zabici. Wspominam często tę dziewczynkę którą zgwałcili i trzymali w niewoli. To jeszcze raz przypomina nam o tym, że nie mamy prawa być zmęczeni, nie możemy pozwolić terrorystom zwyciężyć. Jeśli będziemy zapominać, zbliżać się do nich, stracimy coś więcej niż dom. Stracimy to, czego nie potrafimy odzyskać.

Ale słyszy pan słowa, że Zachód jest zmęczony wojną, że może należy pójść na ustępstwa.

Świat nie może być obojętny. Obojętność oznacza współpracę ze złem, z rosyjskim terroryzmem. Nie możemy negocjować ze złem. Musimy robić wszystko, aby zwyciężyć. Musimy zwyciężyć z samym sobą. Z własnymi słabościami i zmęczeniem.

Po tym, co pan przeżył, można wrócić do normalności?

Nie wróciłem do życia cywila. Niezmiennie jestem wolontariuszem. Ciągle pomagam. Teraz jestem na Litwie. Przyjechaliśmy tu kupić samochody dla naszych żołnierzy. Wojna jest egzaminem z człowieczeństwa.

filmie "Bucza" gra pana Polak, Cezary Łukaszewicz. Czy udało mu się pokazać pańskie emocje na ekranie?

Poznałem Cezarego i uważam, że on nie grał, on przeżył tę rolę. Rolę mnie. Widziałem łzy w jego oczach. Nagrywaliśmy sceny w oryginalnych miejscach zbrodni. Mimo tego, że nie jest Ukraińcem, potrafił w kadrze przeżyć moje życie. Od początku czułem z nim więź.

Słyszymy o planie pokojowym, o próbie normalizacji. Jak pan widzi przyszłość Ukrainy i Rosji?

Często jeżdżę z pomocą za granicę i spotykam się z dziećmi uchodźców, którzy byli zmuszeni wyjechać przez wojnę. Pytam ich, jak widzą przyszłość Ukrainy. Odpowiadają mi, że bez Rosji. Nie wierzę Rosji i Rosjanom. Niejedno pokolenie Ukraińców ucierpiało z powodu Rosji. Oni się nie zmieniają. Obserwowaliśmy wielką transformację Niemiec po II wojnie światowej. Rosjanie nawet nie chcą słyszeć o tym, że są zabójcami, którzy przyszli do naszych domów gwałcić kobiety i zabijać nasze dzieci. To jest ich powód do dumy.

W Buczy znalazłem listy rosyjskich żołnierzy od swoich żon w Rosji. Ich żony pisały im, by służyli i jak najszybciej wracali do domu, a przy okazji zabrali coś kosztownego. Jest to dla nich powód do dumy. Jedna z dziewczyn napisała, żeby chłopak zabezpieczał się, gwałcąc Ukrainki, i wracał jak najszybciej bez chorób wenerycznych. Zachowałem te listy dla siebie.