Reklama

Karolina Olejak: Od zawsze chciała być pani nauczycielem?

Zyta Czechowska: - Od najmłodszych lat marzyłam o tym. Moje dwie siostry również wykonują ten zawód, podobnie bratanica, siostrzenica i kilka kuzynek. Praca z dziećmi chyba wpisana jest w nasze rodzinne geny. Ogromny wpływ na mój wybór miała moja nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej. To wspaniała, kreatywna kobieta, która widziała w swoich uczniach przede wszystkim dzieci, które mają swoje potrzeby, możliwości, potencjał i do szkoły przychodzą z bagażem przeróżnych przeżyć i doświadczeń. Cechowała ją ogromna empatia i pokora. Poza tym, jest to swego rodzaju misja i powołanie. Nauczycielem nie może być każdy, bo bez tych ważnych cech nie da się wykonywać go z pasją i dobrze. 

Reklama

Problem w tym, że coraz mniej osób czuje to powołanie.

- Bardzo martwi mnie ta sytuacja. Nauczyciele są potrzebni, ważni. Wszystkim powinno zależeć na tym, żeby swoją pracę wykonywali z pasją i zaangażowaniem. 

Związek Nauczycielstwa Polskiego szacuje, że brakuje nawet 10 tysięcy nauczycieli, a będzie coraz gorzej. Dlaczego?

- Przyczyn tej sytuacji jest wiele. Począwszy od tak zwanej negatywnej selekcji do zawodu, po archaiczny system kształcenia nauczycieli, który nie przystaje do naszej rzeczywistości, a tym samym potrzeb uczniów i szkoły. Niekompetentny nauczyciel, to sfrustrowany nauczyciel, który nie ma satysfakcji z wykonywanego zawodu i w konsekwencji efektywność jego pracy jest dość niska. Poważnym problemem są niskie zarobki nauczycieli, które demotywują młodych ludzi, do podejmowania edukacyjnych wyzwań. Brak funduszy przekłada się na brak możliwości rozwoju, doskonalenia. Perspektywa problemów z opłaceniem rachunków i usamodzielnieniem się nie zachęca. Do tego dochodzi duża presja ze strony społeczeństwa, rodziców naszych uczniów. Permanentne podważanie kompetencji nauczycieli, dyskredytowanie ich umiejętności i wiedzy, mają również swoje konsekwencje.

Zawsze jest argument z pensum godzin. Nauczyciele może i zarabiają niedużo, ale nie pracują tyle godzin, co inni. Mają wolne w wakacje, święta.

- Nauczyciele pracują 40 godzin tygodniowo tak, jak wszyscy inni pracownicy. Nieporozumieniem jest mówienie, że pracujemy 18 godzin, bo to są godziny dydaktyczne w bezpośredniej pracy z uczniem. Pozostały czas pracy to przygotowywanie się do zajęć, poprawa prac klasowych, sprawdzianów, kartkówek czy prac pisemnych. To praca projektowa z uczniami, przygotowywanie szkolnych uroczystości, opracowywanie scenariuszy zajęć, imprez szkolnych, przygotowywanie dekoracji i tym podobnych. Bezpłatna opieka nad uczniami w czasie wycieczek szkolnych.

W ramach tygodniowego wymiaru pracy nauczyciel zobowiązany jest po swoich lekcjach być do dyspozycji rodziców i uczniów w formie konsultacji, rozmów telefonicznych, wywiadówek, zebrań i innych form współpracy. Wszelkie rady pedagogiczne, szkolenia, warsztaty czy inne formy doskonalenia zawodowego, to także czas naszej pracy. 

Jako pedagog specjalny z pewnością pracuję więcej niż 40 godzin w tygodniu. Moi uczniowie nie mają dostosowanych podręczników, na rynku jest bardzo mało materiałów edukacyjnych, które bez spersonalizowania mogłabym zastosować w mojej zróżnicowanej klasie, w której każdy uczeń, oprócz niepełnosprawności intelektualnej, ma dodatkowe dysfunkcje i niepełnosprawności. Wymagają one indywidualnego podejścia i odpowiednich pomocy dydaktycznych, a także ogromnego zaangażowania, czasu i wiedzy. Dlatego niesprawiedliwym jest ocenianie nauczycieli przez pryzmat małej liczby godzin dydaktycznych i dłuższego urlopu. Wakacje są niezbędne, by w pełni sił i wypoczętym pracować przez kolejny rok szkolny. Nasz urlop nie rozpoczyna się wtedy, kiedy uczniowie mają wakacje i nie kończy 1 września. Po zakończeniu zajęć dydaktycznych mamy jeszcze wiele obowiązków związanych z organizacją pracy szkoły, egzaminami zawodowymi, poprawkowymi itd. 

Mimo wszystko nauczycielom coraz trudniej zdobyć społeczne poparcie dla swoich postulatów. Strajki pokazały, że znaczna część społeczeństwa nie uważa, że pracujecie w złych warunkach.

- Nie ma dużego poparcia wśród społeczeństwa dla naszych postulatów związanych ze zmianą systemu edukacyjnego, podstaw programowych, zwiększenia autonomii nauczycieli w podejmowaniu inicjatyw edukacyjnych. Wynika to z niskiej świadomości tego, jak funkcjonuje polska szkoła. Ludzie nie wiedzą, czego w związku z przemianami cywilizacyjnymi i technologicznymi szkole potrzeba. Poza tym dziecko dla każdego rodzica jest największą wartością. Chęć wykształcenia swojego syna czy córki na najwyższym poziomie czasami zniekształca realne możliwości i potrzeby. 


Problemem jest prestiż zawodu? Ludzie uważają, że nauczycielem zostaje ten, kto nie poradził sobie na rynku pracy?

- Panuje powszechne przekonanie, że w szkole każdy znajdzie pracę, jeśli wcześniej nie dostał innej posady lub niekoniecznie wie, co chciałby w życiu robić. Niestety, jest w tym sporo prawdy. W szkolnictwie mamy wakaty, brakuje kilku tysięcy nauczycieli, więc dyrektorzy, by zapewnić realizację podstawy programowej, zatrudnią każdą osobę, która w teorii ma odpowiednie kwalifikacje.

W trakcie pracy nie ma weryfikacji tych kompetencji?

- W większości przypadków życie samo weryfikuje źle podjęte decyzje. Nie wyobrażam sobie pracować w szkole, czy w jakimkolwiek zawodzie, bez przekonania, że to, co robię, jest moją pasją. Od lat nasz zawód i umiejętności są deprecjonowane. W większości przypadków jest to bardzo krzywdzące, bo mamy wielu fantastycznych, zaangażowanych i kompetentnych nauczycieli.



Weryfikacja nie powinna odbywać się na poziomie przygotowania do zawodu? Dziś ta ścieżka jest bardzo rozproszona i można zostać nauczycielem na różnych zasadach. Nie inwestuje się w ich przygotowanie, a przecież każda reforma ostatecznie opiera się o to, kto będzie ją wdrażał w życie.

- Nie można generalizować, bo wielu nauczycieli jest naprawdę świetnie przygotowanych do zawodu. Ukończyli prestiżowe uczelnie, oprócz wyższego, kierunkowego, pedagogicznego wykształcenia posiadają jeszcze dyplomy studiów podyplomowych. Swoje podstawowe wykształcenie poszerzają o nowe przedmioty, metodykę pracy, umiejętności cyfrowe, czy w zakresie TUS. Mało która grupa zawodowa doskonali się w takim stopniu jak nauczyciele. 

W naszym zawodzie, tak jak w każdym innym, są osoby, które zaniżają poziom zaangażowania w pracę, a tym samym jej jakość, ale to nie jest powszechne.

Łatwo jest nam krytykować, oceniać, dyskredytować. Trudniej dostosować warunki pracy, współpracować, doceniać i działać kompleksowo. Incydentalne, punktowe, i doraźne zmiany nie działają długofalowo. Nie ma kontynuacji reform, a raczej permanentna zmiana, a nawet przewrót. 

Może nauczyciele powinni lobbować, by powstało pozakadencyjne ciało, w skład którego wchodziliby politycy różnych opcji i eksperci. Dzięki temu resort edukacji przestałby być politycznym łupem, reformy zyskałyby jakąś ciągłość?

- Każdy pomysł, który bazuje na wszechstronnej wiedzy i praktyce ekspertów, jest dla mnie do zaakceptowania. Nie można trzymać się kurczowo tego, co znane i oswojone, czasami po prostu trzeba dokonać zmian. Ale nie godzę się na przewroty, rewolucje i niszczenie wszystkiego, co do tej pory udało nam się stworzyć. Jestem jak najbardziej za długofalowymi, stałymi działaniami na podstawie doświadczenia naszych nauczycieli, ale także sprawdzone pomysły innych państw.

Pamiętajmy jednak, że nic o nas bez nas. To nauczyciele są praktykami i wiedzą, jak powinna wyglądać efektywna, przyjazna, nowoczesna szkoła. Szeroka współpraca ekspertów, naukowców, nauczycieli i polityków byłaby pożądana. 

To, o czym mówimy, to pieśń przyszłości. Tymczasem coraz więcej rodziców zabiera dzieci ze szkół publicznych do prywatnych.

- Edukacja zdalna przyspieszyła ten proces. Nieprzygotowanie wielu szkół do tego modelu nauczania, niskie kompetencje cyfrowe nauczycieli, rodziców i uczniów w początkowej fazie zdalnej szkoły, były ogromnie frustrujące. Rodzice dostrzegli, że są w stanie w wielu przypadkach pomóc dzieciom w zdobywaniu wiedzy, a sami uczniowie docenili walory samodzielnej, asynchronicznej nauki.

Dodatkowo ułatwiono rodzicom decyzję za sprawą nowego rozporządzenia, które umniejsza procedury i dokumentację niezbędną do przejścia z tradycyjnej szkoły do edukacji zdalnej. Dziecko i jego edukator mają do dyspozycji znacznie więcej czasu niż uczeń tradycyjnej szkoły. Przyswajania materiałów jest spersonalizowane i dostosowane do jednego ucznia, a nie uśrednione do potrzeb całej klasy.


Czeka nas coraz bardziej postępująca indywidualizacja edukacji? Szkołę zamienimy na edukację domową albo małe prywatne szkoły dopasowane do oczekiwań rodzica?

- Myślę, że to trend, który jest coraz mocniej obecny w naszym systemie edukacji. Zawsze cenię to, co daje szansę na indywidualne i spersonalizowane podejście do nauczania i uczenia się. Taki system nie jest jednak dla każdego, bo wymaga zarówno od rodziców, jak i uczniów niezwykłej systematyczności, odpowiedzialności i konsekwencji w działaniu. Nie sprawdzi się także w przypadku uczniów, którzy nie mają kompetencji związanych z technikami samodzielnego uczenia i u takich, którzy potrzebują stałych i systematycznych kontaktów rówieśniczych i społecznych.

Pandemia czegoś nas nauczyła, czy wróciliśmy do takich samych szkół jak przed nią?

- To, co do tej pory uważano za fanaberie i zbędne przedmioty, w opinii wielu decydentów i nauczycieli stało się niezbędnymi elementami, wspierającymi edukację i terapię uczniów. Wielu z nas doceniło wartość platform edukacyjnych, aplikacji, cyfrowych zasobów, a co najważniejsze - nowoczesnych digitalnych sprzętów edukacyjnych takich jak np. roboty, maty edukacyjne, drukarki 3D, czy interaktywne programy terapeutyczne. Mam ogromną nadzieję, że transformacja edukacji i przekierowanie uwagi na działania skoncentrowane na umiejętności cyfrowe, doposażenie placówek w sprzęt i zmiana metodyki nauczania, będzie po pandemii kontynuowana.

Mam nadzieję, że uczniowie i nauczyciele chętniej będą korzystać z wirtualnych konsultacji i wsparcia, na przykład w ramach rozwijania zainteresowań uczniów. To wszystko będzie miało rację bytu tylko wtedy, kiedy nauczyciele zostaną wyposażeni w odpowiedni służbowy sprzęt i przestrzeń do rozwoju. Pandemia rozpoczęła ten proces, ale trzeba go kontynuować. 

W zeszłym roku nie wyłoniono Nauczyciela Roku. Zdalna edukacja nie dawała pola na eksperyment, trzeba było jakoś przetrwać?

- W czasie edukacji zdalnej wielu nauczycieli pracowało więcej i ciężej niż kiedykolwiek dotąd. Ujawniło się mnóstwo wspaniałych pedagogów, kompetentnych nauczycieli, którzy chcieli dzielić się swoją wiedzą na temat nowych technologii z innymi. Powstały grupy wsparcia na Facebooku, nauczyciele organizowali webinary, szkolenia, wymieniali się przygotowanymi zasobami. Odkryliśmy wielu liderów edukacyjnych. Nie wyłoniono nowego Nauczyciela Roku tylko dlatego, że sytuacja epidemiczna, duża zachorowalność, ale także inne priorytety, które mieli nauczyciele sugerowały, by konkurs się nie odbył. Zdrowie i życie nas wszystkich jest nadrzędną wartością. Za to w tym roku oprócz konkursu Nauczyciel Roku organizowany jest także konkurs Nauczyciel Jutr@, który zrekompensuje zeszłoroczny przestój. 

Czego życzyłaby pani sobie i kolegom/koleżankom w zawodzie na Dzień Nauczyciela?

- U progu Dnia Edukacji Narodowej, życzę wszystkim dyrektorom, nauczycielom, pracownikom obsługi i administracji niesłabnącej energii i entuzjazmu do zmiany szkolnej rzeczywistości. Życzę zrozumienia, szacunku i wsparcia ze strony społeczeństwa, które nie zawsze dostrzega to, jak ważna jest edukacja. Wielu satysfakcji z wykonywania najpiękniejszego i zarazem niedocenionego zawodu. Nauczyciel, to brzmi dumnie.