Reklama

Choć należy do najbardziej pożądanych gwiazd współczesnego Hollywood, wielu twierdziło, że Nicole Kidman zupełnie nie nadaje się do roli Lucilli Ball. Niekwestionowaną królową amerykańskiej komedii zagrać miała w filmie Aarona Sorkina "Being the Ricardos" Cate Blanchett, która wielokrotnie udowodniła swój wielki komediowy potencjał.

Projekt filmu powstał w 2017 roku i wiadomo było, że ma opowiadać o kulisach serialu "Kocham Lucy", w którym przez sześć sezonów grała ze swoim mężem, Desie Arnazem. W przygotowania zaangażowała się córka pary, Lucie Arnaz. Czas jednak mijał, przyszła pandemia i zdjęcia przekładano. Gdy w 2020 roku zaczęto mówić o ich rozpoczęciu, kalendarz Blanchett był już wypełniony po brzegi. Musiała zrezygnować z roli.

Reklama

 Producenci byli zdruzgotani. To wówczas fani Lucilii Ball zaapelowali, by Blanchett zastąpiła Debra Messing, która z sukcesem zagrała Ball w serialu "Will i Grace". "Debra jest niczym wskrzeszona Lucy" - przekonywali. Z czasem dołączyła do nich Lucie Arnaz. Sama aktorka wyrażała gotowość do pracy. Gdy zapadła decyzja, że w Ball wcieli się Nicole Kidman, w internecie zawrzało.

Fala hejtu wylała się zarówno na twórców, jak i na aktorkę. Przekonywano, że posągowa Australijka bez komediowego dorobku i potencjału, nie nadaje się do roli, w przeciwieństwie do Messing. Pojawiły się nawet grupy wzywającego do bojkotu powstającego filmu. Niezrażona Nicole ze spokojem pracowała nad rolą, zapewniając, że zrobi wszystko, by zmienili zdanie.

 I ku zdumieniu fanów pani Ball, to się jej udało. Po raz kolejny pokazała, jak wszechstronną jest aktorką. Dla obsadzanej zwykle w dramatycznym repertuarze Kidman, rola gwiazdy komedii była wyzwaniem. Zwłaszcza, że Ball, przez lata pracowała z legendarnymi braćmi Marx, kochała gagi slapstickowe, a role budowała w oparciu o charakterystyczną, przesadnie ekspresyjną mimikę, którą publiczność pokochała.

 Realizowany w latach 1951-1957 pierwszy w historii sitcom "Kocham Lucy" pozostaje najbardziej wpływowym serialem w historii telewizji. Nawet dziś odniesienia do niego można znaleźć w niezliczonej ilości produkcji. Dla Amerykanów był co najmniej takim fenomenem, jak dla nas filmy Barei.

Lucilla Ball i Desie Arnaz (w filmie wciela się w niego Javier Bardem) zyskali status pionierów Złotego Wieku amerykańskiej telewizji. I choć Bardem jako Arnaz radzi sobie doskonale, Kidman przyćmiła go bez reszty. Przed miesiącem zdobyła za tę rolę Złotego Globa i jest kandydatką numer jeden do zbliżających się Oscarów w kategorii: najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Byłaby to już druga złota statuetka dla Nicole.

Nominacje zostaną ogłoszone 8 lutego.

Nicole jakiej nie znacie

Serial "Kocham Lucy" opowiadał o perypetiach mieszkającego w Nowym Jorku małżeństwa Lucy i Ricky'ego Ricardo. On był utalentowanym muzykiem, ona zajmowała się domem, ale chciała zostać gwiazdą, mimo braku talentu. W każdym odcinku widzowie śledzili jej odlotowe pomysły, w które wciągała przyjaciół.

W filmie "Being the Ricardos" akcja rozgrywa się w ciągu jednego tygodnia pracy nad serialem, w 1952 roku. Emitowany był wtedy jego drugi sezon (w sumie było sześć), który co tydzień oglądało 60 milionów widzów. To był nie tylko program telewizyjny numer jeden, ale także rewolucyjne widowisko: pierwsze, w którym stosowano system trzech kamer, pozwalający kręcić sitcomy - czyli seriale z publicznością, na żywo. Komedia o mieszanym kulturowo, amerykańsko-kubańskim małżeństwie, jakie wtedy budziło emocje.

Wiele sytuacji pokazywanych w serialu pokrywało się z życiem bohaterów. Trzęsienie ziemi wywoła informacja o ciąży ekranowej Lucy w momencie, gdy Lucille Ball faktycznie zaszła w ciążę. Zamiast przystać na propozycję szefa sieci, który wymyślił sposób na jej "ukrycie" (Lucy działa za gigantycznymi krzesłami lub roślinami), Ball postanowiła włączyć ją do fabuły sitcomu. A były to czasy obowiązywania Kodeksu Haysa, mówienie o seksie było zabronione, nie wspominając o pokazywaniu go, zaś słowo "ciąża" nie istniało w filmie.

Kidman upodabnia fizycznie do Lucy proteza charakterystycznej twarzy Ball, cienkie brwi i rude loki, ale w przeciwieństwie choćby do Renee Zelweger w roli Judy Garland, czy nawet Meryl Streep jako Margaret Thatcher, nie zdecydowała się na imitację Lucilli Ball. Oferowała nam swoją własną interpretację kultowej postaci. Pokazała charakterystyczną dla Ball pozorną bezradność, której towarzyszy skrywana przebiegłość. Jej Lucy jest zmysłowa i czuła, ale uparta i stawiająca na swoim. Na planie "Kocham Lucy" Ball przejmowała od reżysera dowodzenie ekipą. Była artystką, próbującą zawładnąć terenem męskiej władzy. Wizjonerką rozrywki i pierwszą kobietą, która dorobiła się własnego studia filmowego.

 Depcząca winogrona Kidman jest jak żywcem wyjęta z filmów braci Marx, by za chwilę, w dramatycznym wątku , w którym Ball oskarżono o członkostwo w partii komunistycznej, stać się śmiertelnie poważną, pełną strachu.

 Wielka rola, godna Oscara. Odmienna od wszystkiego, co Kidman pokazała do tej pory. I choć sam film nie dorównuje niestety jej aktorstwu (Sorkin jest dużo lepszym scenarzystą niż reżyserem), dla kreacji Kidman zobaczyć go naprawdę warto.

180 cm i marzenia o aktorstwie

O tym, że zostanie aktorką, wiedziała od piątego roku życia, od momentu, w którym obejrzała "Czarnoksiężnika z Oz". Już wówczas chodziła na lekcje baletu i pantomimy, którym zawdzięcza dziś płynny, taneczny chód. Rosła w szalonym tempie. Gdy w wieku 13 lat miała już 175 centymetrów wzrostu, mama stwierdziła, że jest zbyt wysoka, by myśleć o karierze aktorki. Przekonywała, że reżyserzy będą mieli kłopot z partnerami dla niej, a mężczyźni nie lubią, gdy kobieta patrzy na nich z góry.

Dobiła do 180 centymetrów, ale nigdy nie pomyślała, by zmienić plany. W wieku 15 lat miała już za sobą pierwszą profesjonalną rolę w filmie "Bush Christmas", nakręconym w australijskim buszu. W filmie była scena, w której zjadała witchetty - larwy ćmy. Robaki o mlecznobiałym kolorze, będące częścią diety Aborygenów. W końcu jest rodowitą Australijką. Już wtedy oświadczyła, że dla roli zrobi wszystko.

Nicole, opowiadając o dzieciństwie, podkreśla, że matka wychowała ją i młodszą siostrę na feministki. Sama należała do feministycznej organizacji Women's Electoral Lobby, prowadzącej kampanię "na rzecz przyszłości australijskich kobiet". Rodzice byli zdeklarowanymi liberałami. Ojciec udzielał się w Partii Pracy, a Nicole wrzucała na posesje republikanów ulotki zachęcające do głosowania na liberałów. Dziś jest nieodrodną córką swoich rodziców. Udało jej się przy tym połączyć feministyczno-liberalny światopogląd z głęboką, katolicką wiarą.

Rytuałem w domu były wieczorne dyskusje po kolacji: o polityce, filozofii, literaturze. Ta ostatnia to jej największa pasja oprócz aktorstwa. Potrafi czytać wszędzie i o każdej porze. Mówi, że czytanie zastąpiło jej studia, bo dla aktorstwa rzuciła szkołę w wieku 17 lat. Choć nazywa się ją "najsłynniejszym towarem eksportowym Australii", urodziła się na Hawajach w czerwcu 1967 roku. Rodzina przeniosła się tam dla stypendium ojca - Antony'ego Kidmana, znanego psychologa klinicznego.

Jako 14-latka zagrała księżniczkę Kosmonopolis w "Słodkim ptaku młodości" Tennessee Williamsa. Twórczyni "Fortepianu" Jane Campion zwróciła na nią uwagę i zaproponowała rolę w swoim filmie, którą Nicole... odrzuciła. Miała całować się z dziewczyną, a interesowało ją całowanie z chłopcami. Reżyserce spodobało się, że ma własne zdanie. Kilkanaście lat później Nicole pojawia się w kostiumowym "Portrecie damy" Campion u boku Johna Malkovicha.

Ale znacznie wcześniej odkryło ją Hollywood, dzięki roli w mrocznym thrillerze Phillipa Noyce'a "Martwa cisza".

Miłość i scjentologia

Miała 22 lata, gdy trafiła na zdjęcia do filmu "Szybki jak błyskawica" - do fabryki snów. Nie wiedziała, że zaproszono ją na życzenie najgorętszej wtedy męskiej gwiazdy - Toma Cruise’a. Gdy wchodziła do wytwórni Paramount, spotkała go w drzwiach. "Pomyślałam, że to najseksowniejszy mężczyzna, jakiego widziałam w życiu - wyznała potem. - Zaparło mi dech".

- Moją pierwszą reakcją była czysta żądza. To było całkowicie fizyczne - wspominał Cruise. Nicole, 10 centymetrów wyższa od niego, była pewna, że roli nie dostanie. Gdy producent zadzwonił, by powiedzieć, że zagra miłość Toma, była zdumiona. Cruise nie marnował czasu - natychmiast zaprosił ją na randkę. Był w trakcie rozwodu z  Mimi Rogers, która wciągnęła go do Kościoła Scjentologii. Nicole nie miała pojęcia, w co się wpakowała. Szybko zaczęli rozmawiać o małżeństwie. Dała się wciągnąć w scjentologię, byle być z nim.

Pobrali się na Boże Narodzenie w 1990 roku. Cruise właśnie zdobył nominację do Oscara za "Urodzonego 4 lipca". Po latach Nicole wyznała, że nie czuła się wtedy aktorką, a jedynie "żoną tego Cruise'a". Nie wiedziała, że David Miscavige - lider scjentologów - był niezadowolony z nowej żony Toma. Problemem był jej ojciec - środowisko psychologów klinicznych słynie bowiem z niechęci do scjentologów. Nicole została zidentyfikowana jako "PTS", czyli Potential Trouble Source (Potencjalne Źródło Kłopotów). W najbardziej intensywnym okresie związku Cruise'a z Kidman, aktor rzeczywiście oddalił się od scjentologii. Nicole namawiała go, by wystąpił z kościoła, lecz zabrakło mu odwagi.

 W głośnym dokumencie Alexa Gibneya "Going Clear" dawni członkowie kościoła scjentologicznego odkryli szczegóły jego funkcjonowania. Pokazali go jako miejsce finansowych przekrętów, a Cruise’a i Travoltę - najgłośniejsze z hollywoodzkich nazwisk w sekcie, jako marionetki w rękach liderów.

Na początku nic nie zapowiadało problemów. Tuż po ich ślubie Ron Howard kręcił "Za horyzontem". Tym razem to Nicole wybrała za partnera Toma. Przełomem dla niej była jednak rola w "Za wszelką cenę" Gusa Van Santa. Świetna satyra na telewizję, opowiadała o młodej prezenterce, która dla kariery zdolna jest do wszystkiego - nawet do zabicia męża, bo próbował jej przeszkodzić. Nicole grała z lekkością mistrzyni, czarowała seksapilem. Zdobyła pierwszego Złotego Globa.

Ale gdy kariera zawodowa kwitła, życie prywatne waliło się w gruzy. Krótko cieszyła się z pierwszej ciąży - okazała się pozamaciczna i stanowiła zagrożenie dla życia. Po operacji usłyszała: "Proszę zapomnieć o byciu biologiczną matką". Pozostała adopcja. Najpierw córki - Isabelle, później chłopca Connora. Nikt jej nie zapytał, czy chce wychować dzieci na scjentologów.

W 1995 roku wydawało się, że praca ich scementuje. Stanley Kubrick zaproponował duetowi Kidman-Cruise pracę nad thrillerem erotycznym. Zdjęcia trwały 400 dni, lądując w Księdze Rekordów Guinnessa. Kubrick, słynący ze 127 dubli jednej, głośnej sceny w "Lśnieniu", przeszedł sam siebie. Część aktorów wycofała się, bo mieli inne zobowiązania. Kubrick zdążył film zmontować, a cztery dni później umarł na atak serca. Kidman wypadła wspaniale. Film otworzył jej mnóstwo furtek. Dostała kolejną ciekawą rolę, w musicalu Baza Luhrmanna "Moulin Rouge".

Gdy cieszyła się ze swojej pierwszej nominacji do Oscara, dotarł do niej pozew rozwodowy złożony przez Toma. Nie rozumiała, co się dzieje. Bywały między nimi spięcia, ale kochali się, mieli dwoje dzieci. Dopiero dużo później miała odkryć, że Tom rzucił ją na żądanie Davida Miscavige'a. Jeden ze współpracowników Miscavige'a zdradził, że powierzono mu zniszczenie małżeństwa Kidman i Cruise'a.

Walkiria ze stalowym kręgosłupem

Wkrótce spotkali się na planie filmu Alejandro Amenabara "Inni", do którego Cruise dawno kupił prawa i obsadził ją w głównej roli. To znakomity gotycki horror zapełniony upiorami z domu, w którym mieszka matka z dziećmi cierpiącymi na fotofobię - chorobę uniemożliwiającą przebywanie na słońcu.

Nicole była w nim jak piękna lodowa rzeźba - posągowa, zimna, surowa. Przypominała Grace Kelly. Na planie między ujęciami głównie jednak płakała. W dodatku odkryła, że jest w ciąży. Z mężem, który już jej nie chce. Ale i tym razem miesiąc później znowu poroniła.

W domu płakała w poduszkę. Ale w programie Davida Lettermana na pytanie, co rozwód zmienił w jej życiu, odpowiedziała: "Mogę znowu nosić buty na obcasach". Amerykanie bili jej brawo, a ona walczyła z depresją.

Sąd przyznał prawa do opieki nad dziećmi obojgu rodzicom. Tyle, że z czasem spotkania Nicole z dziećmi z cotygodniowych zmieniły się w comiesięczne, potem w jeszcze rzadsze. Dorosła Isabelle wspina się po szczeblach "kariery" w kościele scjentologicznym. Młodszy Connor poszedł w jej ślady.

Film Amenabara okazał się sukcesem, a ona zgarnęła kolejną nominację do Złotego Globa. Ale najważniejsze - dostała propozycję roli w obrazie Stephena Daldry'ego "Godziny", gdzie zagrała z Meryl Streep, o czym marzyła od lat. Fabuła osnuta wokół powieści Virginii Woolf "Pani Dalloway" (Kidman), opowiada trzy historie o kobietach w różnych epokach, które zmieniły swoje życie pod wpływem powieści. Odmieniona charakteryzacją Nicole włożyła w historię pisarki, próbującej bezskutecznie uciec od swoich lęków w przededniu samobójstwa cały ból, jaki dźwigała od rozstania z Cruisem. Film Daldry’ego pomógł jej się od niego uwolnić. Za rolę odebrała w pełni zasłużonego Oscara. "Walkiria ze stalowym kręgosłupem. I jedna z najzdolniejszych aktorek swojego pokolenia"- powiedziała o niej Meryl Streep, gdy poznały się bliżej. Dotarła na zawodowy szczyt w chwili, gdy jej prywatne życie legło w gruzach.

Z lawiny propozycji wybrała rolę w ascetycznym filmie Larsa von Triera "Dogville", zainspirowanym Brechtem. Jako ukrywająca się w małym miasteczku przed gangiem Grace, znów była znakomita. Wspierający bohaterkę mieszkańcy zaczynają nadużywać władzy, jaką mają nad nią. Triera interesowało, czy jest granica, której nie przekroczą.

Od tej pory skromne, oryginalne role stały się jej znakiem firmowym. To one przyniosły jej zaszczyty, choć ma na koncie i wielkie, epickie obrazy. Gdy Olivier Dahan kręcił  film o księżnej Grace Kelly, "Grace, księżna Monako", to ją zaprosił do głównej roli. Szkoda tylko, że film okazał się kompletnym niewypałem. W skromnej "Pokusie" Lee Danielsa, jako małomiasteczkowa piękność wkraczająca w wiek pani Robinson, odeszła od przypisanego jej terytorium - od roli nieskazitelnej damy, w jakiej najchętniej jest obsadzana. Jej postać jest śmieszna i tragiczna zarazem, ociekająca seksem i wyuzdana.

 Pożądana i podziwiana, przez jakiś czas Nicole Kidman żyła samotnie. W 2005 roku na przyjęciu poznała bratnią duszę - australijskiego piosenkarza country Keitha Urbana. I zakochała się z wzajemnością.

"Urodziłem się przy Tobie na nowo"

Urban to nie jest, jak w przypadku Cruise'a, miłość od pierwszego wejrzenia. Wtedy miała 21 lat, teraz 38 i bagaż doświadczeń. Ślub odbył się w 2006 roku w Australii. Taki, jaki zawsze chciała - w białej sukni z welonem, w katolickim kościele. Po rozstaniu z Tomem wróciła do wiary, którą wpoiła jej babcia.

Ale to małżeństwo też nie jest sielanką. Keith długo walczył z uzależnieniem narkotykowym. Krótko po ślubie poszedł do kliniki Betty Ford na leczenie. Odkąd są małżeństwem, jest czysty. Nazywa to cudem i śpiewa Nicole: "Urodziłem się przy Tobie na nowo". Ona cudem nazwała to, co zdarzyło się później - gdy na teście ciążowym zobaczyła niebieskie kreski. I akurat dostała propozycję niezwykłej roli w "Lektorze" od  Daldry'ego! Oscara za tę rolę odebrała potem Kate Winslet. Kidman musiała wybrać. Wiedziała, że kolejnej szansy w wieku 41 lat, po dwóch poronieniach, nie dostanie. Odmówiła i nigdy nie żałowała. Dwa lata później skorzystali z pomocy surogatki. Na świat przyszła druga córka pary, Faith Margaret.

Mieszkają w Nashville (oazie country), z dala od Hollywood i nazywają się szczęściarzami. Ona jeździ z nim w trasy koncertowe, on gdy tylko może, towarzyszy jej na planie.

Nie tylko aktorka

Ważną pozycją w jej filmowym dorobku była rola w serialu z 2017 roku "Wielkie kłamstewka". Nie tylko zagrała w nim jedną z głównych ról, ale do spółki z inną gwiazdą Reese Witherspoon, również go wyprodukowała. Po emisji pisano: "Gdyby 'Wielkie kłamstewka' były filmem fabularnym, zgarnęłyby worek Oscarów". Zgarnęły cztery Złote Globy i sześć nagród Emmy. Ta opowieść, pokazująca z pozoru idylliczne życie bogatych kobiet z amerykańskich przedmieść, którym rządzą pozory i kłamstwa, zbudowana jest z tylu subtelności, że można ją oglądać wciąż od nowa. Najbardziej poruszającą kreację stworzyła właśnie Kidman. Jako Celeste, rezygnująca z kariery prawniczki dla dzieci i sporo młodszego męża, za zamkniętymi drzwiami bajecznego domu, doświadczała psychicznej i fizycznej przemocy. Pisano potem, że była tak przekonująca, bo sama padłą ofiarą scjentologicznej seksty.

 Rola producentki spodobała się Nicole tak bardzo, że pełni ją coraz częściej. Choćby w thrillerze "Od nowa", w którym grała obok Hugh Granta. Ciekawie zapowiada się też kolejna serialowa produkcja "Truly, Madly, Guilty", nad którą teraz pracuje, podobnie jak "Wielkie kłamstewka", będąca adaptacją prozy Liane Moriarty.  Jej bohaterami są trzy pary małżeńskie.

W wolnych chwilach Nicole sama również pisze. Opowiadania, które chce kiedyś opublikować. Ktoś napisał, że drugi Oscar w jej przypadku niewiele zmieni, bo od lat jest na szczycie. To prawda. Ale... może sprawi, że przy kolejnej, różnej od jej emploi roli, nie pojawią się głosy, że akurat do niej się nie nadaje? Potrafi zagrać absolutnie wszystko.