Reklama

W biurze zarządcy obozu Qushtapa w Kurdystanie jest duża biała tablica. Zapisywane są na niej statystyki dotyczące ośrodka. Uchodźcy: 8982. Schronienia: 1819. "Schronienia" - jakby nazwanie ich "domami" było nie na miejscu. Trudno wszak nazwać domem konstrukcję z pustaków, często przykrytą falistą blachą. 

Gdy jednak sytuacja "na chwilę" przedłuża się do kilku lat, ludzie próbują różnymi sposobami dopasować obozową przestrzeń do siebie. Sprawić, by była bardziej domem. Na przykład Shikmos, który zrobił system półek ściennych, umiejscowionych w głównej izbie swojego domu. Albo rodzina, która pomalowała fasadę swojego domu w kolorowe pasy. Chwytają za serce te drobne próby oswojenia miejsca, zrobienia czegoś po swojemu, nawet jeśli to tylko malunki na drzwiach, kolorowe gwiazdki na ścianach, barwne furtki, czy maleńkie ogródki przy wejściach.

Obóz jak dwa stadiony

Reklama

W Kurdystanie, regionie podzielonym między Turcję, Iran, Irak oraz Syrię, mieszka prawie milion uchodźców. Kilka tysięcy z nich, uciekających przed ISIS Kurdów, przebywa w położonym 23 kilometry od irackiego Erbilu obozie Qushtapa. Zajmuje on powierzchnię 416 tys. metrów kwadratowych. To tyle, co dwa stadiony PGE Narodowy.

Na terenie obozu działają trzy szkoły i cztery ośrodki zdrowia. W jednym z nich obecna w obozie od trzech lat Polska Misja Medyczną w ramach programu "Polska pomoc" prowadzi gabinet dentystyczny. W systemie opieki medycznej w obozach było i nadal jest duże zapotrzebowania na opiekę stomatologiczną.

- Z przeprowadzonych w obozach przez polskich stomatologów badań wynika, że średnio każdy z uchodźców miał wyrwanych osiem zębów, zepsutych osiem kolejnych, a na dwie osoby przypada jedna plomba - opowiada Małgorzata Olasińska-Chart z Polskiej Misji Medycznej.

W Qushtapie mieszkają głównie uchodźcy z Syrii. Choć formalnie wojna z tzw. Państwem Islamskim jest zakończona, ludzie często boją się lub nie mają dokąd wracać - ich domy już nie istnieją. Tak jak dom Shikmosa i jego rodziny, pochodzącej z syryjskiego miasta Al-Kamiszli.

Wiele rodzin jest w obozie od początku jego istnienia. Raczej nie wrócą do Syrii, w której, tak jak na rodzinę Shekhmosa, nic ich już nie czeka. Jedynie ruiny i zgliszcza dawnego życia.

Lata rozłąki

- Mój dom jest waszym domem - wita nas Shekhmos. Na sobie ma tradycyjny kurdyjski pas, szeroki kawał materiału opasany w jego talii. Pas miał kiedyś funkcje nie tylko ozdobne, ale i praktyczne - służył Kurdom za kieszenie.

Shekhmos i jego żona Gulhan są lekko po sześćdziesiątce. Mają dziesięcioro dzieci. Jak mówią, ostatni raz widzieli się wszyscy razem w 2004 roku. Wtedy zaczęła się ich wędrówka. Małżeństwo z częścią młodszych dzieci przeniosło się wtedy z powodów finansowych do Damaszku. Jednak, gdy zaczęła się wojna, w 2011 wrócili do Al-Kamiszli. 

Shekhmos dobrze pamięta, jak zaczęła się tam wojna. Pamięta naloty samolotowe, dźwięki ataków. 

- Słychać było je zwykle wieczorami - dodaje jego Gulhan. - To brzmiało jak deszcze pocisków. Jednego razu celowali w aptekę. Razem z nią zniszczyli 12 domów dookoła.

W końcu ich dom również został zniszczony. Szczęście w nieszczęściu - dopiero po ich wyprowadzce. Po rozpoczęciu wojny byli tam jeszcze przez dwa miesiące. Zdecydowali się przenieść, żeby ocalić dzieci. Zdążyli, zanim przyszli Daesh. Ich najmłodsi synowie mieli wtedy po 13 lat.

To bliźniacy, Ibrahim i Yosif. Od 9 lat mieszkają z rodzicami w obozie Qushtapa w irackim Kurdystanie. Jak wspomina Shekhmos, gdy przybyli, było tu jeszcze puste miejsce przygotowane na pierwszych uchodźców. 

"Tęsknię za naszą dużą lodówką"

W jednym z pomieszczeń ich domu mieści się mały sklep, obecnie jedyne źródło dochodu rodziny. Kiedyś Shekhmos dorabiał jeszcze rozmaitymi zleceniami, teraz nie pozwala mu na to zdrowie.

Ich trzej synowie mieszkają w Niemczech. Najstarszy, Mohamad, dziś ma 32 lata. Gdy uciekał z Syrii, był na czwartym roku studiów. Razem z wieloma innymi uchodźcami pokonał wówczas trasę Libia - Włochy - Niemcy. 

Trzy córki Gulhan i Shekhmos mieszkają w Kurdystanie, jedna została w Damaszku. Małżeństwo ma łącznie 24 wnucząt.

- Tęsknię za naszym dawnym, stabilnym życiem - mówi Gulham.

Wspominając ich duży, dwupiętrowy dom przyznaje, że bardzo tęskni za dużą lodówką. Gdy już po bombardowaniu pojechali zobaczyć, co z niego zostało, wszystko było czarne od dymu. Nawet ta lodówka. 

- Mam nadzieję, że pewnego dnia będziemy mogli spotkać się wszyscy razem - dodaje. Gdyby mogli, przenieśliby się do synów do Niemiec.

Rodzina z Aleppo

To jedna z wielu takich historii słyszanych w obozie. Inna to historia rodziny Badrii i Mohameda, którzy mieszkają w Qushtapie od 2013 roku. Miesiąc temu dołączyła do nich siostra Badrii, Chazale. Jej mąż zginął z rąk ISIS.

Wszyscy mieszkali w wiosce niedaleko Aleppo. Na początku wojny zaczęła działać tam organizacja islamistyczna Dżabhat an-Nusra. Bojownicy atakowali wioski, kontrolowali wszystko, mieszkańcy zaczęli mieć problemy z dostępem do jedzenia.

Mohamed pracował wtedy w fabryce tekstylnej. Jego ojciec zginął z rąk ISIS, zabijali każdego, kogo spotkali na ulicy.

- Do teraz, gdy kładę się spać, mam wszystko przed oczami, nie mogę wtedy zasnąć - mówi Mohamed.

Postanowili uciekać. W tamtym czasie granica syryjsko-irakijska była otwarta dla uchodźców. Wspominają, że przez sześć, siedem godzin szli pieszo, potem transportowani byli samochodami. Badria, Mohamed i piątka ich dzieci. 

- Najbardziej tęsknię za momentami, gdy rodzina była razem. Gdy podczas ramadanu wszyscy się zbierali i celebrowali ten czas - wspomina Badria.

Jej dwaj bracia dostali się do Europy. Jeden mieszka w Norwegii, drugi w Niemczech. Nie mają ze sobą kontaktu.

Dzieci Badrii i Mohameda mają różne marzenia. Chcą być nauczycielami, lekarzami, jedna z córek, Turkia, chciałaby zostać fryzjerką. Rodzice mają jedno marzenie - stabilne życie.

Zapytany o przyszłość, Mohamed odpowiada krótko: - Nie mamy przyszłości.

Przyszłość uchodźców i przyszłość obozu

Przyszłość obozu Qushtapa także nie jest pewna. Nie wiadomo, jak długo będzie działał. Infrastruktura Qushtapy sprzyja temu, by w przyszłości obóz zmienić w zwykłą wioskę. Drogi i ścieżki wylane asfaltem, życie towarzyskie skupione wokół głównych placów, jest meczet, jest nawet alejka handlowa, na której można kupić nie tylko żywność, ale i ubrania.

W obozie słyszymy pytanie: dlaczego Polska nie wpuszcza do kraju migrantów przebywających w lesie na granicy? Wiadomo, że niektórzy uchodźcy z Qushtapy próbowali dostać się do Europy Zachodniej przez Białoruś. Mąż jednej z kobiet obecnej w obozie przebywa właśnie w Mińsku. Mieszka tam wraz z innymi uchodźcami w wynajętym miejscu i czeka na zmianę sytuacji. To jednak informacje sprzed kilku dni. Nie wiadomo, co dzieje się z nim teraz.

Z ich perspektywy sytuacja na polsko-białoruskiej granicy jest szczególnie trudna do zrozumienia. Z perspektywy Kurdystanu, gdzie tego dnia temperatura wynosi ponad 20 stopni, a w nocy zbliża się do około 12. W tym czasie w nocy temperatura na polsko-białoruskiej granicy spada nawet do 3 st. poniżej zera. 

***
Reportaż powstał przy wsparciu Polskiej Misji Medycznej w ramach projektu "Pomoc medyczna i dentystyczna dla uchodźców, osób przesiedlonych i ludności lokalnej w guberni Erbil i Al-Hamdaniya w Iraku", który jest współfinansowany z programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Jeśli chcesz wesprzeć prace Polskiej Misji Medycznej, wejdź TUTAJ lub wpłać dowolna kwotę na konto 62 1240 2294 1111 0000 3718 5444.