Reklama

Gdy "Sztuka kochania" cudem przeszła przez cenzurę, została zarekwirowana przez urzędników z Komitetu Centralnego, którzy chcieli zablokować jej wydanie. Gdy w końcu w 1976 roku książka się ukazała - zrobiła furorę. O tym, jak w czasach głębokiego PRL w ogóle doszło do wydania “Sztuki Kochania" opowiada brawurowy film Marii Sadowskiej "Sztuka kochania" z 2017 roku z fenomenalną Magdaleną Boczarską w roli Michaliny Wisłockiej.

"Sztuka kochania" rozeszła się w siedmiu milionach egzemplarzy, ale to liczby niedoszacowane, bo książkę wielokrotnie kopiowano, jej pirackie wydanie było przebojem na warszawskich bazarach, a jeden egzemplarz pożyczano sobie i przekazywano z rąk do rąk. Książkę polskiej ginekolog i seksuolog, ale także naukowczyni i badaczki z dużymi osiągnięciami w zakresie leczenia niepłodności i popularyzacji antykoncepcji, wydano też poza granicami kraju, m.in. w NRD, Bułgarii i Chinach. Michalina Wisłocka stała się celebrytką tamtych czasów, rozpoznawano ją na ulicach, zapraszano do telewizji i radia. Za popularność zapłaciła wysoką cenę, bo cieniem na jej pracy kładło się jej burzliwe życie osobiste Wisłockiej. Gdyby jednak nie jej doświadczenia - przez bolesne zbliżenia z zaborczym mężem, przez skomplikowane małżeństwo i macierzyństwo, bycie zdradzaną, aż po wielkie miłosne uniesienia i liczne romanse - pewnie książka nigdy by nie powstała, bo jak powiedziała Wisłocka pod koniec życia: "Ślepy nie może pisać o kolorach. Gdybym nie potrafiła kochać, to by nie powstała".

Reklama

Za sukcesem Wisłockiej, jej metod leczenia i wreszcie książki, stało, oprócz wiedzy i determinacji autorki, coś jeszcze - jej drobne zaburzenie. Od dziecka miała bowiem objawy Zespołu Aspergera, dziś zaliczanego do spektrum autyzmu, który cechuje m.in. mówienie o wszystkim wprost, niepohamowanie i cięty język. Nadmierna szczerość Misi (a także fakt, że była córką dyrektora szkoły) sprawiła, że trudno jej było o dobre relacje z rówieśnikami. Miała w zasadzie tylko jedną koleżankę - Wandę, której nie przeszkadzał charakterek Michaliny, za to imponowała jej inteligencja. Wiele lat później, gdy życie prywatne Wisłockiej stało się obiektem zainteresowania całej Polski - otwartość w kwestiach związków (a trzeba wiedzieć, że przez wiele lat żyła z mężem i wspomnianą Wandą w trójkącie), przyniosła jej spore kłopoty i opinię skandalistki. Z całą pewnością jednak dzięki swojemu usposobieniu Michalina Wisłocka przełamała tabu mówienia i pisania o seksualności i związkach, i z rozbrajającą wręcz niespotykaną dotąd szczerością opisała sypialniane rozterki Polaków. Rozprawiła się z mitem rzekomej oziębłości Polek, wytknęła palcem lenistwo i monotonię, niezwracanie uwagi na potrzeby drugiej strony - sprawiedliwie - i mężczyznom i kobietom powiedziała, co powinni robić lepiej. Odczarowała też pierwszy raz, przytoczyła i wyjaśniła znane metody antykoncepcji, odarła z tabu poród i połóg oraz seks w dojrzałym wieku. Przypomnijmy sobie jej najważniejsze lekcje.

Lekcja 1. Nauka seksu dla młodych małżonków. Do dobrego współżycia trzeba dojrzeć

- Wcale nie napisałam książki o seksie - broniła się Michalina Wisłocka, gdy kolejny raz została zmuszona tłumaczyć się cenzorom z tego, co też napisała w swojej kontrowersyjnej publikacji. - To książka o miłości! - upierała się najsłynniejsza polska lekarka od “tych spraw". I jeśli dziś ktoś zarzucałby jej gorszące treści, powinien zajrzeć do wstępu. Książkę tę bowiem autorka kieruje do... młodych małżonków. Owszem, w rozdziałach dotyczących okresu dojrzewania i później lat wczesnej młodości, pisze ona o dotykaniu i pieszczotach, nie tylko z partnerem, ale także samodzielnych, to jednak o stosunku płciowym pisze wyłącznie w kontekście małżeństwa. Dość pruderyjnie, jak na gorszycielkę.

Ale po kolei. "Sztuka kochania nie zawiera recepty na miłość, nie także pod ręczniczkiem technik seksualnych. (...) Mam nadzieję, że rozważania zawarte w książce pozwolą wielu młodym małżonkom rozwiązać trudności oraz konflikty, z którymi nie potrafią sobie sami poradzić" - napisała we wstępie. O trudnościach tych sama wiedziała sporo.

Pochodząca z rodziny nauczycielskiej Misia, zwana też Maliną, z domu Braun, męża poznała jako zaledwie 12-letnia dziewczynka, a starszy od niej o cztery lata Stach Wisłocki okazywał zainteresowanie bardzo wprost. Wisłocka opisała to w pamiętnikach jako “obślinianie", na które pozwalała mu, bo była szaleńczo zakochana. Ślub wzięli w 1939 roku, ona - jeszcze uczennica liceum, on - młody i obiecujący biolog. Wyobrażała sobie, że będą jak Maria Skłodowska i Piotr Currie - dwoje zakochanych naukowców. Szybko okazało się jednak, że poza pociągiem do wiedzy, małżonkowie mieli zupełnie różne potrzeby.

Stach w małżeńskim łóżku "brał, co mu się należało", zostawiając młodą żonę z bolesnymi otarciami i traumą. Był mężczyzną o ogromnym temperamencie i potrzebach, ale niskiej empatii. - On mógł kochać się siedem razy dziennie, ona raz na siedem dni - tłumaczy Violetta Ozmnikowski, autorka bestsellerowej biografii Michaliny Wisłockiej “Sztuka kochania gorszycielki". W końcu, młoda już wówczas studentka medycyny, wpadła na pomysł, jak zachować małżeństwo i zadowolić męża - do wspólnego życia zaprosiła koleżankę Wandę, atrakcyjną i lubiącą zajmować się domem.

Tak powstaje trójkąt, który początkowo pozwala spełniać się każdemu, z czasem jednak - staje się źródłem cierpienia. Obie kobiety zachodzą bowiem niemal w tym samym momencie w ciążę, a urodzone dzieci Wisłoccy początkowo wychowują jako bliźnięta. Liczne zdrady Stacha i rywalizacja obu kobiet, doprowadzają w końcu do rozpadu, najpierw trójkąta, potem także małżeństwa. Michalina zostaje samotną matką, która ponad wychowanie córki, przedkłada jednak pracę naukową i lekarską, mierząc się z ocenami zarówno innych kobiet, jak i początkowym brakiem akceptacji w zdominowanym przez mężczyzn środowisku medycznym.

Blizna po pierwszej miłości i małżeństwie Wisłockiej sprawia, że w książce “Sztuka kochania" dużo miejsca poświęca dojrzewaniu i miłości młodzieńczej - przestrzega przed pochopnym współżyciem, podkreśla, że stosunek powinien wynikać z uczucia i nie powinien boleć.

LEKCJA 2. Nie ma sztuki kochania bez orgazmu, a Polki wcale nie są oziębłe

“Trzeba wreszcie zrozumieć, że szczęście leży na drodze, a nie u celu" - pisała Wisłocka, dając czytelnikom do zrozumienia, że w łóżku nie chodzi tylko o szczytowanie, ale o wszystko, co do niego prowadzi. Gdy jednak cenzorzy PRL domagali się usunięcia z książki rozdziału szóstego, zatytułowanego “Orgazm", miała stanowczo zaprotestować i powiedzieć, że “Nie ma sztuki kochania bez orgazmu!". Dopięła swego i rozdział, w którym na kilkudziesięciu stronach wyjaśnia, czym różnią się krzywe napięcia seksualnego kobiety i mężczyzny, i dlaczego tak trudno partnerom zgrać się w miłosnym uniesieniu - został wydrukowany. Wisłocka rozprawia się w nim z mitem rzekomo oziębłych Polek - o czym świadczyć miały badania z lat 60., w którym niemalże 65 do 75 procent kobiet deklarowała “możność obycia się bez stosunków płciowych nawet przez wiele miesięcy lub tygodni". Tymczasem badania Wisłockiej, przeprowadzane nie gdzie indziej, jak w jej gabinecie, dowiodły, że wpływ na te deklaracje ma zwyczajny brak przyjemności płynącej z seksu.

Kobiety, które leczyła, często nie wiedziały, czym jest orgazm, lub co zrobić, by go łatwiej osiągnąć. Lekarka wykazywała kilka przyczyn takiego stanu rzeczy, m.in. kończenie pieszczot przez partnera, gdy tylko on osiągnie satysfakcję, przepracowanie i stres związany z  codziennymi sprawami (zmęczenie jest wrogiem udanego seksu - powtarzała). Zwracała też uwagę na zbyt małą pracę mięśni pochwy kobiety podczas stosunku, lub niesprzyjającą budowę anatomiczną okolic intymnych (dużą odległość łechtaczki od wejścia pochwy u niektórych z nich). Na każdą z tych przeszkód miała oczywiście rozwiązanie - na przykład  inną pozycję, inny rodzaj dotyku, trenowanie przyjemności poprzez zaciskanie mięśni itp. Jak podkreślała - przyjemności da się nauczyć, i najwyraźniej, wiedziała, co pisze.

Michalina Wisłocka przyznała, że jej seksualność obudziła się dopiero po trzydziestce, a swój pierwszy orgazm przeżyła jako prawie czterdziestolatka. Stało się to, gdy poznała Jerzego, byłego marynarza, czułego kochanka, który pokazał jej, czym jest przyjemność płynąca z seksu. W wywiadach powtarzała, że to on obudził w niej kobietę, że “w jego oczach stała się najbardziej zniewalającą kochanką pod słońcem". Jerzy był żonaty, więc mimo ogromnej łączącej ich namiętności, kochankowie zdecydowali się rozstać, ale decyzja ta, podobnie jak wcześniej rozwód z Wisłockim, odbiła się na zdrowiu Michaliny. Po raz kolejny trafiła do szpitala z zapaleniem mięśnia sercowego, dowodząc, że kochała całą sobą, a z rozpaczy serce może pęknąć naprawdę.

LEKCJA 3. Seks powinien być zabawą, a miłość nie zna wieku

"Przypomnijmy sobie wiodące hasło mojej seksuologii - wróćmy do radosnej zabawy we dwoje nie tylko w łóżku" - pisała Wisłocka. Gdy w seksie przychodzi rutyna - trzeba dać sobie za sobą zatęsknić, a gdy przychodzi nuda - trzeba zacząć się bawić - przekonywała w swojej najsłynniejszej książce Wisłocka. Oczywiste jest, że raz rozpalona namiętność nie będzie tlić się wiecznie i trzeba ją podsycać. Na to także w “Sztuce kochania" znajdziemy konkretne przepisy. 

"Zasada pierwsza i ostatnia: gry miłosne są radością życia, a nie "służbą bożą", "ofiarnym stosem" czy ponurym obowiązkiem" - rozpoczyna karcącym tonem kolejny rozdział lekarka. A dalej wylicza, co zrobić, jeśli miłosnej eksperci nas nie nauczono. Radzi sięgać do tradycji ludowych, tańców i zabaw w śmigus-dyngus, Podpowiada, by uruchomić wyobraźnię. "Jak się okazuje, Japońska walka na poduszki również zmierza do oderwania małżonków od szarych spraw dnia codziennego i wprowadzenia ich w nastrój fizycznie i psychicznie bardziej sprzyjający miłości" - pisze. A także sugeruje, by wyjść z miłością poza sypialnię. "Łazienka może stać się idealnym schronieniem dla miłości w malutkich mieszkaniach".

Dojrzała już Wisłocka wciąż była kochliwa, potrafiła się bawić i czerpać radość z miłości, także tej fizycznej, choć nigdy nie wyszła już za mąż. Miała wielu kochanków, o których chętnie opowiadała. Nawet na łożu śmierci, w warszawskim szpitalu na Solcu, gdzie leczyła się na skutek złej pracy nerek i długoletniej choroby serca, mając prawie 84 lata, ogłaszała wszystkim ją odwiedzającym, że zakochany jest w niej przystojny doktor.

Umierając, pożegnała świat słowami nie o seksie, ale właśnie o kochaniu. “Miłość nie zna wieku, ona wieje jak wiatr. Ona jest jak otwarte niebo" - powiedziała.

Michalina Wisłocka zmarła 5 lutego 2005 roku. W Warszawie przy ulicy Piekarskiej 5 upamiętnia ją tablica, na której możemy przeczytać: “W tym domu mieszkała Michalina Wisłocka, najwybitniejsza popularyzatorka wiedzy seksuologicznej i pionierka leczenia niepłodności w Polsce. Uczyła ludzi szczęśliwej miłości".

źródła:

Michalina Wisłocka “Sztuka kochania", Wyd, Iskry

Violetta Ozmnikowski “Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki", Wyd Prószyński i S-k.