Reklama

Mette-Marit Tjessem Høfiby urodziła się 19 sierpnia 1973 roku w Kristiansand na południu Norwegii.  Choć często porównuje się ją z Dianą, księżną Walii (bo jest uwielbiana przez poddanych jak kiedyś Lady Di i jak ona angażuje się w walkę z HIV/AIDS), nie pochodzi ze starego, arystokratycznego rodu z królewskimi koneksjami. To dziewczyna z ludu. Jej ojciec, Sven Olaf Bjarte Høiby, był dziennikarzem, matka, Marit Tjessem, pracowała w banku. Para miała jeszcze troje dzieci. Mette-Marit, urocza blondynka o jasnych oczach, przyszła na świat jako ostatnia z czwórki.

Sąsiedzi i znajomi powiedzieliby o nich: "przykładna rodzina", "rodzina jak każda inna". Pozory lubią jednak mylić. Najmłodsza córka Svena i Marit gorzko podsumowała "rodzinną sielankę": "Dorastałam w rodzinie z plakatu, która dążyła do sukcesu. Wszyscy, którzy mieszkaliśmy w tym domu, wiedzieliśmy, że to nieprawda, ale tak właśnie wyglądaliśmy".

Reklama

Jako dziecko Mette-Marit weekendy i wakacje spędzała w dolinie Setesdal i na wybrzeżu. Tak nauczyła się żeglować. Tańczyła w balecie, śpiewała w chórze dziewczęcym, była harcerką, uczęszczała do szkółki niedzielnej w miejscowym kościele, później zapałała miłością do siatkówki. Była wzorową uczennicą. Wśród rówieśników miała opinię cichej i dobrze wychowanej. Nawet ci, którzy wytykają jej pochodzenie, byliby skłonni stwierdzić, że w pierwszym okresie życia była materiałem na żonę następcy tronu. Trudne dzieciństwo odcisnęło jednak na niej swoje piętno.

Kiedy miała 11 lat jej rodzice rozwiedli się. Zamieszkała z matką. Gdy przyszło jej tłumaczyć się ze swojej przeszłości, przyznała, że ojciec był alkoholikiem, a ona zawsze czuła, że musi utrzymywać to w tajemnicy przed wszystkimi. Za tym szły inne zobowiązania. "Moje dzieciństwo opierało się na wczesnym braniu na siebie dużej odpowiedzialności. W rezultacie bardzo wcześnie poczułam, że mogę zatrzymać świat" - stwierdziła. 

W wieku 16 lat Mette-Marit wyjechała do Australii w ramach wymiany szkolnej. Ten wyjazd był dla niej formą ucieczki. Do tej pory była "najbardziej sumienną młodą osobą na świecie, bardzo miłą, całkowicie szablonową". Ale powiedziała stop. "Nie mogłam zrobić nic więcej, w każdym razie nie mogłam sprostać oczekiwaniom, jakie mieli wobec mnie inni. Zawsze wiedziałam, że nie jestem dobra w spełnianiu oczekiwań" - przyznała szczerze.

Czas buntu

W latach 90. Mette-Marit w niczym nie przypominała już grzecznej dziewczynki. Trudno jej było znaleźć dla siebie drogę, nauka zeszła na trzeci, czwarty plan. Stała się stałą bywalczynią nocnych klubów, nie stroniła od alkoholu i narkotyków. Ku przerażeniu matki ogoliła głowę na łyso. Dla chłopaka. Dla niego też zaczęła ubierać się na czarno i mocno podkreślać usta szminką.

Jej dawni znajomi, pytani przez media o ten okres w jej życiu, mówili, że "brała ecstasy tak, jak inni piją piwo". Wspominali też o innych narkotykach. Gdy pojawił się królewski wątek, komentatorzy królewscy z Oslo z przekąsem mówili, że przypomina "bardziej Fergie niż Dianę". Ona tłumaczyła później: "Zaczęłam dostrzegać, że moje dzieciństwo coś mi zrobiło i przeszłam przez fazę, w której mój ból objawiał się gniewem i smutkiem".

Jej kolejni partnerzy także nie stronili od zakrapianych alkoholem imprez, podczas których brało się jeszcze coś, by "odlecieć". John był o kilkanaście lat starszym od niej mężczyzną skazanym za przestępstwa narkotykowe. Para była nawet zaręczona, ale gdy "związek przerodził się w coś niebezpiecznego", Mette-Marit definitywnie go zakończyła. W 1996 roku zaszła w ciążę z przyjacielem Johna, Mortenem, niegdyś skazanym za posiadanie kokainy. 13 stycznia 1997 roku urodziła syna, Mariusa.

Macierzyństwo wywróciło jej życie do góry nogami. Przestała być "królową nocy". Związek z ojcem dziecka nie przetrwał. Za to, niczym z bajki Disneya, na jej drodze pojawił się książę.

Kiedy Kopciuszek poznaje księcia

Haakon, książę koronny Norwegii, to jedyny syn króla Norwegii Haralda V oraz jego żony Sonji Haraldsen. Jest rówieśnikiem Mette-Marit i, co swego czasu podkreślała norweska prasa, jej zupełnym przeciwieństwem. Poznali się przez wspólnych znajomych. Bystra dziewczyna z południa wywarła na nim duże wrażenie. Ona z kolei tak wspominała ich spotkanie: "Zobaczył mnie. Zrozumiał mnie. Był mnie ciekawy". Ich relacja, przypieczętowana zaręczynami 1 grudnia 2000 roku, była dla Norwegów wielkim szokiem.

Według "The New York Times" związek księcia z Mette-Marit przyczynił się do rekordowo niskiego poziomu poparcia dla monarchii jako instytucji. Książę Haakon przyznał później, że w wyniku ostrej krytyki przez chwilę myślał o rezygnacji z roszczeń do tronu. Choć rodzice zaakceptowali jego związek (tu ciekawostka - ojciec Haakona przez prawie 10 lat musiał walczyć o to, by doszło do jego małżeństwa z Sonją, która nie pochodziła z arystokratycznej rodziny i nie miała dobrego wykształcenia - była krawcową). Nieustające plotki w końcu stały się dla pary na tyle przytłaczające, że postanowiła stawić czoła mediom. Na krótko przed ślubem Mette-Marit zorganizowała konferencję prasową, by publicznie przeprosić za swoją przeszłość i poprosić o nowy początek.

"Mój młodzieńczy bunt był znacznie silniejszy niż wiele innych. To spowodowało, że prowadziłam dość dzikie życie" - przyznała z rozbrajającą szczerością. O błędach przeszłości mówiła ze łzami w oczach. "Miałam doświadczenia, za które drogo zapłaciłam. Ale nie mogę cofnąć swoich wyborów, nawet jeśli chciałabym, aby było to możliwe. Żeby nie było wątpliwości, na jakim stanowisku stoję dzisiaj, chcę skorzystać z okazji i potępić narkotyki" - zaznaczyła.

Publiczne wystąpienie przyszłej księżnej odniosło skutek. Z późniejszych sondaży wynikało, że Mette-Marit zyskała w oczach Norwegów. Za sprawą ślubu z Haakonem, który odbył się 25 sierpnia 2001 roku w katedrze w Oslo, stała się Jej Królewską Wysokością księżną koronną Norwegii. Gdy wychodziła za mąż, jej synek miał cztery lata.

Rodzice Haakona powitali synową z otwartymi ramionami. "Czytałem, że jesteś zwyczajną dziewczyną, która dziś zostaje księżną koronną Norwegii. Nie pokrywa się to z moim wrażeniem - jesteś niezwykłą dziewczyną" - miał powiedzieć król Harald w osobistym przemówieniu do panny młodej.

Książęca para oprócz Mariusa, syna Mette-Marit z poprzedniego związku, wychowuje również dwoje wspólnych dzieci. Do dziś uchodzą za szczęśliwe małżeństwo. Jednak choroba, którą wykryto u księżnej kilka lat temu, wiele w ich życiu zmieniła.

Diagnoza

W 2018 roku norweski dwór w oficjalnym komunikacie przekazał, że u 45-letniej wówczas Mette-Marit zdiagnozowano rzadką chorobę układu oddechowego - idiopatyczne włóknienie płuc, zwane też samoistnym włóknieniem płuc. Jak się okazało, żona księcia Norwegii od dłuższego czasu borykała się z różnymi problemami. Skarżyła się na przewlekłe zmęczenie, szybką męczliwość, zawroty głowy i problemy z oddychaniem. Dopiero kompleksowe badania pozwoliły ustalić, co za nie odpowiada. Po ujawnieniu diagnozy księżna oświadczyła, że będzie pełnić swoje obowiązki, dopóki pozwoli jej na to stan zdrowia. Jednocześnie zaznaczyła, że chociaż choroba z czasem ograniczy jej życie i wpłynie na codzienne aktywności, cieszy się, że wykryto ją u niej tak wcześnie. Dziś, gdy padają pytania o to, jak się czuje, nie zbywa ich milczeniem. Norwegowie cenią ją za szczerość i otwartość.

W wywiadzie dla norweskiej telewizji publicznej NRK Mette-Marit mówiła: "Jest w tym wiele bolesnych, trudnych i ciężkich momentów. Jednocześnie można znaleźć w chorobie coś bardzo miłego, bo pozwala ona poznać samego siebie. Traktować siebie znacznie poważniej. I zwolnić (...)".

Norweska księżna przyznaje, że dziś lepiej rozumie osoby cierpiące na przypadłości, których na pierwszy rzut oka nie widać. Bo gdy patrzy się na jej zdjęcia, wygląda tak, jakby nic jej nie dolegało. Ale, jak uświadamia poddanych książę Haakon, Mette-Marit nigdy nie wyzdrowieje.

"Płuca zamieniają się w blizny"

Idiopatyczne włóknienie płuc (samoistne włóknienie płuc; z ang. idiopathic pulmonary fibrosis, w skrócie IPF) jest szczególną postacią przewlekłego, postępującego śródmiąższowego zapalenia ograniczonego do płuc, o nieznanej przyczynie. Określenie "choroba postępująca" oznacza, że z czasem stan pacjenta się pogarsza (u niektórych pogorszenie następuje szybciej, u innych wolniej). Dzieje się tak dlatego, że uszkodzona tkanka płuc jest w mniejszym stopniu zdolna do normalnego funkcjonowania. Zmiany w płucach są nieodwracalne.

"Upraszczając, można powiedzieć, że płuca zamieniają się w blizny. Prowadzi to do zmniejszenia ich objętości. Chory może nabrać mniej i mniej powietrza do płuc, a więc mniej tlenu dostaje się z płuc do krwi, co z kolei powoduje niedotlenienie narządów i jest odczuwane przez chorego jako duszność i coraz mniejsza tolerancja wysiłku. Na początku może to być w ogóle niezauważalne, ale w miarę postępu choroby jest coraz widoczniejsze. W pierwszym okresie chory przestaje być zdolny do większego wysiłku, potem nawet do minimalnego" - tłumaczył dla portalu Termedia prof. Jan Kuś z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.

Idiopatyczne włóknienie płuc rzadko występuje u osób poniżej 50. roku życia. Chorują głównie osoby starsze, zazwyczaj po 60. roku życia, częściej mężczyźni. Rodzinna postać choroby może jednak ujawnić się znacznie wcześniej.

Do potencjalnych czynników ryzyka zalicza się m.in. płeć męską, palenie tytoniu, zanieczyszczenie środowiska czy refluks żołądkowo-przełykowy. W Europie chorobowość ocenia się na 3,4 do 18 osób na 100 tys. ludzi.

Zaczyna się niewinnie

Idiopatyczne włóknienie płuc daje niespecyficzne objawy, co może opóźnić prawidłowe postawienie diagnozy. Chorzy często mylą je ze słabą kondycją. Lekarze z kolei, zwłaszcza lekarze pierwszego kontaktu, z racji tego, że IPF występuje rzadko, nie zawsze potrafią właściwie odczytać zgłaszane przez pacjenta objawy.

Choroba rozpoczyna się kaszlem (niepokój powinien wzbudzić kaszel suchy, męczący, stopniowo nasilający się i częściej występujący) i powoli rozwijającą się dusznością (początkowo pojawia się podczas wysiłku, a w miarę rozwoju choroby występuje podczas wykonywania codziennych czynności takich jak np. mycie zębów czy rozmowa). Chorzy gorzej tolerują wysiłek, są osłabieni. Eksperci podkreślają, że jeżeli kaszel trwa dłużej niż kilka tygodni i zaczyna towarzyszyć mu duszność, należy zgłosić się do specjalisty chorób płuc.

U niektórych pacjentów dochodzi do utraty masy ciała, zdarza się też, że odnotowują stany podgorączkowe. Zauważają niejednokrotnie również zmiany w obrębie opuszek palców. To palce pałeczkowate - dystalne paliczki rąk cechują się rozszerzeniem i przerostem, a płytki paznokciowe mają kształt szkiełka od zegarka. W zaawansowanych stadiach choroby obserwuje się m.in. obrzęki na kończynach dolnych, poszerzone żyły szyjne, sinicę skóry oraz bóle o typie dusznicy piersiowej.

Postawienie ostatecznej diagnozy wymaga wielodyscyplinarnego podejścia i współpracy wielu specjalistów, w tym pulmonologa, radiologa czy patologa, gdyż postępowanie w rozpoznaniu polega na stopniowym wykluczaniu innych chorób. Pacjenci muszą regularnie poddawać się badaniom lekarskim, m.in. dlatego, że w grupie chorych na idiopatyczne włóknienie płuc częściej rozwijają się nowotwory, m.in. rak płuca, chłoniaki, raki skóry, rak szyjki macicy, rak wątroby, a także białaczki.

Dawano jej kilka lat życia

Po tym, jak przekazano, że u Mette-Marit stwierdzono idiopatyczne włóknienie płuc, nagłówki gazet i największych portali niemal na całym świecie obwieściły: "Księżnej Norwegii zostało od 3 do 5 lat życia". Europejska Fundacja na rzecz Zdrowia Płuc (European Lung Foundation, ELF) zauważa jednak, że dane te pochodzą z czasów, gdy nie istniały jeszcze możliwości leczenia pacjentów z IPF i obecnie oczekiwana długość życia osób z tą chorobą może być inna. Ale średnia oczekiwana długość życia od momentu rozpoznania choroby nie jest znana.

"Należy pamiętać, że oczekiwana długość życia jest różna u różnych osób i zależy od wielu czynników. Należą do nich: wiek, stadium choroby i leczenie. Lek na IPF nie jest znany, są jednak dostępne terapie umożliwiające spowolnienie postępu choroby i pomagające efektywnie kontrolować jej objawy" - czytamy. Lekarze mają nadzieję, że w przyszłości pojawią się leki, które będą mogły odwrócić samoistne włóknienie płuc.

Póki co, postęp włóknienia płuc zwalniają nintedanib i pirfenidon. U chorych z refluksem żołądkowo-przełykowym, który często występuje u pacjentów z IPF, stosuje się leczenie przeciwrefluksowe.

Chorzy na IPF nie powinni unikać aktywności fizycznej, zwłaszcza we wczesnych stadiach choroby. Niewielka aktywność, jak podkreślają eksperci, może zwiększyć objętość płuc nawet o 30 proc., a tym samym złagodzić objawy i poprawić ogólne samopoczucie. Objawy można również złagodzić poprzez samodzielną pracę nad oddechem. Rehabilitacja oddechowa, jak podkreślają lekarze, wpływa pozytywnie na prawidłowe nawyki oddechowe i poprawia jakość życia pacjentów z chorobami płuc.

W przebiegu idiopatycznego włóknienia płuc u chorego narastają trudności z oddychaniem, w końcu niezbędna staje się tlenoterapia. W zależności od stopnia zaawansowania choroby tlen może być stosowany cały czas lub tylko w czasie aktywności fizycznej.

Dla niektórych pacjentów (ok. 3-5 proc.) jest dostępna opcja leczenia w postaci przeszczepu płuc.

Książę Haakon, przyszły król, w swojej książce tak podsumował zmagania żony: "Nie wyzdrowieje, ale jej stan szybko się nie pogorszy. Do tego dążą lekarze".