Reklama

"Przekonanie, że można przedstawić instytucję prostytucji jako naturalne przedłużenie ludzkich potrzeb (...), jest możliwe tylko dlatego, że nie zadajemy ważnego pytania: dlaczego mężczyźni domagają się, aby zaspokojenie ich naturalnych potrzeb koniecznie przybierało postać publicznego dostępu do kobiecych ciał na kapitalistycznym rynku w zamian za pieniądze?" - to fragment książki "Kontrakt płci" Carole Pateman.

Zapytane o najważniejsze dla nich cytaty, członkinie Stowarzyszenia Bez - bez mizoginii, wyzysku i  przemocy wskazały m.in. właśnie ten.

Reklama

- Kładziemy nacisk na to, że narracja afirmująca prostytucję dotyczy bardzo niedużego odsetka kobiet. Głównym motywem wchodzenia do tej branży są problemy finansowe. Stąd też w naszej nazwie hasło "bez wyzysku". Tego wyboru nie da oddzielić się od warunków ekonomicznych. Dziewczyny dorastające w biedniejszych domach, w rodzinach z dysfunkcjami, często decydują się na prostytucję, chcąc w ten sposób zdobyć pozorną stabilizację życiową. Nie możemy postawić tego procenta najbardziej uprzywilejowanych kobiet mających wybór - "Zostanę prawniczką, kosmetyczką, ale wolę być escort girl" - przed nimi, działającymi w tej branży wbrew własnej woli, również w wyniku handlu ludźmi - podkreśla Maja Majewska, jedna z założycielek.

Fioletowe działaczki

Oficjalnie istnieją od 17 grudnia ubiegłego roku. Datę wybrały nieprzypadkowo. To Międzynarodowy Dzień Przeciw Przemocy Wobec Osób Pracujących Seksualnie. To również rocznica skazania Gary’ego Ridgwaya - mordercy z Green River odpowiedzialnego za zabójstwo kilkudziesięciu kobiet, w większości pracownic seksualnych.

Ich kolor? Fiolet - jeden z symboli feminizmu. M.in. tę barwę na swoją symbolikę przyjęły brytyjskie sufrażystki walczące o prawa wyborcze. Dostrzeżemy ją także na protestach feministek w każdej części globu.

- Dążymy do zakończenia wyzysku seksualnego oraz nierozłącznie z nim związanych mizoginii i przemocy. Na naszej stronie oraz w social mediach publikujemy liczne materiały edukacyjne. Ten aspekt jest również szalenie ważny. Jednak nie chcemy istnieć wyłącznie w wirtualnej rzeczywistości, ale realnie pomagać kobietom potrzebującym wsparcia przy wyjściu z prostytucji. To nie tylko kwestia decyzji - one powinny mieć też dostęp do pomocy prawnej, psychologicznej, wsparcia finansowego. Pozostaje także kwestia znalezienia lokum. Kompletujemy nasze zaplecze eksperckie, a aktualnie - gdy ktoś się do nas zgłosi - współpracujemy z innymi organizacjami kobiecymi.

Zastraszone i niepewne

Ze stowarzyszeniem mogą kontaktować się też osoby chcące anonimowo opowiedzieć własną historię, dać świadectwo. Dla działaczek ważny jest aspekt demokratyzacji debaty na temat prostytucji.

- Kobiety, w dużej mierze, piszą nam, że bały się powiedzieć o swoich doświadczeniach, były zastraszone, niepewne reakcji środowiska liberalnego feminizmu dającego przeświadczenie, że to, czego doświadczyły, nie ma tak dużego znaczenia - podkreśla Gabriela Wilczyńska (Gabe).

- Opinia na temat ich własnych doświadczeń została im narzucona, potrafiły cenzurować same siebie i uważać, że nie powinny myśleć tak, jak czują, a fakt, że w negatywny sposób postrzegają prostytucję wynika z ich zinternalizowanej mizoginii, a nie z doświadczeń przemocy. W tym środowisku powszechny jest gaslighting - uzupełnia Oliwia Trybus.

Model nordycki, czyli "klient" zostanie ukarany

Stowarzyszenie Bez postuluje wprowadzenie w Polsce modelu nordyckiego (znanego też jako szwedzki, neoabolicjonistyczny lub equality model). Depenalizuje on wszystkie osoby w prostytucji, zapewnia pomoc w wychodzeniu z nałogów, a kupowanie ludzi dla seksu uznaje za przestępstwo. Podejście takie przyjęto m.in. w Szwecji, Norwegii, Islandii czy Irlandii Północnej.

Raport rządu szwedzkiego z 2010 roku, po ponad dziesięciu latach obowiązywania ustawy, podkreśla, że ten model działa. Prostytucję uliczną zredukowano o połowę, w kraju nie odnotowano jej ogólnego wzrostu, a zakaz sutenerstwa i kupowania usług seksualnych przeciwdziała powstawaniu przestępczości zorganizowanej.

- Doprecyzowując: mówiąc o tym, że należy kryminalizować przemysł seksualny, nigdy nie mamy na myśli samych osób wykonujących to zajęcie. Kryminalizowani powinni być sutenerzy, stręczyciele, klienci płacący za zgodę na seks. Kobiety zaś trzeba wykreślić z rejestrów karnych za przestępstwa związane z prostytucją - wyjaśnia Maja Majewska.

Praca seksualna "z własnej woli"

Czytając na stronie organizacji o pracy seksualnej "z własnej woli", w oczy rzuca mi się cudzysłów. Pytam o to podczas rozmowy.

- Nie ma czegoś takiego, decyzji podjętej w oderwaniu od patriarchalnych norm panujących w społeczeństwie. Nie da się tego oddzielić od handlu ludźmi zabiegami językowymi. Nie da się też kupić zgody na seks - jeśli w grę wchodzą pieniądze, nie mówimy o dobrowolności - jednogłośnie przyznają.

- Kompleksowe badania nad prostytucją na całym świecie pokazują, że jej legalizacja prowadzi do zwiększenia handlu ludźmi. Zwiększa się popyt, a temu nie dorównuje podaż. Kobiety wtedy wciąga się przemocą, podstępem - to właśnie handel ludźmi. Tych sytuacji możemy nie zauważyć, to nie mroczne porwania rodem z filmów akcji, a zabranie dokumentów, przetrzymywanie w danym miejscu - wymienia Oliwia Trybus.

Z prostytucji w Polsce - gdyby mogło - wyszłoby od 80 do 90 proc. kobiet - mówią badania.

- Przy takich liczbach trudno twierdzić, że to wolny wybór. Jeśli 10 proc. robi to, "bo są zadowolone", nie stają się priorytetem w tej dyskusji. Zdanie zdecydowanej mniejszości prostytutek nie wymazuje krzywdy wyrządzanej na co dzień innym kobietom w przemyśle seksualnym.

"Chcę odzyskać swoje zdrowie, spokój, życie"

Moje rozmówczynie stoją w opozycji do ruchów lobbujących za pełną dekryminalizacją tej branży.

- Zarzucano nam, że - mówiąc o wyparciu negatywnych skutków tego rodzaju pracy - atakujemy. Jednak badania o stanie psychicznym kobiet "świadczących usługi seksualne" nie pozostawiają złudzeń. Są one narażone choćby na PTSD (zespół stresu pourazowego) bardziej niż weterani wojenni - wymienia Gabe.

 "Nie jestem już pewna, czy zamieszkuję własne ciało. Zmagam się ze stałą derealizacją i nawracającymi myślami samobójczymi. Nie wiem, czy będę kiedykolwiek w stanie nawiązać ludzką relację - taką, w której poczuję się bezpieczna i pozwolę sobie opuścić gardę. Jestem w ciągłej ucieczce, gonitwie. Biegnę, będąc utwierdzoną w przeświadczeniu, że ten pościg nigdy się nie skończy. Chcę odzyskać swoje zdrowie, spokój, ufność, życie" - to fragment jej świadectwa zamieszczonego na stronie Bzu.

Kobieta została eskortką w ubiegłym roku, choć pierwszy kontakt z branżą miała miesiąc po 18. urodzinach. Wysyłała wtedy erotyczne zdjęcia i rozmawiała z mężczyzną za pieniądze. Towarzyszył jej ogromny dyskomfort, jednak starała się go wyprzeć i zatuszować. Do wejścia w ten biznes popchnęła ją wyłącznie potrzeba zarobienia pieniędzy.

Swoistego "coming outu" dokonała w ubiegłym roku, udzielając wywiadu Oliwii Trybus. Opublikowano go na stronie niszowej redakcji Impuls Press. Gabriela jednak nie od razu zdradziła swoją tożsamość. W rozmowie była Magdą. Dopiero udostępniając artykuł na Instagramie, napisała wprost, że chodzi o nią.

- Gdy wchodzi się na jakąkolwiek stronę, na której szukamy klientów, na której klienci szukają nas, widać od razu, że traktują dziewczyny jak kawałki mięsa. Widzą w nas zabawki, oderwanie od rzeczywistości, jakbym była tylko ciałem do użycia, nie człowiekiem. A przemoc w tym wszystkim jest nadzwyczaj znormalizowana.

Pamiętam ten moment, gdy ‘uprawiałam seks’ z klientem. Patrzyłam wtedy w sufit i zaczęły mi lecieć łzy, bo tak bardzo czułam się obrzydzona, ale nawet nie sobą, po prostu sytuacją, w jakiej się znajduję. Doskonale wiem, jaką mogę dostać odpowiedź - że jest to zinternalizowana whorephobia (niechęć do kobiet zajmujących się pracą seksualną), że nie jestem wyzwolona, że źle postrzegam seks. W ogóle nie o to chodzi! Widzę, jak ci mężczyźni mnie traktują, jakie mają podejście i w jakiej roli mnie widzą. To tak mizoginistyczne - jak oni się zachowują, co mówią, jak patrzą. Są tak pewni tego, bo ten seks kupują. Było mi po prostu niedobrze - opowiadała wówczas.

Kobieta nie czuje, żeby doświadczenia podobne do jej były mile widziane w środowisku. - Nie idziemy na rękę, chociażby koalicji Sex Work Polska. Nie pasujemy do ich narracji. Popularne hasło "sex work is work" [praca seksualna to praca] zamieniłabym na "sex work is violence" [praca seksualna to przemoc] - przyznaje podczas naszej rozmowy.

Gabe wcześniej żyła w zastraszeniu. Bała się opinii osób pro sex work, nie chciała być narażona na nękanie i nieprzychylne reakcje.

- Myślę, co się stanie, jeśli moja mama się dowie. Żal mi trochę, że nie mogę pochwalić się przed nią Bzem. Ona zawsze mnie we wszystkim wspiera. Wiem, że byłaby dumna, ale nie potrafię się przełamać i otworzyć. Kiedyś przyjdzie pora, ale to jeszcze nie ten czas - mówi drżącym głosem.

Zarówno Oliwia, jak i jej rozmówczyni przyznają, że sierpniowy "coming out" zmienił coś w dyskursie. Odzew był większy, niż zakładały. Kobiety regularnie otrzymują wiadomości z wyrazami wdzięczności za szczerość.

- Wspomnianym wywiadem, jak i naszymi codziennymi działaniami w stowarzyszeniu, chciałybyśmy przenieść uwagę z kobiet świadczących usługi seksualne na mężczyzn. Powinniśmy zadawać pytania: "Dlaczego chcesz kupić jej ciało, bić ją, podduszać?".

"Asysta" OzN? "Seks to nie prawo człowieka"

Podczas naszego spotkania poruszamy też temat asysty seksualnej osób z niepełnosprawnościami (OzN). Sama "usługa" to niekoniecznie seks, ale też rozmowa, dotyk, przytulanie czy masaż. Kraje takie, jak Szwajcaria czy Holandia opłacają asystentów przez kasę chorych, uznając potrzeby seksualne u dorosłych za naturalne.

- Pojawia się narracja, że to zajęcie neutralne płciowo i nie chodzi wyłącznie o kobiety-asystentki dla mężczyzn z niepełnosprawnościami. To mit. Po opublikowaniu artykułu na temat asystentów seksualnych OzN spotykałyśmy się z zarzutami, że co, jeśli ten ktoś nigdy nie zazna dotyku KOBIETY. Wskazywano na jej ciało, traktując ją bardzo przedmiotowo. Seks to nie usługa, to nie prawo człowieka - zaznacza Maja Majewska.

- Dyskurs wokół asysty seksualnej obraca się wokół mężczyzn. Kobiety z niepełnosprawnościami są pomijane, a nawet czasem sterylizowane wbrew ich woli. W krajach pozwalających na asystencję seksualną to mężczyznom przydziela się kobiety, a nie odwrotnie. To jednostronne - dodaje Gabriela.

Moje rozmówczyni mają też wątpliwości, czy kobiety z niepełnosprawnościami chciałyby, aby "przydzielano" im asystenta-mężczyznę. Uważają to za spore pole do potencjalnych nadużyć.

Raport z 57. sesji Komisji ds. Statusu Kobiet działającej przy ONZ (luty 2013 r.) mówi o tym, że kobiety z niepełnosprawnościami co najmniej dwukrotnie częściej padają ofiarami napaści seksualnej niż reszta przedstawicielek tej płci. Szacuje się, że od 40 do 70 proc. dziewcząt z niepełnosprawnością intelektualną będzie wykorzystana seksualnie przed ukończeniem 18. roku życia.

- Lobbowaniem wprowadzenia w Polsce asysty seksualnej dla OzN działamy na ich szkodę. Przy pomocy społeczeństwa takie osoby powinny być w stanie w "normalny" sposób wchodzić w relacje. "Transakcja" nie jest dobrym rozwiązaniem - uważa Maja Majewska.

Środowisko seksuologów i seksuolożek nie ma jednoznacznego stanowiska w tej kwestii.

 - Niektórzy podkreślają szkody psychiczne, jakich doświadczają te kobiety. Z drugiej strony jest też tzw. "sekspozytywny" nurt afirmujący pracę seksualną - wyjaśnia Oliwia Trybus.

"Ukrainki, które miałem, były raczej MILF-ami"

Stowarzyszenie Bez pomaga również uciekającym przed wojną Ukrainkom. W przestrzeni medialnej pojawiają się kolejne informacje o gwałtach, często brutalnych i wielogodzinnych.

- Wyobraźmy sobie sytuację, w której straumatyzowana Ukrainka przyjeżdża na dworzec w Niemczech, gdzie prostytucja jest legalna. Pojawiają się sutenerzy - legalni w świetle tamtejszego prawa pracodawcy - oferując zajęcie i zarobek. Te kobiety są podstępem nakłaniane, by "spróbować swoich sił" w tym biznesie. A przecież potrzebują pieniędzy. One uciekają przed przemocą, również seksualną, z kraju, gdzie Rosjanie zrobili z ich ciał przedłużenie linii frontu. Następnie wpadają do "lepszego, zachodniego świata", gdzie też czyha na nich niebezpieczeństwo - wyjaśnia Oliwia.

Kobiety pokazują mi niemiecki profil publikujący na Instagramie wypowiedzi klientów płacących za seks.

"Mógłby być trochę większy wybór. Ukrainki, które do tej pory miałem, były raczej MILF-ami. Nie wiem, jak rozwinie się sytuacja" - brzmi jeden z cytatów.

- Gdy tylko wybuchła wojna, hasło "ukraińska dziewczyna" najczęściej wyszukiwano na Pornhubie. Pornografia normalizuje przemoc seksualną i przedmiotowe traktowanie kobiet nawet w tak trudnej sytuacji i kryzysie humanitarnym, jakim jest wojna - podkreślają członkinie Stowarzyszenia Bez.

Alarmują też, że niektóre zgwałcone uchodźczynie mają obawy przed przyjazdem do Polski ze względu na surowe prawo aborcyjne. W ich kraju ciążę mogą przerwać na żądanie do 12. tygodnia. Tabletki poronne zdobędą bez recepty. Następnie - tak jak do niedawna było w Polsce - zabieg można wykonać w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia kobiety, stwierdzenia wad płodu lub ciąży w wyniku kazirodztwa czy gwałtu.

- Nasz kraj nie ma żadnego planu dla uchodźczyń. Odpowiedzialność biorą na siebie NGO-sy, a jest to trudne, bo te kobiety zazwyczaj nie znają polskich organizacji pozarządowych i ich działań. Potrzebna jest kompleksowa pomoc - medyczna, psychologiczna, finansowa, ta związana z edukacją - podkreślają aktywistki.

"Wiele kobiet, jak sądzę, opiera się feminizmowi, ponieważ męką jest świadomość brutalnej mizoginii, która przenika kulturę, społeczeństwo i wszystkie relacje osobiste" - stwierdziła Andrea Dworkin - jedna z ich ulubionych teoretyczek feminizmu - w książce "Our Blood: Prophecies and Discourses on Sexual Politics".

- Dla nas, członkiń Bzu, feminizm nie jest rekreacyjną zabawą, a mozolną walką o wolność wszystkich kobiet. Dostrzegamy męską supremację tam, gdzie próbuje się ona za wszelką cenę ukryć. Chcemy budować zorganizowane społeczności kobiet gotowe do zmierzenia się z korzeniami naszej opresji.