Tak naprawdę Bruce Willis powinien rozstać się z aktorstwem znacznie wcześniej, niż wiosną 2022 roku. Dopiero teraz, półtora roku po tym, jak gwiazdor z powodu choroby pożegnał się z zawodem, wychodzą na jaw szczegóły jego dramatycznych zmagań na planach filmowych.
Bo przecież w ciągu ostatnich dwóch lat swojej kariery grał znacznie więcej, niż kiedykolwiek. Tylko licząc od początku 2020 roku do marca 2022, wystąpił - bagatela - aż w 24 filmach! Co prawdopodobnie jest rekordem. Dodajmy - w filmach w większości bardzo złych, których był największą (często jedyną) atrakcją. W zasadzie trudno wymienić choćby jeden tytuł z tego okresu z udziałem Willisa, który nie kwalifikowałby się do Złotej Maliny. Nie bez powodu przyznający to niechlubne wyróżnienie poświęcili mu specjalną kategorię, w której nominowano wszystkie jego role w filmach z 2021 roku. (Nagrodę ostatecznie wycofano, gdy krótko potem pojawiła się informacja o chorobie).
Ale z poruszającego artykułu Amy Kaufman w "Los Angeles Times" wynika, że już w 2019 roku na planie filmu "Hard Kill" Matta Eskandariego, Willis miał poważne problemy z zapamiętywaniem tekstu. I nie tylko. To tam doszło do pilnie skrywanego incydentu. Otóż podczas zdjęć w Cincinnati, Willis nieoczekiwanie wystrzelił z pistoletu naładowanego ślepakami w niewłaściwy sposób. I w niewłaściwym momencie zdjęć. Jakby nie miał pojęcia, co robi! Nikt na szczęście nie został ranny. Żeby "uciąć łeb" sprawie, zwolniono (niesłusznie) osobę odpowiedzialną za broń. Zdarzenie wstrząsnęło członkami ekipy. Producent zobowiązał wtedy wszystkich do zachowania milczenia, które przerwano dopiero gdy rodzina Willisa poinformowała o chorobie.
Jedną z pierwszych osób, które odkryły, że gwiazdor ma problemy z pamięcią, był reżyser Mike Burns. Na kilka dni przed planowanym pojawieniem się Bruce'a na planie, producent wysłał mu pilną prośbę: "Zmniejsz jego rolę z 25 do...5 stron (...). Skróć też dialogi tak, żeby nie miał żadnych monologów". Ale nikt nie zdawał sobie sprawy, jak zły był już wtedy stan Willisa. Skończyło się na tym, że grał, powtarzając bezmyślnie kwestie podrzucane mu do słuchawki w uchu, przez innego aktora. Burns przyznaje, że widok Willisa zmagającego się z utratą bystrości umysłu, z której słynął i niemożnością zapamiętania dialogów, "rozdzierał serce". Wszystkie sceny akcji, zwłaszcza te obejmujące strzelaninę i choreografię, zostały nakręcone przez dublera. Dla gwiazdora, który nigdy nie korzystał nawet z kaskaderów, musiało to być bolesne.
Jakież było zdziwienie Burnsa, gdy pół roku później, pracując nad filmem "W złym miejscu" (tych samych producentów), w obsadzie ponownie ujrzał nazwisko Willisa. Tym razem nie mogli zasłaniać się niewiedzą. Burns dostał polecenie skrócenia jego roli do jednego dnia zdjęciowego, a cała reszta odbyła się w ten sam sposób. Była połowa 2021 roku, a reżyser z przerażeniem odkrył, że stan aktora się pogorszył. Do tego stopnia, że miał wrażenie, iż Willis z trudem kojarzy, co się dookoła dzieje.
Nieprawdopodobnie brzmi fakt, że aktor pojawił się jeszcze potem w 10 filmach! Jesse V. Johnson, który reżyserował "Reguły zabijania", jeden z ostatnich filmów Willisa, pamiętał go ze wspólnej pracy ponad 20 lat temu. Nie krył niepokoju o stan psychiczny Willisa, gdy go ujrzał. Gwiazdor miał wciąż powtarzać: "Wiem, dlaczego ty tu jesteś i wiem, dlaczego on tu jest, ale co ja tutaj robię?" Usłyszał w odpowiedzi, że ma skrócić do minimum jego rolę i "uwinąć się z kręceniem w kilka godzin". Na próbę oprotestowania udziału źle wyglądającego i robiącego wrażenie zdezorientowanego aktora, zareagowano groźbą zwolnienia go z reżyserskiego fotela. "Ten facet w parę minut zarobi dla nas wszystkich tyle kasy, że cała reszta się nie liczy"- usłyszał Johnson.
- To było potwornie dołujące. Ktoś coś tłumaczył Willisowi, a on niczego nie rozumiał. Zrobiono z niego marionetkę, która mechanicznie powtarzała podrzucane mu przez dublera kwestie. Widziałem, jak potwornie się przy tym męczył - wspomina Johnson.
Jak długo trwało zamykanie oczu na to, co działo się z Brucem Willisem - nie sposób ustalić. Dziwi też fakt, że wcześniej nie interweniowała rodzina aktora. Jedno nie ulega wątpliwości: to czego dopuszczały się wobec niego kolejne studia i wytwórnie, zakrawa wręcz na znęcanie się.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze...
Bez wątpienia Bruce Willis należy do najbardziej kasowych hollywoodzkich gwiazd i ulubieńców widzów. Jego droga do kariery była jednak dość nietypowa.
Walter Bruce Willis urodził się w 1955 roku w Idar-Oberstein w Niemczech Zachodnich, co zawsze dziwi jego fanów. Matka była Niemką, ojciec, David Willis, był amerykańskim żołnierzem. Willis ma młodszą siostrę i dwóch braci. Po zwolnieniu z wojska w 1957 roku ojciec przeniósł się z rodziną do rodzinnego miasta Carneys Point, w stanie New Jersey.
Młody Bruce słynął jako rozrabiaka. Znany był z pomysłowych dowcipów, którymi dręczył zarówno kolegów, jak i nauczycieli. Ponoć pewnego razu założył się o dolara, że przebiegnie przez pół miasta nago. I wygrał. Kariery aktorskiej nic jednak nie zapowiadało, bo Willis się jąkał. Trochę przypadkiem w liceum dołączył do klubu teatralnego. Tam odkrył, że... gra na scenie zmniejsza jego jąkanie i połknął aktorskiego bakcyla. Wciąż jednak nie wierzył w swoje możliwości.
Za namową kumpli zapisał się do programu dramatycznego na Uniwersytecie Stanowym Montclair, gdzie został obsadzony w sztuce "Kotka na gorącym blaszanym dachu". Jako Stanley Kowalski zachwycił profesorów. W 1977 roku przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie na początku lat 80. utrzymywał się jako barman w artystycznym barze na Manhattanie. Jednocześnie grywał w przedstawieniach off-broadwayowskich, zmieniał agentów i czekał na swoje pięć minut. Przełomem w jego karierze teatralnej była rola w sztuce Sama Sheparda "Fool for Love". Został dostrzeżony i obsadzony w telewizyjnym przeboju "Moonlighting", w Polsce znanym jako "Na wariackich papierach", (1985).
O główną rolę rywalizował z 3000 innych kandydatów, by pojawić się u boku Cybill Shepherd. Ona była gwiazdą tak wielkich filmów jak "Taksówkarz" i "Ostatni seans", on dopiero zaczynał karierę. I to właśnie Willis, a nie doświadczona, starsza koleżanka okazał się objawieniem serialu.
Skradł jej show.
Cybil i Bruce wcielili się w nietypową parę detektywów - Maddie i Davida, którzy swoją pracę w agencji detektywistycznej traktują początkowo od niechcenia. W dodatku wciąż się kłócą i dogryzają sobie nawzajem, choć ewidentnie iskrzy między nimi. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy Maddie zostaje oszukana przez księgowych i traci pieniądze, które zarobiła jako modelka. Praca w agencji staje się wtedy koniecznością, a dziwaczne zlecenia zdają się im spadać z nieba.
Dość niezwykły to był duet, bo jednakowo dogryzali sobie w życiu, jak na planie. Ona opowiadała w wywiadach, że gdy zaczynali kręcić: "całował jak stary wielbłąd, dopiero Demi nauczyła go, co i jak". On publicznie wyśmiewał jej fryzurę i opowiadał, że przypomina mu straszą ciotkę ... mamy. Ale i tak cała Ameryka przez cztery lata emisji serialu żyła pytaniem: czy i kiedy wreszcie Maddie i Davida połączy romans? Byli swoim przeciwieństwem. Ona - wyniosła, traktująca życie niezwykle serio, on - bałaganiarz i kłamca, ujmującym uśmiechem i wdziękiem potrafiący rozbroić każdego. Ciekawe, że gdy w końcu twórcy wysłali ich do łóżka, wyniki oglądalności... spadły. Serial doczekał się pięciu sezonów - Willis zdobył za rolę nagrodę Emmy oraz Złoty Glob.
Pokłosiem tego sukcesu była pierwsza główna rola w filmie fabularnym w filmie Blake'a Edwardsa "Randka w ciemno" u boku Kim Basinger. Ale prawdziwy wybuch kariery nastąpił wraz z kultowym do dziś filmem "Szklana pułapka" w reżyserii Johna McTiernana, z 1988 roku. Film powstał na podstawie powieści "Nothing Lasts Forever" Rodericka Thorpa i opowiada historię nowojorskiego detektywa Johna McClane (Willis), który musi odbić wieżowiec japońskiej korporacji z rąk terrorystów. W dodatku jest w nim jego żona.
Tak właśnie Willis awansował do ścisłej czołówki gwiazd kina akcji, a film miał się doczekać aż czterech sequeli. I na tym nie koniec. W 2017 został wpisany na listę National Film Registry. To lista filmów budujących dziedzictwo kulturalne Stanów Zjednoczonych, przechowywanych w Bibliotece Kongresu, co nieczęsto zdarza się produkcjom sensacyjnym.
"Szklana pułapka" jest swoistym fenomenem, bo nie dość, że to świetne kino akcji, to również...najlepszy film o tematyce bożonarodzeniowej, z którym "Kevin sam w domu" nie ma cienia szans za Oceanem. Dodajmy bowiem, że właśnie w Boże Narodzenie dzieje się jego akcja. Willis sam wykonał większość nie lada akrobacji w filmie, który zarobił na całym świecie 140 mln dolarów, co wtedy było niebagatelną kwotą. W sequelu w reżyserii Renny’ego Harlina grupa terrorystów przejmuje kontrolę nad systemami lotniska i znów jedyną osobą, która może ich powstrzymać jest John McClane. Trzeci i czwarty z sequeli były już znacznie słabsze, a ostatni piąty, powstał w 2013 roku i okazał się katastrofą.
Jak to z prawem serii bywa.
Po sukcesie "Szklanej pułapki" Willis zagrał z sukcesem główną rolę w dramacie "Na wrogiej ziemi", gdzie wcielił się w weterana z Wietnamu. Nie wszyscy w Polsce też wiedzą, że to on udzielił głosu "gadającemu dziecku" w wielkich przebojach "I kto to mówi?" (1989) oraz w jego sequelu. Swobodnie przechodził z jednej konwencji gatunkowej w kolejną. I wszędzie się sprawdzał.
Był już wtedy mężem rozpoczynającej dopiero karierę Demi Moore. Uchodzili za niebywale barwną i piękną parę, w latach 90. bodaj najgorętszą w Hollywood. Poznali się, gdy Demi była w związku z Emiliem Estevezem. Było widać, że są bardzo zakochani i szczęśliwi, a w dodatku Demi uwielbiała być w centrum wydarzeń i raz po raz robiła "show". Najgłośniej było o niej, gdy zdecydowała zapozować się na okładce "Vanity Fair" nago - w dziewiątym miesiącu ciąży. Fotografowała ją wielka Annie Leibovitz. Potem bez oporów, ozdobiona wyłącznie ręcznie namalowanym na ciele strojem, pojawiła się w "Playboyu". Para doczekała się trzech córek, a dla uczczenia narodzin pierworodnej, Willis nagrał album pop-bluesowy "The Return of Bruno". I znowu odniósł sukces.
Lata 90. to był czas gdy kolejne "Szklane pułapki" wyznaczały standardy kina akcji. Pierwsze trzy części serii zarobiły na świecie ponad 700 milionów dolarów i zapewniły Willisowi pierwsze miejsce wśród hollywoodzkich gwiazd akcji. Ale wkrótce to Demi została najlepiej opłacaną aktorką w Hollywood za sprawą sukcesu filmów "Uwierz w ducha" , a potem "Niemoralna propozycja". Jego kariera przystopowała po rolach w niedobrych filmach jak "Hudson Hawk" i nieszczęsne "Kolory nocy". Ten ostatni - erotyczny thriller z młodziutką Jane March został zmiażdżony przez krytyków, ale dobrze sobie radził w kasie. Magazyn "Maxim" uznał także scenę seksu pary w filmie za... najlepszą w historii kina, z czym już można dyskutować.
Wielki powrót Bruce’a nastąpił w 1994 roku, gdy zagrał jedną z głównych rolę w kultowym, wtedy nowatorskim "Pulp Fiction" Quentina. Zagrał tu jedną ze swoich najlepszych ról w karierze - jako starzejący się bokser Butch Coolidge przypomniał nam, że jest nie tylko gwiazdą, ale i świetnym aktorem. No i że ma bezdyskusyjny talent komediowy.
Jego bohater na polecenie gangstera ma przegrać mecz bokserski, ale sam planuje coś innego i próbuje oszukać mafiosa. Niestety, przez gapowatą partnerkę, która zapomina zabrać cenny zegarek, pamiątkę po ojcu Butcha, plan się sypie, a on cudem uchodzi z życiem. Kwestia, którą Willis wypowiada w filmie ("Zed's dead, baby, Zed's dead), przeszła na dobre do historii kina. Aż dziwne, że Willis nie dostał nominacji do Oscara za rolę w obsypanym nagrodami filmie - m.in. Złotą Palmą w Cannes i Oscarem za najlepszy scenariusz oryginalny.
To był okres kiedy kariery Bruce’a i Demi, choć biegły osobnymi torami, dotarły na sam szczyt. Choć para wspierała się bardzo, zamieszkali też z dala od Hollywood, na farmie w Idaho, wychowany w konserwatywnej rodzinie Willis chciał mieć żonę w domu, wraz z dziećmi.
Na idealnym związku pojawiły się pierwsze rysy.
Lata 90. to był złoty czas w karierze Willisa, który szybko zyskał status specjalisty od kasowych hitów. Tak naprawdę do samego końca kariery jego udział w filmie, nawet słabym, gwarantował pełną salę w kinach. Ale też dobrze wybierał.
Po Tarantino wybrał rolę w głośnych "12 małpach" Terry’ego Gilliama (1995), trochę na przekór swojemu wizerunkowi. W tym thrillerze sci-fi wciela się w milczącego więźnia, który w przyszłości zostaje wytypowany, by cofnąć się do przeszłości i powstrzymać katastrofę, która grozi zmieceniem ludzkości z powierzchni Ziemi. Co prawda Willis ratuje tu świat, ale jego bohater ma w sobie cechy "mało męskie" jak delikatność i wrażliwość. Nominacje do Oscara, sprzątnął mu jednak sprzed nosa Brad Pitt.
W nagrodzonym Cezarem "Piątym elemencie"- filmie science-fiction Luca Bessona (1997) jako były komandos Korben Dallas, znów zostaje wplątany, zostaje w misję ratowania świata przed siłami zła i jest największym atutem filmu Francuza.
Kolejny kultowy obraz, w którym zagrał główną rolę to nakręcony w 1999 roku thriller "Szósty zmysł" M. Nighta Shyamalana, do dziś uważany za jeden z najgłośniejszych tytułów tego gatunku. Willis pojawia się tu jako psycholog dziecięcy pracujący z chłopcem, który widzi zmarłych. Ale debiut Hindusa to także doskonałe kino psychologiczne, wyróżnione sześcioma nominacjami do Oscara. I znów nie bardzo wiadomo, dlaczego nie uhonorowano nią Bruce’a, zwłaszczazwłaszcza że doceniono nawet, (świetnego zresztą) 11-letniego wtedy Haleya Joel Osmenta. Obraz, który wszyscy pamiętamy przede wszystkim za sprawą jednego z niesamowitych zwrotów akcji w historii kina zapoczątkował karierę Shyamalana. Willis pracował jeszcze kilkakrotnie, m.in. przy również bardzo udanym "Niezniszczalnym".
Wiek XXI zaczął się dla Bruce’a Willisa nie najszczęśliwiej, bo od rozwodu. Po trzynastu latach rozpadło się jego małżeństwo z Demi Moore. Plotkowano, że to kwestia zawodowych ambicji obojga, że zdrady Willisa, itd... Ale dopiero w wydanej niedawno autobiografii, Demi wyznała, że Bruce próbował uczynić z niej "kobietę domową", a ona chciała realizować się zawodowo. Ale para na zawsze pozostała w bliskiej przyjaźni.
Co zdarza się nader rzadko wśród sławnych i bogatych w Hollywood - nie prali publicznie brudów i nie żądali od siebie wzajemnie absurdalnych alimentów. Gdy Demi poślubiła młodszego kilkanaście Astona Kutchera, a potem ten związek się rozpadł, to na ramieniu Bruce’a wypłakiwała swoje smutki.
W 2004 roku Willis poślubił będącą kopią młodej Demi modelkę, Emmę Heming, z którą doczekał się dwóch córek. Tworzą wspólnie wielką, patchworkową rodzinę, w której jest miejsce na przyjaźń i wzajemny szacunek.
Zawodowa kariera aktora na początku wieku miała się świetnie. Willis wystąpił w wizualnie zachwycającej ekranizacji komiksu Franka Millera "Sin City - Miasto grzechu", wyreżyserowanej do spółki Robertem Rodriguezem. W tej mrocznej opowieści gra starzejącego się policjanta, który najpierw ratuje małą dziewczynkę z rąk seryjnego mordercy, a potem postanawia ją chronić za cenę własnego życia.
Film Rodrigueza zachwycił zarówno krytyków, jak i widzów. Nie tylko stylistyką, ale też obsadą - oprócz Willisa grają tu także m.in. Mickey Rourke, Benicio del Toro, Clive Owen. Dwa lata później gwiazdor pojawił się w "Grindhouse", kolejnym filmie Rodrigueza. Nareszcie nie ratował świata, a wręcz przeciwnie, był czarnym charakterem.
W pierwszej dekadzie nowego wieku wciąż był w pierwszej 10 najbardziej dochodowych aktorów na świecie.
Z upływem czasu jakby instynkt zaczął zawodzić Willisa i przyjmował role w kiepskich filmach. Zdążył jeszcze w 2010 roku wraz z dwojgiem przyjaciół i zarazem partnerów biznesowych - Sylvesterem Stallone i Arnoldem Schwarzeneggerem, pojawić się w "Niezniszczalnych", gdzie wcielił się w rolę agenta CIA, Pana Churcha. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy te trzy wielkie gwiazdy kina akcji pojawiły się razem na ekranie. Panowie są też współwłaścicielami Planet Hollywood, sieci restauracji tematycznych inspirowanych popularnym portretem Hollywood, założonej przez Roberta Earla.
I w zasadzie, by nie skrzywdzić Bruce’a Willisa, w tym momencie należy zakończyć głębsze analizowanie jego zawodowej kariery. Filmy z jego udziałem, zrealizowane w ostatniej dekadzie, zwyczajnie nie są tego warte. Trudno dziś wyrokować, na ile na jego wybory wpływ miała choroba, kiedy zaczął odczuwać jej objawy, nie mówiąc już o tym, że w pewnym momencie zwyczajnie uniemożliwiła mu wykonywanie zawodu. Dociekliwi fani Willisa zorientują się łatwo, że w okropnym filmie "Paradise City" nie słyszymy już jego głosu - podkłada go inny aktor, bo postępująca choroba, zaatakowała także płynność mowy.
Jak wiadomo o tym, że Willis cierpi na otępienie czołowo-skroniowe, jego rodzina poinformowała w marcu 2022 roku. To choroba, która dotyczy głównie obszarów mózgu odpowiedzialnych za emocje i zachowanie. U podłoża zmian leży degeneracja komórek nerwowych "Pojawiają się trudności w znajdowaniu słów, zaburzenia zachowania i mowy to kolejne dolegliwości. Chorzy mogą zachowywać się nieadekwatnie do sytuacji, bywają agresywni (...) Miewają także myśli samobójcze"- czytamy na portalu medycznym.
- To, co sprawia, że choroba jest tak przerażająca, to fakt, że jeśli kiedykolwiek spędziłeś czas z Brucem Willisem, nikt nie miał większej radości życia niż on - mówi twórca serialu "Na wariackich papierach", Glenn Caron. - Kochał życie, a po tej radości Willisa nie ma już śladu" - dodał. Caron przyznał też, że aktor coraz gorzej radzi sobie z mówieniem, i "niegdyś żarłoczny czytelnik już nie czyta, ponieważ brakuje mu umiejętności językowych". Kilka dni temu załamana Demi Moore poinformowała, że aktor przestał ją rozpoznawać.
Zapamiętajmy Bruce’a Willisa, jakim był w "Szklanej pułapce", w "Pulp Fiction", a wreszcie w przepełnionym beztroską i radością życia serialu "Na wariackich papierach". Jesteśmy mu to winni.