Reklama

Armia, mundury, bitwy: te tematy były obecne w życiu Adama Mickiewicza już od najmłodszych lat. Dzięki ojcu - Mikołaj walczył w powstaniu kościuszkowskim i dbał w domu o dobrą pamięć o Naczelniku i insurekcji - ale i za sprawą kolegów ze szkolnej ławki. Wraz z nimi chętnie bawił się w wojsko w rodzinnym Nowogródku, tym bardziej że działo się to w godzinach nauki. Wychowawcy, dominikanie z powiatowej szkoły, przyzwalali na taką zabawę, a młodemu Adamowi nie trzeba było dwa razy powtarzać zachęty do tworzenia improwizowanych pułków czy dywizji. Zresztą, nie był on jedynym Mickiewiczem na szkolnym podwórku - niejedną  “potyczkę" wygrał jego starszy brat, Franciszek.

Co ciekawe, dziecięce zabawy przełożył on na dorosły czyn i tylko on z czwórki braci walczył w powstaniu listopadowym. Nie przeszkodziło mu w tym nawet słabe zdrowie - jako kulawy i garbaty, dziś mógłby wyłącznie pomarzyć o kategorii “A". A Adam? Wybierał się do powstania, jak sójka za morze, ale do tego niebawem wrócimy. Tymczasem przyszły autor “Pana Tadeusza", jeszcze jako nastolatek, poznał mniej romantyczną stronę wojny. Na przełomie 1812 i 1813 roku do nowogródzkiej szkoły trafili bowiem żołnierze Wielkiej Armii Napoleona. Niestety, nie jako zdobywcy Moskwy, a “wojsko upiorów" - wyziębione do kości, pożerające wzrokiem najmniejszy okruch chleba, w łachmanach zamiast mundurów. Wspomniani żołnierze i tak mieli szczęście, bo przeżyli - rosyjskie zimno pochłonęło tysiące napoleońskich szeregowców i oficerów.

Reklama

Przez kolejnych kilkanaście lat Mickiewicz miał z wojskiem raczej niewiele do czynienia. Wyjątki to motywy militarne w jego niektórych utworach i znajomi z frontową przeszłością. W przypadku poezji nasz bohater nie zawsze silił się na poważny ton, to nie były jeszcze czasy “Reduty Ordona". Dość wspomnieć, że gdy w 1827 roku wpisywał się do pamiętnika swojej późniejszej żony, Celiny, autorów poprzednich wpisów żartobliwie określił armią, a siebie grenadierem (“I z żalem rozmyślając o mych lat poranku, Opowiem towarzyszom, że na prawym flanku, Jam w tej armiji pierwszym był grenadyjerem"). Ze znajomych Mickiewicza możemy zaś wskazać np. generała Karola Kniaziewicza, uczestnika wojny polsko-rosyjskiej w obronie Konstytucji 3 maja (1792) i weterana wojen napoleońskich.

Powstańcy czekają na Mickiewicza

Z Kniaziewiczem autor “Dziadów" lubił się włóczyć po Dreźnie (przebywał tam latem 1829 roku podczas podróży po Europie), a w latach 30. XIX wieku umieścił go na kartach “Pana Tadeusza". Literacki generał to gość uczty w Soplicowie, zręcznie operujący rapierem Gerwazego - osławionym “scyzorykiem" - “Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy, [...] Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął I nad głowami gości błyskawicą mignął, Przypominając polskie fechtarskie wykręty". Wróćmy jednak do Drezna - stamtąd Mickiewicz wyruszył do Pragi, potem przyszła pora m.in. na Karlsbad (dzisiejsze Karlowe Wary), Weimar, Frankfurt, Zurych, Mediolan, Werona, Padwa, Wenecja, Rzym itd.

W międzyczasie gęstniała atmosfera w Królestwie Kongresowym, w tym w Warszawie. Buntownicze nastroje dotyczyły zwłaszcza młodych żołnierzy, sprzeciwiających się panowaniu Rosjan i przygotowujących zbrojne powstanie. Wybuchło ono w nocy z 29 na 30 listopada - polscy konspiratorzy przepuścili atak na jeden z najlepiej strzeżonych budynków w stolicy, Belweder. Po opanowaniu pałacu zamierzali zabić rezydującego tam wielkiego księcia Konstantego - to się nie udało, ale mieszkańcy Warszawy poparli antyrosyjski zryw (zdobyli Arsenał) i wspólnie z częścią żołnierzy (nie wszyscy przyłączyli się do spiskowców, niektórzy pozostali wierni Konstantemu) wyzwolili miasto. W kolejnych dniach i tygodniach walka z rosyjskim zaborcą obejmowała coraz większe obszary.

Nie da się ukryć, że “młodzi gniewni w mundurach", którzy wywołali powstanie, pozostawali pod wpływem twórczości Mickiewicza. Weźmy jednego z uczestników ataku na siedzibę wielkiego księcia, Ludwika Nabielaka - głosił on, że “Słowo stało cię ciałem, a Wallenrod - Belwederem". Dodajmy, że wkrótce po wyzwoleniu Warszawa pokryła się cytatem z “Ody do młodości": “Witaj, jutrzenko swobody, za tobą słońce zbawienia", ten sam fragment rzucał się w oczy czytelnikom pierwszego numeru gazety powstańców. Walczący Polacy nie tylko inspirowali się słowami wieszcza, ale niecierpliwie czekali na niego (powstanie zastało go we Włoszech). Jak pisał Maurycy Gosławski, “Spiesz - dalekie rzucaj Rzymy, Spiesz - bo jeśli zwyciężymy, Wstyd będzie bez zasługi polskim tchnąć oddechem." (wiersz “Do Adama Mickiewicza bawiącego w Rzymie podczas wojny narodowej").

Walczyć piórem czy orężem?

Co na to wszystko sam Mickiewicz? Nie kwapił się do wojaczki - pozostał w Rzymie aż do kwietnia 1831, a w listach do przyjaciół wymyślał coraz to nowe przeszkody, uniemożliwiające przyjazd do kraju. Na większą szczerość pozwolił sobie w korespondencji z hrabią Stanisławem Ankwiczem, gdzie stwierdził: “naśmiewałem się z rodaków jadących innymi drogami [do Polski] i przypisywałem sobie większą przezorność". Z czego wynikała owa “przezorność", czyli przedłużanie w nieskończoność pobytu nad Tybrem? Z wygody?  Z obaw przed niebezpieczeństwami podróży (krajami włoskimi wstrząsały wówczas niepokoje społeczne)? Z pesymizmu co do szans powstania? Tak czy siak, poeta opuścił Wieczne Miasto dopiero 19 kwietnia - jego utykający i garbaty brat Franciszek już dawno dołączył do walczących...

Po drodze Mickiewicz przeżywał wahania nastroju - raz twierdził, że powstanie jest bez sensu i nie ma po co jechać do Polski, innym razem “żył w stałym pogotowiu [do dalszej podróży]". Aby przyspieszyć powrót, zamierzał wsiąść w Londynie na statek transportujący broń dla powstańców na Litwie - niestety ten plan nie wypalił. W końcu w połowie sierpnia nasz bohater dotarł do Wielkopolski, ale polski zryw już dogasał - 7 września Warszawa ogłosiła kapitulację. Mickiewicz nie pojawił się więc w stolicy, pozostawił za to po sobie opis dzielnego oficera - Juliusza Ordona - który wolał wysadzić się, wraz z redutą, w powietrze niż poddać Rosjanom. A że w rzeczywistości Ordon nie tylko przeżył powstanie listopadowe, ale żył jeszcze kilkadziesiąt lat (zmarł w 1887 roku)? Cóż, literatura ma swoje prawa.

Niemniej nawet najefektowniejszy wiersz o męstwie powstańców nie mógł przesłonić faktu, że wieszcz pozostał poza walką. W tej sytuacji musiał się mierzyć na emigracji z krytyką, tym większą, że publicznie wystawiał dowódcom insurekcji jak najgorsze oceny. Po jednej z takich wypowiedzi generał Kazimierz Małachowski - jeden z naczelnych wodzów powstania -  nie wytrzymał i złośliwie odparł, że “Pan Mickiewicz ma rację, myśmy nie odpowiedzieli zadaniom; trzeba nam było wszystkim zginąć, aby tylko pan Mickiewicz pozostał i wszystko wierszami opisał". Krytycy dysponujący literackim talentem potrafili uderzyć jeszcze celniej - przykładem Kajetan Koźmian. Jak pisał w “Liście do Franciszka Morawskiego", “Uznaję jego talent, lecz wyznam przed Tobą, O ile cenię dowcip, pogardzam osobą. [...] Wywędrował i obce odwiedzał narody, Gdy mściwy miecz wytępiał jego Wallenrody".

Wieszcz i jego żołnierze

Uwagi Koźmiana i jemu podobnych bywały dotkliwe, w związku z czym autor “Pana Tadeusza" przez lata szukał okazji do rehabilitacji. W 1833 roku zaangażował się na przykład w tzw. “wyprawę Zaliwskiego". W ramach tego przedsięwzięcia grupa zbrojnych, pod wodzą Józefa Zaliwskiego (podczas powstania listopadowego kierował m.in. akcją zdobycia Arsenału), wyruszyła poprzez Galicję do Królestwa, gdzie miała rozpocząć wojnę partyzancką z Rosjanami. Zamiast partyzantki, ochotników czekała jednak miesięczna tułaczka po lasach Kongresówki, zakończona totalną klęską. Z blisko 100 uczestników wyprawy kilkudziesięciu wpadło w ręce zaborcy, wielu z nich powieszono, a sam Zaliwski i jego najbliżsi współpracownicy cudem uniknęli zasadzki, przedostając się z powrotem do Galicji.

Fiasko tej eskapady nie zniechęciło Mickiewicza i zarówno w latach 30., jak i 40. regularnie postulował zbrojną walkę o niepodległość. Miałaby ona być częścią ogólnoeuropejskiego ruchu wyzwoleńczego, który z jednej strony przyniesie narodom (takim jak Polacy, Czesi czy Węgrzy) wolność, z drugiej zjednoczenie (Niemcy, Włosi), z trzeciej zmianę ustroju (choćby Francja). Mijały lata, w Europie panował spokój, ale okazał się on pozorny i w 1848 roku wydawało się, że mickiewiczowski scenariusz jest bliski realizacji. W lutym doszło do rewolucji we Francji - obalono monarchię i powołano republikę, marzec to z kolei wystąpienia ludności m.in. w Berlinie i Wiedniu. Mickiewicz zdecydował się wykorzystać te okoliczności, aby zorganizować w Rzymie (gdzie przebywał od lutego 1848) polską jednostkę wojskową - legion.

Początki “Zastępu pierwszego polskiego" (oficjalna nazwa formacji, utworzonej 29 marca) nie były spektakularne - Adamowi udało mu się zebrać raptem kilkunastu ochotników. Co więcej, przypominali oni raczej grupę awanturników szukających przygody niż bojowników o niepodległość Polski. W składzie znaleźli się m.in. garbaty osobnik z długami, siedmiu artystów - rzymskich studentów i jeden muzyk, a jedynym wojskowym z prawdziwego zdarzenia był podpułkownik Wincenty Siodołkowicz. Problem w tym, że miał wówczas 65 lat i najlepsze frontowe lata dawno za sobą. Mickiewicz nie tracił jednak wiary w powodzenie swojej misji, a póki co przygotował “Skład zasad" czyli polityczny program legionu. Coś dla siebie mogli tu znaleźć i lewicowcy (wolność słowa, powszechne prawo wyborcze, emancypacja kobiet i Żydów, społeczny podział ziemi) i prawicowcy (wartość własności prywatnej, podkreślenie roli Kościoła katolickiego).

Jako organizator wojska, polski wieszcz powinien też zadbać o dowództwo, broń, amunicję czy umundurowanie oddziału. Te najbardziej palące kwestie odkładał jednak na bok, bardziej przejmował się projektem chorągwi legionu i sceptycyzmem papieża wobec swojej inicjatywy. Efekt? Namiastkę mundurów jednostka zyskała po ponad dwóch tygodniach, dzięki pieniądzom polskiego malarza i jego bogatej żony, Angielki, z Florencji - "czamarka granatowa z kołnierzem amarantowym, czapka polska, krzyż biały na sercu". Małżeństwo zobowiązało się też regularnie łożyć pewną sumę na utrzymanie legionu, w ten sposób Mickiewicz i jego ekipa złapali finansowy oddech. Z czasem mogli też liczyć na wsparcie od władz poszczególnych włoskich państw. Przykładowo rząd Parmy wziął na siebie koszty noclegu Polaków w mieście (105 franków) i sfinansował ich odjazd do granicy księstwa (100 franków).

Z ziemi włoskiej do Polski?

Celem legionistów była Lombardia, skąd zamierzali "powrócić natychmiast do Polski". Z Rzymu rozpoczęli więc kilkutygodniowy marsz przez Włochy - ich trasa wiodła m.in. przez Livorno, Empoli, Florencję, Bolonię, Modenę i Parmę. Poruszali się rozmaitymi środkami transportu (powozy, parowiec, pociągi, na piechotę), a w listach Mickiewicza ta wędrówka jawi się niemal jak triumfalny pochód armii Cezara. "Już w Livorno cała marynarka słowiańska tego portu za pośrednictwem kapitanów okrętów obiecała nam swoją pomoc" (do rządu Modeny), "kapitanowie w Livorno przyrzekli kolory polskie zatknąć na masztach z dodatkiem dwunastu gwiazd pokoleń słowiańskich" (do Zygmunta Krasińskiego), "pochód nasz był ciągłym triumfem. W krajach któreśmy przechodzili, Rządy oddawały nam pierwsze odwiedziny. Sztaby wojskowe prezentowały się nam. Straż liczną mieliśmy przy domu, gdzie stała chorągiew" (do Juliusza Łąckiego).

Przywódca Zastępu wiedział, co robi - kreowanie kilkunastoosobowego legionu jako potężnej siły wojskowej służyło konkretnym celom politycznym. Takim jak pozyskanie funduszy od możnych włoskich czy namówienie Francuzów do wysłania okrętów wojennych nad Adriatyk. A jak wyglądała rzeczywistość? W Livorno legioniści co prawda zaczęli konspirować z kapitanami "okrętów słowiańskich", ale szybko przywołał ich do porządku dowódca lokalnej gwardii narodowej. Owszem, włoskie miasta ciepło przyjmowały Polaków - witali ich najwyżsi urzędnicy i orkiestry wojskowe, a tłumy mieszkańców słuchały płomiennych przemówień Mickiewicza z hotelowych balkonów - ale i tu należy się zastrzeżenie. Propolskie sympatie ludności do pewnego stopnia reżyserowała prasa, na przykład we Florencji dziennikarze przed przybyciem legionu okleili ulice dziesiątkami plakatów.

Głosiły one, że "przyjeżdżają do nas wychodźcy polscy, pod dowództwem swego wielkiego poety Adama Mickiewicza, [...] którzy będą walczyć za tę wielką zasadę narodowej niepodległości, wspólnej Polsce i Włochom. [...] Powinniśmy się więc zebrać o godzinie pierwszej po południu  na placu Duomo [...] dla udania się przed dom Mickiewicza". Dzięki temu Mickiewicz i jego żołnierze zyskiwali darmowy rozgłos, a gazety miały o czym pisać i na czym zarabiać. Co więcej, im głośniej było o legionie, tym więcej garnęło się do niego ochotników. W czerwcu do Mediolanu (końcowy przystanek legionistów) przybył pułkownik Mikołaj Kamieński (wkrótce dowódca Zastępu), którzy przyprowadził ze sobą 150 wojaków. Ponadto, w Paryżu chęć wstąpienia w mickiewiczowskie szeregi zadeklarowało kilkudziesięciu Polaków.

W międzyczasie wieszcz prowadził rozmowy polityczne z władzami Lombardii na temat statusu formacji. Przebiegały one nie bez komplikacji, w pewnym momencie Mickiewicz postawił nawet ultimatum, że jeśli mediolańczycy nie spełnią jego warunków, przemaszeruje z oddziałem (już wzmocnionym przez ludzi Kamieńskiego) do Wenecji. Ostatecznie obie strony doszły do porozumienia i pod koniec czerwca pierwsza kompania, dozbrojona i umundurowana od stóp do głów, została rzucona na front włosko-austriacki. Nie powalczyła jednak za długo u boku Włochów -  legioniści ruszyli do boju 6 sierpnia, a już 9 sierpnia król Karol Albert zawarł rozejm z Austrią.

Rok później żołnierze Mickiewicza zdążyli się jeszcze zasłużyć w obronie Republiki Rzymskiej, a po kapitulacji Wiecznego Miasta część z nich wzięła udział w powstaniu węgierskim. Sam poeta zaangażował się jeszcze w jedną misję wojskowo-polityczną o poważnym znaczeniu: w 1855 roku udał się do Stambułu, aby pogodzić zwaśnionych rodaków, tworzących w Turcji konkurencyjne formacje. Misja się nie powiodła, mało tego - Mickiewicz zmarł podczas pobytu nad Bosforem. Najprawdopodobniej na cholerę, choć niektórzy do dziś podejrzewają, że został otruty...

Przy pisaniu tekstu korzystałem z publikacji: "Adam Mickiewicz. Życie romantyka" Romana Koropeckyj’ego, "Mickiewicz" Jacka Łukasiewicza, "Trucizna albo cholera. Co było przyczyną śmierci Adama Mickiewicza?" Andrzeja Szwarca oraz "Mickiewicz. Słowo i czyn" Aliny Witkowskiej.