Tak zwane pochówki antywampiryczne były stosowane powszechnie od średniowiecza aż po wiek XX. Każde z nich łączy jedno - strach przed nieznanym i niezrozumiałym.
Gdy słyszymy słowo "wampir", wyobraźnia podsuwa nam obraz transylwańskiego arystokraty w czarnym płaszczu. Tymczasem prawdziwe korzenie tych mrocznych wierzeń sięgają znacznie bliżej - na ziemie polskie, gdzie przez stulecia kształtował się złożony i przerażający obraz upiora.
Archeologia i historia odsłaniają coraz więcej dowodów na to, że walka z powracającymi z zaświatów była na terenach Polski codziennością, znajdującą odzwierciedlenie w dramatycznych praktykach pogrzebowych. Od dolnośląskich lasów po bieszczadzkie połoniny, od średniowiecza po wiek XX, Polska zachowała unikalne świadectwa zmagań żywych z tymi, którzy mieli nie chcieć spoczywać w pokoju.
Ewolucja wizerunku wampira jest niezwykle ciekawa. Słowiański upiór to zazwyczaj "chłop z czerwoną gębą" - postać daleka od bladego arystokraty znanego z literatury. Przełom nastąpił w XIX wieku za sprawą literatury: opowiadania "Wampir" Johna Williama Polidoriego (1819) i przede wszystkim "Draculi" Brama Stokera (1897). To właśnie Stoker utrwalił wizerunek wampira jako uwodzicielskiego arystokraty obdarzonego nadprzyrodzonymi mocami.
W polskiej tradycji ludowej funkcjonowały różne określenia tych istot: na wschodzie nazywano je upiorami, w Małopolsce i na Śląsku strzygoniami, na Mazowszu strzygami, a na Kaszubach wieszczymi. Wampir według słowiańskich wierzeń to zmarły, który powraca do życia nocą, by dręczyć żywych - niekoniecznie poprzez wysysanie krwi, ale także poprzez nawiedzanie domów, jedzenie zwykłego pożywienia czy nawet pomoc w gospodarstwie.
W Europie Środkowo-Wschodniej, w tym w polskich realiach, fenomen ten łączył się z silnymi wierzeniami ludowymi, epidemiami, brakiem wiedzy medycznej oraz lokalnymi praktykami pochówku mającymi zabezpieczyć społeczność przed "powrotem zmarłego".
W Polsce przedmiotem badań są tzw. pochówki antywampiryczne, czyli nietypowe groby, w których zastosowano środki mające uniemożliwić lub ograniczyć "działanie" zmarłego po śmierci.
Gdy społeczność obawiała się, że nieboszczyk może powrócić z zaświatów, stosowano specjalne praktyki pogrzebowe. Archeolodzy odkrywają na terenie Polski liczne groby zawierające charakterystyczne zabezpieczenia. Na samym Dolnym Śląsku odnotowano ich ponad 500.
Najczęstsze metody unieszkodliwiania potencjalnych wampirów to:
● Przebicie klatki piersiowej, serca lub szyi ostrym przedmiotem (najczęściej osinowym kołkiem, ale też metalowym prętem),
● Pochówek z twarzą zwróconą do ziemi,
● Odcięcie głowy i umieszczenie głowy między nogami lub obok ciała,
● Przyciśnięcie głazem nagrobka lub umieszczenie dużego kamienia na zwłokach, aby uniemożliwić wstanie,
● Przypinanie kłódki do palca u stopy, co interpretowano jako symboliczne "zamknięcie drogi" zmarłego lub zabezpieczenie przed jego powrotem do świata żywych,
● Skrępowanie ciała do unieruchomienia zwłok,
● Umieszczenie sierpa wokół szyi, by głowa została odcięta przy próbie powstania,
● Wkładanie monet do ust, aby zmarły nie mógł zjadać zasłon, połykać dusz żywych lub komunikować się. Monety mogły symbolicznie "uciszać" zmarłego,
● Wsypanie maku do ust zmuszającego do liczenia (metoda pochodząca z tradycji słowiańskiej) lub użycia nasion lnu wokół ciała, obwijanie szyi prętem z głogu lub dzikiej róży - wszystko w celu "usypiania" możliwego upiora.
Na Dolnym Śląsku pozostało kilka całkiem dobrze udokumentowanych opowieści o "wampirach" lub upiorach, które, choć mocno zanurzone w legendzie, mają też historyczne ślady.
Początek XVIII wieku był dla rejonu czasem epidemii, wojen i religijnych napięć. Strach przed zarazą i niezrozumiałymi zgonami rodził przekonanie, że niektóre dusze nie zaznają spokoju po śmierci. Wśród chłopów krążyły opowieści o "upiorach" i "wieszczych" - zmarłych, którzy powracali, by wysysać siły z żywych ludzi.
W cieniu Gór Kamiennych, między Wałbrzychem a Głuszycą, leży niewielka wieś Rybnica Leśna. Dziś znana jest głównie z malowniczego położenia i szlaków turystycznych, ale trzy wieki temu była miejscem wydarzeń, które do dziś budzą dreszcz emocji. To właśnie tutaj narodziła się legenda o upiorze z Rybnicy Leśnej, jednym z najsłynniejszych "wampirów" Dolnego Śląska. Bohaterem tej historii był Georg Eichner, miejscowy właściciel ziemski, którego po śmierci oskarżono o powrót zza grobu.
Zachowane dokumenty archiwalne z początku XVIII wieku wspominają postać Georga Eichnera, zarządcy lub właściciela części majątku w Rybnicy Leśnej. W relacjach opisuje się go jako człowieka surowego i niezbyt lubianego. Po jego śmierci - datowanej w niektórych przekazach na rok 1709 - wieś zaczęły nawiedzać dziwne wydarzenia.
Według mieszkańców, w nocy widać było tajemnicze światła, a ludzie zaczęli chorować i umierać w niewyjaśniony sposób. Zwierzęta w zagrodach stawały się niespokojne, a kobiety twierdziły, że po zmroku ktoś szarpie im drzwi. Wkrótce pojawiła się plotka, że za wszystkim stoi zmarły Eichner.
Wieśniacy, przerażeni tym, co się dzieje, zwrócili się o pomoc do właściciela majątku - hrabiego Konrada Ernesta Maksymiliana von Hochberga z Książa. Według lokalnych kronik, Hochberg - znany z racjonalizmu i chęci porządku - postanowił osobiście zbadać sprawę.
W obecności świadków nakazano otworzyć grób Georga Eichnera. To, co zobaczono, tylko wzmocniło przekonanie o jego "nieśmiertelności": ciało miało być nienaruszone, twarz rumiana, a na ustach - ślady świeżej krwi. Był to klasyczny opis "wampira" według wierzeń ludowych.
Wówczas, zgodnie z tradycyjnym rytuałem, wbito osikowy kołek w serce zmarłego, a jego ciało posypano wapnem i ponownie pogrzebano. W niektórych wersjach legendy wspomina się również o odcięciu głowy lub przebiciu ciała żelaznym prętem. Po tym zdarzeniu - jak głosi przekaz - wszystkie niepokojące zjawiska w okolicy ustały.
Z czasem opowieść o Eichnerze zaczęła żyć własnym życiem. W ludowych wersjach utrwalił się obraz upiora przemieniającego się w czarnego psa, który nocami miał napadać na kobiety wracające z pola. Czasem pojawiał się jako mgła lub cień przemykający między zabudowaniami.
Motyw czarnego psa jest charakterystyczny dla śląskiego i czeskiego folkloru - symbolizuje złego ducha lub duszę potępionego. W tym sensie legenda o Eichnerze łączy lokalne wierzenia z szerszymi mitami europejskimi.
Najciekawszym aspektem tej historii jest fakt, że nie opiera się wyłącznie na ustnej tradycji. W archiwum rodu Hochbergów w Zamku Książ zachowały się dokumenty opisujące sprawę Georga Eichnera. Choć mają charakter raportów administracyjnych, wspominają o ekshumacji "zmarłego, którego ciało nie uległo rozkładowi" i o "środkach zaradczych" zastosowanych przez miejscową ludność.
To sprawia, że historia z Rybnicy Leśnej stanowi jeden z nielicznych udokumentowanych przypadków "pochówku antywampirycznego" na Dolnym Śląsku. W tym sensie można ją porównać do znalezisk archeologicznych z Gliwic czy Dębego, gdzie odnaleziono ciała z odciętymi głowami i śladami rytualnych praktyk.
Współcześni badacze podchodzą do tej historii z rezerwą. Antropolodzy i historycy kultury, tacy jak dr Leszek Gardeła, podkreślają, że w XVII i XVIII wieku przypadki "wampiryzmu" często były reakcją społeczeństwa na choroby zakaźne lub niewyjaśnione zgony.
W tym kontekście Georg Eichner mógł umrzeć na epidemię, a brak rozkładu ciała był skutkiem chłodnego klimatu i sposobu pochówku. Z kolei ślady "krwi" mogły być naturalnym efektem procesów gnilnych. Hochbergowie, choć wykształceni, zapewne pozwolili na rytuał egzorcyzmu, by uspokoić przerażoną społeczność.
Odkrycie szczątków kobiety, nazwaną dla wygody "Zosią" w 2022 r. w miejscowości Pień (województwo kujawsko-pomorskie) jest unikatowe w skali Polski, a nawet Europy.
Zespół archeologów z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu pod kierunkiem prof. Dariusza Polińskiego znaleźli grób kobiety pochowanej z bardzo nietypowymi elementami. Na szyi miała umieszczony sierp, a na palcu u lewej stopy była kłódka. To skłoniło badaczy do interpretacji tego pochówku jako "antywampirycznego".
Grób Zosi odkryto na nieoznaczonym cmentarzu, który mógł służyć do chowania osób wykluczonych ze społeczności. Za to jej wysoki status społeczny potwierdza jedwabny, bogato zdobiony czepek. Badania DNA i izotopowe ujawniły, że najprawdopodobniej nie była miejscową chłopką, lecz przybyłą z południowej Skandynawii osobą o jasnej karnacji i niebieskich oczach.
Analizy kości wykazały, że w chwili śmierci miała prawdopodobnie ok. 18-20 lat. Badania szkieletu wykazały wystające zęby, a także deformację w okolicy mostka, co mogło być spowodowane chorobą (być może nowotworem) lub wadą wrodzoną. Profesor Dariusz Poliński sugerował, że to właśnie objawy chorobowe i odmienny wygląd fizyczny mogły wzbudzić lęk w lokalnej społeczności i stać się przyczyną oskarżeń po jej śmierci, a może nawet za życia.
Profesor Poliński podkreślał, że określanie Zosi mianem "wampirzycy" jest pewnym uproszczeniem, gdyż termin "wampir" upowszechnił się w Polsce dopiero w XVIII wieku. W XVII stuleciu ludzie obawiali się raczej upiorów, strzyg czy wieszczyc.
Praktyki zastosowane w Pniu były sposobem na zabezpieczenie się przed ingerencją ze świata zmarłych i przypisywano je często osobom wyróżniającym się wyglądem lub zachowaniem.
Warto dodać, że w okolicy tego samego cmentarza znaleziono również szczątki XVII-wiecznego dziecka "wampira", pochowanego twarzą w dół z "antywampiryczną" kłódką wokół kostki.
W październiku 2024 roku światowej sławy archeolog i rzeźbiarz, Oscar Nilsson, zaprezentował rekonstrukcję twarzy Zosi. Prace oparto na wydruku 3D czaszki oraz szczegółowych badaniach DNA, które dostarczyły informacji o kolorze skóry, włosów, oczu i kształcie cech twarzy. Powstało realistyczne popiersie wykonane ze specjalnej sztucznej skóry z wykorzystaniem prawdziwych włosów.
Posądzanie kobiet o wampiryzm nie było rzadkością. Było mieszanką lęku przed ich biologiczną "innością", patriarchalnej kontroli nad ich rolą społeczną oraz głęboko zakorzenionych archetypów demonicznych kobiet w kulturze.
Pod względem biologicznym kobietę można było posądzić o bycie wampirem przez... menstruację (krwawienie bez widocznej rany), ciążę i poród (sugerowano, że kobieta przy porodzie umiera, a potem powraca jako upiór), czy menopauzę (przekwitanie jako oznaka kontaktu z siłami nadprzyrodzonymi).
Kobieta, która wychodziła poza narzucone jej tradycyjne role (żona, matka, opiekunka domowego ogniska), automatycznie stawała się podejrzana. Do tego dochodzą kobiety wyłamujące się z ról społecznych: zielarki i znachorki, samotne i starsze kobiety, a także "uwodzicielki", które wysysają męską “esencję życiową".
Wampir stał się więc metaforą kobiety niemieszczącej się w normach - a taka zawsze budziła największy strach.
Na Podkarpaciu, jednym z najlepiej udokumentowanych terenów jest miasto Sanok i jego okolice. Podczas badań archeologicznych przy kościele św. Michała odkryto cmentarz złożony z około 40-70 grobów, wśród których były pochówki o cechach jednoznacznie antywampirycznych: np. zwłoki ułożone twarzą do ziemi, głowa osoby była odcięta i ułożona między nogami. W niektórych grobach włożono monety do ust, co interpretowano jako próbę "zablokowania" ust zmarłego.
Archeolodzy zwracają uwagę, że takie praktyki miały sens społeczny: chroniły wspólnotę przed potencjalnym niebezpieczeństwem ze strony zmarłego. W wielu przypadkach były też reakcją na epidemie lub nagłe zgony, które budziły podejrzenia o wampiryzm.
Z kolei dla dawnych mieszkańców Jawornika, należących do mniejszości łemkowskiej, wampiry - zwane też upiorami - nie były elementem folkloru, ale realnym i wszechobecnym zagrożeniem. Wierzono, że wszystkie nieszczęścia, choroby i śmierć są wynikiem pośmiertnej działalności zmarłych, którzy powracali, by dręczyć żywych. Strach ten był tak głęboki, że prowadził do niezwykłych i drastycznych praktyk.
Jawornik to wioska położona w dolinie potoku Osławica lub dopływu Osławy w Bieszczadach. W przeszłości zamieszkiwana głównie przez ludność łemkowską i ukraińską, w okresie międzywojennym liczyła kilkaset mieszkańców. Po II wojnie światowej, w wyniku wysiedleń (m.in. akcji "Wisła"), wioska uległa wyludnieniu.
Na tym terenie zachowały się ślady starego cmentarza przy cerkwisku lub dawnym obrządku greckokatolickim, a także dokumenty i relacje ludowe mówiące o pochówkach uznanych za "wampiryczne", w których zmarłym obcinano głowę i układano ją między nogami, lub wbijano kołki w głowę lub serce.
Jak pisał w XIX wieku wybitny polski etnograf, Oskar Kolberg: "W upiory lud górski wierzy mocno; i tak we wsi Jawornik nad rzeką Osławicą, może nie ma jednego człowieka pochowanego na cmentarzu, który by nie miał wbitego w głowę ćwieka lub uciętej i u nóg położonej głowy".
Praktyki te miały trwać od XIX wieku do pierwszej połowy XX wieku i były częścią lokalnej tradycji łemkowskiej.
Właśnie w tej społeczności panowało przekonanie, iż osoba, która, zanim zmarła miała nietypowe cechy (np. interseksualność, choroba, samotność), mogła po śmierci stać się upiorem. W Jaworniku i okolicach takie osoby chowano inaczej, właśnie by zabezpieczyć społeczność przed ich powrotem.
Polskie groby antywampiryczne i legendy o wampirach nie są dowodem na istnienie nadprzyrodzonych istot. Stanowią one świadectwo lęków społecznych, mechanizmów kontroli i symbolicznego znaczenia kobiet w kulturze ludowej.
Przypadki z Dolnego Śląska, Sanoka, Jawornika i Zosi spod Pnia pokazują, że społeczności ludzkie w przeszłości w wymowny sposób reagowały na śmierć, choroby, samotność i niepewność. Archeologia i etnografia pozwalają dziś zrozumieć te praktyki nie jako fantazje, lecz jako element historii społecznej, rytuałów pogrzebowych i lokalnych wierzeń.
Warto również patrzeć na wampira nie tylko jako istotę dosłowną, ale jako metaforę społecznego zagrożenia: zmarły, który nie został właściwie pochowany, czy ktoś, kto w życiu budził lęk (odmieniec, chore ciało, samobójca) - mógł być postrzegany jako potencjalny upiór. Wyrazem tego są badania, które wskazują, że "rzeczywiste" osoby uznane za wampiry pochodziły spośród miejscowej społeczności, niekoniecznie obcych.
Wampiryzm w Polsce to więc przede wszystkim historia strachu, wykluczenia i wierzeń ludowych, które przetrwały w legendach i grobach aż po współczesność.