Reklama

Zamieszkana przez niewiele ponad 32 tys. mieszkańców karaibska wyspa Saint-Martin (jej południowa część stanowi terytorium autonomiczne Holandii i nosi nazwę Sint Maarten, północna należy do Francji jako jej wspólnota zamorska) jest popularnym kierunkiem turystycznym słynącym z piaszczystych plaż, pięknych krajobrazów i bogatej przyrody.

Na początku ubiegłego roku gruchnęła zatrważająca wieść. Władze holenderskiej części wyspy stwierdziły, że pochodzące z Afryki małpy naczelne kotawce sawannowe (Chlorocebus pygerythrus) rozmnażają się w zastraszającym tempie przez co zagrażają licznym rodzimym gatunkom zwierząt, rolnikom i turystom, a wyjście jest tylko jedno: wytępić! Do 2025 roku z wyspy mają zniknąć wszystkie sztuki. 

Reklama

Francuscy urzędnicy zachowawczo stwierdzili, że badają sprawę. Ale też szukają sposobów na walkę z inwazją małp, które są obwiniane za zagrożenie dla kruchej różnorodności biologicznej tego turystycznego raju. 

Małpy zjadają wszystko

- Spektakularny wzrost populacji tego gatunku zwierząt może mieć wpływ na różnorodność biologiczną regionu - przyznał Julien Chalifour, naukowiec z Rezerwatu Przyrody Naturalnej na wyspie.

Małpy zyskały fatalną reputację wśród mieszkańców za sprawą agresywnego zachowania. Atakują ludzi i zwierzęta domowe, grzebią w koszach na śmieci, niszczą ogrody i pola, a ich odchody odnajdywane są na każdym kroku. Jest ich szczególnie dużo w pobliżu stref miejskich po holenderskiej stronie wyspy, w pobliżu Guana Bay, Pointe Blanche i Cole Bay.

Pochodzące z Afryki małpy nie są wybredne, zjadają niemal wszystko, ptasie jaja, rośliny uprawne, drzewa ozdobne i owocowe.

- Korzystają z mnogości pożywienia dzięki obfitym deszczom, co z kolei zwiększa ich możliwości reprodukcji - powiedział Chalifour. - Nie możemy pozwolić, żeby się rozmnażały. Są wszędzie.

Gwałtowny wzrost populacji kotawców sawannowych dał się zauważyć szczególnie po 2017 roku, po przejściu huraganu Irma, który zniszczył prawie 95 proc. powierzchni wyspy. - Te wszystkożerne ssaki znalazły się po kataklizmie w środowisku pozbawionym źródeł pożywienia, co doprowadziło do ich rozprzestrzenienia się w poszukiwaniu pokarmu - wyjaśnił naukowiec.

Małpy nie obawiają się niczego. Pod koniec 2021 roku marynarze okrętu RFA Wave Knight, szybkiego tankowca flotowego, który dostarczał zaopatrzenie innym załogom Royal Navy na Karaibach, odkryli na pokładzie samicę z młodymi. Zwierzę z wczepionymi w jej sierść małymi koczkodanami wdzierało się wszędzie, wspięło się nawet na mostek.

Kiedy RFA Wave Knight chciał zawinąć na Grand Turk Island, jedna z wysp na brytyjskim terytorium zależnym Turks i Caicos, załoga wyjawiła lokalnym władzom, że ma pasażera na gapę. Reakcja urzędników zaskoczyła marynarzy, dostali kategoryczny zakaz zawijania do portu. Stwierdzono, że zagrożenie biologiczne jest zbyt duże. Wiedziano bowiem, czym grozi wprowadzenie na ich wyspę tego obcego gatunku. 

Załoga przystąpiła więc do próby złapania intruza. Bez skutku. Kiedy odcięto zwierzęciu wszelkie drogi ucieczki, małpa wyskoczyła za burtę. Marynarze zapewniają, że samica przeżyła skok z ponad 20 metrów, a do brzegu dopłynęła "pieskiem".

Małpy rezerwuarem bakterii

Nikt dokładnie nie wie, ile kotawców sawannowych żyje na Saint-Martin (ostatnie szacunki mówią, że tylko po holenderskiej stronie wyspy jest ich ponad dwa tysiąc), a tym bardziej na całych Karaibach. Do regionu sprowadzili je w XVII wieku europejscy osadnicy. Miały umilać im towarzystwo. Pochodzący z Afryki gatunek koczkodanów szybko "usamodzielnił się". Małpy zaczęły podbijać kolejne wyspy, by we wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku dotrzeć w końcu na Saint-Martin.

Oprócz ataków na turystów i szkód wśród upraw okazało się przy okazji, że małpy te są rezerwuarem bakterii Yersinia enterocolitica wywołującej chorobę zakaźną jersiniozę. Wykazano to po wybuchu epidemii na Karaibach w 2013 roku. Zauważono bowiem, że chorują także kotawce, cierpiały na krwotoczne oraz śluzowo-krwotoczne biegunki i odwodnienie. Po wykonanej sekcji zwłok do analizy pobrano próbki wątroby, śledziony, węzłów chłonnych, płuc oraz jelit. Potwierdzono wówczas obecność Yersinia enterocolitica.

Bakterie te są odporne na kwaśne pH środowiska, dlatego nie zostają unicestwione przez soki żołądkowe, co pozwala im na szybkie skolonizowanie błony śluzowej jelit. Dolegliwości wywołane przez bakterię, przyjmujące postać zakaźnych, ostrych lub przewlekłych anomalii w obrębie funkcjonowania przewodu pokarmowego, prowadzą do rozwoju jersiniozy. Choroba objawia się zapaleniem jelit - okrężnicy i jelita cienkiego, powodujące biegunki, bóle brzucha, gorączkę, niekiedy także z towarzyszącymi wymiotami.

To musiało doczekać się reakcji władz. Urzędnicy holenderskiej części wyspy, a więc Sint Maarten, powiedzieli dość. Małpy muszą zginąć. Na egzekutora wybrano organizację pozarządową Nature Foundation St. Maarten. Ma ona w ciągu trzech lat pozbyć się wszystkich sztuk. Uznano, że plan jest "bolesny i kontrowersyjny", ale konieczny.

Uratować małpy. Rozwiązanie niegodne z prawem

I wtedy się zaczęło. Siedemdziesiąt pięć organizacji zajmujących się dobrostanem zwierząt wezwało rząd do natychmiastowego zaprzestania prób odstrzału całej populacji. Odpowiednią petycję wystosowano pod koniec 2023 roku.

Jeden z inicjatorów protestów - Born Free USA - twierdzi, że ma ekspertów gotowych wesprzeć rząd bardziej humanitarnym programem sterylizacji małp, aby "pomóc złagodzić krótkoterminowe problemy powodowane przez małpy, takie jak szkody w uprawach oraz wdzieranie się do domów i szkół".

 "W ten sposób Sint Maarten może przodować w humanitarnym zarządzaniu populacją naczelnych w regionie Karaibów" - napisała grupa w liście do rządu Sint Maarten. "Bylibyśmy wdzięczni, gdyby rozważyli Państwo odroczenie planów uboju zwierząt i współpracę z nami w celu znalezienia prawdziwie humanitarnych alternatyw".

- Nasza koalicja jest gotowa zaoferować wiedzę specjalistyczną, aby ocalić niewinne życie małp, które obecnie tam zamieszkują - powiedziała Angela Grimes, dyrektor generalna Born Free USA.

Problem w tym, że prawo zabrania wypuszczania gatunków obcych, dlatego - jak zwraca uwagę w oświadczeniu Nature Foundation Sint Maarten - "wypuszczanie małp na wolność po sterylizacji byłoby przestępstwem". I dodano: "W obliczu znacznego wzrostu populacji małp sąsiednie wyspy sięgnęły już dawno po bardziej drastyczne środki kontroli populacji".

Więcej małp niż ludzi

Problem małp jest doskonale znany na nieodległych wyspach Saint Kitts i Nevis, gdzie populacja koczkodanów, jak się szacuje, przewyższa już całą ludność tego karaibskiego państwa liczącego nieco ponad 50 tys. mieszkańców. Ministerstwo Środowiska tej monarchii konstytucyjnej zorganizowało przed niespełna rokiem specjalne seminarium mające dać odpowiedź, jak poradzić sobie z tym inwazyjnym gatunkiem obcym. - Małpy stanowią poważne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa żywnościowego - powiedział Samal Duggins z Ministerstwa Rolnictwa St Kitts i Nevis.

Zdecydowano, że w różnych miejscach wyspy rozmieszczonych zostanie 500 pułapek. Podobne rozwiązanie stosowano już wcześniej, ale pułapek było tylko kilka i były zdecydowanie mniejsze, pozwalające odłowić pojedyncze sztuki.

- Chcemy pójść znacznie dalej, żeby drastycznie zmniejszyć populację kotawców i ochronić rolników - powiedziała Junelle Kelly, dyrektor w resorcie rolnictwa. Zapowiedziała też utworzeniu Jednostki Kontroli Dzikich Zwierzętach. Władze Saint Kitts i Nevis z uwagą śledzą także efekty działań sąsiadów.

We wrześniu premier Saint Kitts i Nevis Timothy Harris, z powodu narastającego problemu, napaści małp na gospodarstwa i wkraczanie do miast, zapowiedział "rozważenie różnych opcji walki".

Jedną z nich są nagrody za złapanie żywych zwierząt. Za jedną małpę można dostać 200 dolarów. - To znacząca suma. Mamy nadzieję, że zachęci to do zajęcia się łapaniem tych stworzeń - stwierdził premier Harris.

Nie jest pewne, czy uda się skutecznie pozbyć koczkodanów z karaibskich wysp. Na razie Nature Foundation Sint Maarten udostępnia mieszkańcom wskazówki, jak samemu radzić sobie z problemem. Zaleca stosowanie na uprawach przykryć i moskitier, szybkie zbiory owoców oraz pozostawianie w wielu miejscach realistycznie wyglądających gumowych węży. Małpy z natury się ich boją. Nie wolno jedynie zapominać, by "węże" często przenosić. Pozostawione w jednym miejscu na zbyt długo przestaną pełnić swoją funkcję odstraszaczy. Małpy są bowiem inteligentne i szybko pojmują, że to nie prawdziwe zagrożenie. Innym rozwiązaniem jest stawienie ogrodzeń elektrycznych.