Reklama

Każdy ma jakąś historię związaną ze świętym Mikołajem. Może jest to poranek, gdy jako dziecko zrywał się z samego rana, żeby sprawdzić, jaki prezent czeka przy łóżku. Dla kogoś innego będzie to ciekawa rozmowa z młodszym rodzeństwem, które ustalało, czy Mikołaj naprawdę istnieje i jakim cudem udaje mu się dostarczyć wszystkie prezenty w jednym worku. A może w końcu to dorosła refleksja, kiedy ktoś już sam wkrada się z upominkami do pokoju swoich dzieci i staje się ich tajemniczym bohaterem. Święty Mikołaj to nie tylko legenda - to przede wszystkim emocje, zwyczaje i wspomnienia, które od pokoleń tworzą kawałek naszej tożsamości. Warto przyjrzeć mu się bliżej, żeby zrozumieć, dlaczego od lat pielęgnujemy tę tradycję.

Biskup z Miry - kim był prawdziwy Święty Mikołaj

Oprócz postaci religijnych nie ma drugiej takiej, która równie jednoznacznie kojarzyłaby się z grudniowymi świętami. Gdy widzimy czerwony płaszcz, biały puch i charakterystyczną czapkę - od razu wiadomo, że zaczyna się sezon na pierniki, światełka i niekończące się listy życzeń. Mikołaj zaczyna pojawiać się wszędzie - w reklamach, filmach, witrynach sklepów, na bombkach, kubkach i swetrach. Jego wizerunek stał się uniwersalnym językiem świątecznej atmosfery. Choć różne kultury przedstawiają go w inny sposób, jedno jest pewne - wszyscy o nim słyszeli.

Reklama

Zanim Mikołaj trafił na plakaty, był zwyczajnym człowiekiem - biskupem w Mirze w Licji (na terenie dzisiejszej Turcji), żyjącym prawdopodobnie na przełomie III i IV wieku (urodził się ok. 270 roku). O jego życiu wiadomo niewiele, ale to, co przetrwało, wystarczyło, żeby przez stulecia budować obraz świętego z sercem znacznie większym niż worek prezentów.

Legenda głosi, że urodził się jako długo wyczekiwane, jedyne dziecko zamożnych rodziców. Gdy był jeszcze mały, jego opiekunowie zmarli na zarazę, która pochłonęła mieszkańców Miry. Został dziedzicem wielkiego majątku, ale zamiast go pomnażać, traktował go jako narzędzie do wspierania innych. Był niezwykle skromny i hojny, zawsze gotowy pomagać w potrzebie.

W tradycji zapisał się jako gorliwy obrońca wiary, choć biskupem został zupełnie przez przypadek. Po śmierci poprzedniego zwierzchnika duchowieństwo długo zastanawiało się, komu powierzyć prowincję. Jednemu z dostojników objawiła się we śnie wskazówka, żeby nowym biskupem mianować osobę, która o świcie przekroczy próg kościoła. Pierwszym w świątyni okazał się Mikołaj - człowiek milczący, pokorny i znany ze swojej dobroci.

Najbardziej poruszające są historie o jego pomocnych uczynkach. Najsłynniejsza opowieść dotyczy bogatego sąsiada, który w wyniku chciwości utracił majątek. Jego trzy córki straciły wówczas możliwość wyjścia za mąż, bo ich ojca nie było stać na posag. Mikołaj, poruszony sytuacją dziewcząt, nie chcąc jednocześnie zawstydzać sąsiada, nocą miał podrzucać do ich domu sakiewki ze złotem. Ta historia przeszła do tradycji jako symbol ukrytej dobroczynności - dawania upominków, bez oczekiwania pochwały.

Z biegiem lat wokół biskupa zaczęły narastać kolejne, niesamowite opowieści, m.in. o ratowaniu żeglarzy walczących ze sztormem czy przywracaniu życia niesłusznie zmarłym dzieciom. To, co jest pewne, to fakt, że Mikołaj stawał w obronie ubogich i pomagał najmłodszym. Po śmierci, 6 grudnia 343 roku czczono go jako świętego, którego grób stał się źródłem cudów. Gdy wieki później Mira znalazła się pod panowaniem Turków, relikwie Świętego Mikołaja przewieziono do włoskiego Bari. Jego kult rozprzestrzenił się w Europie bardzo szybko, a w średniowieczu był już jednym z najbardziej docenianych świętych. Do dziś czci się go jako patrona marynarzy, dzieci, podróżnych i wszystkich, którzy potrzebują opieki.

Dlaczego to właśnie on został darczyńcą prezentów? Bo jego legenda idealnie łączyła tajemnicę i dobroć. Nocne obdarowywanie domów, dyskretne pomaganie i hojność - wszystko to stworzyło fundament dzisiejszej tradycji.

Haddon Sundblom wypromował starszego pana w czerwonym stroju

Średniowieczne wizerunki świętego Mikołaja odbiegają znacząco od tego, jak dzisiaj się go przedstawia. Surowy biskup w mitrze, z pastorałem, często ukazywany z poważną miną. Zero rubaszności, uśmiechu i czerwonego stroju. Dopiero w XIX i XX wieku jego wygląd zaczął ewoluować - najpierw w Europie, potem w Stanach Zjednoczonych. Na północy Europy dojrzewał lokalny pierwowzór - fiński Joulupukki, dawniej "bożonarodzeniowy kozioł", który według legend mieszkał na górze Korvatunturi i potrafił słyszeć wszystkie dzieci świata. Fiński radiowiec Markus Rautio w 1927 roku podczas swojej audycji po raz pierwszy "zdradził" całemu światu, że domem Mikołaja jest Laponia. Europejczykom do dziś ta lokalizacja kojarzy się z zimowym darczyńcą.

Co ciekawe, gdyby zapytać, kto wymyślił postać współczesnego Mikołaja, wiele osób - bez najmniejszego zawahania - odpowie, że Coca-Cola Company. To nie do końca prawda - już w latach 20. XIX wieku powstał anonimowy poemat "A Visit from St. Nicholas" (znany jako "The Night Before Christmas"), który opowiadał o zbudzeniu rodziny przez Mikołaja przeciskającego się przez komin, aby wręczyć prezenty. Wówczas zaczęto kojarzyć jego postać z reniferami, bo utwór nie tylko przedstawiał zwierzęta jako towarzyszy mężczyzny, ale także nadał im imiona, które znamy do dziś, takie jak Dasher (Fircyk) czy Comet (Kometek).

Z kolei czerwony strój i pulchna sylwetka bohatera pojawiły się w latach 60. XIX wieku. Za prekursora współczesnego wizerunku świętego Mikołaja uznawany jest Thomas Nast, niemiecko-amerykański karykaturzysta (i przy okazji komentator ważnych zjawisk społecznych). Opublikował on ilustracje w magazynie "Harper’s Weekly", na których przedstawił go jako krępego mężczyznę w futrzanej, zimowej odzieży. Nie był to jeszcze uśmiechnięty staruszek, ale wyobrażenie bardzo odmienne od średniowiecznego. Co ciekawe, w jego rysunkach kolor stroju nie był jednoznacznie określony. Równie często co czerwień, pojawiała się zieleń lub brąz - kolory zimowe i praktyczne. Nast lubił bawić się tą postacią - w kolejnych latach powiększał go i zmieniał twarz na pogodną. To również on po raz pierwszy umiejscowił Mikołaja na biegunie północnym (tzw. North Pole, z którym kojarzą go do dziś Amerykanie). Był to nieprzypadkowy wybór, aby święty pozostał neutralny kulturowo i "należał" do wszystkich. Rysownik przedstawił też warsztat z zabawkami, listy od dzieci, księgę grzecznych i niegrzecznych. Stworzył więc całe uniwersum, które sprawiło, że postać dało się łatwo rozwijać, adaptować i przekształcać w popkulturowy symbol.

To jednak dopiero Haddon Sundblom, amerykański malarz reklamy (szwedzkiego i fińskiego pochodzenia), stworzył tego Mikołaja, którego dziś znamy tak dobrze, że w zasadzie nie potrafimy już wyobrazić sobie innego. W latach 30. XX wieku Sundblom dostał zadanie - miał przygotować świąteczny wizerunek do reklamy Coca-Coli. Celem było zachęcenie ludzi do picia napoju, nawet zimą. Malarz wybrał na modela swojego sąsiada - uśmiechniętego, sympatycznego emeryta, który stał się pierwowzorem "idealnego" Mikołaja. Chciał, żeby wyglądał naturalnie, życzliwie i przyjaźnie. Nie jak odległy patron religijny, lecz dobrotliwy gość, którego każdy chce zaprosić do domu.

Sundblom malował Mikołaja dla przedsiębiorstwa jeszcze przez trzy dekady i przez ten czas jego wersja postaci zdominowała kulturę masową. Pulchny brzuch, rumiane policzki, szeroki uśmiech, czerwony kubrak z futrem, brzęczący pas, a do tego niezastąpiony worek pełen prezentów. Jego ilustracje pojawiały się w gazetach, na billboardach, w witrynach sklepowych. W końcu trafiły też do filmów, kreskówek i książek.

Co ważne, artysta czerpał z klasycznych elementów europejskiej tradycji. Korzystał z motywu nocnego podkradania się, listów z życzeniami i aktów dobroci czynionych przez świętego. Łącząc to, co stare, z tym, co nowe, stworzył mieszankę idealną. Wizerunek wykreowany przez Sundbloma była tak przekonujący, że z czasem stał się jedynym właściwym. Nawet w krajach, gdzie wcześniej w ogóle nie istniał.

Dzięki temu święty Mikołaj wkroczył w erę globalizacji. Wystarczyło 30 lat reklam, żeby przestał być już tylko religijnym symbolem. Narodziła się prawdziwa ikona popkultury - ktoś na równi z bohaterami komiksów czy gwiazdami animacji. To jeden z niewielu świętych, którzy dostali drugie życie.

Polskie tradycje mikołajkowe - od PRL-u po współczesność

Mikołajki w Polsce najsilniej kojarzą się z 6 grudnia (obchodzonym w tym dniu w związku z datą śmierci biskupa z Miry) i prezentem, który podrzuca święty. Nasze zwyczaje są jednak znacznie szersze i wcale nie takie jednolite, jak mogłoby się wydawać.

W PRL-u świętowanie mikołajek miało specyficzny klimat, bardziej szkolny niż rodzinny. W wielu miejscach nie obchodziło się ich w domu, ale właśnie w klasie. Pielgrzymował tam święty Mikołaj w przebraniu z paczkami od zakładów pracy, często w trochę zbyt dużej brodzie i kostiumie biskupa z pastorałem. Dzieci recytowały wierszyki, odpowiadały na pytania i w zamian za dobre zachowanie dostawały wyroby czekoladopodobne. Na niegrzeczne pociechy czekała rózga.

Polska jest krajem różnorodnych tradycji. Nie tylko święty Mikołaj przynosi prezenty pod choinkę. Na Śląsku robi to Gwiazdor - raczej surowy i konsekwentny. W Małopolsce, szczególnie u rodzin katolickich, upominki rozdaje Aniołek lub Dzieciątko. To jeszcze echo czasów, gdy Mikołaj był kościelnym świętym, a nie globalną ikoną.

Dziś tradycje łączą się i przenikają. 6 grudnia świętują nawet dorośli, wymieniając się drobnymi prezentami w domach i w pracy. W szkołach pojawiają się mikołajki klasowe, a niemal każde dziecko doskonale zna "amerykańskiego" Mikołaja z reniferami, do którego pisze się list i któremu na parapecie zostawia się zawsze ciasteczka wraz ze szklanką mleka. Choć to globalny symbol, znalazł również miejsce w polskiej kulturze.

Dlaczego święty Mikołaj stał się symbolem dobroci?

Co tak naprawdę kryje się za symbolem świętego Mikołaja? Dlaczego przetrwał setki lat, mimo że świat wokół mocno się zmieniał? Odpowiedź jest bardzo prosta - Mikołaj ucieleśnia to, czego wszyscy potrzebujemy - dobroć, która przychodzi niespodziewanie. Przypomina, że warto być życzliwym, nawet jeśli nikt tego nie widzi. Czasem jeden drobny gest może odmienić życie drugiej osoby.

Wizerunek świętego Mikołaja ewoluował wraz z ludzkimi oczekiwaniami. Z surowego biskupa stał się opiekunem dzieci, z religijnej opowieści - symbolem kultury masowej. W tej metaforze jest coś pięknego - każdy z nas, czyli wszystkie kolejne pokolenia, dopisują do niego coś własnego, nie zmieniając głównego przesłania jego postaci. Współczesne reklamy dodały mu uśmiechu i ciepła, tradycje ludowe nauczyły, że najlepiej pomagać po cichu, a religijne korzenie przypomniały, że do czynienia dobroci wystarczy jeden człowiek.

Współcześnie święty Mikołaj jest kimś więcej niż bohaterem grudnia. Stał się częścią zbiorowej wyobraźni, postacią łączącą emocje, zwyczaje i wspomnienia. Choć zmienia się w czasie, to nie traci sensu. Każde mikołajki, prezenty i wszystkie rozmowy o nim to w gruncie rzeczy powtarzająca się opowieść o tym, że warto być dobrym dla innych.